Na urodziny postanowiłem dać sobie w prezencie ukończoną książkę. Wysłałem tekst do korekty – nie jestem nativem, a piszę po angielsku – i dokładnie na 40 urodziny otrzymałem plik z powrotem. Było w nim dziewięć tysięcy poprawek – to nie żart. Ale dodanie spacji, usunięcie przecinka, a nawet pomyłka – Megan usunęła kropkę, Megan dodała kropkę – to według Worda poprawka. Trzy akapity popsuły się po drodze, drobiazg. Po dwóch dniach tekst był poprawiony, ale.
Megan – przypominam, z zawodu redaktorka – wyraziła swoje zdanie na temat książki. Jej zdaniem książka jest bardzo dobra i ma duże szanse na pozyskanie zainteresowania agenta/tki. Jest to informacja miła i nieprzydatna – chociażby dlatego, że „duże szanse” to bardzo nieprecyzyjne określenie. Z uwagi na to, że na płatność umówiliśmy się z góry Megan nie musiała mi tego jednak mówić wcale. Nie musiała też rozwijać uwag, co poczyniła: 1) Akcja rozwija się wolno przez pierwsze 1/3 książki, bardzo szybko dalej. 2) Postaci kobiece w pierwszej 1/3 są zarysowane w sposób banalny i za pomocą klisz. 3) Za dużo opisuję, a za mało pokazuję.