Na urodziny postanowiłem dać sobie w prezencie ukończoną książkę. Wysłałem tekst do korekty – nie jestem nativem, a piszę po angielsku – i dokładnie na 40 urodziny otrzymałem plik z powrotem. Było w nim dziewięć tysięcy poprawek – to nie żart. Ale dodanie spacji, usunięcie przecinka, a nawet pomyłka – Megan usunęła kropkę, Megan dodała kropkę – to według Worda poprawka. Trzy akapity popsuły się po drodze, drobiazg. Po dwóch dniach tekst był poprawiony, ale.

Megan – przypominam, z zawodu redaktorka – wyraziła swoje zdanie na temat książki. Jej zdaniem książka jest bardzo dobra i ma duże szanse na pozyskanie zainteresowania agenta/tki. Jest to informacja miła i nieprzydatna – chociażby dlatego, że „duże szanse” to bardzo nieprecyzyjne określenie. Z uwagi na to, że na płatność umówiliśmy się z góry Megan nie musiała mi tego jednak mówić wcale. Nie musiała też rozwijać uwag, co poczyniła: 1) Akcja rozwija się wolno przez pierwsze 1/3 książki, bardzo szybko dalej. 2) Postaci kobiece w pierwszej 1/3 są zarysowane w sposób banalny i za pomocą klisz. 3) Za dużo opisuję, a za mało pokazuję.

Czytaj dalej

M., A., Ray, Stacey Roca (Shell/Closer To Heaven)

Właśnie się obudziłem. Dokładnie 10 minut temu (gdy zaczynam wpis), bo najpierw poszedłem do toalety, kocham swoich czytelników, ale w hierarchii moich potrzeb pusty pęcherz jest najpierw i wcale się tego nie wstydzę. Co nie znaczy, że będę się tym chwalić na blo… ups…

W każdym razie, nie chodzi o toaletę, tylko o sen. Wiem, że cudze sny są potwornie nudne i nie obrażę się, jeśli pominiecie ten wpis.

Zanim przyjechałem do Holandii, moja najbliższa przyjaźń była podtrzymywana emailowo. Spotkaliśmy się kilka razy w ciągu 9 lat. Był to chłopak, z którym dzieliliśmy się każdą myślą, nową piosenką, odkryciem, wysyłaliśmy sobie kasety, tzn. on mnie, bo w Polsce dużej części muzyki po prostu nie było; on był głębokim, zakompleksionym introwertykiem w małym miasteczku na zadupiu Holandii, a ja byłem głębokim, zakompleksionym introwertykiem w Warszawie, małym miasteczku na zadupiu Europy (zwracam uwagę, że to było bardzo dawno temu, zaczęliśmy korespondencję, kiedy szczytem naszych marzeń było pewnego dnia przylecieć do Londynu i umrzeć, nawet na lotnisku, nie było jeszcze GUGLA, tak, były kiedyś czasy, kiedy nie było gugla). Odkrywaliśmy powolutku różne możliwości życiowe – aparat ortodontyczny; możliwość nabycia ubrania niewybranego przez mamę; nowy singiel Pet Shop Boys; podróżowanie. On ufarbował włosy i wyprostował zęby. Ja wyrzuciłem wszystkie nieokreślonego kształtu swetry i przestałem się ubierać w jasnoniebieskie koszule. Dzieliliśmy się opisami pierwszych pocałunków, nowego chłopaka/dziewczyny, problemów, które płyną z tego, że ma się 23 lata i nie jest się muzykiem w Londynie, o czym obaj marzyliśmy. Spotkaliśmy się w Amsterdamie, w Londynie, w Berlinie, znowu w Londynie, znowu w Amsterdamie… Przyjechałem do Holandii. I jakoś się tak zrobiło, że im bliżej byliśmy fizycznie, tym mniej mieliśmy kontaktu.

Czytaj dalej

Piszę to nieco wcześniej, ale z premedytacją ustawiam datę publikacji na 16 stycznia, bo wtedy ma miejsce Blue Monday. Jest to dzień, kiedy najwięcej (procentowo) ludzi nawet bez zepsutych mózgów ma objawy depresji. Dzieje się tak, ponieważ:

  1. Przychodzą rachunki za karty kredytowe („koperta 1 z 2”)
  2. Minęły święta, sylwester, nowy rok, czech króli, a do wiosny (nie mówiąc o lecie) cholernie daleko
  3. Za oknem widok, jakby jakimś cudem okno pracowało w trybie monochromatycznym
  4. Zimno (nie dotyczy osób, które lubią, jak im zimno, znam takie dwie)
  5. Postanowienia noworoczne na ogół zdążyły się już albo rozmyć w pamięci, albo zwyczajnie zawieść (od początku stycznia chodzę na siłownię, zapłacę za cały rok, to wyjdzie taniej! ojej, na siłowni można się spocić, to obrzydliwe! pójdę jutro… albo pojutrze… albo może w nowym roku…)

Blue Monday to w rzeczywistości pseudonauka, pojęcie wymyślone po to, żeby zareklamować pewną agencję podróży. Nie zmienia to prostej prawdy: sposobem na uniknięcie nierozczarowywania się własną niemożnością spełnienia postanowień noworocznych jest niepodejmowanie postanowień noworocznych.

(Zanim klikniecie, lub nie klikniecie „czytaj dalej”, uprzedzam, że dalej jest o Islandii.)

Czytaj dalej