W poprzednim odcinku

Dziś rozmawiamy (nadal) o wywiadzie z doktorem Majem.

A propos, rozglądać się można nie tylko w sieci. Całkiem popularne zrobiły się u nas tzw. szybkie randki, podczas których rozmawia się z kilkunastoma potencjalnymi partnerami – z każdym po pięć minut – i potem się decyduje, który z nich nam się podoba. Pięć minut wystarczy, by to ocenić?

– Jak najbardziej! Przydatność tzw. speed datingu potwierdziły nawet badania. To sposób na szybką ocenę tego, czy w ogóle chcemy z daną osobą rozwinąć znajomość.

Kiedy piszę o tym, że zanim mnie będzie wolno dotknąć najpierw należy wzbudzić sympatię i wykazać się poczuciem humoru, mam na myśli dosłownie pierwsze pięć minut – i o tyle speed dating mógłby w moim przypadku zadziałać (gdybym go potrzebował). Błyskawicznie odcedza osoby typu „nie wiem, co o sobie powiedzieć”, da się spytać „czy nie głosowałeś aby na Kukiza?” oraz sprawdzić, czy w ogóle mamy wspólną chemię. A to jest również bardzo ważne – znam bardzo przystojnych, sympatycznych, inteligentnych i utalentowanych ludzi, do których wzdychają inni moi znajomi, ja zaś przyjmuję warstwę teoretyczną – owszem, John może się podobać. Ale mi akurat nie.

Czytaj dalej

Dobrego pretekstu dostarczył mi wywiad z doktorem Majem, psychologiem z Uniwersytetu SWPS, zatytułowany „Dlaczego wiara w miłość od pierwszego wejrzenia nam szkodzi? ”Miłości trzeba szukać tak samo, jak szuka się pracy”.

Nie zgadzam się już z tytułem, ale pozwólmy doktorowi rozwinąć myśl, zwłaszcza, że tytuł jest zwodniczy.

Większość ludzi, zwłaszcza tych ze starszego czy średniego pokolenia, mocno wierzy, że miłość jest jakimś nieuchwytnym zjawiskiem, na które trzeba cierpliwie czekać. Zakłada się, że osoba, z którą mamy iść przez życie, jest nam zapisana gdzieś w gwiazdach, przeznaczona. Wynika z tego, że jedyne, co my sami musimy zrobić, to ten ideał odnaleźć.

I faktycznie go szukamy?

– Jedni po prostu czekają, drudzy szukają, ale nawet jeśli wybierają tę drugą możliwość, to jest to szukanie mało aktywne. Ludzie zbyt często wychodzą z założenia, że ta druga połówka po prostu gdzieś jest. Nie biorą pod uwagę możliwości, że samo zakochiwanie się to swego rodzaju proces i że miłość trzeba w kimś rozbudzić. Przyjmują często, że ten ideał dowie się, że daną, przeznaczoną sobie osobę kocha, gdy tylko ją zobaczy – wtedy dozna olśnienia.

Oczywiście daleko mi do ekstrapolowania własnego doświadczenia na ludzkość – od tego mamy psychologów z Uniwersytetu SWPS.

Czytaj dalej

Zdjęcie powyżej: 2016 vs 2007.

Całość wzięła się oczywiście z tego, że Wentworth Miller napisał gorzki post na Facebooku:

Dzisiaj odkryłem, że stałem się tematem internetowego memu. Nie pierwszy raz.

Ten jest jednak inny niż pozostałe.

W 2010, w przerwie od aktorstwa, nie pokazywałem się w mediach z różnych powodów.

Przede wszystkim, miałem myśli samobójcze.

[…]

Pełen wstydu i bólu, uważałem się za niepełnowartościowego człowieka. I głosy w mojej głowie pchały mnie na ścieżkę do autodestrukcji. Nie po raz pierwszy.

Walczę z depresją od dzieciństwa. To bitwa, która kosztuje mnie czas, szanse, związki i tysiąc bezsennych nocy.

W 2010, w najgorszym okresie mojego dorosłego życia, wszędzie szukałem ulgi/komfortu/rozproszenia. Wybrałem jedzenie. To mogło być cokolwiek. Narkotyki. Alkohol. Seks. Ale jedzenie stało się tą jedną rzeczą, której mogłem oczekiwać. Liczyć, że pomoże mi przetrwać. W pewnych okresach najważniejszymi chwilami w moim tygodniu były ulubione posiłki i nowy odcinek „Top Chef”. Czasami wystarczało. Musiało.

I utyłem. Wielki jebany deal. Pewnego dnia, na wycieczce po Los Angeles z przyjacielem, trafiliśmy na kamerzystów kręcących reality show. Nie wiedziałem o tym, że wokół kręcą się paparazzi. Zrobili mi zdjęcie, fotografie umieszczano obok zdjęć zrobionych w innym okresie mojej kariery. „Od przystojniaka do grubasa”, „Z mięśni w tłuszcz”. Itd.

[…]

Teraz, kiedy widzę to zdjęcie w czerwonym t-shircie, rzadki uśmiech na twarzy, przypomina mi się moja batalia. Moja wytrzymałość i wytrwałość w obliczu różnych rodzajów demonów. Niektórych wewnątrz. Niektórych na zewnątrz. (oryg. „within”/”without”.)

[…]

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem ten mem w mediach społecznościowych, muszę przyznać, oddychanie bolało. Ale jak ze wszystkim w życiu mogę przypisać temu znaczenie. A znaczenie, które przypisuję temu/mojemu zdjęciu to Siła. Zdrowienie. Wybaczenie.

Pełen post tutaj. A mem poniżej.

Czytaj dalej

Amsterdam jest za mały.

Przenieśliśmy się ze Zbrojmistrzem na nową siłownię. Odległość w zarysach ta sama, ale do starej jechało się przez centrum miasta, po którym włóczą się turyści, którzy czasami są trzeźwi, a czasami nie. Poza tym z nieznanych powodów turyści amsterdamscy żyją w błogim mniemaniu, że jezdnia to naturalne rozszerzenie chodnika i można sobie po niej chodzić spacerowym kroczkiem. Podczas jazdy do starej siłowni w zeszłym tygodniu miałem niegroźny wypadek, mianowicie wjechałem pewnej pani w biust, ponieważ nie zawracając sobie głowy rozglądaniem się beztrosko wlazła mi pod koła roweru. Swoją drogą, dawno nie miałem tak intymnego kontaktu z kobietą płci odmiennej, na pierwszej randce macanie po biuście, strach myśleć, co się stanie, jeśli wlezie mi pod koła jeszcze raz.

Nowa siłownia jest miejscem znanym mi z czasów Wikinga, który tam uczęszczał. Może robi to nadal, jeszcze go nie przyuważyliśmy. Zbrojmistrz dodatkowo postanowił jeździć drogą na skróty i tak się składa, że jest to idealnie ta sama trasa, którą ja jeździłem do Wikinga w odwiedziny. W związku z czym wspomnienia zaatakowały z siłą wodospadu.

Czytaj dalej