Wyjące feministki

Feministki zawyły, poinformowała mnie red. Kublik na portalu Wyborcza.pl. Jako feministka rzecz jasna poczułem się w obowiązku dowiedzieć, dlaczego wyję, czy do księżyca i z czym ma to związek. Dzięki magii Internetu rychle dowiedziałem się, że ja i moje siostry wyjemy, albowiem przeraża nas kandydatka Ogórek.

Kandydaturę pani Ogórek na prezydentę 33 1/3 RP można rozpatrywać dwojako. Albo stanowi ona konceptualny żart Leszka Millera, ku czemu przychyla się profesor Wojciech Sadurski, albo też rzeczywiście jest to najlepszy kandydat, jakiego może wysunąć całe SLD. W obu przypadkach właściwą reakcją jest nie tyle wycie, co facepalm. Z powagi urzędu prezydenta nie powinno się dowcipkować. Jeśli (zapewnie słusznie) zakładamy, że Bronisława Komorowskiego i tak nie przebijemy, należy albo zrezygnować z wystawiania kandydata, albo połączyć siły chociażby z Zielonymi i Palikotem i wystawić kandydata wspólnego. W miarę możliwości wykształconego (może nie w historii Kościoła…) i na tyle samodzielnego, żeby potrafił(a) odpowiadać na pytania dziennikarzy podczas konferencji. Podobno najpierw uderzano do Wojciecha Olejniczaka, Barbary Nowackiej i Krystyny Łybackiej. Cała trójka odmówiła. Jak mniemam, Leszek Miller popadł wtedy w desperację i zaczął dzwonić do wszystkich osób, których numery ma w telefonie, pod literą O wreszcie mu się poszczęściło.

Za panią Ogórek zdążyłem się już zawstydzić kilka razy. Lektura o tym, jak to „Józef został moim mentorem” jest doświadczeniem bolesnym. Jej typowo lewicowe postulaty, jak np. powołanie Gwardii Narodowej, obniżenie podatków i ułatwienie zakładania działalności gospodarczej — to drugie w zestawieniu z postulatem zlikwidowania umów śmieciowych (czy pani Ogórek wie, co to jest samozatrudnienie?) śmieszą. Zawyć zechciało mi się, gdy dowiedziałem się, że kandydatka chce napisać prawo od nowa. Nie do końca wiem, w jaki sposób chce to osiągnąć ze swoim wykształceniem humanistycznym, ale wiem, że przed podjęciem decyzji o kandydowaniu nie poświęciła pięciu minut na to, żeby dowiedzieć się, jakie prawa i obowiązki ciążą na osobie pełniącej urząd prezydenta.

Według pani Kublik feministki wyją, bo analizują program pani Ogórek wedle jej płci. Otóż uprzejmie zawiadamiam, że płeć kandydatki kompletnie mi zwisa i powiewa. Marzę za to o kompetentnym, wykształconym prezydencie lewicy. Modelowym niemal, jeśli pominąć pojedyńcze wpadki, prezydentem był dla mnie Aleksander Kwaśniewski, który ładnie się uśmiechał, podawał rączkę bez podpowiedzi żony, reprezentował państwo podczas spotkań z zagranicznymi oficjelami i — znowu, oprócz pojedyńczych wpadek — nie wygadywał głupot i nie obrażał ludzi. Podobny model prezydentury prezentuje Bronisław Komorowski, którego wielką siłą jest to, że bardzo rzadko się o nim pisze. Prezydent nie powinien bez przerwy zajmować pierwszej strony gazety swoimi wyskokami (co automatycznie dyskwalifikuje Janusza Palikota).

Pisząc o pani Ogórek nie mogę rzecz jasna pominąć pana Dudy. Z wielką przykrością stwierdzam, że nadaje się do realizacji postulatów pani kandydatki o wiele lepiej, niż ona sama — ma wykształcenie prawnicze, jest byłym posłem i sędzią Trybunału Stanu, aktualnie jest posłem do europarlamentu. Osobiście na wybory prezydenckie się nie wybieram, ponieważ mieszkam za granicą 9 lat i istnieje możliwość, że do wyborów stracę obywatelstwo polskie, ale na papierze — pomijam tu publiczne wypowiedzi — pan Duda bije pozostałych kandydatów o kilka długości. I naprawdę jego płeć jest tu najmniej ważna, dla feministki i dla nie-feministki. Niestety pracuje też ciężko nad rozpoznawalnością, co w tym przypadku oznacza wygłaszanie populistycznych andronów. Jednak i tu pani Ogórek przegrywa, ponieważ jej „lewicowe” androny po pierwsze lokują ją pomiędzy PiS a LPR, a po drugie bardzo luźno (staram się być miły) wiążą się z urzędem prezydenta. Pan Duda natomiast wygłasza apel do Bronisława Komorowskiego, żeby nie podpisywał ustawy o reformie górnictwa. Niepodpisanie ustawy rzeczywiście leży w gestii prezydenta.

Najwięcej o SLD w roku 2015 mówią tak naprawdę odmowy Olejniczaka, Nowackiej i Łybackiej. SLD pod wodzą Millera nie podniesie się nigdy. Budowanie partii o twarzy człowieka, którego jedyną siłą jest umiejętność przekonywania lokalnych bonzów do głosowania na niego w wyborach przewodniczącego jest niewątpliwie zajmującym i przyjemnym zajęciem, ale nie jest to umiejętność przekładająca się na poparcie w wyborach. Nie dziwię się np. Barbarze Nowackiej, że nie chce swoim nazwiskiem firmować polityki Millera. Dla pani Ogórek kandydowanie na urząd prezydenta RP jest niewątpliwie wielkim skokiem w porównaniu z pracą z prezydenckiej kancelarii. I tylko lewicowych wyborców szkoda.

A Komorowski i tak wygra w pierwszej turze.

Zdjęcie: P. Bławicki, East News