Pisałem kiedyś o 10 miliardach, a tu proszę, nowe wyliczenia:
W połowie wieku będzie nas aż 9 mld, z czego większość będzie żyła w miastach. Kilka tygodni temu naukowcy opublikowali jeszcze straszniejsze prognozy. W roku 2100 liczba osobników Homo sapiens może sięgnąć nawet 13 mld!
Pięknie łączy się to z polityką prorodzinną, zachęcającą do mnożenia się i dającą bonusy (?) młodym rodzicom.
Mnożenie się jest jak najbardziej na rękę rządowi, który dzięki temu unika prawdziwej reformy systemu zbudowanego przy założeniu, że populacja rośnie w nieskończoność. Jeśli na każdego emeryta pracuje np. 2.5 osoby w wieku produkcyjnym, łatwo odkryć (choć może tylko dla mnie to jest łatwe…) że te 2.5 osoby kiedyś przejdzie na emeryturę, a wtedy będzie na nie musiało pracować 6.25 osoby. Oczywiście w pewnym momencie emeryci z początku poprzedniego zdania umierają, ale przecież Jarosław Kaczyński jest przeciwny zmianom wieku emerytalnego i chce je cofnąć, gdy tylko dorwie się do władzy. Ale ludzie żyją coraz dłużej, a przesuwanie wieku emerytalnego w nieskończoność nie jest idealnym sposobem naprawy niedziałającego systemu.
Kiedyś system naprawiało się za pomocą wojen. To zabrzmi okropnie cynicznie, ale wojny w Afryce są niezłym sposobem na opóźnienie ogólnoświatowego bankructwa, bo zmniejszają populację. Tyle, że — znowu cytat:
Australijscy badacze twierdzą, że nawet gdyby na Ziemi wybuchła pandemia jakiejś strasznej choroby albo trzecia wojna światowa, która zabiłyby od 2 do 6 mld ludzi, to pod koniec wieku liczba osobników Homo sapiens i tak wyniosłaby odpowiednio 8,4-5,1 mld.
Kuce i liberałowie pełną gębą twierdzą, że odkryli sposób na system: demontaż. Każdy dostaje tyle, ile zarobi, emerytury wypłaca się z prywatnych funduszy, a jeśli nie stać cię na lekarza, to miło cię było poznać, baj baj. (Sposób na kuca, podpatrzony u Orlińskiego: spytać, czy to podejście do życia poleci swojej babci.) Dla mnie kontrola populacji za pomocą zdychania z głodu wszystkich, którzy nie są rzutkimi przedsiębiorcami ma drobną wadę, mianowicie taką, że nie zostanie wystarczająco dużo chętnych do zakupu wyrobów owych przedsiębiorców. Owszem, rozwiązałoby to problem przeludnienia. Ja jednak upieram się, że lepiej zrobiłaby urawniłowka podatkowa, ponieważ te siedem miliardów już się urodziło, oraz NATYCHMIASTOWE wycofanie tzw. nauki Kościoła Katolickiego z Afryki. Zakazywanie wszelkich działających metod kontroli urodzeń po pierwsze dba o to, żeby epidemie głodu i AIDS nigdy się nie skończyły, a po drugie — cóż — prowadzi nas prosto ku 13 miliardom ludzi na jednej małej planecie. Pominąwszy już emerytury, nie jesteśmy w stanie wykarmić 7 miliardów. Jak poradzimy sobie z 13? I jak można poważnie mówić, że głód w Afryce to żaden problem, a wysokie podatki i ustawa kominowa powinny zniknąć, bo ograniczają przedsiębiorców?
Piszę o tych dwóch rzeczach razem, bo są ze sobą związane. Funkcjonowanie aktualnego systemu emerytalnego wymaga zachęcania do rozrodu. Funkcjonowanie — cóż — naszej planety wymaga jego ograniczania. Coś się musi zmienić. Najlepiej 20 lat temu, ale lepiej dzisiaj, niż kiedy osiągniemy 10 miliardów obywateli, z czego dwa miliardy wiekowych i schorowanych.
Zdjęcie: rodzina Duggarów, duggarsfamily.com
*
Do czegoś się Wam przyznam. Z tym kalendarzem to nie do końca jest tak, że zrobiłem go sobie tylko dla uciechy. Mam do spłaty dług we wspólnocie mieszkaniowej. Drobiazg, 600 euro. Tyle, że co miesiąc dostaję od państwa (tu wstawić rechot kuca) zasiłek wystarczający na wszystkie moje wydatki minus sto euro. Tak więc za miesiąc będę mieć 700 euro długu. Jeśli przypadkiem lubicie mojego bloga, albo żywicie wobec mnie rozmaite ciepłe uczucia, naprawdę serdecznie zachęcam do kupna kalendarza. Będzie uroczo wyglądać na ścianie, a dodatkowo wspomożecie drwaloseksualnego (o tym będzie następna notka…) bloggera. 🙂