Od razu uprzedzam, że piszę o Ameryce, chociaż u Was we Polska również pojawiają się zalążki alt-left. Alt-prawicy, konserwatywnej prawicy, chrześcijańskiej prawicy i zwykłych nazioli macie w nadmiarze, że wspomnę tylko Kaczkodana domagającego się trzymania łap z daleka od “naszych dzieci” (wie o czym mówi, dzieci ma mnóstwo). Ale nikt się ich nie czepia, bo to normalne. Obrywa autor karty LGBT+, czasami od “swoich”. W Polsce prawica to centrum, ekstremalna prawica to zwykła prawica, neonaziści to dobrzy patrioci kochający ojczyznę, Kościół, wafelki ułożone we swastykę, piłkę nożną. Jednak podobnie jak przy Brexicie rozdział między „my” a „oni” pogłębia się coraz mocniej. Każda strona okopała się na swoich pozycjach i na nich trwa.
*
Republikanie amerykańscy mają od jakiegoś czasu duży problem i nie chodzi tylko o Trumpa. Grupa, określająca się mianem alt-right, bo brzmi to lepiej niż neo-nazi pociągnęła kołdrę tak daleko, że “zwyczajni” konserwatyści nagle odkryli, że nie reprezentuje ich nikt. Mają więc wybór pomiędzy siedzeniem w domu po kryjomu, zdecydowaniem, że Trump lepszy niż Hillary (ciągle mają obsesję na jej punkcie mimo tego, że oficjalnie wycofała się z prób ubiegania się o prezydenturę w 2020), lub… niczym, bo nic im nie zostało.
Alt-right chwalą się chętnie nagłaśnianymi przez media “manifestami”, jak np. terrorystą, który dokonał strzelaniny w meczecie w Nowej Zelandii. Grupa inceli, czyli prawiczków mimowolnych domaga się, aby kobiety były im przydzielane, bo seks jest im przynależny. Ku Klux Klan odradza się przy aprobacie polityków, którzy albo nie mają nic do powiedzenia, albo – w przypadku pomarańczowych prezydentów – określają ich mianem “bardzo dobrych ludzi”. Doxxing, czyli umieszczanie wykradzionych danych osobowych w Internetach dotyka osób, które nie mają się jak bronić, na ogół kobiet. Alt-right to zwyczajni tchórze, silni w gębie i w grupie kiedy trzeba dowalić jednostce, pojedynczo zanikają.
Ten typ „poglądów” i osobowości nigdy nie znikł. Przez długi czas ujawnianie tego, że jest się naziolem było wstydliwe, w Polsce i w Stanach, rasizm był przynajmniej oficjalnie potępiany. Teraz biali cis het mężczyźni mszczą się za „lata poniżeń” i „dyskryminację”. Nie ograniczają się już do mniejszości i lewicowców, zabrali się więc za jednostki niewystarczająco „konserwatywne”. Gdy Ann Coulter, osoba ogólnie paskudna odważyła się raz skrytykować Trumpa, Twitter zahuczał, że oszalała, nigdy nie można było jej wierzyć, etc. Musi być po linii partyjnej, w przeciwnym wypadku nadjedzie walec i wyrówna. Coś, jakby zaatakować Rydzyka za to, że powiedział coś niewystarczająco obrzydliwego i musi się bardziej starać.
W Polsce doświadczacie tego od dłuższego czasu. W zagranicznych mediach, np. holenderskich, karta LGBT została odnotowana, gdy ruszyły przeciw niej wściekłe protesty. Katolicyzm i patriotyzm stały się słowami zawłaszczonymi przez ekstremalną prawicę. Kilkoro znajomych półgębkiem mi się tłumaczyło, że tak, oni są wierzący, ale już do kościoła nie chodzą, bo się nie da. Według Polityki pościel patriotyczna z małym powstańcem została zastąpiona katolicką. Koszulka z napisem „KONSTYTUCJA” to prowokacja godna śledztwa z urzędu. Książki pali się na stosie… i tu zyskuję śliczne, gładkie przejście do części dalszej, #stoserc dla stu księży.
*
Pierwszy raz odkryłem istnienie alt-lewicy gdy mój przyjaciel nieco eksplodował po przeczytaniu artykułu w Huffington Post. Autorka niedwuznacznie objaśniła, że zadaniem sprzymierzeńca jest robić to, co ona mu każe. Sprzymierzeniec ma przy tym zachować anonimowość, bo inaczej się chwali i wywyższa. Przyjacielowi się to z jakiegoś podobu nie spodobało, a później przeczytałem komentarz, że to nie jest definicja sprzymierzeńca, tylko służącego. Zgadzam się.
Terry Crews, o którym niedawno wspominałem, został uznany za jednostkę niepożądaną. Wszystkie jego zasługi na polu #metoo, odwaga przyznania, że czarnoskóry mężczyzna z mięśniami kulturysty też może paść ofiarą molestowania zostały wymazane w momencie, gdy 1) sprecyzował swoje poglądy (owszem, dziwaczne) na temat wychowywania dzieci przez pary jednopłciowe, tudzież 2) wyznał szczerze, że nie dziwi się, że inni mężczyźni mu nie wierzą – bo gdyby to nie jemu przydarzyło się molestowanie, sam by nie wierzył. Punkt drugi uważam za bardzo ważny. Zasługą Crewsa jest między innymi pokazanie tego, że silny, czarnoskóry, sławny mężczyzna również może paść ofiarą molestowania. Pieczołowicie hodowany stereotyp macho musiał się choć trochę posypać. Mogę się nie zgadzać z pewnymi poglądami, jakie wyraża, ale ideałów nie ma.
A może gdzieś są? Huffington Post opublikował artykuł, którego autor stwierdził, że takich sprzymierzeńców kobietom nie potrzeba i Terry Crews takoż proszę won. Nie przeszedł testu czystości ideologicznej. Autor, który ocenił przydatność Crewsa dla kobiet jako zerową jest mężczyzną. Ciekawe, kiedy sam zostanie wyrzucony z Komitetu Centralnego?
*
Wiadomo, że najbardziej interesuje mnie światek literacki. Tam alt-left dopadło początkujących autorów. Pierwsza historia jest smutna, druga wzbudza we mnie coś a la smutny rechocik.
Amélie Wen Zhao, młoda autorka-debiutantka, opisała nieistniejące społeczeństwo, w którym istnieje niewolnictwo. Jej powieść opisuje fikcyjne imperium Cyrillian, w którym ludzie znani jako Affinites są uznawani za przerażających i zmuszani do bycia niewolnikami. Owszem, oparła historię na rzeczywistości XXI wieku, w tym:
[…] demonizacji Innych i doświadczenia braku przynależności. Jako obcokrajowczyni w kraju Trumpa byłam wyzywana, rzucano w moją stronę nieprzyjemne uwagi – jako, że nie posiadam obywatelstwa [amerykańskiego] czułam, że nie miałam głosu – dlatego więc użyłam swojego gniewu, frustracji, potrzeby akcji jako najpotężniejszej broni, jaką posiadam – moich słów.
Wydawnictwa biły się o możliwość wydania jej powieści. Kiedy kopie książki zostały wysłane recenzentom na początku oceny były bardzo pozytywne, aż dopóki pewna blogerka – z premedytacją nie linkuję i nie podaję nazwisk, bo nie odczuwam potrzeby promowania tej osoby – nie napisała:
Jak to możliwe, że nikt nie wspomina o anty-czarności [anti-blackness] i oczywistej bigoterii tej książki? Ta książka jest o niewolnictwie, fałszywej narracji opresji, która utożsamia posiadanie rzeczywistych mocy magicznych zabijających ludzi z byciem uciskaną mniejszością, jak osobą kolorową. Ta historia jest absolutnie obrzydliwa.
Pzypominam, że utwór przynależy do gatunku fantasy. W żadnym miejscu nie pojawia się kolor skóry bohaterki, jedynym elementem opisu jej wyglądu są przenikliwe niebieskie oczy. Piszę to na podstawie artykułów w prasie, ponieważ książki nie przeczytałem i nie przeczytam…
Wen Zhao została zniszczona przez alt-lewicowy Twitter. Na jej stronie Goodreads zaczęły pojawiać się jednogwiazdkowe recenzje, których autorzy nigdy nie mieli szansy przeczytać ani jednej strony utworu, ponieważ się nie ukazał – już się nie ukaże. Wen Zhao sama wycofała swoją powieść, składając prawidłową samokrytykę rodem z komunizmu – pochodzi z Chin, gdzie mieszkała do 18 roku życia.
Nigdy nie było moją intencją skrzywdzenie żadnego czytelnika wśród tak wartościowej społeczności, w szczególności tych, dla których chcę pisać i którym chcę dać siłę… Nie chcę niczego wyjaśniać, bronić się, lub prosić o obronę innych. Nie o to chodzi; to tylko przeprosiny. Jestem wdzięczna tym, którzy zadali pytania o reprezentację, kod, oraz tematy poruszone w mojej książce.
Test czystości ideologicznej nie został zdany. Autorka dokonała samokrytyki przed Komitetem Centralnym, wycofała swoje obraźliwe produkcje. Jak na razie wygląda na to, że jej wybaczono, głównie z uwagi na to, że jej książka najpewniej nigdy się nie ukaże. Jedna „recenzja” być może zakończyła karierę Wen Zhao na zawsze. To, że niewolnictwo nie było zjawiskiem właściwym wyłącznie Ameryce, że postać wypowiadająca rasistowskie kwestie zmienia zdanie i pojmuje własne błędy nie było ważne. Zabrzmiały łaskawe pochwały: “Cieszę się, że przyjęłaś obawy które zostały wzniesione poważnie i próbujesz czynić lepiej zamiast próbować się bronić.” (Gramatyka wypowiedzi została zachowana na tyle, na ile umiałem ją przetłumaczyć.)
Wen Zhao wychowała sie w Pekinie i emigrowała do Stanów w wieku lat 18. Jak sama powiedziała, napisała książkę “z własnej, bezpośredniej perspektywy”, dodając, że temat niewolnictwa w jej powieści
[…] reprezentuje krytykę epidemii wymuszonej pracy i przemytu ludzi powszechnego w Azji, w tym mojego własnego kraju. Narracja i historia niewolnictwa w Stanach nie jest czymś co mogę, chciałabym, lub zamierzałam napisać, rozumiem jednak, że nie piszę wyłącznie we własnym kontekście kulturowym.
Dla osoby, która pamięta komunizm – mówię o sobie – i dużo o nim czytała, ten rodzaj testów czystości ideolo jest bardzo znajomy. Efekt został osiągnięty, samokrytyka złożona i łaskawie przyjęta, po czym Komitet Centralny zwrócił się przeciw własnemu, nader aktywnemu członkowi.
*
Kosoko Jackson, czarnoskóry queer pracujący dla dużych wydawnictw czytelnik wrażliwości, czyli sensitivity reader – osoba, której zadaniem jest ocenianie czystości ideologicznej książek innych autorów – napisał powieść pt. A Place for Wolves. Jeden z jego tweetów z 2018 wspominał na przykład, iż kobiety nie powinny “zyskiwać” z pisania o homoseksualnych mężczyznach. Był członkiem alt-left, opierdalającym publicznie pisarzy, którzy odważyli się wystąpić poza linię partii. Był, gdyż tym razem to on zgrzeszył i alt-lewica natychmiast zwróciła się przeciw niemu.
A Place for Wolves to romantyczny thriller, opisujący związek między dwoma młodymi Amerykanami. Tłem owego związku jest wolna w Kosowie. Początek był zbliżony do tego, co przydarzyło się Wen Zhao: wydawnictwa biły się o przywilej opublikowania książki, recenzje piały w zachwytach. A jednak książka się nie ukaże. Jackson poprosił wydawnictwo o jej wycofanie, wydawnictwo natychmiast zastosowało się do jego prośby – tak samo, jak w przypadku Amélie Wen Zhao. Jak to się stało?
22 lutego na portalu Goodreads pojawiła się otóż jedna recenzja. “Muszę być tu kurewsko szczera, wszyscy. W życiu nic nie wzbudziło we mnie takiego obrzydzenia.” (Może ktoś powinien tej pani opowiedzieć o tym, że trumpiści trzymali dzieci w klatkach, rzeczniczka pomarańczowego prezydenta wytłumaczyła, że to nic złego, bo klatki były większe niż te dla psów, a duża część tych dzieci do dziś nie została “zwrócona” rodzicom… Chyba, że recenzentka o tym wie, ale jej to nadmiernie nie brzydzi?)
Problematyczne okazało się w zasadzie wszystko. Ludobójstwo jako tło dla historii romantycznej. To, że autor nie jest Muzułmaninem. Skupianie się na uprzywilejowanych Amerykanach. Wybór Albańczyka jako tego złego. Plus, oczywiście, o wiele więcej. “Czy można z pewnością usprawiedliwić wspieranie tej książki pomimo wszystkiego, co napisałam powyżej, mimo szkód, jakie może wyrządzić i wyrządzi prawdziwym ludziom?” spytała retorycznie recenzentka. Oceniła jednak książkę na dwie gwiazdki, ponieważ “jest #ownvoices i dobrze napisana”. Dodatek #ownvoices wskazuje jednoznacznie, że ocena nie dotyczy książki – wszakże dobrze napisanej – tylko czystości ideolo.
Ta recenzja rozpoczęła nagonkę. Przykładowa recenzja osoby, która książki nie przeczytała i nie przeczyta brzmiała tak: “Jak możesz wziąć piękną historię miłosną LGBTQ i obsrać w ten sposób ofiary ludobójstwa?” Autorka Heidi Heilig, której pochwała miała znaleźć się na okładce, prędko wyczuła, skąd wieje wiatr i zmieniła zdanie. Stwierdziła, że zapewne treść zmieniła się w porównaniu ze wczesną wersją, którą czytała, przeprosiła “tych, których skrzywdziłam moją pochwałą” i przyobiecała, że będzie “pracować ciężej”.
*
Gdy Jackson odnotował, że jego własna wspólnota zwróciła się przeciwko niemu wycofał się z publikacji książki, uznając, że lepiej zrobić to od razu niż czekać, aż nagonka urośnie. Miał doświadczenie. Był jedną z osób, które zmusiły Wen Zhao do wycofania jej własnej powieści. W ten sposób dwie osoby niebiałe zostały wypchnięte z narracji, która w ogromnej większości przynależy do białych: ankieta z 2016 ujawniła, że wśród redaktorów, profesji, która w Stanach decyduje o tym, co się ukaże, a co nie 82% to biali, a jedynie 2% to osoby czarnoskóre. Zamiast próbować zmienić ten stan rzeczy chociaż trochę wygenerowano bardzo głośną subkulturę, w której standardy partyjne stają się coraz bardziej wyśrubowane, a listy osób i tematów, na które wolno im się wypowiadać coraz krótsze. Jak napisała dla portalu Slate Ruth Graham, “z zewnątrz zaczyna to wyglądać tak, jakby konwersacja nie skupiała się na literaturze, tylko na posłuszeństwie”.
Jackson również wystosował samokrytykę, wspominając między innymi o “odpowiedzialności, jaka pojawia się przy prezentowaniu czytelnikom pewnych tematów”. Wspólnota alt-lewicowa skupia się głównie na książkach Young Adult, czyli tych adresowanych do starszych nastolatków. Ale sami młodzi dorośli nie są zainteresowane czystością ideologiczną. Rozmowa ma miejsce między dorosłymi, dotyczy książek pisanych przez dorosłych i w większości czytanych przez dorosłych – ankieta z 2012 wskazała, że 55% czytelników gatunku YA to dorośli raczej podstarzali. Alt-lewica zajmuje się niszczeniem własnych członków lub sprzymierzeńców pod pozorem chronienia dzieci. Jak w zaawansowanym komunizmie – albo w Polsce w 2018. Łapy precz od naszych dzieci i tyle.
Ruth Graham:
Nie ma to nic wspólnego z tym, czy książka Jacksona jest dobra, albo nawet w dobrym guście (nie czytałam). Została jednak napisana przez autora ogromnie wyczulonego na te tematy, przeczytana przez jego agenta, pracowników wydawnictwa, wczesnych czytelników – w tym tych, którzy nagle uznali ją za niewłaściwą.
Na okładce każdej książki pojawia się tzw. tagline, czyli zdanko lub dwa mające zachęcić do przeczytania dłuższego opisu. W przypadku mojego Storytellers tagline brzmi: “Są tacy, którym wydaje się, że nie można zmienić przeszłości. Ci ludzie nie są opowiadaczami.” Na książce Jacksona tagline miał brzmieć: “Jedyna reguła? Przeżyć. Jak to zrobisz? Twoja sprawa.” A Place for Wolves nie przeżyło. Jego sprawa. KC TWTR osiągnął sukces.
Ale po co i kto na tym zyskał?
*
Notka leżała w draftach od kilku tygodni. Do publikacji skłonił mnie wreszcie Barack Obama swoją przemową w Berlinie:
Jedna z rzeczy, które martwią mnie czasami wśród amerykańskich liberałów – może tu [w Europie] to też prawda – jest pewien rodzaj sztywnego podejścia – 'uh, przepraszam, tak teraz będzie’, a potem zaczynamy czasami wytwarzać coś, co nazywa się ’rozstrzeliwaniem w kółko’, kiedy zaczynasz strzelać do własnych sprzymierzeńców, ponieważ jeden z nich oddalił się od czystości [ideologicznej] w temacie. A kiedy się to wydarza, generalnie wysiłek i ruch słabnie.
Obamę alt-lewica zostawia w spokoju. Jest za silnym przeciwnikiem. Mówił oczywiście o polityce, nie o książkach YA, ale czystość ideolo dotyka wszystkich. Kandydaci na prezydenta demokratycznego w 2020 są przez (podobno) własną stronę obrzucani zarzutami, np. takimi, że Elizabeth Warren kiedyś się chwaliła tym, że ma DNA rdzenno-amerykańskie. Owszem, głupie to trochę było, ale w oczach alt-left Warren jest już cancelled, czyli skasowana. Berniemu Sandersowi zrobiono zdjęcie z rasistowskim pastorem. Beto O’Rourke opowiada o tym, jak to miło mieć żonę, która rozumie, że mężczyzna ma ambicje i potrzebuje wsparcia. I tak dalej. Owszem, Beto, jak go powszechnie nazywają #weHameryka bym jednakowoż skasował, ale rezultatem tego licytowania się na czystość ideolo może być tylko przegrana przez rozstrzelanie w kółko. Wyborcy demokratyczni zostaną w domu, przekonani przez własnych radykalnych członków, że nieważne, który kandydat w wyborach wystartuje, będzie niewystarczająco wystarczający. Wygra Trump.
PS. Kiedy rozważałem, co napisać po Storytellers miałem wiele pomysłów, w tym historię białej dziewczyny wychowanej przez czarnoskórych rodziców. Wspomniałem o tym półgębkiem pewnej Amerykance, która zareagowała tak, jakbym chciał opisać ludobójstwo na chrześcijanach dokonane przez zainfekowanych AIDS gejów molestujących z upodobaniem dzieci. Nie wiedziała o treści książki nic – oprócz zdania powyżej. Bardzo się cieszę, że z tego pomysłu zrezygnowałem. Bezpieczniej się trzymać tego, co mi wolno.
PS2. Zdaję sobie sprawę z tego, że wśród czytelników znajdą się zarówno osoby, które wyciągną mi z kontekstu fragmenty dowodzące bzdurności politycznej poprawności (prawica), jak też osoby, które chętnie mi dowalą za to, że poddaję w wątpliwość decyzje Komitetu Centralnego (alt-lewica). Pod wpływem takich osób usunąłem jeden raz w życiu notkę – tę o aborcji. Niedawno zwrócono mi uwagę, że zalajkowałem wątpliwego ideologicznie tweeta i powinienem się głębiej zastanawiać nad tym, w jaki sposób krzywdzę tym sposobem ludzi… Zapewne treść tweeta zmieniła się w porównaniu ze wczesną wersją, którą czytałem. Przepraszam tych, których skrzywdziłem swoim lajkiem i obiecuję, że będę pracować ciężej.