Tytuł nie jest ironiczny.
Tim Ribberink, 20-latek mieszkający we wsi Tilligte koło niemieckiej granicy, popełnił samobójstwo. Tim był ofiarą prześladowań osób homoseksualnych (tak, mowa o Holandii). Pracował w lodziarni, gdzie koleżanki dopytywały się, czy nie jest aby gejem; chłopak obracał sprawę w żart i unikał odpowiadania na pytanie. Na stronie DinnerJudge.nl pojawiły się dwie „recenzje” jego lodziarni, podpisane jego nazwiskiem, z których jeden brzmiał „jestem przegrańcem i homo”, po czym następował adres. Nic więcej na razie nie wiadomo.
Tim pozostawił po sobie liścik, który jego rodzice przekazali prasie, chcąc zwrócić uwagę na problem prześladowania. Liścik był krótki. „Kochani Mamo i Tato, całe moje życie śmiano się ze mnie, napastowano, dręczono i wykluczano. [Ale] Wy jesteście fantastyczni. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli. Do następnego spotkania, Tim.” Rodzice nie zdawali sobie sprawy, że Tim był ofiarą prześladowań aż do jego śmierci.
Pastor Marinus van den Berg odczytał we wtorek oświadczenie rodziców: „Chcemy, żeby ci, którzy dręczyli [Tima] pomyśleli o konsekwencjach swojego zachowania. Czy mieszkają w Tilligte, czy też nie. […] Chcemy, żeby naprawdę zajęto się problemem prześladowania.” Według van den Berga nowy rząd musi zająć się obiecaną ustawą o przeciwdziałaniu prześladowaniom. „Trzeba stworzyć krajowy rejestr prześladowców, włączyć w niego szkoły i drużyny sportowe i zakazać anonimowych wpisów w internecie”, powiedział pastor.
Tak się złożyło, że kilka tygodni temu Mariska de Haas, redaktorka naczelna tutejszego pisma katolickiego Katholiek Nieuwsblad, miała pecha uzewnętrznić publicznie swoje poglądy na temat homoseksualistów, a w szczególności lesbijek. „Bardzo niepokoiłabym się, gdyby mój syn był gejem, bo homoseksualni mężczyźni mają szokująco wielu partnerów […] wiele dziewcząt, które są lesbijkami, było w przeszłości napastowanych” rzekła de Haas pismu Fabulous Mama. „Wielu chłopców w wieku lat 15 lub 16 jest napastowanych przez starszych mężczyzn” dodała, po czym stwierdziła, że sama już widzi po swoich dzieciach, że nie są homoseksualne. „Gdyby były, czułabym, że jako rodzice zrobiliśmy coś złego.” Dzieci Mariski mają lat 6 (dziewczynka) i 4 (chłopiec).
Wypowiedzi de Haas wzbudziły szok w Holandii, po części dlatego, że Holendrzy zdążyli w międzyczasie przywyknąć do własnego obrazu jako narodu tolerancyjnego, w którym jedyne objawy nietolerancji pochodzą z zagranicy (np. z Maroko, Turcji lub Polski). Tymczasem de Haas jest blond Holenderką, zupełnie nie wyznaje wiary muzułmańskiej i ani trochę nie przystaje do obrazu wściekłego brodatego imama potrząsającego Koranem. Tak więc kiedy raptem kilka dni po ukazaniu się magazynu z wypowiedziami de Haas media zajęły się samobójstwem Tima, wściekły felietonista Luuk Koelman napisał „list otwarty do rodziców”.
W liście/felietonie, wzorowanym na wywiadzie z Mariską de Haas, stwierdzał, że to wszystko ich wina — „mój syn ma 4 lata, ale ja już wiem, że jest hetero — ale gdyby i tak okazał się gejem, czułabym, że jako rodzice zrobiliśmy coś złego”, przeplatając cytaty z de Haas cytatami z oświadczenia rodziców Tima. Burza, która rozpętała się po liście otwartym Koelmana, zatrzęsła krajem. Koelman wycofał swoją kolumnę, kiedy de Haas zaczęto grozić śmiercią. Metro (w którym ukazał się jego felieton) odcięło się od autora i przeprosiło. Autor przeprosił również — rodzinę Tima Ribberinka. Mariska de Haas opublikowała na Twitterze zgorszone „nie do wiary, że ktoś usiłuje wykorzystać śmierć Tima do autopromocji!”. Koelman odciął się stwierdzeniem, że de Haas wcale nie jest lepsza niż ci, którzy dręczyli chłopaka bezpośrednio.
Czy ktoś na tym wszystkim wygrał? Nie sądzę. Zdecydowanie nie Tim. Owszem, udało się zwrócić uwagę na to, że Holandia nie osiągnęła jeszcze tego stopnia tolerancji, którym chciałaby się chwalić. Ale czy cena jest tego warta? Marisce de Haas udało się pokazać, że fundamentalizm religijny mało się różni w wykonaniu uśmiechniętych blondynek i brodatych imamów. Luukowi Koelmanowi udało się pokazać, że czasami można mieć rację i posunąć się za daleko. A tymczasem nadal nie wiadomo, kto dokładnie dręczył Tima, gdzie, kiedy i po co. Ba, nie wiadomo nawet, czy chłopak był gejem. Tego szczegółu nie wyjawił nawet rodzicom.