Amsterdam obwieszony jest aktualnie plakatami i obstawiony tablicami z ostrzeżeniami następującej treści:
UWAGA
ALARM NARKOTYKOWY
BIAŁA HEROINA SPRZEDAWANA JAKO KOKAINA
3 OSOBY ZMARŁY
TURYŚCI W SZPITALU
Jest to mniej piękna, ale prawdziwa strona Amsterdamu: jest to miasto nieodłącznie kojarzone z narkotykami i cel narkopodróży.
Dawno temu, kiedy sam jeszcze nie używałem niczego oprócz ziela, znalazłem na straganie pocztówkę z upalonym Homerem Simpsonem i napisem: „przyjechałem tu na seks, jaranko i żeby się schlać”. Obraziłem się nieco, ale musiałem przyznać, że mnóstwo jest turystów, którzy przyjeżdżają właśnie w tym celu. Przy czym nie wszyscy poprzestają na jaraniu, skoro na wszystkich ulicach w centrum kręcą się panowie, po cichu namawiający na „coke ecstasy heroin”.
Moim pierwszym odruchem na widok tego plakatu była niewiara — jak to, przecież heroina jest droższa? Dowodzi to nieznajomości przeze mnie rynku aż tak ciężkich narkotyków — heroina, jak się okazuje, jest o wiele tańsza. Według wstępnego śledztwa rozprowadza ją tylko jeden dealer, problem w tym, że nie wiadomo, który. A w Amsterdamie nie ma zwyczaju zamykania dealerów.
Polityka narkotykowa Holandii (a przynajmniej Amsterdamu) jest o wiele bardziej liberalna, niż by się wydawało. Można kupić wszystko i wszędzie. Mój znajomy dealer jeździł zwyczajnie na rowerku ze starym plecakiem, w którym miał wagę i różniaste towary. Rozprowadzał prochy tak długo, aż się rozbestwił i zaczął uprawiać działalność międzynarodową, aż w końcu francuska policja kategorycznie zażądała od Holendrów, żeby go aresztowano. Co się też stało, odsiedział zdaje się raptem trzy miesiące, ale nie spodobało mu się jakoś i teraz zajmuje się już czym innym.
Dealerów ulicznych można złapać niezwykle łatwo, skoro zagadują losowych przechodniów, problem w tym, że nie noszą oni przy sobie towaru, przyjmując zamówienie inkasują piniondz, po czym oddalają się w niewiadomym kierunku i po kwadransie wracają z narkotykami. W ten sposób nigdy nie mają przy sobie większej ilości, za którą możnaby ich zamknąć, gram czy dwa to użytek osobisty, a za użytek osobisty w Holandii się nie zamyka, co najwyżej (a i to nie zawsze!) konfiskuje towar.
Raz jeden miała miejsce duża akcja policji, ponieważ dealerzy się rozbestwili. Odbył się nalot na gejowski klub Cockring, aresztowano o ile pamiętam 97 osób, nie wiem, ilu z nich było dealerami, ale skoro policji się chciało robić nalot, to zapewne dużo. Rynek rzecz jasna się od tego nie załamał, po prostu za sprzedaż zabrali się kolejni chętni. Skoro już o klubach gejowskich, męska prostytucja rzecz jasna też w Amsterdamie kwitnie, też nikt nikogo nie aresztuje, a klienci spodziewają się, że chłopcy przywiozą ze sobą substancje, taki niepisany układ.
Odwiedzałem znajomego w prawdziwym rehabie, czyli instytucji o nazwie Jellinek. Jellinek nie probuje nikogo leczyć z uzależnienia metodą „nigdy więcej”. Jak na Holendrów przystało, celem rehabu jest wyprowadzenie osoby chorej na prostą do tego stopnia, żeby nie sprawiała problemów w społeczeństwie — np. bezdomny otrzymuje lokum, heroinista dostaje darmowy metadon, alkoholik przechodzi przez detoks, a potem chodzi na zajęcia z „odpowiedzialności” — z założeniem, że pić nie przestanie, ale niech to będzie butelka dziennie, a nie trzy i niech potem nie prowadzi samochodu. To podejście właśnie nakazuje zostawiać dealerów w spokoju — dopóki turyści nie umierają, nie wyskakują z okien lub nie podpalają hoteli, interes kwitnie. W momencie jednak, gdy trzy osoby umierają na skutek wciągnięcia nosem białej heroiny, zaczyna się wielka kampania… ale nie przeciwko dealerom, tylko przeciwko kupowaniu kokainy od ulicznych sprzedawców. Dodatkowo na ulicach mają się pojawić ochotnicze teamy rozdające darmowe zestawy do testowania narkotyków.
Część tego podejścia niewątpliwie stanowi świadomość, że duza część turystów przyjeżdża do Amsterdamu po dragi i seks. Jeśli się im tę możliwość zlikwiduje, to nie przyjadą, jeśli nie przyjadą, trzeba będzie pozamykać hotele, a wtedy Amsterdamowi załamie się budżet. Ten zaś i tak jest w kiepskim stanie, bo kryzys. Holendrzy są oszczędni. Tak więc interes się kręci. I będzie się kręcił nadal, a plakaty znikną, kiedy uda się złapać tego idiotę od białej heroiny.