Kamiński wykonuje w Sejmie tzw. gest Kozakiewicza

(Wrzutka: napisałem to w poniedziałek 8 stycznia ok. północy. Z wyjątkiem ostatnich dwóch zdań.)

Jestem prostym człowiekiem. Prawników się brzydzę, na temat prawa staram się wiedzieć jak najmniej, natomiast temat pp. Wąsika i Kamińskiego fascynuje mnie stopniem, do jakiego został rozdmuchany i zakręcony. Opinii przeczytałem tysiąc pięćset, ale wydaje mi się, że rzeczywistość jest prosta, kiedy pominiemy tysiąc pięćset interpretacji, wskazówek, odwołań od jednego do drugiego do setnego dokumentu i autorytetu…

W poniższym tekście w ogóle nie zajmuję się kwestią tego, czy panowie ci popełnili przestępstwa, jakie, oraz jaka się za to należy kara. Pomijam też legalność różnorakich sądów, organów i innych trybunałów.

Cytując Konstytucję: „Wybraną do Sejmu lub do Senatu nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego.” Panowie Kamiński i Wąsik (skrócę do PKiW) zostali w grudniu 2023 skazani na karę pozbawienia wolności prawomocnym wyrokiem. Tu sprawa powinna się zakończyć…

 

Chaos

Oczywiście owi panowie wcale nie chcą iść do więzienia. Wolą być posłami. Posłami być nie mogą z uwagi na prostotę powyższej definicji. Co do kary więzienia, prezydent Duda może ich ułaskawić. Nie wpłynie to na fakt, że skazanymi zostali i pozostaną, tak więc nie będą mogli być posłami.

Wszystkie wypowiedzi wszystkich ekspertów i podwójnych prezesów sądów nieuznających się nawzajem mają na celu wprowadzenie wrażenia, że w koalicji panuje chaos, a prawo da się interpretować na wiele sposobów. Powyższy cytat z Konstytucji składa się z jednego zdania, którego nie da się zinterpretować w inny sposób.

Jak powiedział p. Kamiński, „Tylko przemoc fizyczna wobec mojej osoby uniemożliwi mi wzięcie udziału w głosowaniach i wejście na salę sejmową.” Dlatego właśnie koalicja rządząca sprawia wrażenie niezbornej. Nic nie ucieszyłoby PiS bardziej, niż zdjęcia i filmy męczennika wyprowadzanego siłą przez mundurowych, powtarzającego, że jest niewinnym więźniem politycznym i posłem na Sejm etc. Z tego samego powodu nadal pozwala się posłom PiS okupować budynki mediów publicznych.

Pan Wąsik stwierdził, iż wyroku „nie uznaje” zaś „sędzia, który wydał wyrok, też jest z wrogiego nastawionego do PiS stowarzyszenia Iustitia.” Czyż nie byłoby pięknie, gdyby każdy z nas mógł nie uznawać wyroków, ewentualnie tylko tych wydanych przez sędziów nam przyjaznych? (Nie byłoby.)

 

Więźniowie polityczni

Mianem więźniów politycznych określa się opozycjonistów zamkniętych w łagrach przez Łukaszenkę i Putina. Nazywanie tak PKiW jest potworną obrazą wobec prawdziwych więźniów politycznych.

 

Ułaskawienie

Prezydent Duda ułaskawił pp. Kamińskiego i Wąsika, kiedy byli uznawani za niewinnych z uwagi na brak prawomocnego wyroku. „Postanowiłem uwolnić wymiar sprawiedliwości od tej sprawy,” powiedział 18 listopada 2015. Ułaskawienie przed wydaniem wyroku jest analogiczne do wydania postanowienia rozwodowego przed zawarciem ślubu. Naleganie, iż ułaskawienie „nadal trwa” po wydaniu prawomocnego wyroku jest tym, czym byłoby twierdzenie, że mimo ślubu para pozostaje rozwiedziona. Poza tym, rolą prezydenta nie jest uwalnianie wymiaru sprawiedliwości od spraw, tym zajmują się dyktatorowie.

Teraz prezydent może ułaskawić panów Kamińskiego i Wąsika ponownie. Niemniej jednak nadal nie będą mogli wrócić do Sejmu, ponieważ zostali prawomocnie skazani na karę więzienia. Ułaskawienie spowoduje wyłącznie, iż kary tej nie będą musieli odbyć.

 

Hołownia

Mimo różnych opinii na ten temat, Marszałek Hołownia nie zrobił niczego oprócz potwierdzenia tego, co już się wydarzyło. „Wygaszanie” mandatów polega na obwieszczeniu faktu wynikającego z Konstytucji na piśmie i przesłaniu pisma do Sądu Najwyższego. Sąd ów nie posiada kwalifikacji, aby uchylić wygaszenie mandatów (ponieważ Hołownia nie podejmuje decyzji, tylko informuje o niej). Kompetencje SN sprowadzają się do sprawdzenia, czy list jest właściwie podpisany, czy zgadzają się daty, tudzież czy osoby owe na pewno zostały skazane prawomocnie, etc.

Posłużę się znów metaforą rozwodu: rozwód następuje w momencie rozwodu, nie zaś gdy para obwieści znajomym i rodzinie, że się rozwiodła, lub ogłosi to w gazecie, lub przyklei kartkę na drzwiach. Ani teść, ani prababcia, ani proboszcz nie mają prawa uchylić rozwodu.

Marszałek Hołownia popełnił jeden błąd legalny, pozwalając PKiW brać udział w głosowaniach po ich prawomocnym skazaniu, kiedy nie byli już posłami, choć ich karty jeszcze działały. Głosowania te powinny zostać unieważnione i powtórzone po obsadzie stanowisk poselskich przez kolejne dwie osoby z PiS. (Już wiadomo, kim będą – Wioletta Kulpa i Monika Pawłowska.)

 

Konstytucja

Trybunał Konstytucyjny Przyłębskiej postanowił, co można znaleźć na stronie prezydent.pl, iż prezydent może dokonać „abolicji indywidualnej.” Abolicja oznacza zaprzestanie postępowania, podczas gdy ułaskawienie oznacza darowanie kary. Są to dwie zupełnie odmienne rzeczy. Niestety, dla prezydenta i PKiW, postanowienia te zostały wydane w latach 2018, 2019, oraz 2023. Ponieważ prawo nie działa wstecz, wyroki te nie mają wpływu na ułaskawienie PKiW w 2015, ponieważ musiałyby objąć wszystkie ułaskawienia dokonane przez wszystkich prezydentów kiedykolwiek.

 

Co teraz?

Teraz PKiW idą do więzienia. Piszę te słowa w poniedziałek wieczorem, zatem prawdopodobnie już tam są.

Przysługuje im zażalenie, którego na tę chwilę nie złożyli. Rezultatów oczekiwać będą w swych celach. Drugą opcją jest kolejne ułaskawienie przez prezydenta. Trzecią zaś jest nadzieja na wcześniejsze zwolnienie za dobre zachowanie.

Czwartą opcją jest oczywiście przybycie do Pałacu Prezydenckiego, gdzie policja za nimi nie wejdzie, na osobiste zaproszenie prezydenta. Ale przecież to byłby kompletny absurd.

Napisałem wcześniej, publikuję teraz, bo stary dokument jest już gruntownie unieważniony i zastąpiony nowym.

W grudniu przybyliśmy tradycyjnie na kilka dni do Polski. (W przyszłym roku nie przybędziemy z różnych powodów, przy czym niektóre z tych powodów są arcybiskupami.) Podczas podróży zdenerwowania Josa i moje poniekąd się uzupełniają. On niepokoi się tym, że nie zdążymy na lotnisko i zgubimy bilet. Ja wiem na pewno, że zdążymy, a kartę pokładową posiadam w telefonie, denerwuję się za to kontrolą osobistą, która Josowi wisi i tak dalej. Siedział więc jak chmura gradowa trzy godziny przed wylotem, postanowiłem sprawić mężowi przyjemność i zamówiłem taksówkę o wiele za wcześnie. Wiedziałem, że odcierpią to moje plecy na niezwykle wygodnych siedzeniach na Okęciu, ale nie lubię patrzeć na nieszczęśliwego męża. Powóz przybył, pożegnaliśmy się z Mamą, wsiedliśmy do taksówki, powiedziałem dokąd jedziemy, po czym dałem upust własnemu zdenerwowaniu. Wydaje mi się zawsze, że dokument tożsamości wyskoczy mi z portfela i gdzieś się schowa. Sprawdzam więc obecność dowodu co piętnaście minut, jak Jane w Coupling sygnał telefoniczny. Siedząc obok uspokojonego męża wyciągnąłem portfel i dowodu w nim nie było.

Zgorzałem nad jeziorem. Taksówka czekała, podczas gdy my robiliśmy kipisz w domu mojej Mamy. Kazałem jej sprawdzić kosz na pranie, dla porządku zajrzała również do pralki. Odsuwaliśmy kanapę. Trzy razy rozpakowaliśmy i zapakowaliśmy plecaki, ciesząc się przez łzy, że przylecieliśmy wyłącznie z bagażem podręcznym. Mój portfel, a potem portfel Josa zostały praktycznie rozerwane na kawałki, na wypadek, gdyby… w sumie nie wiem co, być może zalęgły im się dodatkowe ukryte kieszenie. Sprawdziliśmy nawet podłogę taksówki, ponieważ posiadam grację hipopotama. Ni śladu ni popiołu. Wiedziałem, że miałem dokument wsiadając do samolotu w Amsterdamie, bo sprawdziłem to osiemnaście razy. Potem dowód nie był mi do niczego potrzebny, więc tak do końca nie umiałem nawet określić kraju zagubienia, nie mówiąc o miejscu.

Nie umiem używać telefonu, ale w przypadkach awaryjnych wstępuje we mnie wszechmoc komunikacyjna. Najpierw zadzwoniliśmy do działu rzeczy znalezionych Okęcia. Pani zmartwiła się, dowodu nie znaleziono żadnego, poleciła mi zadzwonić na policję. Policja, pod postacią sympatycznej pani, wprawiła mnie w nastrój praktycznie nie do opisania.

Czytaj dalej

Pani Agato,

petent przychodzi do pani po gumnie w temacie tego wywiadu, co pan Sroczyński z panią przeprowadził.

Na początek się przedstawię, żeby nie było, że bezimienny hejt się leje.

Nazywam się Ray Grant. Mam 42 lata. Pochodzę z patologii. Bio-ojciec – żonaty konserwatywny katolik zdradzający żonę zgodnie z przykazaniami, ojczym – alkoholik i przemocowiec. Wychowali mnie dziadek i babcia, mama pracowała na dwa etaty. Kiedy ojczym znikł, zabierając ze sobą wszystkie pieniądze, w wieku lat 14 zostałem najstarszym mężczyzną w rodzinie. Ze swych intelektów wymienić mogę: mgr inż. matematyk stosowany, IQ niska MENSA, autor książki, która ostatnio otrzymała wyróżnienie w konkursie na powieść historyczną roku. Od ponad trzynastu lat mieszkam w Holandii. Wyjechałem w 2006 roku, ponieważ nie mogłem dalej żyć w kraju rządzonym przez wariacje na temat PO-PiSu mimo tego, że dobra zmiana jeszcze się nie zalęgła. Otrzymałem wizę dla kennismigrant, czyli emigranta wnoszącego wiedzę specjalistyczną (Holandia nie otwarła jeszcze wtedy dla Polaków rynku pracy). Mimo wysiłków polskich urzędników wizę otrzymał również mój partner z tamtych czasów.

Ulubione napoje posiadam dwa. Jednym jest najtańsza czarna herbata ze ścinków z cytryną, drugim – cola light z whisky, przy czym zaznaczę, że cola jest prawdziwa firmy Coca Coka, żeby sobie pani nie pomyślała, że ja jestem byle kto. Whisky jest taka, jaka w sklepie była w promocji. Spożywałem w życiu stuletniego kalwadosa oraz piwo Mocne Strong firmy Oszą Martens, czasami ze znajomymi kowalami, czasami z najwybitniejszymi umysłami Europy. (Niestety nie filozofowie. Informatycy.) Nosiłem garnitury robione na zamówienie oraz nadpalone bluzy otrzymane w prezencie od osoby, która planowała odzież wyrzucić. Kupiłem sobie kiedyś kurtkę skórzaną za 500 euro, bo przechodziłem obok sklepu i była ładna. Dziesięć lat później nadal ją noszę. Kupiłem też sandały, które rozpadły się po drugim założeniu, oraz kowbojki, których nie nosiłem, bo prawy gwizdał przy każdym kroku.

Te rzeczy nie działy się jednocześnie, ale wszystkie bardzo dokładnie zapamiętałem.

*

Zacytuję panią.

PiS potrzebuje pieniędzy na swoje złe cele, na tworzenie socjalnego parasola ochronnego dla planowego niszczenia demokracji. Jak można w tym pomagać? Wszyscy zaczęli nagle wychwalać młodą lewicę, że się zabrała za sprawy merytoryczne – podatki, emerytury, mieszkania, umowy śmieciowe – ale według mnie robi to w taki sposób, jakby się urwała z choinki. Jakby to były problemy same w sobie, które można wyjąć z kontekstu i przedyskutować osobno. A kontekst jest taki, że mamy rządy półautorytarne i ta tak zwana dyskusja merytoryczna tylko je legitymizuje.

Opowiem pani kilka historyjek o socjalnym parasolu.

Czytaj dalej

Och nie, popełniłem błąd w tytule. KP oznacza oczywiście Kochanego Pana, a może nawet Kochanego Premiera.

*

Wielce poważany KP,

pisze do Pana eksperyment obyczajowy.

Wyjechałem z Polski w 2006 roku przez takie osoby, jak Pan – żenująca homofobia podlana sosem hipokryzji dała mi się we znaki. Nie tylko ja wyjechałem – w tej chwili mógłbym zrobić objazd Europy i zatrzymywać się w prawie każdej stolicy u znajomych i przyjaciół. Pochodzę z klasy niższej, tzn. wykształconej, moi znajomi i przyjaciele też. Kiedy mamroczą Państwo na temat niewdzięczności ludzi, którzy szkolą się na koszt państwa, a potem wyjeżdżają, miejcie Państwo na uwadze, że nie jesteśmy dla Was żadnymi ludźmi. Eksperymenty obyczajowe i kulturowe wyjeżdżają. Nie macie Państwo dla nas nawet na tyle szacunku, żeby użyć fraz tak eleganckich, jak „te osoby”.

Wyjeżdżając naiwnie sądziłem, że za 20 lat w Polsce będzie normalnie – jak w krajach rozwiniętych. Dla Pana pobicia w Białymstoku to powód do wyrażenia półgębkiem wymuszonych fraz na temat potępiania przemocy. Do zachęcania i dzielenia ludzi na kasty wrócił Pan raptem po kilku dniach, według Pana nie pobito ludzi, tylko łażące po ulicach bez potrzeby eksperymenty społeczne. Wyznaje Pan też otwarcie, iż w Pana opinii członkostwo w Unii Europejskiej polega na tym, że się z niej ciągnie piniondz. Wszyscy wiedzą, że polskim rządom chodzi tylko o kasę, ale chyba jeszcze żaden oficjel nie powiedział tego tak wprost. Za szczerość dziękuję nie tylko ja, ale też ci, którzy będą ustalać kolejny budżet.

Czytaj dalej