Kilka dni temu WordPress przysłał mi powiadomienie: „Your stats are booming! Miłość po 30 is experiencing lots of traffic.” W pierwszym momencie się zdziwiłem, bo przecież niczego nie wrzucałem. Przypomniałem sobie w ciągu sekund. Jest początek stycznia.

Top trzy moich najpopularniejszych notek z ilością odsłon od chwili założenia bloga:

Jak popełnić samobójstwo szybko i skutecznie” (121,695)
„BDSM dla początkujących” (85,266)
„Jak NAPRAWDĘ wygląda kwestia eutanazji w Holandii” (9,361)

W ostatnich pięciu dniach notkę o samobójstwie przeczytało 3028 osób. Drugą w kolejności, czyli „Wstecznie”, 112. Tylko wczoraj do tej najpopularniejszej dokopały się 264 osoby. (Tutaj prośba: jeśli klikniesz, znajdziesz jakieś stare numery telefonów/adresy URL lub masz do dodania nowe, proszę o wrzucanie ich w komentarzach do TEJ notki. Pod tamtą musiałem wyłączyć komentarze i wolałbym drugi raz nie mówić, dlaczego.)

Myślę, że nie muszę mówić, że dalej będą triggery, klikacie na swoją odpowiedzialność i tak dalej.

Czytaj dalej

Odpowiedź: niewiele.

Mój kryzys trwa tak naprawdę od maja (albo nawet lutego), tylko się rozwijał powolutku, udając, że go wcale nie ma. Potem zaczął być zauważalny. Potem – bardzo zauważalny. Od jakichś dwóch miesięcy jadę na oparach.

Blog zaniedbany, sprzątanie zaniedbane, projektowanie i muzykowanie (a chcę do książki zrobić soundtrack) zaniedbane, mąż zaniedbany. W tej chwili tak naprawdę robię dwie rzeczy: 1) piszę, 2) czytam. Chyba, że jeszcze się liczy leżenie w łóżku i jedzenie, w takim razie robię cztery rzeczy. Aha, jeszcze latam po lekarzach.

Użeram się z holenderską biurokracją, która działa jak każda biurokracja. Z tym, że chirurg trzeci raz mi chyba spieprzył operację, chociaż tak naprawdę dowiem się w styczniu. W ogóle wielu rzeczy się dowiem pewnie w styczniu. Do tego czasu muszę dojechać na tychże oparach, których wczoraj było tak mało, że nawet na Whatsappie mnie nie było, za dużo roboty i interakcji.

Priorytetem absolutnym jest książka. Chciałem ją skończyć do końca grudnia, ale tak się złożyło, że niechcący wygrałem konkurs o którego istnieniu zapomniałem. Redaktorka, która jest czymś w rodzaju gwiazdy pop w dziedzinie redagowania książek najpierw napisała mi różne dziwne rzeczy, których nawet nie umiałem skomentować, po czym wytłumaczyła co miała na myśli i rzeczy nabrały sensu. Przepisuję teraz różne rozdziały, bo ona ma rację (plus Zuzz – pozdro). Siedzenie w historii Islandii i w mitologii nordyckiej pozwala mi nie myśleć. Myślenie w tej chwili jest złym pomysłem.

Nie zamykam bloga, niczego w ogóle nie zamykam, ale dopóki kryzys się nie skończy – a nie zakładałbym się, że to nastąpi w tym roku – jedyne postępy, jakich należy się (MOŻE) spodziewać będą dotyczyć strony www.bjornlarssen.com, właściwego jej Facebooka i pisanej książki. Posty na bloga piszę z wyprzedzeniem, bo akurat w środy mogę nie móc, aktualnie jest o książkach dotyczących mitologii nordyckiej. Po części dlatego, że te same rzeczy po raz któryś czyta mi się łatwiej. Jestem w trybie nastawienia na przeżycie. Bo mam za dużo rzeczy do zrobienia, żeby się udawać w charakterze prochów do Arnarstapi, aczkolwiek jest to miejsce cudownie piękne.

Powiedziałbym „trzymajcie kciuki”, ale mogą Wam odpaść, więc po prostu wysyłajcie jakieś wibracje, reiki, modlitwy do dowolnych bóstw również przyjmę. Opiekę lekarską mam, zgoła w nadmiarze, wolałbym jej mieć mniej. Mąż ciągle na stanowisku. A ja w tej chwili siedzę na kanapie w piżamie i czekam, aż będę mieć siłę się ubrać.

Taki żyzń. (Jos czyta moje notki w tłumaczeniu Google Translate, ciekawe, co mu z żyznia wyjdzie.)

 

Mniej więcej od początku maja mam kryzys. Zaczął się niby niewinnie, potem sobie rósł powoli, potem troszkę bardziej, jeszcze troszkę… aż 1.5 tygodnia temu kielich się przelał.

Uciekam w pisanie, w komputery (fakt, że Apple „poprawiło” klawiatury w laptopach tak świetnie, że jutro zwracam czwarty i wymieniam go na laptopa z W… wi… wwwwwwindows wbrew pozorom pomaga, bo mam co robić), trochę w czytanie, ale niewiele. Są takie okresy, kiedy czytam znowu i znowu starą Chmielewską, Marian Keyes, Calvina & Hobbesa. Są takie, kiedy nie czytam nic, nawet Facebook i obrazki z brodatymi Wikingami to za wiele.

Tak naprawdę trzeba było się tym kryzysem zająć wcześniej, ale jego częścią są zmagania z tutejszym ZUSem. Obawiałem się, że jeśli mi się pogorszy po wydaniu przez ZUS decyzji nie takiej, jakiej się spodziewaliśmy, będzie to wyglądać na zbyt „wygodne”. Tyle, że właśnie ta decyzja i jej pokłosie to coś jakby spis moich triggerów. Tym sposobem w zeszły piątek popsułem się już ostatecznie i teraz zamiast spokojnego przyglądania się sprawom jeździmy na ostry dyżur z podziwu godną nieregularnością.

Nie jest tak, że przez te miesiące nic się nie wydarzyło, skądże. Pierwsza książka na ukończeniu, okładkę mam, czcionkę mam, ostatnie poprawki muszę wprowadzić do końca grudnia i raczej tyle czasu mi wystarczy nawet jeśli będę spędzać dużo czasu na ostrych dyżurach. Różne rzeczy promocyjne planuję od stycznia, jeśli w styczniu będzie nadal syf i malaria, przesunę premierę. Miło jest mieć taką możliwość. Druga książka jakoś tam idzie, nie silę się na wybitność, piszę coś tam, bo eskapizm.

W telewizji oglądam dużo ciekawych rzeczy, na przykład to:

Trwam jakoś w trybie przetrwaniowym. Wszystko poszło w kąt. Strategia soszjal medjowa – w kąt. Sprzątanie – w kąt. (Nie dosłownie.) Soundtrack do książki miał powstawać, ale nie powstaje i co nam pan zrobi. Research miał się robić, ale się nie robi, bo to są rzeczy, które muszę czytać dokładnie. Ćwiczenia na siłowni zarzucone, jeśli mam jakąś odrobinę energii usiłuję nadganiać maile, czasami muszę wychodzić z domu (na ogół, jak w 2016, celem oglądania różnych lekarzy).

Ta notka nie ma żadnego celu. Nie proszę o tulanie, pocieszanie, nawet o serotoninę (przy okazji próbowania zoloftu dowiedzieliśmy się, że ja NIE mam problemów z serotoniną, raczej z dopaminą i tym długim na N). Nie trzeba mi niczego nowego, wprost przeciwnie. Chowam się w znanych miejscach, słucham znanej muzyki, oglądam to, co powyżej w różnych wariacjach, przeglądam własne zdjęcia. Co jakiś czas Bjørn Larssen udziela wywiadu lub pisze gościnne artykuły, to, że napisanie artykułu na 1.5 strony zajmuje mi 10 dni jest w sumie mało ważne. Myślałem, że priorytetem na 2018 będzie moja kariera pisarska. Okazuje się, że jest nim przetrwanie do 2019.

(Przepraszam osoby, które rzeczywiście mają raka płuc.)

Przeczytałem przedwczoraj, że najlepszym antydepresantem są orzechy nerkowca, przyjmując je możemy odstawić antydepresanty, które nigdy nie będą nam już potrzebne. Linku nie będzie, bo nie będę tego reklamować. (Zrzut ekranu powyżej pochodzi z INNEGO artykułu na ten sam temat…) Tak więc poniżej zebrałem przydatne rady, które stosują się do każdej choroby, raka płuc wziąłem znikąd, w razie czego proszę podstawić dowolną inną chorobę.

  • Wiesz, też kiedyś paliłam i trochę kasłałam, ale wzięłam się w garść i przeszło.
  • A czy próbowałeś nie mieć raka?
  • Orzechy nerkowca! Jarmuż! Smoothie z brukselek co rano! Pij wodę z solą! Napoje izotoniczne! Mniej cukru! Woda bezglutenowa! Więcej zielonej herbaty! W ogóle nie pij herbaty! Tylko zielone warzywa! Tylko czerwone warzywa! Więcej mięsa, stek na wszystko pomaga! Bekon!
  • Dieta wegańska usuwa raka. Po prostu jedz tylko warzywa i owoce.
  • Dieta paleo usuwa raka. Po prostu jedz tylko mięso, ryby, nasiona. Jaskiniowcy nigdy nie mieli raka płuc!
  • Czy próbowałeś jogi?
  • Ból jest tylko w naszym umyśle. Zamiast morfiny – medytacja.
  • Leki przeciwbólowe są uzależniające. Nie ma potrzeby, żebyś brała jakieś uzależniające trujące piguły. (To usłyszała osoba mająca lat 84.)
  • Skoro o tym mowa, joga najlepiej działa o poranku, musisz tylko być boso, na trawie, najpierw medytacja, potem joga, na koniec smoothie z brukselek. Zaglądałaś na GOOP? Tam jest mnóstwo porad!
  • Cały ten rak siedzi tylko w Twoich płucach! („Depresja siedzi tylko w Twojej głowie!”)
  • Po prostu o tym nie myśl.
  • Ważne jest pozytywne nastawienie! Co rano wizualizuj sobie płuca bez raka.
  • Jeśli nie zdrowiejesz, to znaczy, że niewystarczająco kochasz Jezusa. Gdybyś kochała Jezusa bardziej, to byś wyzdrowiała.
  • Jeśli dostałeś raka, to znaczy, że niewystarczająco kochasz Jezusa. Gdybyś kochał Jezusa bardziej, to byś nie dostał raka.
  • Palenie szmalenie, moja znajoma ma koleżankę, która ma ciocię i znajoma tej cioci pali jak komin i ma 159 lat.
  • Nie podoba mi się Twój negatywizm. Ciągle tylko o chemoterapiach i innych naświetlaniach. Znam tybetańskiego mnicha, który przyrządza specjalne zioła. Olej szpital i przestań ciągle myśleć tylko o chorobie, pij ziółka, za tydzień będziesz jak nowa.
  • Leki tylko Cię trują. Nie bierz tego gówna.
  • Na YouTube jest filmik o tym, że raka leczy się marihuaną. Zamiast tych toksycznych zastrzyków i innych leków po prostu jeden dżoincik dziennie i będzie zdróweczko! Nie możesz palić? Pffffft. Skombinuj sobie olej z CBD. Nielegalne? No albo chcesz być zdrowy albo nie, ja Cię zmuszać nie będę…
  • Leżysz ciągle w tym łóżku z kroplówką. Pobiegałabyś co rano i zaraz by przeszło. Ruch to zdrowie!
  • Może powinieneś schuść. Może powinieneś zgrubść.
  • Co rano afirmacje sto razy. Przed lustrem. Leżysz w łóżku? Też problem, skombinuj sobie takie małe lusterko i afirmuj na głos. Inni pacjenci narzekają? Niech też afirmują, jak nie chcą, to znaczy, że chcą być chorzy.
  • Czy Ty w ogóle myślisz o rodzinie? Myślisz, że lubimy oglądać te twoje pigułki i słuchać tych jęków? Może byś się raz spytał jak się miewa ciocia Józia? Ciocia, wiesz, ona ma hemoroidy okropne, zaraz Ci wszystko opowiem i przestaniesz myśleć o tym swoim raku. Ciągle tylko „ja, ja, ja”.
  • Zawiodłeś mnie, myślałem, że kto jak kto, ale Ty się tak łatwo nie będziesz poddawać.
  • *po pięciu minutach opowiadania o hemoroidach* No i co, od razu Ci lepiej, prawda?
  • Co Ty w ogóle masz za prawo do narzekania? Dzieci w Afryce nie mają co jeść i też dostają raka!
  • Czytałaś „Sekret”? Trzeba sobie pozytywnie wizualizować i manifestować. Kosmos Ci pomoże. Jeśli ciągle tylko się martwisz, że jesteś chory, to nigdy nie wyzdrowiejesz. Manifestuj! Manifestuj!
  • Jakbyś poszedł do pracy zamiast tu leżeć w łóżku, to by Ci od razu było lepiej.
  • Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni!
  • Jeszcze się z tego będziesz śmiać, LOL.
  • Moja koleżanka Irma miała raka i już nie ma. Jeśli ona mogła wyzdrowieć, to każdy może!
  • Raka leczy się pozytywnym myśleniem. Jeśli nie myślisz pozytywnie, to już szykuj trumnę. No! Mam nadzieję, że pomogłam!
  • Dostałaś tego raka po to, żeby pokarać rodzinę (za grzechy).
  • Więc mówisz, że piszesz książki? Zobacz, jaki dobry materiał zdobywasz! I w tym szpitalu masz tyle czasu, pisz i się ciesz, że wypoczywasz.
  • Nasze myśli i modlitwy są z Tobą. Otwórz się na energię, którą otrzymujesz od Boga.
  • Czy pamiętasz, żeby pić dużo rumianku?
  • Każdy z nas ma problemy. Nie tylko Ty. Przestań być takim egoistą.
  • Jeśli czujesz się źle, tylko w Twojej mocy leży możliwość zmiany tego stanu. Przemyśl sobie moje słowa!

Oczywiście całość tej notki to zbiór wielu, lecz nie wszystkich rzeczy, jakie usłyszały osoby z depresją, często ja. Fragment o pisaniu książek też (nie, nie mam raka, ale też mi mówiono, że depresanci są super kreatywni i bardzo mi to pomoże w pisaniu).