Zgodnie z tytułem, dzisiaj post gościnny. Obrazek został wybrany przez autora, nie dokonałem w tekście zmian innych niż drobna redakcja.
*
Nie wiem który raz poważnie zbierałem się do przejrzenia literatury i rzetelnego napisania czegoś o dystymii. I jak zwykle niewiele z tego wychodzi, po części dlatego, że mi się niezbyt chce, ale bardziej dlatego, że w kwestii tej literatury szału nie ma. W sumie to nie dziwi mnie to, gdyż dystymia jest tematem umiarkowanie poruszającym tak dla psychiatrów jak i psychologów, żyć się z nią zwykle da aż do ostatniego dnia, funkcjonować też jako tako, czasem nie najgorzej. Więc stwierdziłem, jebać to i napiszę coś od siebie. Może Ray będzie tak uprzejmy, żeby udostępnić, może ktoś skorzysta.
Antoni Kępiński bardzo wiele lat temu niemal poetycko napisał o dystymii, że to młodsza siostra depresji. Ładnie to brzmi, trzeba mu oddać i dziś już nikt tak nie pisze. Choć strasznie mi się nie podoba to stwierdzenie to jest dość celne. Dystymia to długotrwałe obniżenie nastroju które jednak nie dezorganizuje zupełnie życia. Bywa, że występują zaburzenia snu, koncentracji, lęk, zaburzenia łaknienia i co tam jeszcze, ale najbardziej typowe, charakterystyczne to ograniczenie zdolności do odczuwania radości czy tym bardziej szczęścia.
Osoby z dystymią opisują to czasem tak, jakby wszystko było na pół gwizdka. Jakby świat był za szybą niby blisko, ale jakiś taki odległy. Powinienem być szczęśliwy, wszystko jest tak, że naprawdę powinienem ale nie potrafię. Mimo to osoby z dystymią zwykle radzą sobie nieźle z codziennym funkcjonowaniem. Niektóre, ja na przykład, zaczynają się czuć nieco lepiej pracując i funkcjonując ze skrajnie dużą intensywnością i pod szczególnym obciążeniem, co oczywiście na dłuższą metę nie jest najzdrowsze. Inni pewnie znajdują nieco inne sposoby. W przebiegu dystymii mogą się pojawiać epizody głębokiej depresji ale ciężko powiedzieć na ile często, gdyż dystymia ogólnie jest diagnozowana raczej rzadko.
To nieco żenujące, ale ja – pomimo nastu lat pracy jako psycholog – nieco przypadkiem w ogóle pomyślałem, że mogę mieć dystymię. Z powodu chronicznego przepracowania i uciążliwych choć w sumie niegroźnych objawów psychosomatycznych uznałem, że może warto by było przetestować czy SSRI czyli bloker wychwytu zwrotnego serotoniny (główna grupa leków przeciwdepresyjnych) nieco złagodzi te objawy. Faktycznie tak się stało, ale też błyskawiczna, umiarkowana poprawa nastroju, zdolności koncentracji i sprawności uczenia się były już dużym zaskoczeniem. Właściwie brak skutków ubocznych leków jeszcze większym. Dopiero tak dobra odpowiedź na leki skłoniła mnie do zastanowienia się, czy może jednak coś jest nie tak.
No fakt – zawsze byłem jakiś taki nieco zdołowany, a przynajmniej od kiedy skończyłem 12 (może 14) lat, ale w sumie wahania nastroju są perfekcyjnie normalne w tym wieku. To, że zostały ze mną na kolejne dziesięciolecia i nie wahania tylko stałe obniżenie to detale. Pojawiające się od czasu do czasu napady lęków to nic wielkiego, można sobie z nimi poradzić, a właściwie przeczekać i same znikną. W sumie napady lęku też nie są zaskoczeniem jeśli obiektywnie występujące okoliczności je wyjaśniają, a raczej pozwalają zracjonalizować. Pewne trudności z uczeniem się, koncentracją, zapamiętywaniem? Przecież jesteś zdolny ale leniwy i w ogóle beznadziejny, więc się nie dziw głupio tylko weź do roboty…
A dalej jakoś tak się potoczyło, że mimo problemów jakoś poszło. Później okazało się, że w skrajnym stresie funkcjonuję lepiej niż normalnie nawet dużo lepiej więc sobie tak funkcjonowałem, jakiś troszkę lat minęło szczęśliwe stres i przepracowanie mnie nie zabiły. Teraz z lekami ułożyłem sobie funkcjonowanie nieco bardziej na spokojnie.
No może starczy tego pisania. Warto by było tylko podsumować po co to napisałem. Napisałem dlatego, że jeśli masz wrażenie, że może dotyczyć Ciebie to warto by było skorzystać z fachowej pomocy psychiatry.