Wpis dedykuję osobom, które uważają, że depresja jest modna i chorzy mają ją z wyboru.

*

Basia, lat 32, pracuje w księgowości.

Co rano, gdy dzwoni budzik, Basia czeka w niepewności. Czy wreszcie poczuje ciężar w każdej kończynie, uniemożliwiający jej wyjście z łóżka? Nie. Jest energiczna i gotowa wskoczyć pod prysznic… nie, nie, prysznic jest niemodny, w ten sposób nigdy nie będzie wyglądać jak Greta, ale mama nauczyła Basię, że higiena jest ważna. Mama, staromodna, zniszczyła Basi życie. Ręka Basi odruchowo wyciąga się po szampon i żel pod prysznic, które zamawia w Internecie, żeby nikt nie wiedział o jej uzależnieniu. Nie, dzisiaj nie, mówi sobie Basia, stojąc nieruchomo pod prysznicem, próbując opanować uśmiech rozkoszy towarzyszącej jej przy myciu. Jeśli nie umyję włosów, tylko je zmoczę, będą wyglądać prawie jak brudne… Nie umie jednak się oprzeć i znów wychodzi z łazienki z umytymi, gładkimi włosami, pachnąc świeżością. Piotr, którego szklanka z pigułkami stoi na stole jak wyrzut sumienia, znowu będzie ją musiał zapewniać, że nie podoba mu się taka jaka jest, nawet z umytymi włosami. Basia walczy z posiadaniem libido, zżerana brakiem poczucia winy.

Czytaj dalej

Dotarłem do końca systemu medycznego w Holandii.

Głównymi stereotypami o Holendrach są: skąpstwo, bezpośredniość granicząca z chamstwem, radosne eutanazjowanie wyabortowanych dzieci małżeństw gejowskich, oraz palenie mnóstwa ziela. Na ogół jednocześnie. O eutanazji kiedyś już pisałem i zetknięcie się z systemowymi rozwiązaniami trochę zachwiało moją pewnością, że w razie czego będę mógł jej zażądać. Z bezpośredniością zetknąłem się wiele razy, ale przyznam, że wolę to od Platformy Obywatelskiej fałszywej uprzejmości lub zwykłego łgania w żywe oczy. Znam holenderskich palaczy ziela, co mam nie znać. Dwóch. Rozwinę za to nieco temat skąpstwa.

Jak wiadomo, nie ma takiego rządu/państwa, który miałby nieskończoną ilość pieniędzy do wsypania w system medyczny, tak więc w którymś momencie muszą się pojawić utrudnienia. W Polsce na przykład wygania się lekarzy za granicę, wyznacza terminy za 20 lat i generalnie czeka, aż pacjent zejdzie. Największym zachwytem napełnia me serce przekręt, tfu! rozwiązanie polegające na tym, że lekarz przez godzinę tygodniowo przyjmuje w ramach NFZ, a 39 godzin prywatnie, używając tego samego gabinetu i sprzętu. Bez dopłaty pacjent otrzymuje termin za trzy lata, a za dopłatą – na jutro, i może sobie jeszcze wybrać odpowiadającą godzinę. Amerykański system polega na tym, że część ludzi skazuje się tak po prostu na śmierć (Republikanie pracują nad powiększeniem tej grupy), część odstrzeliwuje (Republikanie pracują nad powiększeniem tej grupy), a zdrowi chodzą ci, co mają dobrą pracę, ciężarówki pieniędzy lub – najlepiej – jedno i drugie. Zanim ktoś wyskoczy mi z zaprzeczeniami uprzejmie zauważę, że mam bardzo dużo amerykańskich znajomych.

Czytaj dalej

Poprzedni tydzień spędziłem w miejscu (niemalże) wolnym od internetu, soszjal medjów, a nawet Whatsappa. Pisałem coś w rodzaju dziennika. Po pierwsze primo po angielsku, a po drugie primo bardzo rozwlekle, więc poniżej wersja przetłumaczona i skrócona.

Poniedziałek

Jestem sam.

Trudno mi uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Od miesięcy, może lat chciałem uciec z miasta. Kiedyś moje wymarzone wakacje polegały na zwiedzaniu stolic krajów europejskich; Londyn – gdzie o trzeciej w nocy w środę imprezowicze zakorkowali centrum – wydawał mi się idealnym miejscem do życia. Kiedy się przeprowadzałem, miałem lat 29 i Amsterdam wydawał mi się lepszym wyborem. Może powinno mi dać do myślenia, że już wtedy Londyn wydawał mi się zbyt zatłoczony, ale nie dało.

Czytaj dalej