Czas na rewolucję?

Kilka dni temu Igor Janke obwieścił, że odchodzi od dziennikarstwa:

Dziennikarstwo przestaje pełnić rolę, do której zostało powołane. Misja, która w mojej pracy była zawsze ważna, jest na coraz dalszym miejscu w niemal wszystkich redakcjach. Coraz dalej dziennikarstwu do mojego ideału – anglosaskiego modelu zdystansowanego, rzetelnego, bezstronnego przyglądania się działaniom władzy i tłumaczeniu tego, co dzieje się na świecie.

Abstrahując od tego, czy Igor Janke jest zdystansowany, rzetelny i bezstronny, zacytuję komentarz Grzegorza Miecugowa:

Problem nie jest więc w dziennikarzach, ale w świecie zewnętrznym. […] Jeśli mam jakiekolwiek wątpliwości dotyczące na przykład katastrofy smoleńskiej, to moi odbiorcy odbierają mi prawo do wątpliwości. Oni nie chcą żadnych wątpliwości. Oni chcą wiedzieć, że ci, którzy głosują na PiS, to wariaci. A wyborcy PiS mówią o tych, którzy bronią premiera: „Zdrajcy”.

Dziennikarstwo dołącza do listy zawodów ginących. Być może Unia powinna je zacząć dofinansowywać. Nie uważam, żeby to była wina złych czytelników, którzy nie chcą, żeby Miecugow miał wątpliwości i przez to Janke odchodzi z mediów. Jest to wina braku kasy, który wziął się z tego, że przez lata przyzwyczajeni do portali czytelnicy nie chcą teraz płacić za newsy — oraz kapitalizmu.

Z pewnością słyszeliście idiotyczny slogan o tym, jak rynek sam się reguluje. Otóż slogan ten jest prawdą w tym samym stopniu, co komunizm i anarchia są działającymi w realnym świecie systemami politycznymi. Kapitalizm, komunizm i anarchia działają wyłącznie we wspólnotach, w których nie występują tak zwani Źli Ludzie i wszyscy chcą wyłącznie wspólnego dobra. Anarchia działa z tych systemów najgorzej, ponieważ czas potrzebny na przedyskutowanie np. planów budowy mostu przez osoby bez żadnej wiedzy potrzebnej do budowy mostu zmierza ku nieskończoności. Komunizm w działaniu już oglądaliśmy. Na przykładzie mediów widzimy zaś, jak działa kapitalizm.

Rynek regulujący media nie jest zainteresowany tym, żeby media mówiły prawdę, ponieważ więcej da się zarobić na przyjmowaniu łapówek od lobbystów. Nie jest też zainteresowany wysoką jakością, bo jakość kosztuje, a w warunkach braku wyboru średnia jakość też jakoś się opędzi. Dla rynku ważny jest zarobek. Apple wprowadziło na rynek pierwszego iPada z miejscem na kamerkę z przodu, ale bez kamerki. Nie dlatego, że z jakiegoś powodu nie dało jej się tam zamontować, tylko dlatego, że analityk rynku rozumiał, że można przyoszczędzić te 40 centów na egzemplarzu, a ludzie i tak kupią. Z tego samego powodu upadają media tradycyjne. Sprzedaż gazet nie wzrasta dlatego, że sławny pan dziennikarz pojechał na rok do Kongo, wrócił i napisał fantastyczny, godny Pulitzera reportaż. Wzrasta dlatego, że na pierwszej stronie jest zdjęcie majtek Dody i tytuł „SMOLEŃSK: KRWAWA PRAWDA”.

Janke, Miecugow i inni zwyczajnie nie odnajdują się w kapitalizmie. Ja zresztą też niespecjalnie. Kapitalizm bez regulacji z zewnątrz działa tak, że docelowo mamy 0.01% bardzo bogatych właścicieli wszystkiego i 99.99% biednych proli, z których jakaś 1/3 to policja opłacana przez bogatych właścicieli wszystkiego. Policja ta pilnuje, żeby prole nie demolowali drogich rezydencji właścicielom. Podgląd kapitalizmu w fazie końcowej to obrady parlamentu w Atenach w zeszłym roku.

Osoby, które piszą komentarze o tym, jak to protestujący to darmozjady i leniuchy, są albo głupie, albo nie posiadają wyobraźni. Polska, Holandia i wiele innych krajów znajduje się na różnych etapach tej samej drogi, do końca której (a może jeszcze nie do końca?) dotarła Grecja. Polska odkryła właśnie działanie kapitalizmu na przykładzie OFE, które wystawiły emerytom środkowy palec, zawiadomiły, że zapierdoliły kasę na prowizję, a teraz — gdy przyszedł czas wypłat — emeryci mogą im nafiukać. W Holandii prezes Centralnego Biura Planowania odszedł ze stanowiska, na do widzenia odcinając się od pozytywnych prognoz premiera Ruttego dotyczących rozwoju w 2014.

Jest kilka sposobów na to, żeby zakończyć kryzys. Jednym z nich jest wojna światowa. Hitler doszedł do władzy podczas kryzysu ekonomicznego w 1933 roku. Dwa miesiące zajęło mu skupienie nieomal całej władzy w swoich rękach. Obiecywał, rzecz jasna, że nietypowe rozwiązania jak np. zatwierdzanie ustaw bez procedowania ich przez parlament to rozwiązania „tymczasowe” dla „bezpieczeństwa” obywateli. System zadziałał — w 1938 w Niemczech praktycznie znikło bezrobocie. Wystarczyło zmusić imigrantów i kobiety do rezygnacji z pracy, co zwolniło miejsce dla niemieckich mężczyzn. Hitler wydawał też lekką ręką ogromne ilości pieniędzy, wpędzając niemiecką gospodarkę w długi, których nigdy nie planował spłacać.

Kiedy Igor Janke chce odejść z dziennikarstwa, prezentuje podejście zdrowsze, ale trudniejsze do zastosowania. Janke mianowicie rozumie, że znalazł się w sytuacji, z której nie ma wyjścia. Praca, której poświęcił 20 lat, praktycznie już wyginęła, ustępując miejsca produktom kapitalizmu regulującego rynek: Pudelek, Lula, Groszki i Perez Hilton — oto nasze nowe media. Zamiast reportaży z Kongo będziemy czytać reportaże z pobytu Lindsay Lohan na odwyku. Zamiast zdjęć z nurkowania w podwodnych jaskiniach obejrzymy zdjęcia majtek Kim Kardashian, której podwinęła się spódnica. Tak wygląda samoregulujący się rynek. Na większą skalę zaś rynek reguluje się w stronę skupienia całej władzy i pieniędzy w rękach jednej osoby.

Krzysztof Pawiński, prezes spółki Maspex Wadowice powiedział ostatnio w wywiadzie:

Nie jest pan zwolennikiem wydłużenia wieku emerytalnego?

– To oczywiście trzeba zrobić, ale musimy jednak także zmienić model finansowania potrzeb społecznych. Z pracy już się tego zrobić nie uda.

A z czego?

– Stańmy tam, gdzie Bismarck w II połowie XIX wieku, i zastanówmy się, co będzie rosło w najbliższych latach. Czego opodatkowanie się nam opłaci?

Konsumpcji.

– Właśnie. Następne pokolenia będą co prawda mniej liczne, ale będą konsumowały więcej. Musimy przenieść ciężar z opodatkowania pracy na opodatkowanie konsumpcji. Praca umiera. Polecam powieść s.f. Janusza Zajdla „Limes inferior”. Tam mamy obraz społeczeństwa, które konsumuje, ale gdzie praca jest niepotrzebna, gdzie jest ona przywilejem. I myślę, że takich czasów dożyjemy. Kiedyś praca była obowiązkiem, teraz jest prawem, a w przyszłości będzie przywilejem.

Długi cytat, ale potrzebny. W ogóle cały wywiad polecam. To, co robią politycy nie jest rozwiązywaniem kryzysu, jest próbą przesunięcia kryzysu na następną kadencję w nadziei, że zajmie się nim ktoś inny. Ktoś inny zreformuje KRUS, przejmie ciężar wydłużania wieku emerytalnego, etc. Tymczasem:

Jedyni ludzie, którzy mogą sobie więc pozwolić na zamieszkanie w słynnym najdroższym na świecie apartamentowcu One Hyde Park, gdzie ceny dochodziły do 214 mln dol. za mieszkanie, nie mają specjalnie ochoty w nim przebywać. Według „Vanity Fair” większość właścicieli w tym budynku kryje się za spółkami zarejestrowanymi w rajach podatkowych. Po żmudnym śledztwie gazeta odkryła, że są wśród nich między innymi: magnat nieruchomości z Rosji, potentat telekomunikacyjny z Nigerii, najbogatszy Ukrainiec, miliarder z branży miedziowej z Kazachstanu i minister finansów jednego z emiratów. […] Reporter amerykańskiej gazety zagadnął w sklepie Kolumbijkę, mieszkankę Belgravii, opustoszałej luksusowej dzielnicy obok Hyde Parku. Dowiedział się od niej, że na jej ulicy jest tylko dwoje Anglików, a co do pozostałych sąsiadów różnych narodowości, to trudno powiedzieć, kiedy ich znowu będzie można spotkać. Wolała nie podawać nazwiska, „bo boi się Rosjan z narożnej rezydencji”.

I co? I nic. Rozwarstwienie postępuje, rynek się reguluje, Janke odchodzi z dziennikarstwa do PR-u, bezrobocie rośnie, a bomba emerytalna tyka. Czy czas na rewolucję? Tak i nie. Okrzyk „¡Viva la revolucion!” za łatwo przerobić na „Heil Hitler!”. Ale zmiany powinny zajść 1. szybko, 2. w skali światowej, 3. ich koszt powinni ponieść w największym stopniu najbogatsi, a w najmniejszym najbiedniejsi. Połączenie tych trzech postulatów powoduje, rzecz jasna, że najprawdopodobniej nie zmieni się nic. Oprócz tego, rzecz jasna, że apartamenty w One Hyde Park podrożeją jeszcze bardziej, ale za to będą własnością jeszcze mniejszej grupy ludzi.