Dlaczego depresja jest najgorsza

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że część czytelników w tym momencie zechce powiedzieć: nie, najgorsze jest bycie afrykańskim dzieckiem, które umiera z głodu. Owszem, my depresanci zdajemy sobie sprawę z tego, że obiektywnie rzecz biorąc można sobie wyobrazić wiele rzeczy o wiele gorszych, niż depresja. Większość z nas ma gdzie mieszkać, większość ma co jeść, większość ma ubezpieczenie medyczne. Ta wiedza szalenie przydaje się demonowi, który mieszka w naszej głowie nie płacąc czynszu, plecie sobie z niej bicz o nazwie „kto ci dał prawo użalać się nad sobą” i leje nas po wrażliwych częściach ciała.

Marian Keyes, bogata i popularna (słusznie) pisarka, która sprzedaje miliony książek na całym świecie, napisała na swoim blogu:

To jak być zatrutym, czułam się, jakby mój mózg wypluwał z siebie straszne, czarne, toksyczne chemikalia, które zatruwały wszystkie pozytywne myśli. Dobrze zdaję sobie sprawę, że moje życie jest godne pozazdroszczenia i z pewnością są tacy, którzy myślą „dlaczego, do cholery, ona ma mieć depresję?” Ale to, przez co cierpiałam nie dało się zmienić przez nowe podejście.

Dla mnie osobiście najgorsze w depresji jest to, że pożera filary, na których opiera się moja dusza. W stabilnym, „normalnym” stanie jestem pewien różnych rzeczy. Zbrojmistrz mnie kocha. Ja jego też. Uwielbiam muzykę. Piszę kolejną książkę. Dzisiaj wybieram się na meeting. Moja rodzina mnie kocha. Uczę się kowalstwa, co mnie uszczęśliwia. Rzeczy tak oczywiste, że nie ma co o nich myśleć, po prostu są i już.

A wtedy przychodzi depresja z kilofem i jak nie jebnie w filar. Zbrojmistrz mnie kocha? A co tu kochać? Boję się wyjść z domu, zrobienie zakupów mnie przerasta, łażę w piżamie cały dzień, a kiedy mówię łażę, mam na myśli, że siedzę przy komputerze. Zostawi mnie, na pewno. Wcześniej czy później. Moja choroba jest nieuleczalna. Już całe życie będę miał zjazdy w depresję, hospitalizacje, 9 proszków dziennie (czasami więcej, czasami mniej). Na najnowszych nie mam nawet siły czekać na niego, aż wróci wieczorem z pracy, bo potrzebuję 10 godzin snu. Kto by chciał takie coś?

Więc uwielbiam muzykę, a nawet tworzę własną! Jak oryginalnie! Tylko pół planety nagrywa piosenki i robi remiksy! W większości lepsze od moich. Moje płyty się nie sprzedają, co jest oczywistym wyznacznikiem ich jakości. Nie ma co odpalać Cubase’a i marnować czasu, lepiej posiedzę w piżamie na kanapie.

Napisałem książkę! Niezwykły pomysł, na który nikt wcześniej nie wpadł! Na Amazonie jest tylko sześć gazylionów książek, w tym jedna opiewająca seks z tosterem! Z pewnością ja odniosę sukces, wszakże jestem taki wyjątkowy, że nie mam siły zmusić się do obejrzenia „Gry o Tron”, bo to jest zbyt męczące! Taaak, taki człowiek napisze bestseller, to chyba oczywiste!

Wybieram się na spotkanie. Jasne, na pewno będzie super! Po pierwsze primo, muszę wsiąść na rower, po drugie primo dojechać do promu, po trzecie primo przepłynąć na drugą stronę, po czwarte primo jechać 10 minut nie zabijając przy tym żadnych turystów ani siebie, tymczasem mam problemy z podrapaniem się w nos, bo to wymaga energii. A jak już dojadę, to będę tam siedział ze zwarzoną miną, zatruwając atmosferę dookoła, a wszyscy będą się zmuszali do udawania, że mi współczują. Boski pomysł! Już ruszam. Ręką. W kierunku nosa. Pół godziny mi to zajęło.

Ach, moja rodzina… gdzie zacząć? Nie powtarzajmy już nawet historii o ciotce homofobce, bo zanudzimy wszystkich dokumentnie. A pozostali? Po prostu poczuwają się do obowiązku udawać, że mnie akceptują i kochają, bo więzy krwi zobowiązują. Tak naprawdę nikt mnie nie rozumie i wszyscy marzą, żebym po prostu wziął się w garść i przestał mieć depresję. O, moment — to niemożliwe. Może po prostu nie będę się do nich odzywać. Wszyscy odetchną z ulgą. A ja nie będę musiał wstawać z kanapy…

To, co zaprezentowałem powyżej, nazywa się po angielsku ANTs, czyli Automatic Negative Thoughts. Automatyczne myśli negatywne. Gdy osoba w depresji przypadkiem pomyśli coś pozytywnego, demon natychmiast rusza do ataku i podkopuje pozytywną myśl, aż ta nie wpadnie w czeluść. W stanie depresyjnym nie mogę niczego zrobić wystarczająco dobrze, demon znajdzie powód, żeby mi pokazać, że mogło być lepiej, a skoro mogło, to to, co zrobiłem w ogóle się nie liczy. Wziąłeś prysznic? Marveloso! A jak ci idzie zakładanie skarpetek? Kiepsko? Popatrz, wcale mnie to nie zaskakuje. No co ty powiesz, poradziłeś sobie ze skarpetkami? Osiągnięcie roku! Pokaż mi teraz, jak zakładasz dżinsy. Uuu, coś powoli. Założyłeś i pasek się dopiął? Ciasny, co? Szkoda, że nie masz siły chodzić na siłownię, nie byłbyś taki tłusty. Idziesz na siłownię? Ciekawe, ile podniesiesz, założymy się, że niewiele? Zakładając, że tam w ogóle dotrzesz, na co nie robiłbym sobie wielkich nadziei, gdybym był tobą… I tak dalej. Jeden z moich terapeutów zalecił noszenie na nadgarstku gumki i strzelanie nią, gdy odnotuję ANTsy. Dłoń by mi odpadła po trzech dniach.

ANTsy są najgorsze, bo pojawiają się wtedy, kiedy jesteśmy najbardziej wrażliwi i najbardziej potrzebujemy miłości i stabilności. Gówno, mówią ANTsy, nikt cię nie kocha, a o brak stabilności to my już zadbamy. Dlatego depresja zabija. Dzieci w Afryce umierają z głodu; my umieramy, bo zabija nas czarna, chemiczna substancja, o której pisze Marian Keyes. 15% osób z depresją i 20% dwubiegunowców odbiera sobie życie. Spotkałem się z komentarzem, że samobójstwo to tchórzostwo. Uprzedzam, że za dowolną wariację na ten temat będę banować.

Czy znasz kogoś, kto w tej chwili cierpi na depresję? Zadzwoń. Wyślij SMSa. Zaproponuj, że wpadniesz z wizytą i zrobisz zakupy. Przytul. Koniecznie przytul. Większość z nas ogromnie pragnie kontaktu z ludźmi, jednocześnie się izolując, bo ANTsy mówią nam, że nie jesteśmy tego warci. Nie osądzaj nas. Nie dawaj praktycznych porad (zwłaszcza w stylu „po prostu weź się w garść”). Nie doradzaj nam, ile i jakich tabletek powinniśmy brać, jeśli nie jesteś naszym psychiatrą. Po prostu przytulaj. Przypomnij nam, że jesteśmy dla Ciebie coś warci – i że ktoś nas kocha.

Notka stanowi adaptację postu z bloga Bipolar For Beginners

Zdjęcie: Ant, Jason Bolonski (CC 2.0)

PS. Wersja polska „Choroby dwubiegunowej dla początkujących” czeka na korektę, mam nadzieję, że ukaże się w maju. Książka, nad którą pracuję teraz, dotyczy depresji.