Jeden, jedyny raz w życiu zagłosowałem w wyborach zgodnie z przekonaniami, a nie na mniejsze zło. Były to wybory parlamentarne 2001, w których zwyciężył SLD. Partia promowała się programem prawdziwie lewicowym, obiecując przewietrzenie kościelnego zaduchu, wstąpienie do Unii Europejskiej, generalnie wszystko to, co chciałem usłyszeć. Mniej więcej dwa dni po wyborach SLD przystąpiło do realizacji programu typowego dla aktualnej PO, podlizując się księżom, rzucając tekstami z cyklu „wicie, rozumicie”. Do Unii, owszem, wstąpiliśmy. I tyle. SLD cztery lata później zapłaciła spadkiem poparcia z 41 do 11 procent. Sądząc po tym, że prezesem partii jest Leszek „prawdziwy mężczyzna wie, kiedy kończy” Miller, wyżyny 11 procent już nigdy nie zostaną przez SLD osiągnięte.
Wielką krzywdę zrobiło nam, obywatelom 33 1/3 RP, określanie SLD mianem „lewicy”. W wyborach prezydenckich kandydatka „lewicy” zgodnie z obietnicami osiągnęła wynik dwucyfrowy, tyle tylko, że między cyframi był przecinek. We wrześniu 2014 Krzysztof Janik powiedział, czego mu nigdy nie przestanę wypominać, iż „SLD jest umiarkowanie konserwatywne światopoglądowo, natomiast umiarkowanie liberalne gospodarczo”. Innymi słowy, SLD to takie PO z większą ilością starych towarzyszy, co „pojadą, napiją się, ustalą kierunki działań”. Uprzejmie zawiadamiam, że taką lewicę mam w dupie, a sądząc po wynikach sondaży z ostatnich dni, 96% Polaków się w tym ze mną zgadza.
W wyborach prezydenckich nie zagłosuję, ponieważ przy okazji wczorajszej wizyty w ambasadzie odebrano mi do depozytu dowód i paszport, a ja byłem cosik nerwowy i zdałem sobie z tego sprawę dopiero po powrocie do domu. Musiałbym dzisiaj jechać z powrotem do Hagi, wypożyczać dokumenty (swoją drogą komunizm rechocze), zagłosować, a potem zwracać dokumenty do depozytu. Sorki, ale nie mam czasu jechać dziś do Hagi i z powrotem. Tak więc wyboru między Komorowskim, a Dudą dokonacie beze mnie. Natomiast na wybory parlamentarne wybieram się jak najbardziej i pojadę do ambasady wypożyczyć dokumenty z depozytu, ponieważ jest szansa, że wystartuje w nich partia Razem.
Partia jest świeżutka. Nie ma w niej Millerów, Kaliszów (Kaliszy?), Senyszyn, Janików. W ogóle nie ma w niej chyba osób, które znacie z ekranów telewizorów. Uważam to za gigantyczny plus. W zarządzie zasiadają osoby, które znam z kontaktów internetowych, co więcej, są to osoby, które lubię i poważam. Już samo to powoduje we mnie chęć głosowania – chcę oddać głos na partię, w której zarządzie zasiada Szprota, najchętniej na Szprotę osobiście. Ale partia od kilku dni posiada już elegancko przedyskutowaną i uchwaloną podstawę programową. Poniżej wymienię tylko niektóre punkty, które są szalenie bliskie memu lewackiemu sercu.
- Wprowadzimy obowiązkowe umowy o pracę przy realizacji zamówień publicznych, o ile umowa cywilnoprawna nie wynika ze specyfiki konkretnego zamówienia publicznego. Skończymy z zatrudnianiem przez instytucje publiczne na śmieciówkach.
Jest dla mnie oczywiste, że instytucje publiczne nie powinny „outsourcować” sprzątania, tudzież zatrudniać pracowników na śmieciówkach. Jednak jak widać z dotychczasowych doświadczeń, dla samych instytucji nie jest to wcale oczywiste. Pan kanclerz poznańskiego UAM generuje eleganckie łże-wypowiedzi typu „Jestem szczególnie wyczulony na wszelkie przejawy krzywdzenia pracowników. Nie jest jednak prawdą, że te osoby są pracownikami UAM”. No nie są, bo Uniwersytet do sprzątania wynajmuje firmę, która sprzątaczkom czasai płaci, a czasami nie. Dla pana kanclerza jest to rzecz kompletnie nieważna, byle czysto było, a dla mnie, lewaga, płace sprzątaczek są bardzo ważne. Podobnie odprowadzanie od nich składek emerytalnych. No, ale ze mnie żaden kanclerz, więc co ja wiem. - Zakażemy darmowych staży. Wprowadzimy minimalne wynagrodzenie godzinowe dla stażystów. Uregulujemy instytucję wolontariatu i ukrócimy nadużywanie jej w celach komercyjnych.
No właśnie. Znam firmy – ba, pracowałem w jednej – które funkcjonują wyłącznie na zasadzie bezpłatnych staży. Po trzech miesiącach stażu stażystę kopie się w cztery litery i przyjmuje następnego. Staż nie może polegać na tym, że odwala się robotę, często z nadgodzinami, a potem się wylatuje na zbity pysk i przyjmuje kolejny darmowy staż, bo przecież nie może być dziury w CV. - Podniesiemy kwotę wolną od podatku do dwunastokrotności minimum socjalnego. Wprowadzimy nową progresywną skalę podatkową, według której mniej zarabiający będą płacić niższe, a więcej zarabiający – wyższe podatki niż dziś. Wprowadzimy stawkę podatkową „dla prezesów” – 75% od dochodów powyżej 500 000 złotych rocznie.
O tym już pisałem. Czy 75% od 500 tysięcy, czy 90% od miliona, to jałowy spór. Ważne jest to, że skala podatkowa powinna być progresywna. Ciekawie się słucha, gdy osoby zarabiające na papierze 1200 zł netto sprzeciwiają się wysokim stawkom podatkowym „dla prezesów”, zapewne w przekonaniu, że wszyscy sami zostaną prezesami i nie będą chcieli oddawać swoich piniondzów państwu. I nie, osoba zarabiająca 300 tysięcy rocznie nie będzie się czuła „zdemotywowana” myślą o 75% podatku, bo przyjemniej jest mieć 25% ze stu tysięcy złotych, niż nie mieć 25% ze stu tysięcy złotych. Osoby, które nie rozumieją, na czym polega podatek progresywny odsyłam tutaj – nie, nie będzie tak, że osoba zarabiająca 499,999 zł zapłaci 30%, a po dorzuceniu złotówki nagle ciachnie się jej 375 tysięcy złotych ze złośliwym rechotem. - Zlikwidujemy przywileje podatkowe firm działających w Specjalnych Strefach Ekonomicznych. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczymy na tworzenie stabilnych miejsc pracy w nowym publicznym przemyśle.
I bardzo słusznie. Przykładem, dlaczego należy zlikwidować te przywileje jest Amazon. - Będziemy renegocjować umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania z rajami podatkowymi. Wszyscy obywatele Polski prowadzący interesy w Polsce mają obowiązek płacić podatki w kraju. Wprowadzimy zasadę przepadku celowo nieujawnionych dochodów. […] Wprowadzimy klauzulę przeciw unikaniu opodatkowania, co da państwu realne narzędzie do walki z procederem wyprowadzania z Polski nieopodatkowanych zysków przez międzynarodowe koncerny.
Nie mam nic do dodania. - Zakażemy eksmisji na bruk i do pomieszczeń nienadających się do zamieszkania.
Znowu nie mam nic do dodania. - Jesteśmy przeciwnikami rozwiązywania problemu przerywania ciąży poprzez represje
karne. Prawo, które obowiązuje w Polsce, nie działa – bez kłopotu omijają je kobiety zamożne, uderza natomiast w kobiety biedne, znajdujące się w ciężkiej sytuacji życiowej. Niezależnie od różnic, jakie dzielą nas w etycznej ocenie przerywania ciąży, jesteśmy przekonani, że rolą państwa nie jest stawanie w tej sprawie po stronie jednego światopoglądu. Decyzja o macierzyństwie powinna pozostawać w rękach kobiety.
Ja bym to ujął nieco ostrzej, ale pamiętajmy, że to podstawa programowa, a nie gotowy program partii idącej po zwycięstwo. Nawet pisząc tak oględnie, Razem jest jedyną partią, która rzeczywiście zwraca uwagę na to, że aktualny „kompromis” uderza wyłącznie w kobiety, których nie stać na krótki wypad do Londynu. - Zwiększymy kontrolę izb lekarskich nad lekarzami działającymi niezgodnie z obowiązującą wiedzą medyczną.
„Zrobiliście literówkę w wyrazie 'etyczną'” – dr Chazan - Wprowadzimy zasadę, że decyzje o zakupie sprzętu nie będą podejmowane lokalnie, lecz z uwzględnieniem potrzeb całych regionów. Dzięki temu sprzęt medyczny nie będzie stał niewykorzystywany.
Nic do dodania.
Na tym na dziś zakończę, chociaż dotarłem do punktu 4 z 9 i wybieram wyłącznie kwestie, które są mi najbliższe. Część druga za kilka dni. Nie chcę Was zarazemować na śmierć, zwłaszcza, że pojutrze macie wybory, których Wam serdecznie współczuję i łączę się w bólu, tudzież bulu.
Zdjęcie: Partia Razem (Facebook)