Minister Gowin wypłakał mnie tako rzeke:
Obraźliwe uwagi pod adresem homoseksualistów są nie do zaakceptowania, ale nie sadzę, aby spotykało ich więcej przykrości niż posłów konserwatystów, którzy nie chcą zgodzić się z ich światopoglądem. Fala nienawiści, która uderzyła w Johna Godsona, pokazuje, jak tolerancję pojmują środowiska lewicowo-liberalne w Polsce.
Jej Perfekcyjność napisała na blogu:
Rzeczywiście, dwa dni po zajściu zaczęła mnie bardzo klatka piersiowa boleć. Kłujący ból pojawiający się podczas poruszania i głębszym oddychaniu. Zaniepokoiłam się, bo wiem, że to oraz fakt pojawienia się z opóźnieniem wskazywały na to, że może być złamane żebro. […] Ból jest z powodu jakiś obrażeń wewnętrznych, ale też niegroźne raczej. Więc jadę na ketonalu, ale mam się dobrze. Fiolet wokół oka już prawie całkiem zniknął – zresztą z powodu makijażu on mi najmniej przeszkadzał akurat. Jakieś siniaki na ciele jeszcze mam, ale jest okej. Jeszcze mnie tylko nos boli w miejscu, gdzie mnie okulary zraniły – ale to nic dziwnego, bo cały czas mam je na sobie i tam się gorzej goi rana.
Strasznie mnie boli cierpienie Gowina, któremu jest źle wewnętrznie, gdyż jest dyskryminowany jako konserwatysta. Oczywiście, bardziej jeszcze współczuję posłowi Godsonowi, którego uderzyła fala nienawiści, aż prawie się zachwiał i kolana pod nim ugięły. Niemniej jednak najbardziej współczuję Jej Perfekcyjności, w którą nie uderzyła żadna metafora, nie wbiły się jej do mieszkania żadne środowiska lewicowo-liberalne, tylko spotkały ją zupełnie realne przykrości i wpierdoliły jej z góry na dół w jej własnym mieszkaniu. Taki ze mnie lewak, ministrze Gowinie.
Dla Jej zdarzenie wpisuje się w koszty odmienności: – Jak jesteś LGBT w Polsce, to wiesz, że kiedyś dostaniesz wpierdol. Boję się i wstydzę się tego, że się boję. Chciałabym mieć odwagę się nie bać. Na opinii publicznej pobicie nie zrobiło większego wrażenia (wyobraźcie sobie, co by było, gdyby bojówka wpadła na imprezę PiS czy PO, pobiła dziennikarzy powiedzmy TVN czy wdarła się na konferencję Episkopatu). […] Jej uważa, że polski ruch LGBT jest za grzeczny. Typowa była kampania „Niech nas zobaczą” – mówiła Marcie Konarzewskiej i mnie w wywiadzie do książki „Zakazane miłości”. W ruchu gejowsko-lesbijskim czy szerzej – queerowym – zawsze jest dylemat: czy podkreślać, że jesteśmy inni, ale to jest OK, czy też mówić, że tak naprawdę jesteśmy tacy sami i dlatego jesteśmy OK. W Polsce dominuje to drugie, oswajanie zamiast walki. Na świecie słowo queer nacechowane jest rewolucyjnie.
Dużo cytuję, ale trzeba. Jej Perfekcyjność ma mój wielki szacun i nie ma się absolutnie czego wstydzić, ponieważ JP boi się jak najbardziej sensownie. W kraju miłości bliźniego i dyskryminowanych ministrów to takie osoby, jak ona muszą się obawiać o siebie. I nie, nie dlatego, że „prowokuje” — dla mnie nie istnieje taka kategoria, jak pobicie usprawiedliwione prowokowaniem. Lecz dlatego, że ministrem sprawiedliwości (?) jest w Polsce Gowin — i co gorsza, on zapewne ma rację, kiedy stwierdza, że wielu wyborców to właśnie jemu podobni trzymają przy Platformie.
Gdyby JP oberwała gorzej, jej partner (full disclosure: wiem, że JP jest przeciwko ustawie o związkach) nie mógłby jej odwiedzić w szpitalu i dowiedzieć się o stan zdrowia. Nie dlatego, że oboje zadecydowali nie zawierać związku lub nie brać ślubu, tylko dlatego, że Gowin i jemu podobni zdecydowali, że nie. Nie zasłużyli sobie, zawyrokował minister sprawiedliwości (?) bo Tradycja i Moralność i Rodzina. Jestem za Wartościami, dodał poseł Godson. A jak się komuś nie podoba, niech zapierdala do notariusza — homoseksualiści, jak wiadomo, są bogaci i mogą wszystko u notariusza załatwiać.
Jej Perfekcyjność i ja mamy coś wspólnego — oboje uważamy, że polscy LGTB są za grzeczni i powinni być bardziej queer i zbuntowani. Tyle, że ja mam łatwiej, bo po pierwsze ważę pewnie tak ze dwie Jej Perfekcyjności i byle kto mi nie podskoczy, a po drugie ja mieszkam w Amsterdamie, a ona nie. I to, że ja kiedyś w Polsce też byłem queer nic nie zmienia, bo to jednak było kiedyś. I niewiele się zmieniło — w dużym stopniu przez ludzi takich, jak opisani w felietonie Anny Bajronicznej na innejstronie:
Wiesz, to taka rodzina, która co niedzielę chodzi do kościoła w ubraniach kościołowych. Anka była zahukaną panienką, która bardzo przeżywała, że sobie kobiety nigdy nie znajdzie. Bardzo było mi jej żal. W sumie widziałem w niej samego siebie. Przerażony facet, który boi się ojca oglądającego MMA i nienawidzącego pedałów. Jak w telewizji leci coś o homo to zawsze powtarza, że on by tych wszystkich zboczonych pedałów zapierdolił, że to obraza dla męskości i brzydzi się nimi. […] Jego obecny partner, tak jak i sam Wojtek, udaje przed rodzicami, że jest stuprocentowym, heteroseksualnym mężczyzną. Gdy widzi w telewizji urywki z Parady Równości wtóruje swej rodzinie w wyrażaniu obrzydzenia. Jednocześnie, po kryjomu, wysyła sms-y do Wojtka zapisanego w telefonie jako Sylwia.
Piotr jest samoukiem, który dorobił się dobrego stanowiska ciężką pracą. Do niedawna miał stałego partnera. Byli razem 4 lata. Wszystko rozpadło się przez strach Piotra. On nie mógł znieść, że jego przedstawiam jako partnera z pracy, albo kumpla od tenisa, a jako partnerkę naszą wspólną znajomą. Początkowo takie życie jest fajne. Ukrywanie się przed matką, przed sąsiadami. To jak ukrywanie się małolatów z fajkami. Ale tu stawka jest większa, tego się podrównać nie da. Były partner Piotra odszedł – gdy wspólne ukrywanie przerosło jego siły. Piotr, mimo załamania po odejściu partnera, nadal nie rezygnuje z takiego stylu życia. […] Piotr na pytanie o to, czy nie myślał o wyjeździe za granicę odpowiada: Żeby to raz. Teraz za bardzo nie mogę, bo matka ma tylko mnie. Sądzę jednak, że poważnie się nad tym zastanowię, gdy już jej przy mnie nie będzie. Tylko nie myśl, że ja czyham na śmierć własnej matki. Po prostu już mi czasem sił brakuje. Robotę w swoim fachu znajdę za granicą bez problemu. Jednak póki co będzie tak jak dotychczas. Szukam nowej kobiety do udawanego związku. Wiesz, dla matki lepsze do przełknięcia jest niestabilne podejście do kobiet i to, że się zmieniają co rusz, niż to, że jej syn to pedał.
I to jest właśnie rodzaj homoseksualisty akceptowalny dla Gowina. Piotr i inni opisani w artykule mieszkańcy szafy, nieafiszujący się, ba — ukrywający skłonności na wszelkie sposoby. Piotra nikt nie pobije za orientację, nikt go nigdy nie będzie dyskryminować (tak przynajmniej mu się wydaje), ani on nie będzie biednego ministra Gowina dyskryminować. Bo w rzeczywistości Gowin nie widzi siebie jako ministra sprawiedliwości, zadowoli go wyłącznie stanowisko Boga, który będzie decydować, kto zawrze związek, jaki, z kim i w jakim stroju. A jeśli ktoś pozwoli sobie na protest, jak Agnieszka Holland, Gowin będzie jęczeć, że jest dyskryminowany. Lecz powiadam wam owieczki moje i baranki! nie wierzcie, że jęki Gowina biorą się z prawdziwej wiary w Jezusa, tego długowłosego lewaka. W Polsce mało jest ludzi naprawdę wierzących. Kilkoro mam przyjemność znać. Generalnie mało jest w nich bezinteresownej podłości.