Pani Agato,
petent przychodzi do pani po gumnie w temacie tego wywiadu, co pan Sroczyński z panią przeprowadził.
Na początek się przedstawię, żeby nie było, że bezimienny hejt się leje.
Nazywam się Ray Grant. Mam 42 lata. Pochodzę z patologii. Bio-ojciec – żonaty konserwatywny katolik zdradzający żonę zgodnie z przykazaniami, ojczym – alkoholik i przemocowiec. Wychowali mnie dziadek i babcia, mama pracowała na dwa etaty. Kiedy ojczym znikł, zabierając ze sobą wszystkie pieniądze, w wieku lat 14 zostałem najstarszym mężczyzną w rodzinie. Ze swych intelektów wymienić mogę: mgr inż. matematyk stosowany, IQ niska MENSA, autor książki, która ostatnio otrzymała wyróżnienie w konkursie na powieść historyczną roku. Od ponad trzynastu lat mieszkam w Holandii. Wyjechałem w 2006 roku, ponieważ nie mogłem dalej żyć w kraju rządzonym przez wariacje na temat PO-PiSu mimo tego, że dobra zmiana jeszcze się nie zalęgła. Otrzymałem wizę dla kennismigrant, czyli emigranta wnoszącego wiedzę specjalistyczną (Holandia nie otwarła jeszcze wtedy dla Polaków rynku pracy). Mimo wysiłków polskich urzędników wizę otrzymał również mój partner z tamtych czasów.
Ulubione napoje posiadam dwa. Jednym jest najtańsza czarna herbata ze ścinków z cytryną, drugim – cola light z whisky, przy czym zaznaczę, że cola jest prawdziwa firmy Coca Coka, żeby sobie pani nie pomyślała, że ja jestem byle kto. Whisky jest taka, jaka w sklepie była w promocji. Spożywałem w życiu stuletniego kalwadosa oraz piwo Mocne Strong firmy Oszą Martens, czasami ze znajomymi kowalami, czasami z najwybitniejszymi umysłami Europy. (Niestety nie filozofowie. Informatycy.) Nosiłem garnitury robione na zamówienie oraz nadpalone bluzy otrzymane w prezencie od osoby, która planowała odzież wyrzucić. Kupiłem sobie kiedyś kurtkę skórzaną za 500 euro, bo przechodziłem obok sklepu i była ładna. Dziesięć lat później nadal ją noszę. Kupiłem też sandały, które rozpadły się po drugim założeniu, oraz kowbojki, których nie nosiłem, bo prawy gwizdał przy każdym kroku.
Te rzeczy nie działy się jednocześnie, ale wszystkie bardzo dokładnie zapamiętałem.
*
Zacytuję panią.
PiS potrzebuje pieniędzy na swoje złe cele, na tworzenie socjalnego parasola ochronnego dla planowego niszczenia demokracji. Jak można w tym pomagać? Wszyscy zaczęli nagle wychwalać młodą lewicę, że się zabrała za sprawy merytoryczne – podatki, emerytury, mieszkania, umowy śmieciowe – ale według mnie robi to w taki sposób, jakby się urwała z choinki. Jakby to były problemy same w sobie, które można wyjąć z kontekstu i przedyskutować osobno. A kontekst jest taki, że mamy rządy półautorytarne i ta tak zwana dyskusja merytoryczna tylko je legitymizuje.
Opowiem pani kilka historyjek o socjalnym parasolu.
Moja ciotka ma lat, o ile pamiętam, siedemdziesiąt dwa. Mieszka w miasteczku, które nazwę Gniewowem. Dużo się dotlenia, co dnia chodzi na siłownię osiedlową, nieważne, czy śnieg czy upał. Poza tym zajmuje się głównie sprzątaniem (u siebie), oglądaniem telewizji oraz gotowaniem. Nabywa najtańszą wołowinę z kością, bo sama może jeść ziemniaki z mlekiem, ale wnuczkom trzeba dać obiad.
Ciotce uwalono emeryturę za ubectwo. Ubectwo ciotki polegało na tym, że przez kilka lat tłumaczyła telegramy z rosyjskiego na polski. Zmusiło ją to do sprzedaży mieszkania, jedynej rzeczy, jaką posiadała. Przeniosła się z Warszawy do tego Gniewowa, bo tam jest taniej, mieszkanie o połowę mniejsze, ale ceny też. Kiedy skończą się jej oszczędności, nie wiem co będzie jadła, może trawę rosnącą dookoła siłowni.
Moja mama pracowała w tym co pani wie ministerstwie jako archiwistka, przekładając papiery. W roku 1990 została zweryfikowana pozytywnie, po kilku latach po raz drugi. W 2009 roku zupełnie praworządnie, co potwierdziły wcale jeszcze nieodzyskane różnorakie trybunały obniżono jej emeryturę. Pracowała więc dalej, żeby sobie tych lat naskładać i odzyskać pełną. Kiedy już dozbierała, PiS oberżnął emerytury po raz drugi. Płakała mi w telefon nie z uwagi na pieniądze, tylko to, że po 42 latach pracy zostawiono jej łaskawie tysiąc sześćset złotych. Dlatego tak dużo, że przed tym co pani wie ministerstwem przez jakiś czas pracowała gdzie indziej, gdyby nie to, miałaby może tysiąc.
Co miesiąc dokonuję przelewu na konto mamy. W tytule wpisuję „na czynsz i jedzenie”. Jest tak dlatego, że mama wydaje pieniądze na czynsz i jedzenie. Pani Agato, czy czekała pani ostatnio z drżeniem serca na przelew podpisany „na czynsz i jedzenie”?
Ustawę dezubekizacyjną wymyśliła Platforma. PiS poparł. Miało to miejsce w 2009 roku. Nieodzyskany przez dobrą zmianę Trybunał Konstytucyjny odrzucił w 2010 skargę lewicy. Premierem był wtedy Donald Tusk. W 2016 PiS obniżył emerytury drugi raz.
Obietnice, że w Polsce pojawią się związki rejestrowane były powtarzane przez aktualnych Koalicjantów Obywatelskich wyłącznie wtedy, gdy nie było szans na ich zrealizowanie i można było obwinić kogo innego. Kiedy pojawiała się szansa ich przegłosowania okazywało się, że jest za wcześnie, trzeba zaczekać, bo społeczeństwo jest konserwatywne. Wie pani, my to pamiętamy.
Nie wiem, na kogo głosowała ostatnio ciotka, najpewniej na jedynkę Lewicy… czyli na Zandberga. Wiem, na kogo głosowała mama, również na Zandberga. Istnieje między nimi różnica. Moja ciotka nie ogląda żadnych wiadomości i nie czyta żadnych gazet. Moja mama ogląda TVN i czyta Angorę, zna i uwielbia mojego męża, wie, jak się czujemy i zachowujemy odwiedzając Polskę. Ciotce jest już wszystko jedno, trzyma się tylko szczątka nadziei, że jakimś cudem odzyska emeryturę. Światopoglądem można się przy głosowaniu kierować kiedy człowieka na to stać, albo wtedy, kiedy traci nadzieję, że będzie go stać kiedykolwiek. Gdyby ciotka głosowała zgodnie ze światopoglądem, taplając się w luksusach, PiS lub KO miałyby o jeden głos więcej.
Pani Agato, czy szła pani kiedyś ulicą, złamała obcas i rozpłakała się, bo nie stać panią na nowe buty, szewców już nie ma, abstrahując od sensu naprawiania tanich butów do najbliższego szewca trzeba z Gniewowa jechać pociągiem, a bilet kosztuje i na to też pani nie stać?
*
Wiem o pani niewiele, tyle, co z wywiadu – „Ja ani nie tweetuję, ani nie udzielam się na Facebooku” oraz „Nie [słuchałam Zandberga]. Bo wtedy uczyłam”. (Auć. Pozamiatała pani i zmiażdżyła.) Wiem, że zna pani różne wyrazy, jak na przykład „symetryzm” oraz „szeol” oraz „resentyment” oraz „niewiele rozumiesz z kontekstu, który Peter Sloterdijk nazywa bardzo trafnie psychospołecznym”. Moja ciotka zna wyrazy „ten lek kosztuje sto trzydzieści osiem złotych” oraz „to mięso to w zasadzie już po dacie, ale jak pani pogotuje dłużej, to się da zjeść”. Moja mama zna wyrazy „opłata gruntowa” oraz „badanie jelita ma pani na cito we wrześniu 2021”. Mój brat, który strasznie dużo pracuje zna wyrazy „pana zarobki są za niskie, żeby panu przyznać kredyt” oraz „operacja będzie kosztować tysiąc osiemset złotych”. Jest odbiorcą 500 plus, jak to pani elegancko ujęła, podkreślając, że nie odczuwa pani absolutnie dla odbiorców pogardy.
Pani Agato, kiedy była pani ostatni raz głodna? Ale tak naprawdę, a nie „Jennifer Aniston rano wypija ulubiony sok z selera, a potem nie je przez osiemnaście godzin” głodna? Kiedy pani ostatnio powiedziała panu Cezaremu „Cezary, wybacz, nie stać nas było na selera, więc jutro nie będzie śniadania, obiadu i kolacji też nie, musiałam wykupić lekarstwo i nic nam nie zostało”? Kiedy pani ostatnio poszła do mięsnego i powiedziała cichutko „proszę dziesięć deko tych odpadków… wie pani, tych dla psa”?
Pani Agato, kiedy po raz ostatni powiedziano pani, że pani ślub jest nieważny? Odmówiono informacji o stanie zdrowia pana Cezarego? Odmówiono transkrypcji aktu urodzenia dziecka? NSA w poszerzonym składzie zdecydował, że nie ma możliwości wpisania do aktu urodzenia stanu niezgodnego z polskim prawem („stan niezgodny z prawem” polega na tym, że dziecko ma dwie matki). Tego prawa nie stworzył PiS, NSA o ile wiem nie zostało jeszcze obsadzone Pawłowiczami i Piotrowiczami. Czemu załatwione odmownie Polki mieszkające w Wielkiej Brytanii miałyby się przejmować cierpieniami demokracji? Czemu miałyby protestować przeciwko dobremu zmienianiu sądu, który zamiast orzec, że należy zmienić druk stwierdza, że ich związek jest niezgodny z prawem? Rzecznik Praw Białego, Heteroseksualnego Dziecka-Patrioty wyraził swoje zadowolenie tym, że dziecko nie dostanie wpisu w akcie urodzenia, zajebisty rzecznik, dzieci słysząc to otworzyły szampana i przystąpiły do pisania listów dziękczynnych. Czemu pani myśli, że nas obchodzi czy niezgodnymi z prawem ogłaszają nas sędziowie w zupełności demokratyczni czy dobrozmienny rzecznik praw niektórych dzieci?
Leszek Miller, człowiek na poziomie prokuratora Piotrowicza, powiedział jakoś niedawno, że nie można pozwolić osobom homoseksualnym na adopcję dzieci, bo te dzieci będą dręczone przez konserwatywne społeczeństwo. Może nie trzeba było wpychać społeczeństwa w objęcia Watykanu? Może trzeba było wprowadzić małżeństwa jednopłciowe piętnaście lat temu i do tej pory społeczeństwo dawno by do nich przywykło, jak wszędzie indziej? We wcześniejszym wywiadzie mówi pani „liberał w Polsce nie jest konserwą”. Marszałek Grodzki, z Koalicji Obywatelskiej, zgodził się z NSA i Rzecznikiem – „dla polskich dzieci nie jest ważna ideologia LGBT”, jakby ideologie LGBT lęgły się od razu dorosłe. Niech zatem sobie sam walczy o demokrację dla wybranych sprawiedliwiej. Co mnie obchodzi, czy mianem ideologii określa mnie pisowiec, czy dbający o konstytucję koalicjant obywatelski?
W kraju rządzonym od ponad 20 lat przez różnych celibatersów zachodzi ciekawe zjawisko. Najbiedniejsi brzydzą się odmieńców, bo dzięki temu zyskują namiastkę poczucia, że sami przynajmniej są normalni. Świeżo ubogaceni, jak np. premierzy boją się postawić celibatersom, żeby z powrotem nie zbiednieć. Liberałów, marszałków, sędziów wytłumaczyć nie potrafię, przychodzi mi do głowy albo ubóstwo umysłowe, albo strach przed utratą stołka, czyli w sumie to samo, co u premierów. Młoda lewica podejmuje duże ryzyko, jak sama pani dowodzi są w stanie narazić się wszystkim stronom jednocześnie. Widzę to ryzyko i je doceniam.
Takie z nas śmieszne Człowieki Spod Podłogi, co to żadnych pozytywnych planów nie mają. Niech nam pani teraz powie coś o wykluczeniu i resentymencie.
*
Pani Agato, rzekła pani z goryczą:
Po co gadać o obronie demokracji, kiedy trzeba budować mieszkania albo zwiększyć emerytury najniższe?
Człowiek posiada następujące podstawowe potrzeby: najeść się, pospać, wypić i zapalić. Kiedy te potrzeby zaspokoi, zaczyna się rozglądać za bezpieczeństwem. Bezpieczeństwo nie polega tylko na tym, żeby wsadzać więcej ludzi do więzienia na dłużej, bezpieczeństwo polega na przykład na tym, żeby wiedzieć na pewno, że jutro też się będzie mogło najeść, pospać, wypić i zapalić. Że w mieszkaniu będzie ciepło, nawet jeśli za oknem będzie zimno. Że nie będzie się chodzić od supermarketu do supermarketu w poszukiwaniu najtańszego mleka. To ostatnie to moje prywatne doświadczenie, bo miałem w życiu taki okres, kiedy miałem do wyboru albo jeść, albo płacić rachunki. Dostawałem od banku ponaglenia, żeby spłacać kredyt, czasami nie otwierałem kopert z rachunkami przez kilka tygodni. Pani Agato, kiedy ostatni raz nie miała pani odwagi otworzyć koperty z rachunkiem za gaz?
Pozwolę sobie rozwinąć słowo „zapalić”, bo wcale nie oznacza ono wyłącznie palenia. To słowo oznacza możliwość nabycia czegoś niepotrzebnego. Moja ciotka lata na osiedlową siłownię, bo nie stać jej na żadne „zapalić”. Mama, dzięki naszej pomocy, nie musiała na razie sprzedać mieszkania – kupuje gazety, czyta książki, czasami na bazarze kupi sobie bluzkę za osiemdziesiąt złotych. Pali również, dosłownie, utrzymuje kraj płacąc akcyzę, szybciej umrze i już żadnej emerytury nie będzie jej trzeba wypłacać.
Sam w tych czasach, kiedy miałem do wyboru jeść albo płacić rachunki obsesyjnie szukałem wody kolońskiej o zapachu płonącego drewna. Wypróbowałem w sklepach co najmniej dziesięć rodzajów, próbowanie nic nie kosztuje. W końcu sprowadziłem sobie wodę kolońską ze Stanów, zawiodłem się, ale zapach był ładny, a ja miałem coś swojego i nikt inny tego nie miał. Nie dlatego sprowadzałem, że jestem ostatnim idiotą, który nie rozumie jak działają pieniądze, tylko dlatego, że człowiek potrzebuje sobie zapalić. Telewizor miał dziesięć lat, do niczego mi nie służył, kablówkę odłączyłem, bo nie była za darmo. Telefon stacjonarny tak samo. Internet dawali mi z dobrego serca sąsiedzi, w dużym pokoju działał, w sypialni nie, ale był za darmo. Kupowałem mięso z naklejką „zniżka 35%” – kończyła się data trwałości, ale jeszcze nie truło. Nie chodziłem na imprezy, nie zażywałem, nie piłem, nie kupowałem ubrań, nie jeździłem po świecie, nie paliłem cygar ani niczego innego. Miałem wodę kolońską za pięćdziesiąt euro i dlatego rozumiem, czemu bezrobotni kupują sobie wielkie telewizory.
Gdyby nie mój mąż i holenderska służba zdrowia nie żyłbym, bo uszkodziłem sobie kręgosłup. Kiedy dotarłem do punktu, w którym nie podciąłem sobie żył tylko dlatego, że upadłem pod prysznicem i nie mogłem się podnieść mąż złapał za telefon i zabieg przepalenia nerwu planowany na za sześć tygodni (w Holandii to jest długo) odbył się następnego dnia. Za zabieg nie zapłaciłem nic, podobnie jak za leki przeciwbólowe. I za wszystkie inne, dużo się leczę, że tak powiem. Gdyby w holenderskich szpitalach na zabieg cito czekało się dwa lata, nie czytałbym wywiadów z panią i nie pisałbym ani notek na blogu, ani powieści. W tutejszych wyborach głosowałem przeciwko liberałom, bo liberałowie dłubali przy rentach i lecznictwie, nic innego mnie w tym momencie nie obchodziło. Kiedy Partia Pracy zaczęła pomagać liberałom w dłubaniu, straciła mój głos.
Ostatnie półtora roku przechorowałem i było bardzo ciężko. Uratował mnie mąż, socjalistyczna i wciąż nieliberalna służba zdrowia, a potem socjalistyczny tutejszy ZUS. Odciąłem się od polityki, chyba, że była śmieszna. Teraz jest lepiej dzięki tanim kredytom, darmowym lekom, krótkim kolejkom do specjalistów. Mogę znowu zużywać siły na czytanie wywiadów z filozofkami, które wstrząsają się z obrzydzeniem na słowa „zamykane szpitale”. Wszystko dzięki temu, że mimo wysiłków tutejszych liberałów mieszkam jeszcze w demokratycznym socjalizmie.
*
Konserwatyzm jest zaprzeczeniem bycia inteligentem, ponieważ inteligent posiada w sobie ciekawość świata, umiejętność zmiany zdania, potrzebę poznawania, samorozwoju. Poglądy konserwatywne da się streścić słowami „jest idealnie i niczego nie trzeba zmieniać”. Stąd wiem, że władca oficjalny, Morawiecki, może posiadać tylko jedną z dwóch rzeczy – inteligencję albo kręgosłup moralny. Wiem, jakie ma wykształcenie i czym się zajmował, wiem, że teraz wychodzi na mównicę i używa słowa „normalność” jako komplementu i zachęty. Morawiecki powtarza to, co mu każą celibatersi, kościelni albo żoliborscy. Mam nadzieję, że jest z siebie bardzo dumny, że frukta i wpis w życiorysie pozwalają mu spać spokojnie. Pan Tomasz Grodzki nie ma z powtarzania po celibatersach nic, jest konserwatystą tak sobie, bo go stać. Sędziowie NSA chowają się konserwatywnie przed dobrą zmianą, tchórzostwo jest bardzo motywujące, na razie działa. Prezes, pan Zirk-Sadowski cieszył się względami Kwaśniewskiego, Komorowskiego, Kaczyńskiego.
Pani Agato, czy kiedyś jadąc gdzieś z panem Cezarym potrzebowała pani wykupić ubezpieczenie jakby pani jechała do Iranu, bo gdyby coś się jednemu z Was stało, drugie nie otrzymałoby nawet informacji o stanie zdrowia ukochanej osoby? Bo my za każdym razem, gdy jedziemy do Polski. W razie, gdyby mojemu mężowi – określonemu przez NSA mianem stanu niezgodnego z polskim prawem – coś się stało, dowolny recepcjonista w szpitalu ma prawo wysłać mnie na drzewo. Mógłbym nie być zdolnym do dzwonienia do ambasady, nie mówiąc o tym, że ambasada może sobie fiukać, bo stan pozostanie niezgodny. Płacimy więc za ubezpieczenie, dzięki któremu w razie wypadku przewożeni jesteśmy do Holandii helikopterem. Proszę mi podać powód, dla którego miałbym zachęcać kogokolwiek (nie głosuję w Polsce, bo zrzekłem się obywatelstwa między innymi celem wzięcia ślubu) do głosowania na demokratycznego pana Grodzkiego. Mówiąc brutalnie, co z tego będziemy mieć?
Ciotka i mama bardzo czekają na trzynastą emeryturę lub Emeryturę Plus, co tam im celibaters żoliborski obieca ustyma Morawieckiego. Żadna z nich nie splunie i nie odrzuci piniondza, choć nieliberalny i niedemokratyczny. Celem myślenia o demokracji i trójpodziale człowiek musi najpierw najeść się, pospać, wypić i zapalić.
To właśnie Zandberg wypunktował największe prawdziwe oszustwo wyborcze – państwo socjalne bez mieszkań, bez szpitali, z głodowymi emeryturami. O tym państwie socjalnym propaganda powiedziała tyle razy, że pewna część społeczeństwa przyswoiła sobie myśl, że najwyraźniej takowe posiada. Ewentualne braki są winą Tuska imigrantów, komunistów i ideologii LGBT, celibatersi wskazują, liberałowie potakują.
Społeczeństwo spożywało kiedyś ośmiorniczki ustami władzy, teraz jest odbiorcami 500 plus i może sobie mrożoną ośmiorniczkę kupić w Oszą Martens. Żując macki i przyssawki społeczeństwo półgłosem rozmawia o apokaliptykach i „Notatkach z podziemia” Dostojewskiego, wiem to na pewno, ponieważ w odróżnieniu od młodej lewicy jest pani znawczynią Polski realnej. Ciekawe, na którym uniwersytecie ją pani widuje.
*
Prokurator Piotrowicz ma nieposzlakowaną opinię, bo mógł opozycjonistów osądzać ostrzej. Eks-poseł Pawłowicz też, bo bluzga wszędzie, tylko nie na prezesa. Przesłuchania, podpisy, to wszystko formalności. Trybunał im się po prostu należy. To się nazywa hucpa i jeśli spojrzy pani na Borisa Johnsona, Donalda Trumpa, mgr Przyłębską zrozumie pani, że celem obejmowania stanowisk nie trzeba posiadać żadnych innych kwalifikacji. Można też spojrzeć na Millera, Schetynę, Kukiza, Leppera, Rokitę, Korwina, hucpa polityków naprawdę nie jest niczym nowym.
Pani Agato, z pani wypowiedzi bije hucpą, tyle, że ma pani na nią dłuższe słowa, na przykład „nie słuchałam, bo uczyłam” albo „niewiele rozumiesz z kontekstu, który Peter Sloterdijk nazywa bardzo trafnie psychospołecznym”. Razemki przekonały się boleśnie, że zatykanie nosa na Czarzastego i Dyducha prowadzi donikąd. Po odetkaniu jednej dziurki Zandberg przemawia w Sejmie, a nie na Facebooku niewartym filozoficznej myśli. Irytuje to myślicielkę czekającą na społeczeństwo warte tego, żeby o nim myśleć, a nie odbiorców 500 plus.
Przekaz płynący z biura żoliborskiego inteligenta brzmi „dojebiemy im”. Pani mówi „dlatego jestem tak krytyczna wobec zandbergowskiej lewicy, bo nawet jeśli oni mają pozytywne cele, to nie kumają kontekstu, są nie z tego świata, wykorzenieni z Polski realnej, bo się wychowali w szkole na Bednarskiej, czyli w warunkach warszawskiej metropolii, która chwilami przypomina Zachód, choć nim nie jest” i wydaje się być przekonaną, że Polska realna spędza dnie na lekturze filozofów, ze wzgardą wstrząsając się na myśl o tanich mieszkaniach. Pani Agato, może wpadnie pani do mojej ciotki? Ciotka jest bardzo realna, dotykałem jej osobiście, choć dawno, bo nie lubi ideologii LGBT. Niech jej pani przyniesie kilo kontekstu bez kości, zakuma od razu. Z wdzięczności za filozoficzną pomoc na sto procent wysłucha wykładu o Sloterdijku i Heglu, zgodzi się, że demokracja płonie. Nawet głową będzie kiwać. Pewność, że jutro zje się trzy posiłki, a może nawet, o zgrozo, kupi książkę, bardzo motywuje do kiwania głową w kierunku osoby, która na te posiłki dała piniondz. Nawet, jeśli go przedtem zabrała. Posiadanie godności i żelaznych poglądów kosztuje, niektórych więcej niż innych.
*
Powie pani być może, że podległość sądów może się wszystkim odbić w przyszłości.
Otóż tej przyszłości trzeba dożyć. Celem dożycia trzeba napić się, pospać, wypić i zapalić. Trzeba mieć mieszkanie, pracę, poczucie, że dzisiaj będzie się miało gdzie spać, a jutro co zjeść, może nawet dostać się do lekarza. Pani Agato, ile kosztuje pani szminka? Jakich używa pani perfum? Co jada pani na kolację? Kiedy była pani ostatnio w restauracji? Czy czeka pani na jakiś zabieg na cito z terminem we wrześniu 2021? Ma pani lat 53, rozumiem, że do emerytury jeszcze daleko i jest to jakaś abstrakcja – a jednak ponury duński drwal, młodszy ode mnie o dwa lata (wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!) już załapał, co czyni go oszustwem.
Jeśli chodzi o sądownictwo, moją rodzinę ciekawi głównie kwestia wysokości tych niesmacznych emerytur. Ani przed, ani po dobrej zmianie nie znalazł się taki Trybunał, który by chociaż jedną ustawą dezubekizacyjną uznał za niekonstytucyjną. Mojego brata ciekawią tanie mieszkania, bo dzieci zaczęły ostatnio narzekać, że mają wspólny pokój. Mnie ciekawi możliwość odwiedzenia rodziny bez konieczności wykupowania ubezpieczenia, a bardziej się boję bycia niezgodnym z prawem niż kiboli. Nie stać nas na myśl „zagłosuję na Koalicję Obywatelską, albowiem postrzegam PiS jako gigantyczne zło, które zaraża gangreną liberalną demokrację w Polsce”. Powie pani, że Schetyna, co przestrzega konstytucji uczyniłby kraj lepszym. Dla kogo?
Na końcu wywiadu mówi pani:
Poziom niezrozumienia moich tekstów – czy też w ogóle jakichkolwiek tekstów, które nie byłyby tylko krzykiem – w polskiej sferze publicznej każe mi przemyśleć całą tę sprawę. Nic nowego do nikogo nie trafia, a po co przekonywać już przekonanych? Próbowałam tylko powiedzieć: ludzie, naprawdę ujawniło się zło czystego resentymentu, uważajcie! A efekt jest taki, że odebrano mnie jako osobę elitarną, dystynktywną, wywyższającą się nad ciemnogrodem, który pobiera 500 plus.
Kiedy miałem dwadzieścia kilka lat też użalałem się nad sobą – „ten wywiad to mój ostatni tekst publicystyczny”, ogłaszałem podobne rzeczy, żaliłem się, że mnie nie rozumieją. Domagałem się, żeby społeczeństwo zmieniło się na takie, które mi będzie pasowało. Sam sobie zmieniłem. Z polskiego na holenderskie.
Zdjęcie autora: Dorota Kozerska. Zdjęcie pani Agaty Bielik-Robson: autor niepodpisany, strona CoRAL/Warwick