Będąc młodym (?) blogerem, przyszedł do mnie e-mail po gumnie od czytelniczki, która walczy z depresją. Wyłożyłem jej swoje postrzeganie paskudy: otóż dla mnie depresja to demon, który wprowadził nam się do głowy, rozsiadł wygodnie, rozłożył odnóża i zaczął srać czarnym atramentem. Od atramentu jest nam źle i nas boli, a tym bólem żywi się demon. I tak będzie siedział, póki go nie wykurzymy, sam sobie na pewno nie pójdzie i nie ma co o tym marzyć.
Czytelniczka przyznała, że brzmi to znajomo, ale ona swojego demona nazywa „głosik”. I przyznam, że bardzo mi się spodobało. Bo demon brzmi przerażająco, a głosik niezbyt. A tak naprawdę w dużym stopniu od nas zależy, czy pozwolimy głosikowi urosnąć do demona, ja w 2004 pozwoliłem i w rezultacie o mało się nie usunąłem z padołu, bo demon przekonał mnie, że to już dno dna, lepiej nie będzie nigdy, żaden lekarz mi nie pomoże… i wtedy głosik, którym była pozostała część mnie, pisnął „lekarz! może jednak lekarza!” i dzięki temu (oraz Radkowi, który zabrał mnie na zakupy do 24-godzinnego hipermarketu) jestem na świecie w roku 2016.
Głosik mówi na przykład tak:
„Jesteś słaby i żałosny i po prostu powinieneś się starać, ale ci się nie chce”.
„Popatrz, inni mają prawdziwe problemy i sobie radzą, a ty masz wydumane i leżysz cały dzień na kanapie, leń, egoista, drama queen”
„Choroba sroroba, po prostu ci się nie chce i tyle, leżysz sobie i to wszystko twoja wina”
(Warto tu zauważyć, że te myśli pojawiają się mimo strasznego, rozwalającego nam trzewia bólu, a głosik przy okazji dopowiada, że nic nas nie boli, my zaś mamy dylemat rodem z musicalu Chicago – „wierzysz w to, co widzisz, czy w to, co ja ci mówię?”.)
No i najgorsze, co głosik może powiedzieć:
„Jesteś wyjątkowy”
Mój głosik przez rok mi wmawiał, że lekarz, psycholog, pigułki to marnowanie czasu, ponieważ jestem Wyjątkowy i na mnie nie zadziałają. Opinia ta bazowała na absolutnie niczym, ponieważ nigdy żadnej pigułki nie widziałem na oczy i z żadnym psychologiem nie rozmawiałem. Tylko tak sobie czasem leżałem na podłodze przez cztery godziny i zbierałem siły, żeby usiąść zamiast tego na krześle i patrzeć w ścianę, podczas gdy głosik miał używanie: „kto wygląda żenująco leżąc na podłodze? popatrz, jak dobrze, że nikogo nie ma, by wszedł i byś miał wstyd i porutę! a na dodatek taki z ciebie idiota, że się wygłupiasz i sobie leżysz a nawet nikogo nie ma w domu i drama się marnuje!” To, że gadanie głosiku było wewnętrznie sprzeczne było dla mnie niezauważalne, bo umysł w depresji jest otępiały z bólu i naprawdę nie ma siły na logiczne dyskusje z głosikiem, który sra z upodobaniem tekstami „po prostu powinieneś się postarać, słaby śmieciu”.
A potem w końcu zbieramy się, żeby porozmawiać z człowiekiem, na przykład współlokatorem, albo znajomym, wywalamy ten wielki jątrzący wrzód na biurko i jest nam strasznie wstyd, a znajomy mówi dokładnie tak samo, jak głosik:
– Po prostu się nie starasz.
– A może byś spróbowała nie mieć tej depresji?
– Na depresję najlepiej pomaga ciężka praca.
– Ja kiedyś miałem depresję przez trzy dni jak mnie dziewczyna rzuciła, ale się zebrałem i przeszło. Ty też się musisz zebrać.
Znajomy vs głosik daje rezultat 1:1. Głosika nie możemy kopnąć w dupę i zabronić mu kontaktu z naszą osobą. Znajomego jednak trudniej zignorować, bo głosik mówi nam różne rzeczy, ale jednak mieszka w naszej głowie, ale kiedy druga istota ludzka powtarza nam te pierdoły, zaczynamy w nie wierzyć stuprocentowo. Przecież nasz dobry kolega Ildefons by nas nie oszukiwał, on to mówi dla naszego dobra, Ildefons stary kumpel, z którym wypiliśmy tysiąc i jedno piwo i przegadaliśmy sto nocy o dupach. On na pewno wie lepiej. Tylko czemu nas tak zajebiście potwornie okropnie boli każdy fragment ciała i duszy?
…aha, przypomniałem sobie, lub raczej głosik mi przypomniał: bo jestem słaby, jestem śmieciem, jestem nic niewart, a poza tym wszystko sobie wyobrażam i po prostu się nie staram.
Drodzy.
Jeśli słyszycie głosik, to kopnijcie go w DUPĘ tak, żeby leciał do księżyca, niekoniecznie ziemskiego, może być dowolny inny, byle daleko. Przeczytajcie notkę Niny – depresja depresją, ale w niebo naprawdę warto spojrzeć, źle będzie nam tak, czy owak, ale niebo jest ładniejsze od błota. A potem idźcie do lekarza, albo dajcie się niemrawo zaciągnąć. Bo tego głosiku NAPRAWDĘ można się pozbyć. Zaręczam.
W ostatnim czasie przeżyłem ciężki kryzys, związany z wydarzeniami z przeszłości. Pierwszą reakcją była ucieczka w depresję, nawrót głosiku, ba – demona, zachwyconego, że nagle znów może się wprowadzić. Kryzys trwał dni cztery. Potem demon dostał kopa w dupę, głosik zabrał się razem z nim, a ja – jak niuejdżowo by to nie brzmiało – jestem silniejszy, mądrzejszy i więcej wiem o samym sobie. Bo umiem, nauczyłem się na terapii i pomogli mi lekarze ustawiając leki. Po czterech dniach kryzysu wróciłem do życia w stu procentach. Wygrałem. Żyję. Powiedziałbym głosikowi, żeby się pierdolił, ale na przyjemność trzeba zasłużyć, a on jako żywo nie zasłużył.