Hurra! Światowy dzień depresji!

Przeoczyłem, rzecz jasna, wczoraj to było.

Depresja ostatnio naprawdę modna, Onet o niej pisze, Super Ekspres jak mi doniesiono takoż, nawet chyba To i Owo czy inny Tele Tydzień. Depresję miewają tak sławne gwiazdy jak Druga Wokalistka Z Chórków Dody czy nawet Aktor Trzeciego Planu Z M Jak Miłość. Ta popularna wśród celebrytów choroba niekiedy zdaje się dotykać również osób nieznanych nam z pierwszych stron poważnej prasy (serwis plotek.pl) i wtedy nie wiadomo, co zrobić. Lecz! Oto wywiad na poziomie, przeprowadzony przez panią Karolinę Głowacką z panią Anetą Bartnicką-Michalską. Kiedy mówię na poziomie, mam na myśli, że na niewysokim, niestety.

Nie chce mi się cytować całego wywiadu, bo musiałbym wrzucać kolejne paragrafy i dodawać „jezu, jezu (nieczyt.)”. Pytania pani Głowackiej napisała zapewne córka, która ma już osiem lat i jest jak na swój wiek bardzo inteligentna. (No dobra, zacytuję kilka. „Depresja jest zaraźliwa?”, „Z chorym na depresję mam się obchodzić jak z jajkiem? Czy przeciwnie – „potrząsnąć” nim?”, „Depresja jest chyba jedyną chorobą psychiczną, która przestała być wstydliwa. Bywa nawet modna…”) Odpowiedzi generalnie mają więcej sensu niż pytania, ale niewiele więcej. Ale największy problem mam z pytaniem o jajko.

Z chorym na depresję mam się obchodzić jak z jajkiem? Czy przeciwnie – „potrząsnąć” nim?

To zależy. Zdarzają się osoby, które nie są w stanie wstać z łóżka nie z powodu lenistwa, tylko dlatego, że organizm odmawia posłuszeństwa. W takich sytuacjach mobilizowanie przez wzbudzanie poczucia winy może tylko zaszkodzić.

Jeżeli jednak dana osoba podjęła leczenie, bierze leki bądź uczestniczy w procesie terapeutycznym, a więc jest pod opieką specjalisty, nie ma powodu, by obchodzić się z nią jak z jajkiem. Czasem chory zauważa, że depresja daje mnóstwo profitów. Może sobie odpuścić wiele obowiązków, usprawiedliwiając się krótko: „Mam depresję”. Takie zachowanie w żadnym razie nie sprzyja wyzdrowieniu i nie ma powodu, by je wzmacniać.

No więc tak, ale nie.

Pytano mnie na blogu jakiś czas temu, co zrobić z osobą, która cały dzień siedzi w domu i nie ma czasu pozmywać, bo ma depresję i ogląda telewizję. No więc czasami taka osoba ma depresję i nie tyle nie ma czasu pozmywać, co wstanie z kanapy przerasta jej możliwości. Czasami taka osoba zaś ma assholozę i wtedy rzeczywiście należy jej porządnie nakopać do dupy. Tyle tylko, że to NIE jest takie proste, jak „jeśli osoba się nie leczy, to trzeba chuchać i dmuchać, a jeśli podjęła leczenie, to już nie” i pani Aneta powinna się wstydzić, że coś takiego powiedziała. Zaś jeśli nie powiedziała i tak jej ładnie zredagowano wywiad, powinna zażądać zmiany tekstu i publikacji nowej wersji.

Wytłumaczę krótko, dlaczego wypowiedź pani Anety jest bessęsu. Po pierwsze, leki nie działają od razu, tylko po kilku tygodniach. Po drugie, przez te kilka tygodni jest gorzej. Po trzecie, czasami nawet po miesiącu okazuje się, że leki nie działają wcale, bo są źle dobrane. Po czwarte, czasami osoba, która leży w łóżku cały dzień odwrócona twarzą do ściany też potrzebuje, żeby ją z tego łóżka wyciągnąć, a nie zostawić w spokoju i dać się marynować. Pani Aneta powinna moim zdaniem zwrócić uwagę ośmioletniej autorce pytania, że istnieje jakiś środek pomiędzy „obchodzeniem się jak z jajkiem” i „potrząsaniem”. Naprawdę, istnieje, jak bum cyk cyk, pani Karolino.

Nie wydaje mi się też, że się czepiam przesadnie. Owszem, niby nie ma obowiązku mieć specjalistycznej wiedzy na temat depresji, ale artykuły na poziomie podstawówki naprawdę pojawiły się już wszędzie gdzie się dało. Tymczasem w rozmowie tok.fm z panią Bartnicką-Michalską ani razu nie pada informacja, JAK się tę depresję leczy. Nie pada słowo „psychiatra”. Wspomniane są leki, a nawet „poważne leki”, ale nie mówi się, co to za leki, skąd je wziąć i jakich skutków ubocznych można się spodziewać. Dowiadujemy się za to, że „Użalanie się nad sobą, jak najbardziej może wzmacniać tendencję do wydelikacania się. […]  jeśli nasz smutek jest spowodowany tym, że koleżanka na nas krzywo spojrzała, że znowu jest zima; że nie mogę odkopać samochodu spod śniegu i w związku z tym świat jest przeciwko mnie, a sąsiadka kupiła takie same buty… no to, umówmy się – to niekoniecznie jest depresja.” No więc pani Aneto, mam dla pani exklusivnego njusa: otóż czasami depresja właśnie na tym polega, że jest nam zajebiście źle, ale nie mamy ku temu powodu. Gorzej — fakt, że mamy ją bez powodu, powoduje, że zadręczamy się swoją beznadziejnością i wpadamy w depresję głębiej!

Wywiad mniej by mnie zadziwił, gdyby nie medium, które go firmuje. Nie jest nim bowiem pismo „Twoja Kuchnia”, „Wieś Codzienna” ani „Ja, Ogrodnik”. Jest to tok.fm, radio rzekomo dla inteligentnych słuchaczy, portal opinii, Zbigniew Bauman na głównej. Być może problem leży w tym, że pani Aneta to „psycholog i psychoterapeuta Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie” — tak samo, jak znana nam Zofia Milska-Wrzosińska? Nie umiem ocenić. Ale wywiad umiem ocenić. Mierny z plusem dla pani Anety, mierny z minusem dla pani Karoliny. Proszę zostać po lekcji.