W komentarzach do poprzedniej notki różne ciekawe rzeczy napisał Marcin, który wspomniał na przykład, że “nie wierzę w wysokie podatki, bo to oznacza, że tracę kontrolę nad moimi pieniędzmi i one są marnowane lub wydawane na coś, czego nie popieram, a decydują o tym ludzie, których nie trawię. O moich pieniądzach, efekcie mojej pracy i umiejętności, chcę decydować sam.” Poprzednio pisał zaś, że “Naprawdę nie rozumiem, jaki masz problem z bogatymi ludźmi.” No więc (nigdy nie zaczynaj zdania od…) mój problem z bogatymi ludźmi jest dokładnie taki, że na ogół o swoich pieniądzach chcą decydować sami, a efekt ich decyzji jest taki, jak w przypadku pana Bezosa z Amazon lub rodziny Waltonów od Walmartu.
Przyjrzyjmy się rodzinie Waltonów. Sześcioro z nich w sumie znajduje się na liście Forbes 400. W sumie warci są 144.7 miliarda dolarów. Budżet Polski na rok 2013 (wydatki plus deficyt) wyniósł około 110 miliardów dolarów, co oznacza, że sześcioro Waltonów mogłoby sobie kupić na własność Polskę plus kawałek.
Państwo Waltonowie twierdzą, że tworzą miejsca pracy. W rzeczywistości ich nie tworzą, tylko usuwają je z rynku — każde dwa miejsca pracy w Walmarcie oznaczają zniknięcie prawie trzech miejsc pracy w sektorze handlowym w innych instytucjach. Praca w Walmarcie jest opłacana średnio 8.81 dolara na godzinę, co daje 15.576 dolarów rocznie. Granica biedy w Stanach uznawana jest za 15.510 dolarów dla rodziny dwuosobowej, co oznacza, że samotna matka z dzieckiem pracująca na pełen etat w Walmarcie przekracza granicę biedy o 66 dolarów w skali roku.
Walmart nie zapewnia ubezpieczenia zdrowotnego osobom pracującym poniżej 30 godzin w tygodniu. Żadnego. Zawsze mogą je sobie sfinansować z 8.81 dolara na godzinę, powie nam pan Walton. Niestety! Tak się nie dzieje, bo ludzie na krawędzi biedy załapują się na programy stanowe i otrzymują dofinansowanie ubezpieczenia zdrowotnego (co Republikanom okropnie przeszkadza i woleliby, żeby nie otrzymywali, tylko zdechli pod płotem). Mimo to, w roku 2007 Walmart otrzymał ponad 1.2 miliarda dolarów w: zwolnieniach podatkowych, darmowych gruntach, pomocy w tworzeniu infrastruktury i zwyczajnych subsydiów w gotówce. W tym samym czasie rodzina Waltonów robi co może, żeby uniknąć płacenia podatków. Jak mniemam, zgadzają się z Marcinem, gdy ten mówi “O moich pieniądzach, efekcie mojej pracy i umiejętności, chcę decydować sam”. Tak to jest, że w kapitalizmie jakoś dziwnym trafem większość ludzi NIE chce płacić podatków, jednocześnie nie kręcąc wcale nosem na autostrady, infrastrukturę i tym podobne rzeczy, które się wybudowały same za pieniądze z kosmosu (i z dobroczynności Billa Gatesa).
Co ciekawe, Waltonowie są bardzo szczodrymi ludźmi, a przynajmniej tak możnaby mniemać, oglądając piękne muzeum Crystal Bridges. Alice Walton eksponuje tam warte miliard dolarów malowidła ze swojej prywatnej kolekcji. Kolekcja ta została ufundowana przez Fundację Rodziny Waltonów, główną organizację charytatywną rodziny, która wydaje również setki milionów dolarów rocznie na reformę edukacji i ochronę środowiska. Oraz pozwala unikać podatków. Tego typu trusty nazywa się często “Jackie O.”, na cześć… zgadnijcie kogo. Pieniądze umieszczane w trustach tego typu oficjalnie są przeznaczone na cele charytatywne, jednak jeśli zupełnym przypadkiem pieniądze uda się pomnożyć dzięki inwestycjom, po latach można pozostałą gotówkę przekazać — bez podatku — dzieciom. Z uwagi na aktualny kryzys, w przypadku trustów założonych w roku 2013 “pozostała gotówka” oznaczała wszystko, co udało się zarobić ponad poziom 1.4%. Tak się przypadkiem złożyło, że matka pani Alice, Helen, założyła swoje pierwsze cztery trusty w styczniu 2003, kiedy oprocentowanie to było najniższe od roku 1970 (i wzrosło miesiąc potem). W ciągu kolejnych lat średnia stopa zwrotu — hej Jiima! — wynosiła około 14%, dzięki czemu trusty Helen Walton kumulowały pieniądze prędzej, niż wydawały je na cele charytatywne. W ciągu czterech lat, od 2007 do 2011, sumaryczna wartość wzrosła od 1.4 miliarda do 2 miliardów dolarów. Jeśli nie nastąpi coś, czego pani Walton nie przewidziała, większość z tych pieniędzy wróci — bez podatku spadkowego — do dzieci Helen.
Nie będę tłumaczyć reszty artykułu z Bloomberga. Polecam jednak wyzbycie się naiwnych pomysłów, że najbogatsi ludzie świata wzbogacili się wyłącznie legalnie, unikając jak ognia oszustw i prawniczych gierek, a skoro już nabyli swe bogactwo lekko się go brzydzą i rozdają je na prawo i lewo. Muzeum pani Alice Walton z pewnością jest przepiękne. Samotne matki zatrudnione w Walmarcie powinny pocieszać się myślami o sztuce, gdy zastanawiają się, czy nakarmić tego dnia dziecko, czy siebie.
Zdjęcie: strajk pracowników Walmartu w Orlando, Black Friday, 2012.