Dzień dobry! Dziś z okazji Świąt Boż… nie, przepraszam, Wielkiej Nocy pozwalczamy trochę katolicyzm, bo my single i geje tak już mamy, że gdy widzimy coś dobrego — np. rodzinę Terlikowskich — to nie możemy nie dokopać.
W ramach walki o nagrodę Absurd Roku pani Milena Rachid Chehab (czy to na pewno polskie nazwisko?) tak długo szukała, aż w kraju, gdzie 92,2% obywateli deklaruje katolicyzm (źródło) znalazła takich, którzy są uciskani z powodu swojej religii. Jak są uciskani? Czy może odmawia się im prawa do poślubienia, nawet za granicą ukochanej osoby, jak LGTB? Czy może odmawia im się prawa noszenia krzyżyka, jak Hindusom turbanu na lotnisku? Może wprowadzono prawo, pozwalające odmówić katolikom obsługi w sklepie?
OTÓŻ NIE.
Kamil z Zachodniej Polski cierpi, gdyż kierownik jego zespołu ciągle wmawia mu, rzecz jasna niesłusznie, że „w tym państwie nie rządzą politycy, lecz kler”. Wszak wszyscy wiemy, że to wierutne kłamstwo! Kamil nie żyje wszak w kraju, w którym biskupi wypowiadają się ciągle na tematy polityczne, księża prowadzą agitację podczas kazań, a parlamentarzystów straszy się, że jeśli zagłosują za ustawą o in vitro, to „wykluczą się ze wspólnoty kościoła”. Kierownik zespołu Kamila mobbuje go bez powodu! Przecież Kamil nie ma z Kościołem nic wspólnego i nie odpowiada zań. Chociaż…
Wysłuchiwałem za inkwizycję, za wojny religijne, pedofilię, gromadzenie dóbr, spasionych biskupów, ojca Rydzyka, czarną mafię, katolicką sektę. Dla mnie Kościół jest jak rodzina, więc to było tak, jakbym każdego dnia w pracy musiał odpowiadać za jakiegoś dalekiego członka mojej rodziny z jego własnych przewin.
Eee, więc dla Kamila Kościół jest jak rodzina, ale nie może być tak, żeby pytać ciocię, czemu dziadzio słucha Radia Maryja, rozumiem teraz problem.
Jak wychodziłem na deski teatru i musiałem zagrać scenę bliskości z kimś, kto każdego dnia boksuje mnie, że księża to gnoje, nie byłem w stanie otworzyć się w stu procentach.
To ciekawe, że Kamil gra sceny bliskości z kierownikiem zespołu, ale umówmy się, że nie znam się na teatrze.
Po każdym dniu byłem tak wycieńczony psychicznie, że chodziłem do pobliskiego kościoła przed Najświętszy Sakrament i tam z tych nerwów zasypiałem. Ale każdego dnia modliłem się za nasz zespół.
A rano Kamil wstawał i udawał się do toalety.
Przed rozpoczęciem pracy modliłem się, zwykle w toalecie, żeby nie zwariować, nie zacząć krzyczeć: „K…, Boże, zabierz mnie stąd!”.
Oni sami nie są katolikami, ale chcą, żeby katolik był idealny: nie pyskował, nie pytał o wynagrodzenie, był zawsze perfekcyjnie przygotowany i nigdy się nie spóźniał.
Panie Kamilu, może to dla pana nowość, ale chyba wszyscy szefowie na świecie chcą, żeby pracownicy nie pyskowali, nie pytali o wynagrodzenie, zawsze byli przygotowani i się nie spóźniali. Zapewniam, że mimo mojego (wtedy) ateizmu moja szefowa również nie zachęcała mnie do pyskowania, spóźnień i nieprzygotowania.
Raz się stanowczo postawiłem, gdy okazało się, że nowa sztuka, którą mamy grać, jest bardzo antykatolicka. Jestem otwarty na różne rodzaje spektakli i nie mam problemu, by na scenie pokazywać adaptację sztuki o brudach i wynaturzeniach w Kościele. Ale ten spektakl był bardzo jednostronny i nikt nie chciał się zgodzić, gdy proponowałem, by problem pokazać z różnych stron. Gdy więc przydzielono mi postać mnicha, który nie ogarnia sytuacji w zakonie i zgadza się na bezeceństwa, powiedziałem przełożonym, że nie czuję tej postaci, że spektakl zupełnie nie zgadza się z moimi przekonaniami i że nie mogę tego grać. Zrobiła się afera: „K…, młody, chyba kpisz! Czegoś takiego jeszcze nie było!”. O mało nie zostałem wyrzucony z teatru, uchroniło mnie tylko to, że grałem we wszystkich innych spektaklach i trudno by było znaleźć kogoś na zastępstwo.
Jak wspominałem, nie znam się na teatrze, ale wydaje mi się, że trzeba być gwiazdą klasy Angeliny Jolie albo Julii Roberts, żeby mówić reżyserowi, jak ma reżyserować i zmieniać scenariusz. Aha, jeszcze E. L. James dyrygowała Sam Taylor-Johnson przy produkcji „50 Twarzy Greya”, co zaowocowało odejściem reżyserki z projektu. Tak więc, panie Kamilu, wystarczy napisać bestseller, który sprzeda się w dziesiątkach milionów egzemplarzy i już pan może śmiało mówić, co pan zagra, a czego nie.
Pod koniec trzyletniej pracy w tym teatrze jedna z koleżanek powiedziała mi, że zaczyna wierzyć w prawdziwego Jezusa i że duże wrażenie robiło na niej, jak w ciszy i pokorze znosiłem rytualne przepytywanie z grzechów Kościoła.
Zresztą ona jedyna stawała publicznie w mojej obronie. Mówiła: „Przestańcie już, Kamil nie odpowiada za innych, tylko za siebie”.
Jedyna nawrócona warta setek grzeszników! Ale nie ma się pan co martwić, panie Kamilu. Są świadkowie. Pozew o mobbing. Ja nie mogłem tego zrobić, bo moja szefowa nie była tak durna jak pana szatan-kierownik i wyzywała mnie wyłącznie w cztery oczy. Pan ma po swojej stronie chociażby koleżankę, która dla Jezusa chętnie zezna, co trzeba.
Po odczytaniu wyznań Kamila robimy krótką przerwę na ateistyczny różaniec, potem rysujemy na podłodze pentagram i już lecimy z opowieścią Moniki.
Pracuję w szkole, więc w przyjaznym środowisku, ale i tak czasem można się poczuć w mniejszości. Na przykład w Dniu Nauczyciela, gdy okazuje się, że nikt nie pomyślał o tym, że nauczycielska impreza odbywa się w piątek i warto byłoby zaserwować coś innego niż schabowy. Ale nigdy, choć taka sytuacja miała miejsce kilkakrotnie, nie zdarzyło mi się tego skomentować – zwykle nakładam sobie dyskretnie ziemniaki i surówkę i staram się, by nikt nie zauważył.
Co za szczęście, że w Polsce jest tylko jedna religia. Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby druga nauczycielka była Żydówką, trzecia wyznawała Potwora Spaghetti, a czwarta w dietę bezglutenową? W życiu by nie dogodził! Jednak pani Monika, jako jedyna przedstawicielka mniejszości katolickiej, przeżywa gehennę, widząc kotlet w Dniu Nauczyciela. Pomyślcie o niej, gdy będziecie dziś poświęcać niemowlę Szatanowi.
Nie chcę się tłumaczyć, dlaczego post jest dla mnie taki ważny, bo mam wrażenie, że ostatnimi czasy uznawane jest to za lekki radykalizm i że taka osoba trochę wychodzi na dziwaka
Czyli pani Monika nikomu nie mówi, że uprawia post, ale przeraża ją bezmyślność szefa kuchni, który nie pomyśli „a może pani Monika jest radykalną katoliczką?” i nie poda kotletu sojowego.
Czas na Karola, doktoranta, który:
Oczywiście nie chciałbym powrotu do średniowiecza, ale trochę tęsknię za czasami, gdy religia w naturalny sposób przenikała się z codziennym życiem. I niekiedy trochę zazdroszczę np. muzułmanom, którzy mogą w miejscu publicznym rozłożyć dywanik, żeby się pomodlić.
Tymczasem katolików w Polsce obowiązuje ścisły zakaz modlenia się w miejscach publicznych, szczególnie tak zwanych „kościołach” i „kaplicach”, gdzie za modły karze się ścięciem.
Sam staram się zawsze, by katolicyzm nie kojarzył się z moralizowaniem. Ale jak rozmawiać o życiu z dobrą koleżanką, która ma biurowy romans z żonatym facetem, tak by nie czuła się pouczana? Ludzie są dziś bardzo wrażliwi na punkcie tego, co jest ich prywatną sprawą, sferą, w której postępują tak, jak chcą, i nie muszą się tłumaczyć.
Muszę przyznać, że jestem w kropce i nie wiem, jak ma Pan powiedzieć koleżance, że popełnia grzech śmiertelny, jest ladacznicą i będzie się smażyć w piekle tak, by nie czuła się pouczana.
Czuję, że mówienie o Bogu i o swojej wierze nie jest dobrze widziane. Przyjaciele, choć od lat wiedzą, jaki to dla mnie ważny temat, jeszcze nigdy nie zapytali, co w tym wszystkim widzę.
Naprawdę czuję bliskość z Karolem. Moi przyjaciele, choć od lat wiedzą, jak ważny jest dla mnie zespół Tyr, nigdy mnie nie zapytali, co w tym wszystkim widzę.
Nigdy, a już na pewno nie w dzień powszedni, nie powiedziałem na przykład, że muszę lecieć, bo jeszcze dziś nie byłem w kościele. Na Facebooku zwykle milczę, bo gdybym chciał jak inni dzielić się tym, co akurat mnie zainteresowało, byłoby w moich postach za dużo odniesień do religii, np. wartościowych cytatów czy piosenek religijnych.
To okropne, że pan Karol musi dokonywać takiej autocenzury, dzięki telepatii wiedząc, że znajomi uznają go za nawiedzonego. Tyle dyskryminacji, wow, much współczucie.
Raz tylko włączyłem się w dyskusję o tym, że wydawane są pieniądze na wystrój kościołów zamiast na biednych. Napisałem, że to nie jest tak, że biednych się nie wspiera, ale że dla nas, katolików, przestrzeń kościoła tworzy sacrum, ma być jak niebo i ułatwiać skupienie. Dlaczego odmawiać komuś prawa do dysponowania swoimi pieniędzmi tak, jak chce?
SWOIMI pieniędzmi, łachudry. Kościół ma SWOJE pieniądze, które zarabia, chodząc do pracy.
Gdyby to nie wiara była ważną częścią mojego życia, ale np. siatkówka czy jakiś egzotyczny język obcy, czułbym się swobodniej, a tu włącza się autocenzura, bo katolicyzm kojarzy się z obciachem, oderwaniem od rzeczywistości.
Drogi Karolu, to naprawdę nie jest niczyja wina, że Tobie się coś z czymś kojarzy.
Nie przedarło się do społecznej świadomości myślenie, że na katolików też wywiera się presję. Nie zawsze mogę wszystko powiedzieć. Moja mama, która też deklaruje się jako katoliczka, czasem lamentuje: „Dlaczego chodzisz do kościoła, w twoim wieku ludzie się bawią, zrobiłeś się taki poważny”.
TYLE PRESJI.
Gdy idę do kościoła, mówi: „Spotkaj się ze znajomymi, umów się z jakąś dziewczyną”. Ja natomiast podchodzę do tego na zasadzie, że „first things first”, więc skoro mój czas jest mocno ograniczony, bo mam do skończenia doktorat, to wolny czas wolę spędzić z kimś, kto jest dla mnie najważniejszy.
(Pssst. Mam pewne podejrzenia, dlaczego pan Karol nie umawia się z dziewczyną.)
Dlatego najmniej swobodnie mogę być zaangażowanym katolikiem u rodziców. Mamę większość rzeczy wkurza: „Po co ty się żegnasz przy jedzeniu, przecież to tylko denerwuje ludzi” albo „Czemu się tak obnosisz ze swoją wiarą”, gdy łapie mnie na tym, że odmawiam Anioł Pański. A przecież to dzięki bliskości z Chrystusem i nauce Kościoła znajduję tyle czasu i uwagi na relacje rodzinne.
Rzeczywiście, relacje rodzinne pod postacią kłócenia się z rodziną nad talerzem są w Polsce podstawą. O co kłóciłby się z Mamą Karol, gdyby nie Anioł Pański? Musieliby „Familiadę” oglądać, albo co.
Kolejnym uciskanym (przez mniejszość poniżej 8% populacji) katolikiem jest Dariusz, policjant i antyterrorysta.
Ci, którzy deklarują się jako katolicy, nie mają w Polsce ciężko. Ciężko robi się dopiero wtedy, gdy człowiek zastanawia się, co w danej sytuacji zrobiłby Jezus. Bo to, niestety, czasem wymaga radykalizmu.
Ciekawe, czy Jezus lubił strzelać?
Kolegom w pracy raczej moja wiara nie odpowiada – nie mówią mi tego, ale wiem. Po mojej szafce w szatni w komendzie. Zwyczaj jest taki, że każdy wiesza na niej, co chce. Przeważnie gołe baby. Ja na bocznej ściance wieszałem zawsze jakiś fragment psalmu, i to nawet spotykało się z zainteresowaniem – jak wisiał zbyt długo, pytali mnie czasem, kiedy będzie nowy. Gorzej było z malutkim obrazkiem „Jezu, ufam Tobie” i z Matką Boską Częstochowską, którą wyciąłem kiedyś z „Gościa Niedzielnego”. Któregoś dnia wchodzę do szatni, a tam na mojej Maryi goła baba. Wyobrażasz sobie? Nie, nie wściekłem się bardzo, raczej smutno mi było.
Przyznam, że najpierw się nieco zbulwersowałem, słysząc, że na prywatnej szafce komuś zawieszono Matkę Boską gołą babą, ale doczytałem, że „zwyczaj jest taki, że każdy wiesza na niej, co chce, przeważnie gołe baby”. Na pocieszenie powiem panu Dariuszowi, że mógł złożyć skargę o obrazie uczuć religijnych i zażądać, aby przełożeni przeprowadzili śledztwo.
Kiedyś po całym dniu patrolu zorientowałem się, że koledzy przyczepili mi do policyjnej kamizelki bardzo wulgarny napis. Nawet nie jestem stanie powtórzyć jego treści, bo dotąd mnie trzęsie na samą myśl. […] Zagroziłem naczelnikowi, że jak nie rozwiąże sprawy, pójdę do sądu. Ponoć znalazł winnego, ale nie powiedział mi, kto to, bo się bał – wiadomo przecież, że ostro trenuję sztuki walki i naprawdę umiem się bić.
Czy Jezus ostro trenował sztuki walki i naprawdę umiał się bić? Odpowiedź na to pytanie, niestety, czasem wymaga radykalizmu.
To dzięki Panu Bogu mam tak dobre wyniki w pracy. […] Na przykład żadnemu patrolowi nigdy, żadnymi mandatami nie udało się zmusić pewnego pana, by usunął płot na swojej drodze, bo w razie czego nie dojedzie nawet karetka. Gdy meldowałem, że ostatecznie się udało, cała komenda nie mogła uwierzyć. Co mu powiedziałem? „Chciałby pan, żeby płacili, nie? A może po prostu pójdzie pan do nich i każdemu zaproponuje, że może bezpłatnie jeździć pana drogą?”. Jakimś cudem podziałało, a wcześniej nikt na to nie wpadł.
O_o zaczynam wierzyć w Boga. Albo w antyterrorystę w pełnym rynsztunku. Jedno z dwóch.
W dyskusję z kolegami o grzechach Kościoła wtrącam się tylko czasami, na przykład gdy jedziemy z konwojem i jest więcej czasu na rozmowę. Ostatnio, gdy jeden z policjantów twierdził, że właściwie wszyscy księża to pedofile, nie wytrzymałem: „Tylu pedofilów wozisz na rozprawy, a ilu spotkałeś duchownych? No właśnie. To tyle w kwestii statystyk”.
Drogi Dariuszu, naiwność to piękna cecha i Jezus ją pochwala u swych baranków, ale przypominam uprzejmie, że polscy duchowni nie podlegają polskim sądom, tylko kodeksowi kanonicznemu. Proszę sobie poguglać hasło „arcybiskup Wesołowski”.
Adam i Monika z Warszawy:
Adam: Najtrudniej jest, gdy myślę, w jakiej rzeczywistości będą żyły moje dzieci. Boję się, że na co dzień będą stawiane w sytuacjach, w których będzie trzeba dać świadectwo swojej wiary, że będą wyśmiewane, szykanowane w pracy, bo na przykład będą nosić krzyżyk.
Ileż to milionów przykładów można przytoczyć na szykany w pracy w POLSCE za noszenie krzyżyka…! Aż mi się żaden nie nasuwa, ale na szczęście Monika jeden zna:
Monika: Coś takiego zdarzyło się znajomej tłumaczce, która pracowała dla Kancelarii Prezydenta. Powiedziano jej, że podczas oficjalnych spotkań musi zdjąć „tę biżuterię”. Odmówiła. Nie podziękowali jej za współpracę, ale było nieprzyjemnie.
A TO SZYKANY.
Uczymy więc nasze dzieci, że to nic złego być w mniejszości.
Och, to świetnie, wreszcie jakieś prawdziwie otwarte umysły. Jak rozumiem, chodzi o naukę, że ateizm, homoseksualizm, bycie innej rasy lub wyznania niz dominujące to nic złego.
[W Halloween] Zaniepokoiło mnie też, gdy powiedział, że w szkole było ogłoszone, że ten, kto się przebierze za ducha czy zombi, tego dnia nie będzie pytany. Dla mnie to dyskryminacja.
Faktycznie, to straszna dyskryminacja! Zombie też mają prawo odpowiadać z matmy!
Jakiś czas temu brat przysłał mi mejla, w którym uznał za stosowne poinformować mnie, jak straszną instytucją jest Kościół, i dołączył listę linków do informacji o skandalach. Odesłałem mu więc swoją listę z tym, co Kościół robi dobrego: Caritas, okna życia, hospicja, pomoc bezdomnym.
Zapraszam do rozmowy z panem Karolem, który zapytany o wystrój kościołów odpowiedział „Dlaczego odmawiać komuś prawa do dysponowania swoimi pieniędzmi tak, jak chce?”
Adam: […] Niby świętujemy Zmartwychwstanie, najważniejsze wydarzenie dla Kościoła, a rozmowa cały czas toczy się na temat tego, jaki ten Kościół jest straszny, biskupi cwani, księża pazerni, a wszędzie tylko pedofilia. Więc walnąłem w stół, powiedziałem parę gorzkich słów i wyszedłem.
Czy tak zrobiłby Jezus?
Zauważyłam jednak, że ludzie często mają dużą potrzebę słuchania o Bogu. Gdy widzą, że jestem radosna, mówię zwykle, że dzięki Bogu wszystko się jakoś układa. I to „dzięki Bogu” dla wielu jest słowem wytrychem. Zdarza się, że ktoś powie, że zazdrości mi wiary, ktoś ukradkiem wyjmie z kieszeni różaniec, pani z warzywniaka ostatnio się nawet popłakała, gdy rozmawiałyśmy o darach Bożych.
Och, jak to dobrze, że w tej 92% mniejszości z rzadka trafi się ktoś, kto ma w kieszeni różaniec A NIE KASTET.
Adam: Nauczyliśmy się, żeby nigdy nie nawracać, jedynie mówić o tym, czego się samemu doświadczyło. Bo z tym trudno dyskutować. Przecież chrześcijanie w pierwszych wiekach też nie szli do Rzymian opowiadać im, jaką mają fantastyczną wiarę. Po prostu żyli, jak żyli, a tamci coraz częściej i z coraz większym zainteresowaniem pytali, jak to tak.
Panie Adamie, bez obrazy, musi się pan trochę z historii dokształcić. Polecam lekturę jakiejś cienkiej książeczki o krucjatach na początek.
Od tych pierwszych chrześcijan – choć skala jest oczywiście nieporównywalna – wciąż uczę się też, że to nic złego być w katolickiej mniejszości.
Stanęły mi łzy wzruszenia w oczach, naprawdę. (Nie, tak naprawdę to jednak nie.) Jak trudne musi być życie w 92% mniejszości! A jeśli Pan Adam się zastanowi, jest też w mniejszości heteroseksualnej, otoczonej gejowską mafią; w mniejszości białych ludzi, otoczonych wściekłymi islamistami; w mniejszości osób tak uświadomionych historycznie, że mogą barwnie opowiadać o tym, jak chrześcijaństwo szerzyło się w świecie dzięki dawaniu przykładu i życiu wśród zainteresowanych Rzymian i innych nacji; w mniejszości osób, które nie opanowały matematyki na tyle, żeby rozumieć, co oznacza słowo „mniejszość”.
PS. Naprawdę na poważnie: na miejscu Kamila rozważyłbym jednak pozew o mobbing.
Zdjęcie: przedstawiciele uciskanej mniejszości, Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta