W słoneczny dzień na przystanku autobusowym stał sobie wytatuowany, postawny mężczyzna z czerwonym irokezem.
Było to wydarzenie szczególne. Nie ze względu na irokeza — ten był nieodłączną częścią mężczyzny, podobnie jak pokrywające jego przedramiona tatuaże. Słoneczna aura, jednakowoż, była tego roku zjawiskiem niezwykle nietypowym. W Amsterdamie, gdzie znajdowali się zarówno przystanek, jak i mężczyzna, lato próbowało zacząć się już dwa razy przedtem, niemniej jednak obie próby przypominały zmagania Jana Marii (y otros, y otros) Rokity z niemieckimi stewardessami — zaczynało się z hukiem, trwało bardzo krótko i kończyło żałośnie. Dzięki temu mężczyzna dopiero po raz trzeci tego roku zdołał wystawić tatuaże na widok publiczny. I trwał sobie tak w zamyśleniu, słuchając „Love at first sight” Kylie Minogue, aż odnotował, że mówi do niego starsza pani i zdjął słuchawki.
— Jakie pan ma piękne tatuaże, po prostu nie mogę się przestać zachwycać. Czy to jest ogień? — zapytała pani, pokazując na tatuaże pokrywające jego lewe przedramię.
— Tak jest — przyświadczył mężczyzna z ożywieniem. Temat ognia od zawsze pozytywnie ekscytował jego duszę. — Wie pani, jestem kowalem, bardzo kocham ogień.
— Och, to wspaniale — zachwyciła się starsza pani. Kowal przyjrzał się jej z zaciekawieniem. Amsterdam był miastem pełnym nietypowych ludzi, a tatuaże często budziły zainteresowanie oglądających. Tym razem jednakowoż podziwiającą osobą nie był gej około czterdziestki, tylko dobrze zakonserwowana pani koło siedemdziesiątki, ubrana w brązy, z dwoma naszyjnikami z niedużych szklanych paciorków, również w odcieniach brązu. Zupełnie zwyczajne kolczyki w jej uszach dopełniały obrazu zupełnie zwyczajnej, zdawałoby się, pani czekającej na autobus.
— Czasami ludzie mnie pytają, czy nie będę żałował później tych tatuaży — rzekł mężczyzna. — A ja wtedy pytam: a co, jeśli pewnego dnia obudzę się bez tatuaży i pożałuję, że całe życie żadnego nie zrobiłem?
— Bardzo mi się podobają — rzekła dama z zapałem. — I włosy też. Bardzo radosny kolor. A na prawej ręce to są pazury?
— To jest futro tygrysie, a na dłoni jest wzorek taki, jak na tygrysiej łapie…
W oczach pani zakręciły się łzy.
— A czy pani ma jakiś tatuaż? — spytał kowal, lekko stropiony.
— Nie, ja nie mam… za stara już jestem, wie pan, mam siedemdziesiąt lat. Diabelna pogoda — powiedziała pani, poszukując w torbie chusteczki, aby osuszyć oczy. Po jej twarzy ciekły łzy.
— Nigdy nie jest się za starym na tatuaż! — zapewnił ją ogniście rozmówca. Oboje nie wiedzieli, co dalej zrobić z tak dobrze rozpoczętą konwersacją; sytuację uratował autobus.
— O! Czas na mnie — rzekła pani.
— Życzę miłego popołudnia!
— Ja również!
Kowal pozostał na przystanku, spoglądając w dal za oddalającym się autobusem. Nie do końca wiedział, co sądzić o spotkaniu. Być może przypomniał kobiecie o kimś z jej przeszłości? Może kiedyś sama była anarchistką z irokezem? Widział już wcześniej, jak wyglądają oczy załzawione z powodu pogody — inaczej. Jedno wiedział na pewno: starsza pani sprawiła mu komplementami ogromną przyjemność.
Autobus w końcu nadjechał i mężczyzna wsiadł do środka, gdzie powitał go zaduch. Autobusy jednak w każdym kraju pachną tak samo, pomyślał melancholijnie i skupił się na wypatrywaniu przystanku „Szpital nad Zatoką”. Starszą panią obsmaruje później na blogu, postanowił. A potem dopisze do tej historii dwuzdaniowe fikcyjne zakończenie, dzięki czemu powstanie jedno z tych krótkich opowiadań, o których wszyscy mówią, że nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.