Lekcje dla Średniej Wielkości Brytanii z wyborów polskich

Pan Szostkiewicz w Polityce – „Lekcje dla Polski z wyborów brytyjskich”:

Dawni wyborcy laburzystów zagłosowali na torysów. Jak to rozumieć? Chyba tak, że za swych obecnych reprezentantów i w sensie politycznym, i ekonomicznym uznali… konserwatystów. To radykalny zwrot, który powinien zaniepokoić największe partie lewicowe na kontynencie. Sektor publiczny, klasa pracownicza, część niższej klasy średniej, u nas nazywana drobnomieszczaństwem, porzuciła lewicę dla twardej prawicy. […]

[Timothy Garton Ash] Przytacza scenę, jak roznosił po domach ulotki wyborcze LibDems, a jeden z właścicieli na pytanie, czy zagłosuje na partię Jo Swindon, odpowiedział, że zagłosuje na demokrację. To była czytelna aluzja, że LiBDems zawiedli wyborców, bo ogłosili przed wyborami, że ponieważ byli i są przeciw breksitowi, to są też za odwołaniem przez rząd w Londynie prośby o uruchomienie procedury opuszczenia UE przez Wielką Brytanię. […]

Lewica w Polsce nie ugra wiele na łaszeniu się do klasy ludowej, bo ją kontroluje już PiS, z kolei skupienie się na hasłach progresywnych społecznie skazuje lewicę na wyborczą niszę, sympatyczną, lecz niedającą szans na rządzenie w dzisiejszym układzie sił w Polsce. To sytuacja nie do pozazdroszczenia.

A co z centrum? Powinno pozostać sobą, czyli centrum, a nie dryfować w stronę PiS czy Lewicy.

Generalnie felieton można podsumować słowami „głosujcie na PO, jak już wam zalecałem sto siedemdziesiąt osiem razy”. Pomysł, że Polska może wyciągnąć jakiekolwiek lekcje z wyborów kręcących się wokół jednej tylko sprawy dotyczącej (zdaniem większości) jednego, zupełnie innego kraju jest co najmniej dziwny. Mogło to natomiast zadziałać odwrotnie, mianowicie gdyby Corbyn z przyległościami obejrzeli sobie losy Platformokoalicji Obywatelskiej, popatrzyli na programy i wyniki, może by coś zrozumieli.

Nawiasem mówiąc, panie Adamie, wyborcza nisza Lewicy wzrosła z z zera do 49 mandatów, PiS z przystawkami pozostała dokładnie taka sama, a zsumowanej Koalicji Obywatelskiej spadła o 32. Zgadzam się, niech centrum pozostanie centrum, bo ja Lewicy życzę jak najlepiej, a Platformie z przyległościami nie.

Johnson zdołał stworzyć obraz wyborów, w których liczyła się tylko jedna rzecz – Brexit. Brytyjczycy (ja naprawdę mam bardzo dużo znajomych…) mają Brexitu już strasznie dosyć. Johnson nie potrzebował przedstawiać w ogóle żadnego programu oprócz powtarzania sto razy dziennie „get Brexit done”, czyli „odwalić Brexit”. Liberalni Demokraci, zgodnie z tym, co pan Szostkiewicz napisał, chcieli Brexit odwołać. W sondażach szło im całkiem dobrze, dopóki nie zrobiło się jasne, że pokonać Torysów może tylko Partia Pracy, czyli Corbyn. The Guardian i media zbliżone zaczęły więc nawoływać do „głosowania taktycznego”, czyli zatkania nosa i głosowania na Platformę. Chciałem powiedzieć, na Partię Pracy. LibDem zaczęli w sondażach lecieć na mordę i zadziałał efekt małej partii, im mniej głosów tym mniej głosów.

Wybory obwołano najważniejszymi od stuleci. Zdjęcia kolejek do punktów wyborczych obiegły media (głównie lewicowe). W rzeczywistości frekwencja wyniosła 67%, czyli mniej niż kiedy Theresa May postanowiła sobie zdobyć większość tak sobie, dla wygody i dzięki temu ją straciła. Brexit Party Nigela Farage wycofała się z wyborów po to, żeby wygrał Johnson (wyobrażacie sobie to w Polsce…?) [Edit: do pewnego stopnia, jak się okazało, tak – patrz komentarz Zacnego Łosia] i odwalił Brexit. BBC otwarcie stanęła po stronie Torysów, co postawiło pod znakiem zapytania osławiony obiektywizm BBC, ale zwycięzcy ich za to nie ukarzą. Media lewicowe i pro-europejskie równie otwarcie nalegały na głosowanie na Partię Pracy. No i fajnie, ale Partia Pracy miała manifest w tysiącu punktów, a na pytania o Brexit reagowała krygowaniem się jak kiedyś Platforma – zobaczymy, poczekamy, wyborcy nie są na to gotowi, trzeba szanować ich przekonania, etc.

(Nawiasem mówiąc, wpadł mi w oczy na Buniu komentarz do poprzedniej notki, brzmiał jakoś tak – „za dużo tego, po co pchać tam adopcje gejowskie” – i dlatego Koalicja Obywatelska teraz cieszy się drugim miejscem. Jak Partia Pracy. Czekajcie, a zobaczycie, jak rzekło wielu wieszczy z PO.)

Do dyspozycji były zatem tak naprawdę trzy opcje. 1) Odwalić Brexit. 2) Nasza partia musi przegrać, bo przeciwko niej są właściwie wszyscy, ale jeśli nastąpi cud, to odwołamy Brexit. 3) Musimy wygrać po to, żeby przeciągać ten spektakl w nieskończoność, ale za to mamy bardzo długi i rozbudowany program, którego nikt nie czyta i nie słucha.

Panie Adamie, nikogo nie obchodziło, czy Corbyn kłamie o wenezuelskich socjalistach. Corbyn jako osoba miał duży elektorat negatywny, bo powtarzano na jego temat kolejną prostą mantrę, mianowicie „Corbyn to wenezuelski łgarz”, ale też nie o to chodziło. Posłanki i posłowie Partii Pracy mówili różne ładne i okrągłe zdania na temat bycia centrystami i poszanowania tego, że ludzie mają różne-poglądy-poczekajmy-zobaczymy, ale nie da się dokonać Brexitu częściowo, tak jak nie da się być trochę w ciąży. Po trzech latach robienia z siebie idiotów na nieskończoną liczbę sposobów – najbardziej podobały mi się znaczące głosowania mające na celu wskazanie, czego posłowie w ogóle chcą w temacie Brexitu i kończące się tym, że najwyraźniej nie chcieli niczego – ostatnią rzeczą, jakiej wyborcy mogliby chcieć było kolejne pięć sezonów tego serialu. Dlatego w Szkocji wygrała SNP z programem „Brexitowi – nie, niepodległości – tak”, a w Anglii Torysi z „odwalmy Brexit”. Żyjemy w świecie ekstremizmów, czy nam się to podoba, czy nie. Ciepłą wodę w kranie mieć miło, ale czy pan widział kiedyś brytyjskie krany…?

Jest mi to oczywiście łatwo powiedzieć, bo nie da się tego sprawdzić, ale idę o zakład, że gdyby Partia Pracy zadeklarowała „odrzucamy Brexit i już”, wynik wyborów byłby inny. Referendum w sprawie Brexitu zostało de facto potraktowane jako poparcie (lub nie) Davida Camerona, teraz było odwrotnie. Johnson w ostatnich dniach przed wyborami m. in. zabrał dziennikarzowi telefon po to, żeby dziennikarz przestał go namawiać do skomentowania zdjęcia dziecka śpiącego na podłodze szpitala, a potem schował się w przemysłowej chłodni, żeby nie musieć udzielić wywiadu. Nie miało to żadnego wpływu na wynik, bo Brytyjczycy wcale nie głosowali na Torysów i na Johnsona, tylko na „odwalmy Brexit”. A było patrzeć na Koalicję Obywatelską i Lewicę Razem. Pamiętacie te sławne wybory, kiedy chodziło tylko o odsunięcie PiS od władzy? Kiedy do urn stały kolejki? Pojechałem do Hagi i stałem w kolejce. Kiedy już dostałem kartę wyborczą, zagłosowałem. Na SLD. W wyborach prezydenckich nie pojechałem głosować na Komorowskiego, bo by mi ręka odpadła. A przecież miał… jak to było? Potrącać na pasach niepełnosprawną zakonnicę w ciąży? A tu nagle WTEM i nawet bez zakonnicy nie wygrał. Któż by się tego spodziewał?!

PiSowi w tej chwili wcale nie zagraża KO, tylko Konfederacja i Lewica Razem. Pan Szostkiewicz i pani Bielik-Robson są temu głęboko przeciwni. Niestety wyborców nie interesują sprzeciwy filozofów i żurnalistów. Moje też nie, tylko ja się za to nie obrażam.

Zdjęcie: Twenty Two Words