Rozmawiałem w tym tygodniu z dwiema osobami na temat pracy i bezrobocia. Jedną z tych osób jest Nina, która machnęła o tym notkę. Którą polecam. Notkę, nie Ninę, choć Ninę polecam rzecz jasna również.
Mam takiego znajomego Holendra, który prowadzi wielce glamorós tryb życia. Imprezy, moda i uroda, zarwane noce, alkohol i dragi. Para się projektowaniem plakatów dla klubów amsterdamskich, robi zdjęcia z imprez dla gazet, DJ-uje i organizuje własne imprezy. Hipstuje niemiłosiernie w opiętych dżinsach, modnie podartych i spiętych agrafkami, heroinowo chudy i właściwie bez wieku. Naprawdę na oko nie da się powiedzieć, ile ma lat, blady, chudy i z cynicznym uśmiechem na kościstej twarzy. To on był drugą osobą, z którą — tak się złożyło — rozmawialiśmy na ten sam temat.
Jest jeden mały problem. Znajomy nie ma pieniędzy, bo z takiego trybu życia nie da się wyżyć. Spodnie nie są podarte z mody, tylko ze starości. Podobnie jego czteroletnie Conversy. Agrafki to w jego życiu artykuł pierwszej potrzeby, po części dlatego, że nie umie szyć. Spina więc nimi rozpadające się na kawałki ciuchy. A świat mody ubóstwia go nad życie… ale nie płaci. Chudy też jest dlatego, że ciężko się roztyć z diety złożonej z ryżu i szpinaku. Nie pali, bo to za drogo. Nie pije, bo to za drogo. Tabletka ecstasy na szczęście wychodzi tanio, a przy jego wadze da się takową podzielić na dwie imprezy.
Holender jest świadom dokonywanych wyborów. Mógłby ze swoim portfolio wkroczyć na rynek pracy i zapewne również w kryzysie znaleźć dobrze płatną pracę. Siedziałby w niej osiem godzin dziennie pięć dni w tygodniu, zarabiał tyle, żeby kupować nowe Conversy i dżinsy, jeść befsztyk i pić drinki z parasoleczką. Ale postanowił, że jego życie będzie Wyjątkowe. Że nie będzie żył „jak wszyscy”, tylko przeżyje życie po swojemu.
To kosztuje.
*
Liberalizm w połączeniu z kapitalizmem uczą nas, że życie należy brać za rogi i wytrząsać z niego wszystko, czego tylko nam się zechce. Każdy z nas ma szansę na karierę Billa Gatesa, który jak wiadomo zaczynał w garażu, budując komputer z motowidła i dwóch dżdżownic. Każda kobieta ma szansę zostać supermodelką, każdy mężczyzna wystąpić w reklamie Old Spice. Wystarczy tylko się postarać, a amerykański sen jest w naszym zasięgu.
Nie wiadomo czemu jednakowoż tak się składa, że nie każdy zostaje Billem Gatesem. Niektóre kobiety nie mają figury supermodelki, niektórzy mężczyźni budowy Supermana. Niektórzy z nas nigdy nie zarobią swojego pierwszego miliona, nawet po zsumowaniu wszystkich otrzymanych w życiu pensji. Jak to, dziwi się liberalizm. Zapewne się nie postarali wystarczająco! Trzeba jeść ciasto, jak rzekła pouczająco Maria Antonina. A tron przyjdzie.
Za otaczający nas kryzys gospodarczy oraz problemy z pracą dla młodych odpowiedzialne są nie tylko banki i uczelnie. Odpowiedzialne są również oczekiwania młodych, którzy bazują owe oczekiwania na tym, co im wmawiają nieco starsi. Należy otóż budować Karierę, być Indywidualnością i stawiać na Wyjątkowość. Nikt, zapytany w dzieciństwie, kim chciałby zostać, jak dorośnie nie odpowiada przecież „sprzedawcą w Biedronce” lub „zamiataczem ulic”. Celebrytą, biskupem, politykiem — takie odpowiedzi mogę sobie wyobrazić. Ale przecież tak samo, jak nie możemy wszyscy być w 10% najlepiej zarabiających, tak też nie możemy wszyscy zostać celebrytami, bo w świecie z sześcioma miliardami ludzi nie wystarczy oglądających na to, żeby każdy dostał swoje piętnaście minut.
*
Nie mam kasy.
Oczywiście fakt nieposiadania kasy pozostaje w ścisłym związku z faktem posiadania bipolara, z którego się wygrzebuję i powoli zaczynam rozważać powrót na rynek pracy. Nie wiem jednak, czy rynek jest gotów na moje pojawienie się na nim. Ponieważ w związku z chorobą chciałbym rynkowi postawić pewne warunki.
Nie jestem gotów przyjąć pracy ciężko stresującej, w nielimitowanych godzinach, zmianowej, w godzinach nocnych. Nie jestem gotów pracować w otoczeniu, które będzie pobudzać moją chorobę do kolejnych podrygów. Chciałbym znaleźć pracę ze stałą umową, aby uzyskać stabilność, o której tyle mówią mi lekarze. Oczywiście powinna to być praca na część etatu, pozostawiająca mi czas na naukę kucia, jednak płatna na tyle wysoko, żebym mógł się z niej utrzymać.
Nie znaczy to też, że jestem chętny przyjąć pracę w supermarkecie przy kasie. (Inna rzecz, czy to jest mało stresująca praca.) Chciałbym robić coś kreatywnego, rozwijającego i ciekawego, w sławetnym Młodym Zespole (TM), tworzyć fajne rzeczy, którymi zainteresuję wielu ludzi i które da się dołączyć do portfolio. Z zainteresowań wymienić mogę przyrodę, urodę, modę i wygodę, tak więc z pewnością znajdę pracodawcę w ciągu kilku sekund. Tak?
No więc nie wiem. Terapeuta, telewizja i poradniki samorozwoju powiedzą mi, że należy marzyć; liberał doda, że jeszcze trzeba się starać. Ale bezrobocie, również w Amsterdamie, rośnie; sklepy i punkty usługowe zamykają swe podwoje; ulice robią się jakby mniej ruchliwe, a bary mniej zapełnione. Czy to znaczy, że ludzie za mało marzą, a może starają się niewystarczająco? Czy zmniejszenie liczby turystów w mieście to oznaka, że władze miejskie nie marzą wystarczająco? Czy zamknięcie salonu piękności, który przy tej samej ulicy funkcjonował przez 14 lat oznacza, że po 14 latach pani Marianne van der Klomp przestała się starać?
A jednocześnie przecież są zawody, których kryzys nie tknął, ba — pracownicy są poszukiwani, najlepiej od zaraz i z możliwością przyuczenia. Ale te zawody nie są FAJNE. A my jesteśmy od iluś już lat uczeni tego, żeby tworzyć, realizować się, marzyć i sięgać ponad. Od czasu upadku komunizmu nie ma plakatów propagandowych zachwalających wspaniałości zawodu murarza, czy hydraulika. Jedyne plakaty, na których zachęca się do wstępowania w rzeszę pracowników McDonald’s to te opłacone przez McDonald’s. Jak wielu z nas rzeczywiście spełni swoje marzenia? Jak wielu z nas odkryje, że zapuściliśmy korzenie w zbyt małej doniczce? Gdzie leży granica kompromisu między pracą naszych marzeń, a skrzeczącą rzeczywistością niezapłaconych rachunków?
No i na koniec pytanie, które mnie dręczy od dłuższego czasu. Co robią osoby z dwubiegunówką, którym nie przytrafiło się posiadanie talentu Stephena Fry czy Robbiego Williamsa?
EDIT: Podesłano mi ten oto klip, który w zasadzie jest komediowy, ale jakoś mnie nie śmieszy.