Niechaj mottem dzisiejszej notki będzie ten artykuł:
KRRiT przeprowadziła postępowanie wyjaśniające po wniosku Ordo Iuris ws. bajki „Harmidom” emitowanej na kanale telewizyjnym Nickelodeon, przeznaczonym dla dzieci. Wśród bohaterów „Harmidomu” znajduje się para homoseksualna – Howard i Harold – wspólnie wychowująca syna Czarka. […] Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji przeanalizowała odcinek wskazany przez Ordo Iuris i upomniała nadawcę. […] Szydłowska-Żurawska powołała się również na ustawę o radiofonii i telewizji, dodając, że „audycje lub inne przekazy powinny szanować przekonania religijne odbiorców, a zwłaszcza chrześcijański system wartości„. „Związki homoseksualne są natomiast sprzeczne z nauczaniem moralnym Kościoła katolickiego” – podkreśliła KRRiT.
[…] „w programie przeznaczonym dla dzieci nie powinno mieć miejsca promowanie modelu rodziny sprzecznego z wartościami, z którymi utożsamia się wielu rodziców i opiekunów dzieci oglądających serial.”
Chociaż może ten:
W audycji „Za, a nawet przeciw” w radiowej Trójce zapytano słuchaczy, czy przeszkadzają im „sąsiedzi homoseksualiści”. I przez większą część programu z głośnika leciał spektakularny ściek. Większości słuchaczy wprawdzie homoseksualiści nie przeszkadzają, ale (słowo klucz) – przeszkadza, gdy się „nachalnie obnoszą”, „nazywa się ich związki małżeństwem”, „wychodzą z tym na zewnątrz”, „całują się publicznie” czy „domagają się uznania ich upodobań przez państwo”.
Niektórzy przekonywali, że „takie pary sieją zgorszenie”, przekonywali, że osoby homoseksualne w społeczeństwie „to są jednostki i nie ma sensu robić ludziom wody z mózgu”, zapewniali, że homoseksualizm nie istnieje w świecie zwierząt (istnieje, drogi słuchaczu) i obawiali się, „co by się stało z dziećmi, które obserwowałyby pary homoseksualne na ulicy”. W końcu zadzwonił też pan, który oburzał się, że od „pozwolenia” na homoseksualizm jest już tylko krok od związków brata z siostrą i człowieka z psem.
Nawiasem mówiąc – wyjechałem z Polski 12 lat temu z bardzo wielu powodów, jednym z nich była niemal identyczna audycja w Trujce. 12 lat temu. Możliwe, że zmienił się prowadzący, Trujka jak widać nie.
Po co nam Pride, czyli duma?
Oglądając filmy, seriale, czytając książki, spoglądając na billboardy, reklamy, słuchając Trójki (to nie ja, nie od czasu tamtej audycji) uczymy się podświadomie, że istnieje coś takiego, jak człowiek domyślny. Człowiek prawdziwy. W Polsce jest on białym, heteroseksualnym cis mężczyzną, deklarującym się jako katolik. Kobieta już trochę mniej, bo Kościół musi pilnować jej macicy, ale jeśli się grzecznie słucha i produkuje nowych obywateli jest OK. Wszystko, co inne zasługuje na miejsce poniżej domyślnego człowieka. Na tej drabince również istnieje hierarchia. Niektórzy ludzie są bardziej niedomyślni niż inni. Czarnoskórej transkobiecie wychowanej w konserwatywnym otoczeniu zawsze będzie o wiele trudniej i nie tylko dlatego, że koloru skóry nie da się ukryć. Mi przypadłoby niezłe miejsce, gdybym grzecznie siedział w domu po kryjomu i nadal opowiadał dalszej rodzinie banialuki o szukaniu tej jedynej kobiety. Wtedy naprawdę nie miałbym żadnego powodu do dumy.
Pani Szydłowska-Żurawska twierdzi, że z domyślnymi dla niej wartościami utożsamia się „wielu rodziców i opiekunów dzieci”. Wartości jest wiele i są zróżnicowane, ale te są właściwe. Ja na przykład utożsamiam się z poglądem, że macica należy do osoby, w środku której się znajduje. Jestem też świadom faktu – nie wartości, nie poglądu, faktu – że „wielu rodziców i opiekunów” nie jest katolikami, nie jest hetero, nie chce oglądać telewizji, której nakazuje się „szanować przekonania religijne odbiorców, a zwłaszcza chrześcijański system wartości”. Ale dla pani Szydłowskiej-Żurawskiej nie jestem człowiekiem, jestem jakimś tam homoseksualistą, a z czym się utożsamiam nie jest dla niej ważne. To znaczy – jest, należy tego zakazać, schować, ukryć, zakopać żywcem, nie obnosić się, siedzieć w domu po kryjomu. Przekonany jestem, że żadna z osób wypowiadających się w Trujce, tudzież członków i członkiń Krajowej Rady nie powiedziałaby o sobie „tak, jestem homofobem/homofobką, nienawidzę obrzydliwych zboczeńców”. Oni są po prostu normalni. A my nie.
Magdalena napisała na Buniu:
jakoś mam wątpliwości co do sensu używania słowa ” pride” czyli „duma” w odniesieniu do orientacji seksualnej. tak jakby bycie homo było lepsze niż hetero i jakby zależało od samego delikwenta
Nie jest lepsze. Jest trudniejsze. Od delikwenta zależy to, co ze swoim życiem zrobi.
Gdy pani Szydłowska-Żurawska nakazuje telewizji, by nas nie pokazywała, nasze i Wasze homoseksualne dzieci cierpią. Gdy Trujka gorszy się tym, że osoby nie-hetero „całują się publicznie” czy „domagają się uznania ich upodobań przez państwo”, nasze i Wasze homoseksualne dzieci cierpią. Gdy pada w publicznym radio sugestia, że mój związek z mężem to „krok od związków brata z siostrą i człowieka z psem”, nasze i Wasze homoseksualne dzieci cierpią. Skąd to wiem? Bo byłem takim dzieckiem, potem nastolatkiem, potem młodym dorosłym. Spotykałem się z mężczyznami dorastającymi w tym samym środowisku. Zerwano ze mną dwa razy za to, że się obnosiłem (np. pocałowałem swojego faceta w policzek koło Metra Centrum, a on miał dobrą pracę i co jeśli jakiś klient zobaczy). To wszystko zostawiało na mojej psychice blizny. A potem wyjechałem i potrzeba mi było kilku lat terapii by znów odważyć się na publiczny pocałunek. W Amsterdamie.
O tym, że „coś jest ze mną nie tak” wiedziałem mając lat osiem. Myślałem wtedy, że chciałbym być dziewczynką, bo w 1985 w Polsce gejów „nie było”. „Obnoszenie się” groziło odwiedzinami SB i szantażem, nie mówiąc o innych przyjemnościach. O istnieniu homoseksualizmu dowiedziałem się z wielce dramatycznego artykułu w piśmie porno mojego ojczyma. Miałem wtedy lat 13 i doznałem ogromnej ulgi, bo wystarczyła mi jedna próba, by zrozumieć to, że jestem cis. Nie muszę chyba wyjaśniać, że słowa „cis” też wtedy nie było. Wielu rzeczy nie było, w tym Pride. Osoby homoseksualne rzeczywiście spotykały się w domu po kryjomu, a i wtedy groził im najazd na chatę. Nie było dumy, był ciągły strach. Wiem, że tego strachu jest nadal bardzo dużo. Dzieci wskutek prześladowań popełniają samobójstwa, są wyrzucane z domu, sam przecież straciłem dużą część rodziny za „obnoszenie się”. Obnoszenie owo polegało na naiwnym założeniu, że jeśli mój kuzyn może przyjść z dziewczyną, to ja mogę z chłopakiem. Moja rodzina jest niewierząca, ale moje założenie okazało się błędne. Po tym wydarzeniu zostały mi blizny nie tylko na psychice.
Duma nie polega na tym, że idąc ulicą spoglądam na heteryków, prycham z pogardą, wołam za nimi „zboczeńcy!”, a potem wracam do domu i zasiadam pod tęczową flagą celem rozbijania hetero-małżeństw. Śmieszna wizja, prawda? Ale teraz zamieńcie miejscami orientacje, zamiast tęczowej flagi dajcie polską z wielkim napisem POLSKA WALCZĄCA… i wizja jest nie tylko mało śmieszna, jest prawdziwa. W Polsce doznałem autentycznej przemocy ze strony osób, którym przeszkadzało to, że trzymałem chłopaka za rękę. Duma polegała na tym, że nie przestałem. Dołączałem do Parad Równości. Przypadkiem znalazłem się na scenie podczas wiecu, gdzie domagaliśmy się – jeszcze wtedy byłem Polakiem, więc my, Polacy się domagaliśmy – ersatzu w postaci związków rejestrowanych. Z domagania się przyszło wiadomo co, ale Jos zwrócił uwagę na co innego. Ludzi było w ogóle może 200, ale tylko Jos i ja trzymaliśmy się za ręce. Pozostali stali w pewnej odległości od siebie, nie za blisko sceny, tak trochę jakby przechodzili przypadkiem z tragarzami. Strach ma nie tylko wielkie oczy, strach ma gruby kark, kije bejzbolowe, poparcie Jacka Kurskiego odmawiającego osobom nie-hetero „Randki w ciemno”, poparcie pani Szydłowskiej-Żurawskiej reprezentującej Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, poparcie Trujki i jej słuchaczy dopuszczanych na antenę. Czy kiedykolwiek zorganizowano niesatyryczną audycję pod tytułem „czy przeszkadzają wam heteroseksualni sąsiedzi”? Kogo z obecnych na sali pobito za trzymanie za rękę osoby płci przeciwnej? Ile osób straciło prawo widywania się z własną rodziną za wzięcie ślubu z osobą płci przeciwnej? Ile kobiet zostało napadniętych za to, że będąc w ciąży afiszują się publicznie uprawianiem hetero-seksu bez zabezpieczenia? Czemu muszę zadawać te same pytania, które zadawałem ileś lat temu?
Wyjście na Paradę Równości wiąże się z realnym niebezpieczeństwem. Kilka lat temu przeczytałem historię ochroniarza, który wyleciał z pracy gdy ktoś zobaczył go na marszu. Kontakt z moją babcią niemal zamarł lata przed jej śmiercią dzięki wydatnej pomocy ciotki, chroniącej babcię przed koniecznością oglądania i słuchania mnie – „bo babcia tego nie rozumie”. Podobnie, jak wielu rodzicom i opiekunom nie dano mi prawa do tego, żeby pomóc babci zrozumieć. Kiedy mówiłem mamie, że jestem gejem byłem na jej utrzymaniu. Outując się ryzykowałem wyrzucenie z domu, w latach 90. to naprawdę nie było niemożliwe – nadal nie jest, choć chcę wierzyć, że zdarza się o wiele rzadziej. Zarówno wtedy, jak i dziś byłem dumny z tego, że się odważyłem.
Co najmniej kilku ludzi domyślnych zmieniło poglądy na temat gejów dzięki dowiedzeniu się, że mają jednego w swoim otoczeniu i jestem nim ja. Kiedy się dowiadywali byli moimi współstudentami, współpracownikami, przyjaciółmi. Nie zawsze kończyło się to dobrze. Kolega ze studiów, P., więcej nie podał mi ręki. Przyjaciel, M., który wydzwaniał o trzeciej w nocy by wypłakać mi się na wirtualnym ramieniu, porzucony przez dziewczynę, mailowo odmówił dalszych kontaktów. Z drugiej strony gratulowano mi odwagi. Ale w końcu uznałem, że moje życie pewnego dnia się skończy, zasoby energii również są ograniczone. Wyłączyłem Trujkę. Wyjechałem. Opuszczając Polskę twierdziłem, że normalnie (w zgodzie z wartościami definiującymi to słowo dla wielu rodziców i opiekunów, tudzież mnie) będzie za 20 lat. Teraz widzę, że wykazałem się niewiarygodnym optymizmem. Jest dokładnie tak samo… prawie.
Z punktu widzenia państwowych mediów – cenzurowanych tak, żeby pasować domyślnym ludziom, nie gorsząc ich przypomnieniem o tym, że inni w ogóle istnieją – jest tak, jak 12 lat temu. Ale my już nie siedzimy grzecznie ukryci w szafie celem zaoszczędzenia sąsiadom obrzydzenia i zgorszenia. Łatwiej jest uczestniczyć w Pride w Amsterdamie, gdzie jest to ogromne wydarzenie, zjeżdża pół Europy, miasto jest udekorowane tęczowymi flagami, ślubów parom jednopłciowym udzielają zarówno przywódca społeczności muzułmańskiej i burmistrz Amsterdamu. A jednak dopiero 2-3 lata temu pojawiły się w paradzie łodzie dla osób niebiałych, dla dumnych ze swoich nie-domyślnych dzieci rodziców, dla muzułmanów. Można narzekać, że amsterdamski Pride jest komercyjny – jest to prawda, łodzie przypadają regularnie bankom, instytucjom ubezpieczeniowym, nawet elektrowniom. Ale te wszystkie instytucje ślą ten sam przekaz, co Ahmed Aboutaleb, wyraźnie nerwowy, ryzykujący stratę politycznego zaplecza i poparcia. Jest to przekaz odwrotny do tego, który narzuca nam Trujka i KRRiT. Zaproszenie zamiast odrzucenia. Surinamczycy, którzy odważyli się wystąpić przeciw wartościom wielu rodziców i opiekunów ryzykują bardzo wiele, sto razy więcej, niż ja. I powinni być z tego dumni.
Parada łodzi i tydzień Pride w Amsterdamie (i nie tylko) nie wzięły się same z siebie, nie zorganizowali ich nam heteroseksualiści, nie od razu banki i firmy zaczęły się bić o to, komu przypadnie łódź oplakatowana logiem. Nie od razu pozwolono policjantom, żołnierzom, strażakom na pojawienie się na Pride w mundurach. Wszystkie te rzeczy wymagały od nas czegoś, co dla osób domyślnych nigdy nie było i nie jest problemem – pojawienia się publicznie i „przyznania”. Gdy słuchacz Trujki pyta „co by się stało z dziećmi, które obserwowałyby pary homoseksualne na ulicy” zapomina, że przecież my się urodziliśmy parom hetero. Jeśli słuchacz nie jest incelem i posiada dziecko musi liczyć się z tym, że wyrośnie ono na osobę niedomyślną. Terlikowscy mają dzieci… niech sprawdzę… w tej chwili chyba pięcioro. Przy tej ilości prawdopodobieństwo, że jedno z nich nie będzie im pasować do światopoglądu wynosi ok. 15% (przy założeniu, że niehetero jest ok. 3% populacji). Żywię szczerą nadzieję, że ich dzieci są domyślne, bo jeśli nie, będą potwornie nieszczęśliwe. Być może już takie są.
Piszę pod prawdziwym nazwiskiem, wrzucam prawdziwe zdjęcia, jestem raczej rozpoznawalny. Znalazłem się dawno temu na Redwatchu, pisała o mnie Wyborcza i Fronda, grożono mi śmiercią (naprawdę). Wszystko po to, żeby zaoszczędzić ludziom domyślnym mojej publicznej egzystencji. Gdy Trujka roztacza odór „normalnych słuchaczy” oburzonych „domaganiem się praw”, które normalni słuchacze mają całe życie wiem, że nigdy nie przyszło im do głowy zastanawiać się, jak byłoby ich nie mieć. Moje życie wymagało wielu wyborów, ogromnego ryzyka, podróżując do Polski nadal muszę przypominać Josowi, że biorąc mnie za rękę lub całując w policzek naraża nas na niebezpieczeństwo. Ale nie znikam, nie chowam się, nie udaję osoby, którą nie jestem. Jestem z tego dumny w sposób, którego ludzie domyślni nigdy nie zrozumieją.
Marsze Równości na terenie Polski w 2018 roku
PS. Dawno temu w „Rozmowach w toku” wystąpił eks wspomnianego wyżej faceta, który nie chciał być całowany w policzek przy metrze. Eks wystąpił w charakterze jednego z ekspertów mających pomóc w znalezieniu drugiej połówki, oczywiście płci przeciwnej. Drzyzga spytała go, czemu sam nie ma żony. Odparł skromnie, że po prostu jeszcze nie znalazł właściwej kobiety. Sądząc po zdjęciach, które pokazał mi eks nie szukał jej z wielkim samozaparciem. Pamiętam, jak miał na imię i w jakim serialu występował. Nie będę go outować, bo to nie moja sprawa. Mam nadzieję, że znalazł właściwą kobietę i jest z nią szczęśliwy.