Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie… nie, nie weszka. Myśl o napisaniu poradnika o randkowaniu po 30 wraz z jedną taką heteroseksualistką. Problem leży głównie w tym, że moje ostatnie doświadczenia randkowe z Polski pochodzą z roku 2006, a sądząc po tym, co czytam i słyszę, Holandia i Polska nie są do siebie ani trochę pod tym względem podobne.
Z drugiej strony jednakowoż – dziś powitał mnie artykuł o tym, co arcybiskup sądzi o rozwodach. Oczywiście arcybiskupi są w tym temacie wielkimi autorytetami, ponieważ mają za sobą wiele związków, małżeństw i rozwodów. Któż mógłby wiedzieć więcej o małżeństwie niż (teoretycznie) żyjący w celibacie pan w sukience? Abp Jędrzejewski ma do powiedzenia na przykład to:
W przysiędze małżeńskiej nie ma wcale powiedziane, że opuszczę ciebie, jeżeli mnie zdradzisz – mówił metropolita łódzki abp Marek Jędraszewski. Jak dodał, zdrada może zachęcać do wierności.
Zdrada zachęcająca do wierności – oto pierwsza zagadka logiczna. Załóżmy, że zdradza nas mąż. Dowiadujemy się o tym za pośrednictwem dobrej przyjaciółki, jednej z tych, które ubóstwiają przynosić nam złe wiadomości i obłudnie się nad nami użalać. Teraz pytanie. Którą stronę zdrada zachęca do wierności? Czy jest nią zdradzający mąż? Za każdym razem, gdy udaje się do łożnicy z tą wstrętną lampucerą Genowefą czuje silny pociąg do wierności? Czy też zdradzana Dżesika odkrywa w sobie nowe pokłady wierności dowiadując się o Genowefie? W którą stronę to działa, panie arcybiskupie? Czy mówi pan z własnego doświadczenia, czy też dokonał pan ankiety w gronie swojej gospodyni i psa Gucia? Potrzebuję rozwinięcia tematu.
Na wszelki wypadek poszukałem pełnego tekstu, albowiem gdyż wszyscy wiemy, że komusza i żydowska Wybiórcza kłamie. Pełen tekst wprawił mnie w jeszcze większe osłupienie.
Jak to możliwe, słyszeliśmy w zadanym pytaniu, że choć była wielka i piękna miłość, na raz to wszystko się rozsypuje i pęka. Niedawno słyszałem taką prawdziwą opowieść zrozpaczonej kobiety, która pragnie ratować swoje małżeństwo. Dlaczego ty mnie zdradzasz? – pyta męża. Dlaczego nie chcesz zabiegać o to, by trwało to nasze małżeństwo? Przecież obiecałeś, ślubowałeś! A on patrząc na nią z góry, w jej kierunku powiada: kobieto, czego ty chcesz ode mnie? To było 4 lata temu, bardzo dawno. Ja byłem wówczas innym człowiekiem i dzisiaj jestem inny.
Jakie wnioski wyciąga z tego abp?
Na jakiej podstawie należy ode mnie wymagać tego, co mówiłem kilka lat, kilka miesięcy temu. Trzeba powracać do chrześcijańskiej wizji człowieka: że jestem ten sam, chociaż nie taki sam. Oczywiście, że się zmieniamy. Choć dotknięci zębem czasu (a więc nie tacy sami), wciąż pozostajemy tymi samymi ludźmi. Ja nie mogę mówić, że jestem tym samym człowiekiem, ale mam świadomość co mówiłem, czego się podejmowałem. Jednak wiem, że jestem sprawcą tych rzeczy, które się dokonały w przeszłości. Mogę osobie powiedzieć, że jestem ten sam, jeśli przyjmuję, że coś jest we mnie trwałego, jakiś fundament.
Eee, ale pan mąż (czemu to zawsze jest mąż?) właśnie powiedział, że jest innym człowiekiem, niż był wcześniej. Czy to znaczy, że kłamie? Bredzi w pijackim widzie? Gdy mówi „inny” ma na myśli „ten sam”? Jak zachęcić męża, który właśnie odezwał się do żony eleganckimi słowami „kobieto, czego ty chcesz ode mnie”, aby powiedział „osobie”, że jest ten sam, jeśli przyjmuje, że coś jest w nim trwałego?
Przykładem zdrowej antropologii jest dzieło Karola Wojtyły: „Osoba i czyn”. Jeśli przyjmuję, że jestem wolny i moja wolność jest związana z odpowiedzialnością za siebie wobec Boga i drugiego człowieka, to rozumiem dlaczego tak wielką wagę Kościół przykłada do sakramentu małżeństwa i przysięgi małżeńskiej. Przypomnijmy ją sobie: „Ja biorę ciebie, …, za żonę/męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, aż do śmierci”. Jest tu zobowiązanie, że aż do śmierci. Ale jest też skierowana prośba do Boga, „(…) tak mi dopomóż, Panie Boże wszechmogący”. Trwanie nie jest łatwe.
Ach! Teraz rozumiem. (Tak naprawdę to jednak nie.) Mąż, który postanowił rozwieść się z żoną musi po prostu zamiast tego przeczytać dzieło Karola Wojtyły „Osoba i czyn”. W jaki konkretnie sposób należy męża do tego zachęcić pozostanie zapewne tajemnicą arcybiskupa. Może przywiązać go do krzesła i puszczać audiobooka w kółko, aż w końcu mąż wyjąka „tak mu dopomóż, Panie Boże wszechmogący” i odkryje, że jest taki sam? Na wszelki wypadek nie odwiązywałbym go jednak od krzesła, bo może zadzwonić na policję. Albo, co gorsza, polecieć do Genowefy i nie wrócić. Licho nie śpi.
Pytanie 2.: Moje koleżanki z pracy mają problem, czy w wyniku zdrady przez męża jeszcze walczyć o związek, czy raczej uznać, że to koniec? Co mam im poradzić? Jak Kościół to widzi? (kobieta lat 27)
Strach się bać. (Skąd wiadomo, że kobieta ma lat 27? Czy wstaje i mówi „dzień dobry, jestem kobietą mającą lat 27”?)
Zdrada jest niewątpliwie wielką krzywdą i grzechem ciężkim. Często zdarza się, że jest powodem do rozwodu. Należy jednak postawić pytanie: Czy tak należy w świetle przysięgi małżeńskiej, patrzeć na małżeństwo? Przypominając sobie przysięgę: ślubuję ci wierność, uczciwość, aż do śmierć, nie ma powiedziane, że opuszczę cię, jeśli mnie zdradzisz.
To bardzo interesujące: przysięgamy wierność, jednak gdy ktoś nas zdradza, nie wolno go opuszczać, gdyż przysięgliśmy wszakże wierność.
Niech ktoś mi poda kadzidło, chyba muszę się czymś zaciągnąć, żeby zrozumieć tę konstrukcję.
Uważam, że trzeba trwać pomimo, choć czasem jest bardzo ciężko i trudno to przyjąć i zaakceptować. Proszę zwrócić uwagę, że o zdradzie mowa jest w Ewangelii. Zdradzony został Jezus przez Piotra, ale Jezus mu przebaczył pytając po zdradzie 3 razy o miłość. Czy miłość doświadczona przez zdradę, choć zraniona, nie może być jeszcze mocniejsza?
Nie wiedziałem, że Jezus i Piotr byli małżeństwem, to bardzo interesujące. Wyobrażam sobie teraz, jak mąż przychodzi do Dżesiki i obwieszcza „mam cię dość i wyprowadzam się do Genowefy”. Wtedy Dżesika wyznaje mu trzy razy miłość, gdyż pod wpływem zdrady pokochała go jeszcze mocniej. Poruszony mąż natychmiast porzuca Genowefę i zabiera się za lekturę dzieła Karola Wojtyły „Osoba i czyn”.
(Dlaczego osoba zdradzana ma „trwać pomimo”, jeśli osoba zdradzająca nie wydaje się „trwać pomimo”? Czy jest jakiś licznik zdrad, jakie należy wybaczać, czy też nasz hipotetyczny mąż może sypiać z każdą kobietą płci odmiennej, jaka mu się nawinie, ale to jest w porządku, gdyż żona obiecała mu wierność, a mężczyzny przysięga nie obowiązuje?)
W Łodzi, w parafii oo. karmelitów jest wspólnota dla małżeństw będących w kryzysie. Oni walczą, szukają wsparcia, porady, zrozumienia. Walczą, choć coś zostali głęboko zranieni przez innych ludzi. Jednak oni nie stwierdzili, że to zostało bezpowrotnie zniszczone. Oni szukają pomocy u Pana Boga i u ludzi, by wyjść obronną ręką z tego wielkiego problemu.
Na przykład Genowefa mogłaby zaoferować pomoc, by Janusz mógł wyjść obronną ręką z tego wielkiego problemu. Problem = solved!
Pytanie 3.: Księże Arcybiskupie, jestem po rozwodzie. Czy można mówić, że rozwód to porażka, życiowa klęska? Czy nie zasłużyłam na szczęście w życiu? (kobieta lat 35)
Oho.
Rozwód jest poważnym wykroczeniem przeciw prawu naturalnemu. Zmierza do zerwania dobrowolnie zawartej przez małżonków umowy, by żyć razem aż do śmierci. Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne. Fakt zawarcia nowego związku, choćby był uznany przez prawo cywilne, powiększa jeszcze bardziej ciężar rozbicia; stawia bowiem współmałżonka żyjącego w nowym związku w sytuacji publicznego i trwałego cudzołóstwa.
Natomiast regularnie zdradzająca osoba nie jest w sytuacji publicznego i trwałego cudzołóstwa i nie zrywa dobrowolnie zawartej przez małżonków umowy. Dzięki za wytłumaczenie!
(Nawiasem mówiąc, skoro wspomnieliśmy o prawie naturalnym, czy mógłby pan abp wymienić pięć gatunków zwierząt, które wstępują w związek małżeński dobrowolnie zawierając umowę?)
Niemoralny charakter rozwodu wynika z nieporządku, jaki wprowadza on w komórkę rodzinną i w społeczeństwo. Nieporządek ten pociąga za sobą poważne szkody: dla porzuconego współmałżonka, dla dzieci, które doznały wstrząsu z powodu rozejścia się rodziców, często starających się pozyskać ich względy, oraz z uwagi na zły przykład, który czyni z niego prawdziwą plagę społeczną.
Cały czas wychodzi mi z tego, że zdrada jest OK pod warunkiem, że drugie z małżonków zareaguje na nią wzmocnieniem własnej miłości (i „noszeniem swego krzyża”), w odróżnieniu od rozwodu, który jest plagą społeczną. Alleluja i do Genowefy!
Gdy dochodzi do rozpadu małżeństwa, pojawia się pytanie: jakimi drogami podążą dalej. Bo nie każda z tych dróg musi prowadzić do klęski. Są małżeństwa, które po rozwodzie (ani jedna, ani druga osoba) nie wchodzą w powtórny związek małżeński. To bardzo trudne, ale jest możliwe.
No nie wię, nie wię, znam wiele osób, które nie wchodzą w związek małżeński, bo albo im nie wolno (osoby homoseksualne w krajach trzeciego świata), albo nie mają ochoty się angażować (np. osoby płci męskiej cierpiące na to, co Bridget Jones nazywa „fuckwittage”). Oraz księża. Pamiętaj Dżesiko, gdy mąż Cię zdradza, a Ty się z nim rozwiedziesz, musisz spędzić resztę życia samotnie – to bardzo trudne, ale jest możliwe! Jest to też kompletnie sprawiedliwe, gdyż Bóg lubi nieszczęśliwych, samotnych ludzi. W ten sposób wyraża swą miłość do owieczek i baranków.
Poprzednie małżeństwo uważam za zamknięty rozdział. Poznałam teraz mężczyznę, czuję, że go kocham. Czy mam się z nim związać, czy żyć do końca samemu? Wiem, że życie w permanentnym grzechu to bycie niejako poza nawiasem Kościoła: spowiedź, Komunia. Co zrobić? Czuję ból w sercu. (kobieta lat 31)
Czuję, że kocham, mówi osoba zadająca pytanie, gdy pojawił się kolejny partner w życiu. Czy to może nie być czasem przelotne, czasem tylko chwilowe uczucie? Czy to nie jest tylko uczucie, które szybko zniknie? Małżeństwo rozumiem, jako rozdział zamknięty, ale czy związać się z kimś nowym, mając w świadomości, że to prowadzi do konfliktu sumienia, który sprawia, że pełne życie sakramentalne, gdy chodzi o Eucharystię i inne sakramenty, będzie dla mnie zamknięte? Odpowiedź rysuje się bardzo jasno: nie wchodzić w nowy związek!
Ha! Jesteś w mylnym błędzie, Dżesiko! Twoje uczucia są niczym wobec Eucharystii i sakramentów. Zresztą 31 lat to praktycznie chylenie się ku grobowi, nie ma sensu nawiązywać nowego związku prowadzącego do konfliktu sumienia na te kilka miesięcy, które Ci pozostały przed śmiercią ze starości.
Jest to swoisty heroizm, który sprawia, że człowiek decyduje się na życie w samotności, ale stawka jest określona i bardzo wysoka. Człowiek staje przed wyborem: wejść w związek niesakramentalny albo żyć w łasce Pana Boga, korzystając z sakramentów świętych, otrzymując rozgrzeszenie. To, poczucie bycia Bożym dzieckiem, życia w Bożej łasce. Przy takiej możliwości trwania, warto poświęcić się życiu w samotności, by być w obecności Pana Boga, bo takie życie w Jego obecności, daje nam łaskę zbawienia.
Akurat o swoistym heroizmie abp może mówić, bo wie, jak to jest żyć w samotności. (Sprawdzić, czy nie Paetz.) Ciekawe, czy osoby, którym doradzono w wieku lat 31 spędzić resztę życia w heroicznej samotności są z tego powodu zadowolone i czują się otoczone obecnością Pana Boga?
Zebrani umocnieni Bożym błogosławieństwem, wysłuchali jeszcze kilku utworów The Gospel Time, w czasie których mogli otrzymać wpis abp. Jędraszewskiego do książki „Dialogi w Katedrze 2013”. Jest to zapis spotkań nt. wiary, które odbywały się w łódzkiej katedrze w drugie piątki miesiąca 2013 roku.
Jestem pewien, że Dżesika poczuła się otoczona łaską Pana Boga. Nie wiem, czy Janusz był świadkiem rozmów z arcybiskupem, ale mam nadzieję, że Dżesika ma w domu sznurek i już zamówiła audiobooka. Jeśli mąż nie da się przekonać, zawsze można go na tym krześle zostawić permanentnie i umieścić w piwnicy, gdzie będzie mógł spędzić resztę życia w heroizmie, otoczony obecnością Pana Boga.
Jak ja mam w tych warunkach pisać poradnik randkowania po trzydziestce? I tak nikt go nie kupi, bo mężowie będą zajęci umacnianiem wierności za pomocą zdradzania, a żony będą trwały w samotności (czekając na powrót męża od tej lafiryndy), w międzyczasie odczuwając błogość dzięki obecności Pana Boga. Alleluja i do przodu!
fot. YouTube.com / Archidieceja Łódzka (tak napisano na stronie idziemy.pl, kim ja jestem, by wiedzieć, jak się pisze „Archidieceja”)