O śmiałości i nieśmiałości

Komentarz do poprzedniej notki podesłała Daria:

Parę razy wspomniałeś o swojej nieśmiałości w latach przeszłych. Czy mogłabym prosić Cię o jakąś notkę na temat poradzenia sobie z tym problemem ? Twoje życie towarzyskie wydaje się być wyjątkowo bujne, zastanawiam się jak dojść do takiej przemiany. Będę bardzo wdzięczna.

Poza tym życzę wszystkiego dobrego. Sama depresji nie mam, ale przeróżne fobie i lęki.

W pewnym stopniu można powiedzieć, że oszukałem, ale odpowiedź na to pytanie wymaga dłuższego wyjaśnienia.

Mój wygląd przez lata stanowił coś w rodzaju zbroi, mającej odstraszać kandydatów chętnych do rozmowy ze mną. Znający mnie dobrze wiedzieli, że irokez, tatuaże i groźna mina to fałszywka, a w rzeczywistości jestem uroczym pancurem. Chodziło o nieznajomych, albowiem gdyż bałem się ich okropnie. I bez powodu.

Fobie miałem w ogóle różne. Na przykład telefoniczną — okropne problemy z rozmawianiem przez telefon, zwłaszcza z osobami nieznajomymi. (Z Mamą rozmawiam co tydzień i fobia się nie miesza.) Obawy przed odwiedzaniem nieznanych miejsc. Nieśmiałość sięgającą absurdu — obawę przed tym, że ktoś się do mnie odezwie I CO WTEDY. Aż pewnego dnia ten straszny przypadek nastąpił. Poznałem niejakiego Misia Z Kolonii, który zaczekał, aż znajomy, z którym byłem wyjdzie na papierosa, po czym przyszedł i do mnie zagadał. Ja zaś o mało nie umarłem z przerażenia, po czym przypomniałem sobie, że on przecież nie wie — że jestem nieśmiały, że się boję, że nie spędzam całego życia na gadaniu z obcymi brodaczami. Odpowiedziałem na jego pytania, zadałem kilka swoich i niebo nie zawaliło mi się na głowę.

Ośmielony tym sukcesem zapragnąłem kolejnych, a okazja nadarzyła się niedługo potem, gdy wybrałem się na kurs w Londynie. Zwykle w takich wypadkach siadałem z dala od wszystkich, samotnie, unikając spojrzeń i dystansując się na wszelkie możliwe sposoby. Tym razem zmusiłem się do tego, aby usiąść między dwiema osobami, pomiędzy którymi było jedno wolne miejsce. Co gorsza, odezwałem się do obu, zapytałem, jak się nazywają i skąd pochodzą. Tego, ile mnie ta odzywka kosztowała, osoby nie wiedziały. Pod koniec kursu odbyło się ćwiczenie, w ramach którego należało opisać sąsiadów, jak ich widzimy, jakie mają cechy osobowości, etc. Obie osoby siedzące obok mnie stwierdziły, że jestem odważnym, radosnym ekstrawertykiem. Tego nie zdzierżyłem, ryknąłem śmiechem i wyjaśniłem im, że w rzeczywistości jestem nieśmiałym introwertykiem. Nie uwierzyli. A niebo znów nie zawaliło mi się na głowę.

Kiedy poznałem DJa, dowiedziałem się, jak bezczelnie można się odzywać do każdego i każdej. Nie wiedziałem wtedy, że śmiałość DJa w rzeczywistości jest oznaką problemów z osobowością; narcyzm ma między innymi taką cechę, że osoba cierpiąca na ten problem MUSI być najlepsza, najpiękniejsza i najmądrzejsza wśród wszystkich obecnych. U DJa objawiało się to na przykład tak, że na każdej imprezie uderzał do najbardziej glamorous persony w pomieszczeniu i mówił jej różne impertynencje. Ja skręcałem się z przerażenia i ekscytacji naraz, po czym persona odpowiadała, na ogół zaskoczona przyjemnie tym, że ktoś się jej wreszcie nie boi. A niebo nie zawalało się na głowy.

Do tej pory pamiętam, że w końcu przemogłem się i sam zagadałem do obcego faceta na imprezie. Facet był ubrany w coś niezwykle oryginalnego, co mi się bardzo podobało. Pół godziny zbierałem odwagę, aż w końcu go spytałem, gdzie to coś kupił. Facet był kompletnie mną niezainteresowany, ale odpowiedzi udzielił, uprzejmie i rzeczowo, po czym przeprosił grzecznie i udał się do swojej dziewczyny. A niebo nie zawaliło mi się na głowę.

Dowcip o niebie powtarzam, ponieważ teraz, kiedy przyglądam się swojej przeszłej nieśmiałości, kompletnie jej nie rozumiem. Bałem się CZEGOŚ. Tyle, że nie umiem powiedzieć, czego. Kiedy zadałem sobie to pytanie, nie umiałem na nie w żaden sposób odpowiedzieć. Tyle, że fobie nie kierują się logiką. Kiedy bałem się pająków (co również należy do przeszłości) nie bałem się ich przecież dlatego, że są ode mnie większe i silniejsze, tylko dlatego, że się ich bałem i już. Tak samo było z obawami przed poznaniem kogoś nowego, albo zapytaniem faceta o to, gdzie nabył spodnie.

Aż pewnego dnia pojawiła się depresja, a za nią antydepresanty, a po kilku miesiącach odnotowałem efekt uboczny pod postacią zaniku odczucia strachu.

To właśnie miałem na myśli mówiąc, że oszukałem. Proces pozbywania się nieśmiałości podążał we właściwym kierunku i z pewnością po roku-dwóch udałoby mi się nawiązać kontakt z kimś nieznajomym bez potrzeby zbierania odwagi przez pół godziny. Tyle, że nagle okazało się, że odwagę mam zawsze, a obaw nie miewam nigdy. Przestałem się bać czegokolwiek. Odkrycie skrzętnie wykorzystałem do pozbycia się wszelkich posiadanych obaw i fobii. Właziłem do nieznanych miejsc, gadałem do obcych ludzi, usuwałem własnoręcznie pająki, poznawałem kolejnych kowali, odbywałem rozmowy telefoniczne, w tym rozmowy z kowalami w polskich wsiach, podrywałem Zbrojmistrzy… Jeśli przypomniało mi się cokolwiek, czego się bałem, natychmiast przystępowałem do robienia tego. Tym sposobem nauczyłem się networkingu, wybrałem na kurs kowalstwa, założyłem firmę, a jakby w międzyczasie stałem się tym odważnym, radosnym ekstrawertykiem, którego jakiś czas wcześniej mi sugerowano. A teraz nieśmiały i strachliwy facet, który bał się odezwać do kogokolwiek, został poproszony o dołączenie do teamu barmanów, bo przecież jest taki towarzyski.

Dario, poleciłbym Ci pozbywanie się fobii kroczek po kroczku. Bez pośpiechu, spokojnie, robiąc naprawdę małe kroki i zapisując sukcesy (poważnie, mózg inaczej przetwarza informację zapisaną niż pomyślaną). A co do chemicznych ułatwień, istnieją leki przeciwko lękowi i też je polecam. Bo działają. Stawiam siebie za przykład.

Czy pomogłem?