Według Gugle Translejt objectification of women tłumaczy się jako obiektywizacja, ale mam wrażenie, że chodzi o uprzedmiotowienie, więc tego będę się trzymać i na dodatek skracać do U, albowiem gdyż jestem leniwy.
U. jest tym, co widzicie, kiedy wypięta pupą i innymi częściami pani występuje np. w reklamie zaprawy murarskiej, masła lub farby do ścian. Czasami bywa tak, że dana firma decyduje się na taką reklamę z premedytacją, po to, żeby feministki narobiły hałasu, o czym potem napisze np. GW, a dzięki temu reklama zdobędzie większy zasięg. Szerzenie pewnych wiadomości uważam za szczyt głupoty. Nie mówię tylko o U., ale też np. o tym, że terrorysta [nazwisko] z ugrupowania [nazwisko] czy jakiś inny Breivik luzem zamordował tyle a tyle osób. Przy okazji trzeba też upowszechnić poglądy mordercy. Zalinkować do strony lub funpaga. Zdaję sobie sprawę, że najważniejsza na świecie jest klikalność, ale każda upowszechniona reklama prowadzi do powstania pięciu nowych, a każdy akt terroru przekazuje informację: aby zapisać się na stałe w historii, warto kogoś zabić. Zdaję sobie sprawę, że to jest nieszczęśliwe porównanie, ale nie chodzi o to, że uważam wypiętą panią za dobrą analogię zamordowanych ludzi, tylko o to, że media mają tendencję do nagłaśniania rzeczy, które powinno się cenzurować jak najmocniej. Oburzenie jest słuszne. Reklamowanie i rozpowszechnianie – nie.
Jestem sobie członkiem grupy, gdzie 97% stanowią kobiety, 2.99% geje i chyba mamy jednego heteroseksualistę, ale możliwe, że jest bi – nie pytałem. Osób niebinarnych nie trafiłem, możliwe, że są, ale nie znam osobiście 2500+ osób w grupie. Dość regularnie zajmujemy się wrzucaniem półnagich fotek Jasona Momoa, Gerarda Butlera, The Rocka i tak dalej. Czyli w zasadzie dokonujemy uprzedmiotowiania mężczyzn. Można nam zarzucić hipokryzję, ale jako mężczyzna płci odmiennej widzę dużą różnicę. Nie chodzi o zemstę, na zasadzie „mwahaha, my wam też możemy i kto nas powstrzyma”. Żadne z nas niczego nie sprzedaje. Chodzi o to, że mężczyźni są grupą uprzywilejowaną, a kobiety nie.
O tym, że zdjęcie kobiety na ogół polega na wyginaniu się do pozycji, która jak najbardziej eksponuje atuty tylne i przednie nie muszę chyba mówić. Zdjęcia mężczyzn wyglądają nieco inaczej, na ogół tak, że pan napina muskuły i stoi sobie, pominąwszy naprężony biceps, zwyczajnie. Nie widuję, nawet w pismach gejowskich, reklam, w których mężczyzn umieszcza się tak, żeby jak najmocniej opięła im się na tyłku bardzo skromna bielizna – nawet w reklamach bielizny, nie mówiąc o zaprawie murarskiej. Kalendarze typu „seksowni księża” lub „seksowni strażacy” wyglądają tak, że strażacy zdejmują koszulki (a księża nic) i pozują w strojach roboczych. Jason Momoa zdejmuje koszulkę i ćwiczy na siłowni lub rzuca siekierą do celu. Staram się wytłumaczyć różnicę, wiedząc, że nic z tego nie wyjdzie i mnóstwo osób się na mnie obrazi, ale mam to w nosie.
Nawet PETA nie uniknęła tego rodzaju U.:
Czy widać, co mam na myśli?
W komentarzach na Buniu jakiś temu napisano mi, że wszystko jedno, o czym bym pisał, bylebym wrzucał fotki. I wrzucam. Czasami z czasów, kiedy miałem lat na przykład sześć, a czasami zrobione dwa dni temu. Jeżeli ktoś mnie uprzedmiotawia, nie mam nic przeciwko temu. Zdaję sobie sprawę z tego, co się ładnie nazywa white male privilege, czyli przywilej białego mężczyzny. Nikt mnie nigdy nie określił dziwką, szmatą, suką. Nie wypinam się przy reklamie masła. Gdybym zechciał, mógłbym i zapewne uznałbym to za cholernie zabawne, ale nie zmienia to faktu, że po wypięciu wróciłbym do bycia białym mężczyzną. Gwałty na mężczyznach się zdarzają, ale nigdy nie słyszałem oskarżenia o to, że zgwałcony miał na sobie za krótkie spodenki. (Przemoc wobec osób homo, trans i tak dalej pomijam, bo notka będzie w trzech tomach.)
Ostatnio strasznie mnie irytuje natrząsanie się z żony prezydenta Macrona. Natrząsanie dotyczy zarówno jej (stare babsko, co powinno siedzieć w domu), jak i jego (też sobie babcię znalazł). Różnica wieku między Trumpem, a jego żoną wynosi niemalże tyle samo, ale o ile – bądźmy grzeczni – owłosienie prezydenta Stanów jest celem wielu żartów, to fakt, że żona mogłaby być jego córką zupełnie nikomu nie szkodzi. To też jest objaw uprzedmiotowiania kobiet i męskiego przywileju. Kobieta musi spełniać pewne wymagania, w tym musi być młoda, jej waga utrzymywać się w pewnym zakresie – mężczyzny-posła nigdy nikt nie pyta o to, jak godzi obowiązki domowe i wychowywanie dzieci z ciężką pracą. I dlatego półnagi Jason Momoa nie jest tym samym, co półnaga, wszystko jedno, Jessica Alba. Płeć męska jest defaultowo uważana za lepszą, niż żeńska. Celem istnienia kobiet jest usługiwanie mężczyznom na różne sposoby, celem istnienia mężczyzn jest rządzenie światem.
Któryś aktor, nie pomnę który, skarżył się niedawno, że nawet do roli nieśmiałego bibliotekarza musi być zawsze wyrzeźbiony i umięśniony. U. rozszerza się na mężczyzn, chociaż nadal nie widziałem zdjęcia, na którym mężczyzna niebędący aktorem porno lub modelem bielizny (nie masła) wypina swe kształta tak, aby przyciągały jak najwięcej niewłaściwego rodzaju uwagi. Jest to pewna ewolucja, ale muszę powiedzieć, że wolałbym, żeby odbywała się w innym kierunku. Chciałbym, żeby prezydenta Długopisa pytać o to, jak radzi sobie z obowiązkami domowymi, podczas gdy musi jednocześnie jeździć na narty i podpisywać papiery autorstwa prezesa. George’a Clooneya o to, jak sobie radzi z byciem mężem osoby tak inteligentnej (nie: pięknej) jak Amal Clooney. Trumpa o to, czy nie czuje się dziwnie z byciem staruszkiem, który ma tak młodą żonę, jak Melania – pomijam tu oczywiście fakt, że Trump nie umie złożyć poprawnego zdania w żadnym języku, poza tym ma chwilowo nieco inne problemy. Żarciki z Billa Clintona jako pierwszego męża jakoś nie pojawiły się w wersji, kiedy Hillary była pierwszą damą. Feministki mogą se gadać, a dla nas, normalnych Januszy jest oczywiste, że kobiety są po to, żeby Janusz miał co oglądać, gdy jedzie przez miasto i mija reklamę zaprawy murarskiej.
I dlatego nie mam żadnych, ale to ŻADNYCH wyrzutów sumienia wykorzystując do tej notki zdjęcie dwojga aktorów z serialu Wikingowie. Komentarze z prośbami o więcej zdjęć własnej osoby sprawiają mi niekłamaną przyjemność. Ponieważ o ile teoretyczną treść zdjęcia można by porównywać, o tyle liczy się kontekst, wykorzystanie, cel jego zrobienia i sposób, w jaki dana osoba pozuje. Porównajcie sobie pozy Clive’a Standena i Katheryn Winnick. Jeśli istnieją zdjęcia Standena, na których pozuje tak samo, jak Winnick, najlepiej w cholernie niewygodnej i nienaturalnej pozycji i morderczych butach, zachęcam do linkowania w komentarzach. Chętnie je pooglądam.
PS. Następna notka zapewne będzie częścią drugą powyższej – o poprawności politycznej i różnych sposobach jej wykorzystywania, ale ciągle nie umiem jej napisać tak, żeby mi się podobała.