Do napisania tej notki zainspirował mnie Adam – czytelnik, który zwrócił mi uwagę na coś ciekawego. Być może wielu z Was ta informacja wyda się przerażająca lub zgoła obraźliwa, ale Matka Natura doskonale sobie poradzi bez ludzkości.
Matka Natura, dalej Mama, nie posiada moralności.
Urocze, puchate zwierzątka, na przykład tygrysy żywią się surowym mięsem – w tym ludzkim, jeśli jakieś się nawinie. Nie jest tak, że się nie odwdzięczamy. Dowodzą tego zdjęcia, na których rozmaite celebłoto chwali się np. zastrzelonym słoniem, żyrafą, niedźwiedziem. Odważni ci łowcy chowają się bardzo daleko, po trzydziestu próbach wykorzystania laserowego celownika mordują zwierzę, w tym ginące gatunki. Mama pozwala tygrysom na spożywanie antylop dlatego, że tygrysy muszą coś jeść. W zamian za to antylopy biegają bardzo szybko. Ptaki spożywają dżdżownice. I tak dalej. Mordercy-celebłoto zabijają zwierzęta wyłącznie celem zrobienia sobie selficzka. Odmawiam uwierzenia, że szczenięta Trumpa po zastrzeleniu słonia spożywają go ze smakiem, ciesząc się z uniknięcia śmierci głodowej.
Nie jestem weganinem. Mięso bardzo lubię, a w skóry się ubieram, czego dowodem chociażby zdjęcie z bannera. Ale nigdy nie zabiłem zwierzęcia dla zabawy. Komary i pająki morduję bezlitośnie, ale nie po to, żeby sobie potem robić z nimi selfie (chociaż selfie z trupem komara mogłoby wzbudzić zainteresowanie w pewnych kręgach). Ani komary, ani pająki plączące mi się po suficie nie są gatunkami zagrożonymi. Nie są? Bredzę. Wszystkie gatunki są zagrożone dzięki naszej ożywionej działalności zmierzającej ku własnej zagładzie.
W mojej drugiej książce – którą nawiasem mówiąc przepisuję od początku dzięki feedbackowi czytelników i myślę, że książce wyjdzie to na dobre – znalazł się wątek zmian klimatu. Wątek nie był planowany, ale w zamian za zgodę na występowanie w utworze zażądał tego Thor. W tym czasie umieraliśmy (niektórzy dosłownie) z potwornego gorąca. Lasy w Kalifornii płonęły aż miło, w Islandii najgorsza wiosna od stu lat została zastąpiona najgorszym latem od stu lat, susza wybiła mnóstwo płodów rolnych jednocześnie generując klęskę urodzaju innych. Od kiedy skończyłem pierwszą wersję książki w Stany uderzył kolejny huragan z gatunku “jeden na sto lat, ale trzeci z rzędu”. Burmistrz miasta, które zostało zniszczone po raz trzeci wysunął sugestię, że aktualnie używana skala przestaje być przydatna, bo jej twórca ograniczył się do czterech stopni. Twórca skali był przekonany, że piąty stopień nigdy się do niczego nie przyda, bo takich huraganów w ogóle nie ma.
Ha. Ha.
Ha.
(Muszę tu dodać disclaimer: internet w tej chwili dowożą mi na osiołku, miałem dodać mnóstwo linków do artykułów, ale nie mogę, bo Google działa jak polskie sądownictwo. Jeśli nie zapomnę, dodam linki za kilka dni, po powrocie do domu.)
Kiedy przybyłem do Amsterdamu w roku 2006 trwały akurat upały. Z radością odkryłem, że w Amsterdamie panuje przyjemna letnia temperatura – 24 stopnie. Nie wiedziałem wtedy, że 24 stopnie to w Holandii potworny upał. Odkrycie tego faktu zajęło mi dobre kilka lat i dzięki temu dowiedziałem się, że przed przeprowadzką do innego kraju warto sprawdzić warunki pogodowe. Przez długi czas jęczałem i narzekałem, że nigdy nie jest mi ciepło. W ostatnich trzech latach moje narzekania ucichły, ponieważ letnie temperatury nagle wzrosły o dziesięć stopni. Przy amsterdamskiej wilgotności 34 stopnie odczuwalne są jak 44. Holendrzy takiego lata nie znają, być może kiedyś się przydarzało np. raz na dekadę lub dwie i trwało trzy dni. W tym roku trwało kilka tygodni. W poprzednim krócej.
Zmiany klimatu nie są sprawą polityczną.
Mój ulubiony pomarańczowy prezydent ze zdechłą szynszylą przyklejoną do czaszki obwieszcza, że w zmiany klimatu nie wierzy. To, że 98% naukowców twardo powtarza, że wyniki badań są jednoznaczne pomarańczki nie przekonuje. Znacznie bardziej przekonujące są dla niego podarki finansowe od korporacji, których akcjonariusze domagają się coraz większych dywidend. W Polsce panuje ogromny opór przeciwko spalaniu węgla. W Holandii segreguje się plastik, duża część energii powstaje dzięki budowie wiatraków, coraz więcej ludzi zakłada sobie panele słoneczne i żyje w przekonaniu, że służą przyrodzie. Tyle tylko, że panele pochodzą na ogół z Chin, gdzie podczas produkcji produkuje się ilości zanieczyszczeń przekraczające potencjalne korzyści.
Każde z nas, no – prawie każde żyje w przekonaniu, że ochroną przyrody powinien się zająć ktoś inny. Owszem, samochody są szkodliwe, zwłaszcza te zużywające ogromne ilości paliwa (patrz: połowa Amerykanów). Ale to nie jest powód, żebym ja nie miał jednego, żona drugiego, syn trzeciego, córka czwartego. Syn i córka zgoła przykładają się do ochrony środowiska, bo jeżdżą starymi gratami zamiast dręczyć naturę produkcją nowych. Stare graty piją benzynę i zwracają ją w postaci kłębów gęstego dymu, cóż, przykre, ale przecież ja jeden tak dużo nie zanieczyszczę… Niestety kiedy myśli tak miliard ludzi, Mama wznosi bezradnie ręce do nieba. Lub raczej wznosiłaby, gdyby jej to nie zwisało.
Walka o zmianę klimatu jest uznawana za temat polityczny. Prawica i nacjonaliści na ogół twardo twierdzą, że to brednie. Minister Szyszko w ramach ochrony środowiska rżnie puszczę. Czy sam jestem bez winy? Piszę to na Macbooku. Firma Apple szeroko się chwali recyklingiem i stuprocentowo wolną od paliw kopalnych energią. Firma Apple wlewa do komputerów takie ilości kleju, że wymiana dwóch klawiszy wymaga de facto wymiany połowy laptopa. Być może potem dzieci w Foxconnie zdrapują ten klej potulnie przy użyciu szczoteczki do zębów, ale Tim Cook jest jednak hipokrytą. Ja też, bo go wspomagam finansowo. Latam samolotami. Nabywam produkty w plastikowych opakowaniach. W kieszeni mam telefon pełen surowców zarówno niemalże przez nas zużytych, jak i zwyczajnie trujących.
Ameryka wycofuje się z traktatów o oszczędzaniu energii, bo nie chce zostać prześcignięta przez gospodarkę chińską. (Za późno, ale to inny temat. Chociaż nie do końca. Chiny po prostu zachowują się tak samo, jak Amerykanie – celem osiągnięcia przewagi technologicznej gotowe są wygenerować dowolną ilość trucizn i wypuścić toto w powietrze lub do wody.) Naukowcy biją na alarm, dając ludzkości może kilkadziesiąt lat. Politycy uparcie powtarzają, że to brednie. Przyklaskują im producenci ropy i plastiku, a po plecach poklepują ich akcjonariusze. 0.01% procenta zakłada zapewne, że wyginie wyłącznie biedota, a oni zbudują sobie Elizjum z pięknymi parkami i maszynami leczącymi wszelkie schorzenia. Może mają rację. Będzie ich trochę mało w tym Elizjum, ale to nie ich problem.
Przyszłość – to przyszłość. Dzisiaj chcielibyśmy zaprezentować płyn Plastokwas do mycia klozetów! Według testów Plastokwas zabija o 0.93% więcej bakterii! *przyjemna muzyczka, ładna pani z uśmiechem polewająca sedes Plastokwasem* Uwaga drobnym drukiem na opakowaniu z grubego plastiku: prosimy nie wylewać płynu do kanalizacji, albowiem gdyż zawiera 1758 substancji trujących.
Wyginiemy – i co?
I nic. Ziemia radziła sobie jakoś kiedy ludzie byli jeszcze pierwotniakami i nie umieli nawet powiedzieć “siusiu”. Będzie sobie radzić kiedy oceany zatopią połowę krajów, a ogień spustoszy resztę. Mama nie głosuje w wyborach, nie lobbuje w parlamentach, nie zwalnia dyrektorów, którzy naciskają na ograniczenie zachłanności. Nie posiada Instagramu, więc ani zdjęć z zabitym słoniem nie lajkuje, ani nie hejtuje. Z punktu widzenia Mamy brak słoni, tygrysów bengalskich, komarów, ludzi jest rzeczą obojętną. Coś zajmie ich miejsce, na przykład karaluchy i wirusy. Być może planeta zamieni się w jeden wielki zbiornik zanieczyszczonej wody. I co? Gówno. A nie, gówien też nie będzie, bo nie będzie ich miał kto produkować…
Wirusy nie posiadają moralności ani krzty inteligencji, podobnie jak politycy. Wirus namnaża się w organizmie bez rozważań nad tym, że żywiciel może przez to umrzeć, zabierając wirusy ze sobą. Tak samo zachowujemy się wobec rzekomo ukochanej planety. W mojej książce pojawia się scena, w której Thor mamrocząc przekleństwa sprząta puszki, plastikowe śmieci, niedopałki z parkingu w Heiðmörk. Scena jest prawdziwa, tyle, że sprzątałem ja. Kosz na śmieci, zachęcająco pusty, wymagał ode mnie wykonania dwóch kroków. Turyści byli zbyt zmęczeni na tak długi marsz, więc puszki porozrzucali w pobliżu kosza. Inni turyści wjeżdżają na tereny zamknięte dla samochodów, niszczą rezerwaty, święty islandzki mech po to, żeby sobie strzelić selfika i pochwalić się odwagą.
Niestety Mama przed ugotowaniem człowieka na śmierć nie sprawdza najpierw jego podejścia do środowiska. Paradoksalnie najgorsi truciciele zapewne przeżyją, bo dzięki truciu trzepią ogromną kasę. Zastanawia mnie czasami, czy zdają sobie sprawę z tego, że ich produkty ktoś musi kupować. Wyginięcie połowy ludzkości może nieco ograniczyć ich zarobki. Truciciele posiadają też dzieci i wnuki. Myśl o tym, co tym dzieciom zostawią za dwadzieścia lat nie wydaje się spędzać im snu z powiek. Dzieci, śmieci, rymuje się ładnie.
Po co o tym piszę?
Jak wspomniałem, większość z nas żyje w złudnym przekonaniu, że jedna osoba i tak nic nie zdziała, więc po co się starać? Jest to podejście podobne, jak przy głosowaniu w wyborach. Jakiś czas temu w Stanach ktoś – nie pomnę, przykro mi – wygrał wybory jednym głosem. To anegdotka, niemniej jednak Brexit rozwija się żwawo między innymi dlatego, że młodym ludziom nie chciało się głosować. Bo co zmieni ich jeden głos? Babcie i dziadkowie zagłosowali za wyjściem z Unii. Ich to już raczej nie dotknie. Dzieci i wnukowie protestują teraz w głos. Było myśleć wcześniej.
Sam zacząłem nieśmiało próby zmiany własnego podejścia. Jeszcze dwa lata temu wraz ze wszystkimi pomstowałem na konieczność płacenia za jednorazowe plastikowe torebki. Dzisiaj na każde zakupy zabieram torbę bawełnianą. Gdy stary odkurzacz po dwudziestu latach wyzionął ducha, zastąpiliśmy go energooszczędnym. (Przy okazji donoszę, że osoby twierdzące, że energooszczędne odkurzacze są do dupy i nie działają tak jak stare plotą straszne brednie. Nowy odkurzacz zużywa 1/3 energii, a wciąga dwa razy więcej kurzu.) Powoli pozbywamy się starych żarówek, oddajemy je do recyklingu, wymieniamy na energooszczędne.
Wcale nie jest tak, że ja lubię oddzielać w pocie czoła plastik np. wtedy, gdy piekarnia wręcza mi torbę z plastikiem przylepionym do papieru i muszę toto podrzeć na kawałki zamiast wrzucić do kosza. Latać do kontenera celem zwrotu zużytych baterii i starej elektroniki też mi się nie chce, zwłaszcza gdy elektronika jest na przykład telewizorem. Wiem doskonale, że jedno małe “ups” Exxonu lub jeden mały strajk Solidarności z paleniem opon generuje o wiele więcej szkód niż ja naprawiam wrzucając starą żarówkę do żółtego kontenera. Ale jeśli po przeczytaniu tej notki jedno z Was nabędzie torbę bawełnianą i przestanie używać plastikowych, być może pożyjemy o kilka sekund dłużej.
Nie wiem jak Wy, ale o ile nie lubię całokształtu ludzkości, o tyle bardzo lubię być żywy i tego samego życzę osobom, które kocham. A mordercom słoni i lwów życzę, żeby karabin wybuchł im w twarz i zabił na miejscu. Pod tym kątem zgadzam się z Mamą – nie posiadam moralności nakazującej mi życzyć dobrze każdemu człowiekowi. Jeśli człowiek aktywnie przykłada rękę do mojej śmierci, a pośrednio czyni to każdy nabywca jeepa bez filtra (Amerykanie uważają to za przejaw wolności i walkę z poprawnością polityczną), jego radość z zakupu nie przekłada się na moje własne uczucia. Drive, bitch, and while you’re at it die, bitch.
Główne zdjęcie: tu się w tej chwili znajduję. Więcej na www.bjornlarssen.com – obiecuję, że bardziej pozytywnie.