a-be w komentarzu do poprzedniej notki:
Ray, ta polityka tak u ciebie wraca i wraca, przez co zaczęłam zastanawiać się, jaki ty właściwie czujesz związek z Polską. (Ofc, o ile można spytać.) Bo te wszystkie wpisy jakoś tak pokazują, że może i mieszkasz daleko, może i cieszysz się, że wyjechałeś, ale jakoś rusza cię to, co się tu u nas dzieje. I zastanawiam się, w jaki sposób cię to rusza, dlaczego. Nie byłoby o wiele łatwiej po prostu zapomnieć o tym piekiełku, skoro już się z niego uwolniłeś i, najwyraźniej (i bardzo dobrze), jesteś szczęśliwy?
Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie zasługuje na notkę.
Mieszkam w Amsterdamie już prawie sześć lat. Zasymilowałem się w dużym stopniu, czuję się tu w domu, to zdecydowanie moje miejsce na świecie i moje miasto. Mam tu przyjaciół, mężczyznę, kuźnię i możliwość bycia sobą – jak bym sobie nie życzył tego definiować. Ale to nie znaczy, że potrafię po prostu zapomnieć o Polsce i „move on”.
Po pierwsze primo, w Polsce mieszka moja rodzina i przyjaciele, a ja nie przyjechałem tutaj po to, żeby się od nich odciąć i zapomnieć. Jeżdżę więc na wakacje, wiem, co się w ich życiu dzieje, czytam wiadomości. Nie tylko z masochizmu, ale po prostu dlatego, że przez 28 lat był to mój kraj. A przynajmniej chciałem, żeby nim był. Kocham Mazury, kucia uczyłem się najpierw w Wojciechowie, mam przepiękne wspomnienia z Zakopanego… Tyle, że nie uznaję papieża („Oh no, he’s dead”) za autorytet moralny, nie głosuję na Herr Von Thuske ani na jednego bliźniaka, nie jestem hetero, nie jestem katolikiem, a w Polsce się komuś takiemu zajebiście ciężko odnaleźć.
Na zdjęciu: Polak 🙂
Bardzo cenię polską kulturę. Do tej pory słucham Nazara i Justyny Steczkowskiej; cytuję Seksmisję, Misia i Hydrozagadkę; Joanna Chmielewska co prawda niestety nie przestała pisać po „Autobiografii”, ale niemal wszystko, co powstało przedtem bardzo mi się podoba. Nie mam tego w Holandii. Nie wiem, jaki jest holenderski odpowiednik Seksmisji, nie umiem cytować z pamięci „Theo i Thei” albo „Kreatief met kurk”, ich poczucie humoru czasami bawi, a czasami nie. Nie poznałbym holenderskiego wieszcza, gdybym się o niego potknął i przewrócił. Ich muzyka kompletnie mi nie pasuje, głównie z uwagi na niegrzeszący urodą język. Język polski jest PIĘKNY (i trudny) – Leśmian, Osiecka i Białoszewski potrafili robić z polszczyzną rzeczy nieprawdopodobne. Niderlandzki do tej pory kojarzy mi się z osobą mówiącą po hiszpańsku w trakcie ataku wymiotów.
Nie uważam, że Polska i Polacy posiadają wyłącznie wady. Owszem, głównie zajmuję się czepialstwem i wytykaniem, ale to poniekąd objaw trudnej miłości bez wzajemności 🙂 Owszem, polska gościnność dotyczy głównie heteroseksualnych katolików, ale nikt nigdy nie mówił o niderlandzkiej gościnności i są ku temu powody. (Określenie „going Dutch” oznacza dzielenie rachunku w restauracji z dokładnością do ułamka eurocenta i miałem takich Holendrów w swoim życiu, którzy jak najpoważniej to robili.) Polska jest krajem niezwykle szczęśliwie położonym; dostęp do morza, góry, pojezierza, lasy, wielkie miasta i malutkie wioski… Holandia jest płaska. Już. Koniec opisu przyrody Holandii. Przy czym są to piękne płaszczyzny, ale… eee… no… płaskie…
No i na koniec (ostatnie primo) przyznam się, że kiedy wyjechałem, przez dłuższy czas wstydziłem się przyznać, że jestem Polakiem. Na pytanie „skąd pochodzisz” odpowiadałem „z Amsterdamu”, a jeśli rozmówca pytał „a przedtem?”, robiłem się różowy i mamrotałem coś niewyraźnie. Przeszło mi to zupełnie, kiedy zrozumiałem, że brednie polityków, pijackie orgie polskich budowlańców i wyroki na Dodę za obrazę uczuć religijnych NIE POWINNY budować jedynego obrazu Polski i Polaków w oczach świata – i cokolwiek ma na ten temat do powiedzenia Fronda, ja też jestem Polakiem. Ja też stanowię element obrazu Polski za granicą. Nie wyrzekam się jej, nie rzucam wzgardliwie paszportem. Już nie.
A o obywatelstwo chciałbym wystąpić głównie dlatego, że aktualnie wkurwia mnie niemożebnie niderlandzka polityka, ale to inna sprawa 🙂