Wstaje człowiek rano, a tu go przy śniadaniu atakuje poseł Tomczak.
„Projekt ustawy o związkach partnerskich oprócz treści społecznie szkodliwych zawiera błędy prawne” – uważa Jacek Tomczak. Według posła PO „nie przez przypadek konstytucja nie wspomina o konkubinatach czy o partnerskich związkach jednopłciowych”.
Konstytucja nie wspomina również o kanapkach z mortadelą, kotach, filmach Barei oraz pralkach automatycznych. Czy mógłby poseł powiedzieć, które z powyższych jego zdaniem są treściami społecznie szkodliwymi, a które to błędy prawne?
Jacek Tomczak na łamach „Rzeczpospolitej” pisze, że „wyłącznie małżeństwo daje gwarancję stabilności związku i relacji między małżonkami”. Od poczęcia aż do naturalnego rozwodu kościelnego. Nie wiem, czy się zgodzić. Jeśli się zgodzę, to tylko dlatego, że też uważam, że bardziej polskim LGTB potrzebne są małżeństwa jednopłciowe, niż jakieś kadłubki związkopodobne. Z drugiej strony, kilka przykładów trwałych małżeństw, o których mogę pomyśleć, to małżeństwa Britney Spears (55 godzin), Kim Kuntrashian (72 dni), Elizabeth Taylor (oooch, gdzie tu zacząć) i Ludwik Dorn (chwilowo w trzecim stabilnym związku, ale sprawdźmy ponownie pod koniec tygodnia). Za to nietrwałe związki wyglądają na przykład tak.
Te oto rozpustne slutki były ze sobą przez 23 lata, zanim udało im się wziąć ślub.
Widoczny powyżej niestabilny związek bez relacji między małżonkami spędził razem ponad 40 lat. Jeden z panów obawia się, że wskutek posiadanego Alzheimera nie będzie w stanie rozpoznać swojego ukochanego, gdy wreszcie ćwoki podobne do posła Tomczaka łaskawie przyzwolą mu, aby go poślubił.
Tej pary nie chce mi się podpisywać, niech poseł Tomczak coś powie o niestabilnych związkach i społecznej szkodliwości.
Tekstów o tym, jak to w Polsce prosto można dziedziczyć w ramach związku nieformalnego i o tym, jak to prosto partnera odwiedzić w szpitalu po podpisaniu dokumenciku nie będę komentować, bo wzbudzają we mnie agresję. Szkoda, że poseł Tomczak nie spróbował, jak to w rzeczywistości wygląda, ile trwa, ile kosztuje i jak bardzo szpitale taki dokument honorują. Albo, ile wynosi w wypadku pary niepozostającej w związku małżeńskim stawka podatkowa. [Edit: odkryłem właśnie, że Tomczak jest notariuszem. Co oznacza, że wie, ile kosztuje tworzenie takich dokumentów, i że bardzo go to cieszy.]
Co do stabilności, w tym temacie Jacek Tomczak jest ekspertem. Nie ma jeszcze 40 lat, a już przysięgał wierność ZChNowi, PiSowi, PJN oraz Platformie. Panie pośle, po co się tak ograniczać? Jeszcze w kilku partiach posła nie było! Może na początek LPR… ach nie, LPR ostatnio niepopularny, za mało pinionszków i za mało popularności w mediach, źle by tam posłowi było.
Ten projekt jest wprost sprzeczny z oczekiwaniami konserwatywnego elektoratu PO. Dlatego tak ważne jest, aby wszyscy, którzy mają świadomość znaczenia i roli rodziny w życiu państwa, odważnie i jednoznacznie przekazywali swoje opinie parlamentarzystom.
Tak poseł kończy. E-mail posła: Jacek.Tomczak@sejm.pl. Może byśmy mu odważnie i jednoznacznie powysyłali trochę opinii? (Bez wulgaryzmów proszę.)
*
Tymczasem w Holandii upadł rząd. Nareszcie.
Tutejszy Korwin w końcu pożarł się z tutejszym Kaczyńskim i tutejszym Giertychem o jeden raz za wiele i koalicja nie wytrzymała. Jeśli cokolwiek zaskakuje, to to, że wytrwali aż dwa lata — doświadczenia, chociażby polskie, wskazują, że związki między prawicowcami i liberałami cechują się niską stabilnością.
Szkoda mi trochę, bo właśnie się zbieram powoli do wystąpienia o paszport, za półtora tygodnia egzamin z języka, a tu mi rząd za szybko upada i nie zdążę zagłosować przeciwko Markowi Rutte. Który naraził mi się bardzo wiele razy. Gorzej, że nie do końca wiem, na kogo miałbym głosować. Job Cohen, przewodniczący Partii Pracy, nie sprawdził się jako przywódca opozycji, bo do tego trzeba mieć specyficzne zdolności — raczej typowe dla charyzmatycznego kaznodziei, niż skutecznego managera. Tak więc Cohen odszedł ze stanowiska, a na jego miejscu od miesiąca znajduje się Diererik Samsom, który jest postacią tak wyrazistą, że musiałem aż sprawdzić w wikipedii, czy na pewno już go wybrano, czy nadal się tylko ubiega.
Polska idzie śladem Stanów Zjednoczonych, budując dwie wielkie przeciwstawione sobie partie, które mają bardzo podobne programy, z wyjątkiem pięciu procent różnic nie do pokonania (np. Smoleńsk) i jedna z nich jest nieco mniej kompromitująca za granicą. Obydwie są partiami prawicowymi, obydwie kochają Kościół (choć oczywiście na swoje jakże wyjątkowe i odmienne sposoby), obydwie są dla mnie nie do zaakceptowania. W polskich wyborach ogólnie nie głosuję, bo uważam, że za długo mieszkam za granicą i nie powinienem się mieszać w wewnętrzne sprawy kraju-raju. Jest to doskonałą wymówką, aby nie marnować czasu na jazdę do ambasady i agonizowanie nad arkuszem w temacie „który z nich najmniej mnie brzydzi”.
W Holandii mam do wyboru trzy partie, które w bardzo dużym stopniu spełniają moje wymagania polityczne. Są to GroenLinks (Zielona Lewica), D66 (Demokraci ’66) oraz PvdA (wspomniana Partia Pracy). Wszystkie trzy są lewicowe (D66 teoretycznie centrowa, ale zgódźmy się, że polska lewica jest sporo na prawo od niderlandzkiego centrum), poglądy ważne dla mnie mają zbliżone, różnią się głównie rzeczami mniej dla mnie istotnymi. Niestety, wskutek rozdrobnienia niewiele mają tak naprawdę w parlamencie do powiedzenia, z wyjątkiem PvdA.
Kto będzie nowym premierem, za wcześnie wyrokować. Odrobinę przeraża mnie zasugerowana przez znajomego możliwość, że będzie to przywódca Partii Socjalistycznej — nie mam nic przeciwko socjalistom, ale nie bardzo ich widzę na czele kraju po kostki w kryzysie ekonomicznym (częściowo dzięki wybitnym decyzjom rządu liberała Rutte). Sondaże wskazują, że nowa koalicja może okazać się niemożliwa do zbudowania. Na czele nadal VVD Ruttego, ale po nieudanych rozmowach z 2010 i ostatecznym stworzeniu koalicji z katolikami i naziolami ich zdolność koalicyjna nieco się ograniczyła…
Tak więc w Holandii kryzys polityczny, a w PO-lsce moralny, gdyż konserwatywny elektorat nie chce ustawy o związkach partnerskich. I jak zwykle nikomu nie przyjdzie do głowy spytać, co kogo obchodzi zdanie konserwatywnego elektoratu na temat ustawy, która go nie dotyczy, nie ma nań żadnego wpływu i niczego w życiu posła Tomczaka i jego przybocznych nie zmieni.