Warszawski protest w obronie Pussy Riot. Zdjęcie: Der Spiegel
Oczywiście nie zgadzam się z wyrokiem w sprawie Pussy Riot. To nikogo, jak sądzę, nie zaskakuje. Nie zgadzam się również z wyrokiem w sprawie Doroty Nieznalskiej, w sprawie Dody, w sprawie Jerzego Urbana i w ogóle w żadnej sprawie, w której padają słowa „obraza uczuć religijnych”. Z wyjątkiem tych, które kończą się uniewinnieniem.
W czasie, kiedy Pussy Riot odczytywano wydany na nie wyrok, w Polsce bawił patriarcha Cyryl I. Odwiedził marszałka Senatu, prezydenta oraz biskupa Michalika, z którym wspólnie wystosowali oświadczenie, potępiające (niespodzianka) aborcję, eutanazję oraz związki osób tej samej płci. Oświadczenie to wzywa również do pojednania Rosjan i Polaków. Rzecz jasna, wyłącznie heteroseksualnych i potępiających aborcję i eutanazję. Polacy i Rosjanie homoseksualni, albo ubrani w kolorowe kominiarki, powinni ewentualnie jednać się w łagrze. Ku zdziwieniu naiwnych, ani Komorowski, ani marszałek Senatu, ani Michalik nie mieli nic ciekawego do powiedzenia w temacie wyroku odczytanego Pussy Riot. To znaczy, Komorowski rzucił dowcipem o wzajemnej autonomii państwa i Kościoła w Polsce.
W ramach zachęcania do jednania się w łagrze, sąd miejski w Moskwie potwierdził wcześniejszy wyrok zakazujący organizowania parad LGTB przez… sto lat. O ileż łagodniej traktuje takie sprawy Polska! Od paru lat już się parad nie zakazuje, co najwyżej utrudnia, a Dodę skazano jedynie na pięć tysięcy grzywny, a nie na lata łagru. Przypomina się dowcip o Stalinie, co wrzasnął „spierdalaj”, a mógł zabić! Nasz rodzimy Stalin, którego dla ułatwienia nazwiemy Sejmokościołem, również nie zabija, wszakże w naturze jego leży miłosierdzie. Grzywna i odrzucanie projektów ustaw o związkach bez czytania wystarczy. Nie ma nawet „spierdalaj”, tylko łagodne „odejdź w pokoju, zanim sięgnę po taser”.
Tak się składa, że od niedawna coś tak jakby zaczynam nie być ateistą. Nie bardzo chcę się wgłębiać w szczegóły, dodam tylko, że rzecz jasna nie chodzi o Boga katolickiego. Moje uczucia religijne nie potrzebują obrony. Nie potrzebują też kościołów, księży, ofiar na tacę, a przede wszystkim nie potrzebują tego, żeby ktokolwiek został skazany na dwa lata łagru (a nie trzy — znaczy, władza rosyjska łagodnie oceniła) za tańce i piosenki na ołtarzu dowolnego bóstwa. Sprzeciw budzi we mnie nie tylko instytucja kościoła katolickiego i prawosławnego, ale w ogóle każdego. Moje wierzenia należą do mnie i rozważam je sobie sam. Nie potrzebuję do tego żadnych budowli, żadnych instytucji, ba, nawet świętych ksiąg, za których spalenie grozi kara więzienia.
Istnienie paragrafu o obrazie uczuć religijnych budzi we mnie dojmujące doznanie, że bóstwo, którego dotyczy, musi być niezwykle słabe. Przecież prawdziwy, istniejący Bóg, mógłby grzesznika zwyczajnie pieprznąć piorunem między oczy. Tymczasem, Bóg nie zauważa, że jest obrażany – zapewne jest zbyt zajęty zaglądaniem parafianom pod kołdry – i musi zajmować się tym sąd, który powołuje biegłych celem ustalania, czy określenie „napruci winem” obraża bóstwo. Nikt, mówiący cokolwiek na temat mojej wiary, nie jest w stanie wpłynąć na potęgę bóstw(a), które wyznaję. Nie wpływa na nią również uprawianie dowolnej formy seksu przez osoby niebędące mną, palenie dowolnych książek, darcie ich, plucie na nie oraz występy dowolnej ilości zespołów punkowych w dowolnej ilości budynków dowolnego kultu.
Przy okazju researchu ziemkiewiczowskiego… chciałem powiedzieć, guglania w temacie Cyryla przeczytałem, że Ruch Palikota wniósł projekt ustawy przewidujący wykreślenie z kodeksu karnego przepisu o karaniu za obrazę uczuć religijnych. W marcu Sejm odrzucił projekt po pierwszym czytaniu. „To nie o uczucia religijne, ale o pokój społeczny w tym przepisie chodzi. Jego znaczenie doceniali nawet komuniści w PRL. (…) W dobrze rządzonym państwie nie ma miejsca na wojny religijne, bo to osłabi państwo” – stwierdził Jerzy Kozdroń z Platformy.
Państwa wyznaniowe, takie, jak Polska czy Rosja (w tym przypadku chodzi oczywiście o religię putinosławia), wydają się niezwykle słabe. Legalizacja związków homoseksualnych może doprowadzić do zapaści małżeństw. Zezwolenie, aby każdy mówił szczerze, co myśli o religii i polityce, prowadzi do „wojen religijnych”. Zakazywanie jest bronią słabych. Zdawałoby się, że po tylu latach komunizmu Polacy i Rosjanie powinni to już zauważyć. Okazuje się, że wcale nie.
*
Tymczasem ja akurat w piątek przeżyłem jeden z najpiękniejszych dni swojego życia.
Rano wstałem o ósmej, zjadłem śniadanie i przystąpiłem do pracy nad prezentacją mojej pierwszej większej pracy kowalskiej na zamówienie. Potem przeszedłem płynnie do programowania tematu WordPressa na zamówienie innej firmy. O 15:30 wybrałem się odebrać płyty CD z wykonanymi przeze mnie remiksami, a o 16 dotarłem na umówione spotkanie, na którym przyjęto z entuzjazmem mój projekt – tak więc wygląda na to, że zarobię sumę z dwoma zerami za pracę w kuźni. Po spotkaniu wyskoczyłem na jednego do ulubionego baru, gdzie spotkałem rudego rugbystę. Tenże na mój widok ucieszył się bardzo i zamówił sobie u mnie… kolejną, niedużą pracę kowalską. Po piwie pojechałem na kolację do niderlandzkiego muzyka, który zapytał, czy wyprodukuję jego następną płytę. Na koniec zaś spotkaliśmy się ze Zbrojmistrzem na promie, dotarliśmy do jego domu, wyszliśmy po drabinie na dach, rozpaliliśmy sobie tam ognisko i kochaliśmy się pod gwiazdami dosłownie i w przenośni. Piątek był początkiem fantastycznego weekendu, jednego z najlepszych, jakie kiedykolwiek przeżyłem. A informacje z Rosji i Polski spowodowały głównie tyle, że kilkakrotnie dziękowałem w duchu za to, że mieszkam w Amsterdamie, gdzie mogę być kim chcę, wyglądać jak chcę i robić, co chcę.
*
No wiem, że miałem nie pisać o polityce, ale tak się składa, że o Pussy Riot, o Cyrylu i o Dodzie mówi się i pisze również w Holandii. I tutaj raczej nie odnotowują, że polski Stalin słabiej bije. Polska i Rosja postrzegane są podobnie. Jako postkomunistyczne, szare molochy, gdzie mają już pieniądze, ale ciągle nie lubią gejów i dławią wolność słowa. A mi nie chce się tłumaczyć, na czym dokładnie polega różnica. Po części dlatego, że w odróżnieniu od Komorowskiego nie jestem hipokrytą.