Trwanie

Moja choroba aktualnie jest szalenie męcząca.

Kładąc się wieczorem w ogóle nie wiem, czego się spodziewać rano. W sobotę wieczorem zaprosiłem na kolację mojego kowala, Caspera, spędziłem wspaniały wieczór, podczas którego spożyliśmy sto miliardów piw. W niedzielę obudziłem się bez kaca, bez depresji, w świetnym humorze udałem się na siłownię i spędziłem resztę dnia bardzo przyjemnie, po czym w poniedziałek rano obudziłem się z lekką depresją. Zaciągnąłem się do kuźni licząc na polepszenie nastroju, który w ciągu dnia zamiast się polepszyć — pogorszył. Po czym dzisiaj rano wstałem z bardzo złym samopoczuciem, które mi pozostało tak do osiemnastej. A kiedy mówię o bardzo złym samopoczuciu, mam na myśli snucie konkretnych planów samobójczych, ze szczegółami.

Depresja jest strasznie irytująca. Z jednej strony, ja oczywiście wiem, że wcale nie chcę się usuwać z tego padołu i ogólnie to nadal ubóstwiam kuźnię, chcę zostać kowalem, kocham Zbrojmistrza ze wzajemnością i tak dalej. Z drugiej strony, moje myśli samobójcze nie są spowodowane niczym konkretnym, oprócz bardzo złego samopoczucia. Nie jestem w stanie — jak doradził mi terapeuta — przerywać negatywnych wątków myślowych, bo takowych nie ma, pominąwszy obsesyjne rozważanie, jak konkretnie się zabić.

Mój lek do tej pory miał skutek uboczny w postaci nieustraszoności. Kiedy byłem nastawiony do życia pozytywnie, było to bardzo przyjemne i pozwalało na różne ciekawe szaleństwa. W tej chwili niestety jest mniej przyjemne, bo nie boję się również myśli o samobójstwie i samookaleczeniu. Powstrzymuje mnie wyłącznie zdolność do logicznego myślenia — świadomość, że te myśli nie są moje — ale parę razy zdarzyło mi się jednak z premedytacją wetknąć rękę w ogień i zostawić ją tam trochę za długo bez powodów związanych z kowalstwem.

Postrzegam świat tak, jak to opisała Sylvia Plath w „Szklanym Kloszu”. Przez szklany klosz. Zapachy docierają częściowo, smaki — prawie wcale, oprócz intensywnej słoności i pikantności, więc ciągnie mnie do fast foodów. Są słono-pikantne, tanie i nie wymagają przyrządzania, same zyski! Kolory widzę przygaszone, kształty lekko zamazane, muzykę tak jakby trochę słyszę, a trochę nie. Generalnie, co ja mogę powiedzieć, poetka to opisała doskonale. Szklany klosz. Przebija się jedno jedyne doznanie — ból fizyczny, i doskonale rozumiem osoby, które dokonują samookaleczeń. W momencie, gdy klosz zaczyna przyduszać do ziemi, chcę poczuć COKOLWIEK. W postaci czegokolwiek występuje, na ten to przykład, wtykanie ręki w ogień…

*

Trwanie.

Tym zajmowałem się dzisiaj cały dzień. Rozmawiałem z dwiema przyjaciółkami, które bardzo mi pomogły przetrwać godziny dzielące poranek od wieczora. A poranek zaczynał się bardzo powoli, wyjście z łóżka zajęło 45 minut, a potem wcale nie było dużo lepiej. Na siłownię nie udało się dotrzeć. Żadnej pracy nie udało się wykonać. To był jeden z tych dni, w które niezabijaniesię jest pracą na cały etat i z nadgodzinami. Aż około 18 zdzira powoli zaczęła odpuszczać. Ucieszyłem się i natychmiast zacząłem coś robić, w związku z tym pięć minut później depresja wróciła, a ja wróciłem do pozycji leżącej na kanapie.

W tej chwili, o godzinie 10:45 wieczorem, jest dobrze. Ma na to wpływ fakt, że spożyłem dwie szklaneczki whisky. Alkohol pomaga, z tym, że na ogół krótkoterminowo, ale mam to w dupie. Przynajmniej przez kilka godzin nie czuję się… TAK. Przez kilka godzin mam wolne od myśli samobójczych. Idę spać w nastroju w zasadzie pozytywnym, pominąwszy potykanie się o własne stopy. Po czym rano… jest różnie. Losowo, powiedziałbym.

*

Osobom w depresji NIE pomaga:
– mówienie „weź się w garść”;
– zachęcanie do pracy;
– mówienie „są tacy, co mają gorzej, na przykład dzieci w Afryce”;
– opowiadanie o tym, że Ty też kiedyś byłeś/aś w depresji i słuchałeś/aś wtedy dużo smutnych piosenek, to było jak miałaś/eś 18 lat i zerwał z Tobą taki jeden Kuba
– irytacja i zdenerwowanie

Osobom w depresji bardzo pomaga:
– przytulanie
– przyrządzanie im do jedzenia czegoś, co nie jest pizzą z zamrażalnika
– głaskanie
– kawa z dużą ilością cukru i czekolada (mówi to osoba nielubiąca słodyczy)
– oraz działające leki.

O terapii nie mówię, bo wydaje mi się dosyć oczywista i nie jest czymś, co osobie w depresji może zapewnić siostra, wujek lub mąż.

*

Jeśli ta notka jest zbyt szczera i Was zniesmaczyła, zapraszam uprzejmie do zrezygnowania z lektury mojego bloga i zapewniam, że kolejne wcale nie będą zabawniejsze, chyba, że mi nagle przejdzie. A sądząc po ostatnim tygodniu to może nastąpić za pięć minut, za rok, w niedzielę o 14 lub nigdy.

(Wszystkie ilustracje pochodzą z wspaniałego bloga cudownej Allie Brosh, „Hyperbole and a half”. Allie aktualnie nie pisuje, ponieważ cierpi na depresję. Brzmi znajomo?)