Wysiadajcie, Madonny, Madonny

Około 12 godzin temu Madonna odbyła najważniejszy i największy występ w swojej karierze. Jakość pod spodem beznadziejna, jeśli jest lepszy link, dajcie znać.

Kiedy mówię, że jakość beznadziejna nie mam na myśli tylko tego klipu z Jutuba, ale ten występ był zupełnie czym innym, niż się wydawał.

*

Kiedy pojawiły się pierwsze plotki o tym, że Madonna być może wystąpi na Eurowizji, kontrowersje zaczęły się mnożyć natychmiast. Madonna to królowa kontrowersji, ale na ogół nie takich.

Dla Izraela, podobnie jak dla Rosji, organizacja Eurowizji nie była tylko miłą prezentacją muzyczki z umc umc, lecz wydarzeniem politycznym i promocyjnym. Madonna nie była dla nich najbezpieczniejszym wyborem, ale dla niej samej występ akurat w Izraelu i akurat z tej okazji też nie był pomysłem bezpiecznym. Część fanów natychmiast obwołała ją zdrajczynią. Część zaczęła domagać się ujawnienia zarobków i przekazania ich na cel wybrany przez siebie (każdy wybierał inny). Oskarżono ją o wspieranie ludobójstwa, brak wyczucia, zły gust (hihi) zanim występ został w ogóle potwierdzony.

Madonna o swojej miłości do Izraela mówi od wielu lat i nie jest to zaskakujące. Ale wspiera też charytatywnie organizacje w Palestynie. Każdy fan prezentował swoje wymagania, musiałaby grać przez dziesięć lat bez przerwy, żeby je wszystkie spełnić. Ja nie mówiłem nic i czekałem.

*

Kolejne tygodnie składały się z żonglowania płonącymi piłami tarczowymi pokrytymi ognioodpornymi pająkami. Najdziksze wyssane z palca pomysły pojawiały się w mediach, podlewając benzyny do ognia (oliwa się kiepsko pali…) Madonna weźmie 100 milionów. Nie, dopłaci do swojego występu, bo będą w nim efekty specjalne z równoległej rzeczywistości. Całe koszta poniesie bilioner, ba – trylioner, który dorobił się na broni/narkotykach/sprzedaży dzieci na organy/produkcji długopisów/etc. Kontrakt został podpisany rok wcześniej, nie, wcale, albo w ostatniej chwili, Jon Ola Sand nie wpuścił jej na próby, ależ co to za ploty, podłożył się w charakterze dywanu, zgoła na rękach wniósł. Przywiozła sto osób i domagała się własnego piętra w hotelu. Skąd, przywiozła 13 osób plus chór i wszysci spali w namiotach podczas śnieżycy. Etc.

Ujawniono, że jednak wystąpi i zaśpiewa „Like a Prayer”. Oprócz tego miał się pojawić nowy singiel, „Future” oraz „niespodzianka”. Naturą niespodzianki jest jej niespodziewalność, co było dokładnie tym, czego bali się organizatorzy. Oraz fani.

Nie mam dowodu na tę informację, ale wywiad przed występem został podobno nagrany wcześniej. Prezenter, ze straceńczą odwagą dociekający, czy Madonna ma jakąś wiadomość dla wszystkich krajów świata, pokojowo zebranych by oglądać święto muzyki, musiał po zakończeniu rozmowy zmienić pieluchę. Zemścił się na Quavo, który w ogóle nie zauważył, że się z niego natrząsają, dzięki czemu prezenter wyszedł na idiotę dwa razy. Madonna była niewiarygodnie zdenerwowana, czego wcześniej nigdy w życiu nie widziałem. Organizatorzy zapewne denerwowali się nawet bardziej. Zaraziłem się i też zacząłem się okropnie denerwować, nie wiedząc nawet czemu. Wszyscy mieliśmy rację.

Zaprezentowano 2.5 utworu. „Like a Prayer”, fragment „Dark Ballet”, oraz „Future”.

„Dark Ballet” to po prostu piosenka z nowej płyty. Zapewne przypadkiem było, że tekst brzmiał:

They are so naive – they think we are not aware of their crimes. We know, but we’re just not ready to act. The storm isn’t in the air, it’s inside of us. I want to tell you about love and loneliness. But it’s getting late now. Can’t you hear outside of your Supreme hoodie, the wind that’s beginning to howl?

Tancerze i tancerki w maskach gazowych. W tle płomienie, wybuchy, migające prędko twarze. A potem umcyk, umcyk, reggae-owe „Future”. Zlani potem kamerzyści, próbujący ukryć fakt, że w ostatniej chwili do kostiumów doszyto flagi. Prawie się udało. Gdyby wzorem Rosji zrobili sobie opóźnienie 15 sekund, być może nikt nie zauważyłby, jak tancerze z flagami Izraela i Palestyny padają sobie w objęcia…

…tyle, że wszyscy by zauważyli, ponieważ Madonna to przewidziała. Pod spodem wystosowane w ciągu kilku minut oświadczenie (przepraszam za jakość):

 

 

W transmisji na żywo Wielkiego Finału Koncertu Piosenki Eurowizji dwaj tancerzy Madonny przez chwilę pokazali na kostiumach flagi Izraela i Palestyny. Ten element występu nie był częścią prób, które zostały zaaprobowane przez EBU i gospodarza, KAN. Koncert Piosenki Eurowizji jest eventem niepolitycznym i Madonna została o tym poinformowana.

O niepolityczności Eurowizji mógłbym powiedzieć dużo, ograniczę się do tego, że Putin wygraną sobie kupił (nie każdego stać na zaangażowanie Timbalanda), zaprezentował Rosję jako kraj bogaty i otwarty na gejów, pod warunkiem, że zostawią pieniądze i wyjadą. W tym roku niepolityczność wyjątkowo się nie udała. Zakazane jeszcze niedawno tęczowe flagi migały na ekranie co kilka minut, nie tylko te trzymane przez islandzkich Hatari. Osoby, podające punktację miały koszulki z napisem, na przykład, EQUALITY (równość) lub PROUD (dumny), nawiązując figlarnie do dumy, jacy jesteśmy dumni, że możemy być tak wspólnie dumni. Nic dziwnego, że Polska co roku wysyła produkty jakości mającej zapewnić, że przypadkiem nie wygracie. Prezenterzy Izraela, uśmiechy przylepione do twarzy taśmą, zgrzytali zębami po cichu. Ale wróćmy do Madonny.

Sposób, w jaki zaaranżowała swój performans był genialny. Technicznie rzecz biorąc, gdyby zakazano jej użycia masek gazowych i wygłoszenia zupełnie niezwiązanego tekstu o „przestępstwach, które widzimy” i „wietrze, który zaczyna wyć”, trzebaby to uzasadnić, w ten sposób przyznając, że tekst jest jednak związany z wydarzeniami. Udało jej się balansować na krawędzi – ci, którzy wiedzieli, co się tak naprawdę dzieje na ekranie, mieli gęsią skórkę. Ci, którzy nie wiedzieli, być może wznieśli brwi z lekkim zdziwieniem, ale szoł jest szoł. Kontrowersyjne flagi umocowano na kostiumach w ostatniej chwili, nie przyglądałem się, ale podobno były przyczepione agrafkami. W ten sposób w występie jednocześnie znalazł się przekaz polityczny – i nie znalazł, oprócz ostatniej chwili, kiedy kamerzyści nie zdążyli nie pokazać uścisku tancerzy z flagami. Zmiana kadru zajęła dosłownie moment, informację rozpowszechniono oświadczeniem. W ramach pokazywania tego, jak muzyka jednoczy, Eurowizja bardzo widowiskowo strzeliła sobie w stopę. Na naszej apolitycznej scenie pełnej dumy i marzeń nie będzie żadnych sugestii dotyczących pokoju na świecie!

Fani wpadli w kompletny meltdown. Madonna stchórzyła, powinna powiedzieć prosto do mikrofonu, że potępia! Wcale nie powinna politykować na scenie! Źle dobrała piosenki, za mało polityczne! Za bardzo polityczne! Za wolne! Za szybkie! Wyglądało nudno! Wyglądało za ciekawie! Nie powinna wystąpić! Jak dobrze, że wystąpiła! Kiedy nikt nie jest zadowolony, znaczy to, że znaleziono idealny kompromis.

Problem był inny i ci, którzy tego występu wysłuchali wiedzą, jaki.

*

Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy Madonna straciła głos już kompletnie i wydaje dźwięki za pomocą komputerka odziedziczonego po Hawkingu, czy też jeszcze troszkę umie śpiewać, tylko… z przerwami.

Jest to zjawisko dziwne. Podczas trasy Rebel Heart jej wokale były chwalone przez ludzi, którzy na koncerty poszli (ja nie poszedłem), po czym ukazało się DVD i płyta. Nie zdołałem tego wysłuchać nawet raz. Z podobno naprawdę dobrych wokali zrobiono masakrę tak potworną, że brzmi, jakby po przetworzeniu filtrami z Instagrama zapis jej głosu wpadł niechcący do snopowiązałki, potem do reaktora w Czarnobylu, a na koniec do sejfu włamała się Lady Gaga i złowieszczo rechocząc pocięła wszystko nożyczkami do paznokci. W nowej piosence Madonny, „Medellín”, która nawiasem mówiąc jest doskonała i nie mogę się tego cholernego one-two-cha-cha-cha pozbyć z głowy od chwili premiery, głosik brzmi, jakby miała zapalenie gardła i kwiliła cieniutko. Ale Mirwais, producent, takie rzeczy akurat lubi, cienki głosik świetnie pasuje do tekstu, Maluma robi kontrast, całość jest świetna. Ale takim głosem nie można śpiewać „Like a Prayer”.

Możnaby spytać, czy Eurowizja naprawdę jest miejscem, gdzie należy zagrać monumentalne „Like a Prayer” zamiast, na przykład, „Holiday” albo zgoła „Hung Up” z samplem z ABBY. Ale Madonna nie występowała dla paru tysięcy gejów na miejscu, tylko dla dwustu milionów oglądających. Polityka nie zmieniła tego, że ma do sprzedania dużo płyt (i odwrotnie). Cóż mogłoby być lepsze, niż przypomnienie tego, że trzydzieści lat temu nagrała jeden z najlepszych utworów w historii muzyki pop, a dzisiaj patrzy w przyszłość („Future” feat. Onavo, do nienabycia we wszystkich serwisach streamingowych)? Teoretycznie nic, w praktyce wszystko.

Słyszałem, jak Madonna umiała zaśpiewać „Like a Prayer” jeszcze w zeszłym roku – umiała, chociaż z DVD Rebel Heart Tour bym się tego nie domyślił. Przerobienie tego na posępny, chóralny psalm, zastąpienie oryginalnej perkusji pukającym loopem było interesujące, ale kompletnie płaskie po wybuchach radosnej oryginalności na scenie – kilka minut wcześniej rozpadłem się z radości oglądając, jak Conchita Wurst, Verka Serduchka, Måns Zelmerlöw wymieniali się piosenkami. Madonna wybrała najnudniejszą wersję „Like a Prayer”, jaką w życiu widziałem. Potem nastąpił fragment „Dark Ballet” z maskami i projekcjami, ten, przy którym organizatorzy kurcgalopkiem lecieli do wucetu trzymając się kurczowo za tyłki, a potem „Future”.

Całą tę misterną pracę, dyplomację, kostiumy, zniszczyły dwie rzeczy: nerwy Madonny oraz dobór piosenek.

Oglądając „Like a Prayer” odniosłem silne wrażenie, że w niektóre nuty nawet trafiała, ale wyłącznie przypadkiem. Fani próbowali ratować się sugestiami, że nie słyszała samej siebie w monitorku, ale tak się składa, że wiem, jak to jest występować i nie słyszeć samego siebie. Można wtedy zaśpiewać całość z lekkim opóźnieniem albo o pół nuty niżej niż się powinno. Madonna brzmiała tak, jakby zapomniała melodii własnego przeboju i śpiewała cokolwiek, o nutkę lub pół oktawy wyżej albo niżej, co to w końcu za różnica, osoby niesłyszące przeczytają sobie tekst, a słyszące może nie pamiętają, jak to powinno brzmieć, albo uznają, że to Sztuka. Mogło być lepiej, gdyby na koniec zagrała cokolwiek, byle nie „Future”.

Jeśli odsłuchacie „Future” na Spotify lub gdzie indziej, odkryjecie, że brutalny autotune jest w tym utworze wykorzystany z premedytacją, jest to technika obróbki wokalu bardzo aktualnie modna. Eurowizji po pierwsze primo nie oglądają osoby modne, chyba, że ironicznie, po drugie zaś primo utwór jest nowy i ludzie go nie znają, a po trzecie primo połową zabawy jest natrząsanie się ze śpiewaków, którzy bez autotune czasami zafałszują. Tak więc najpierw Madonna wykonała „Like a Prayer” fałszując o wiele gorzej niż najgorszy z wykonawców na scenie tego wieczoru. Następnie z zapałem wbiła sobie do trumny tysiąc ostatnich gwoździ obróbką wokalu tak silną, że ciężko było powiedzieć, czy wykonawcy to w ogóle ludzie, czy uszkodzona Siri.

Zamiast wiadomości, jaką chciała przekazać, wręczyła hejterom przepiękny prezent. Seksistowskie teksty i „memy”, które zaczęły się na Twitterze zanim Madonna wydała z siebie jakikolwiek dźwięk w ciągu tych dziesięciu minut zyskały potwierdzenie: babcia nie nadaje się do śpiewania i żadnych występów publicznych. Jos wyznał mi, że skręcał się z żenady. Ja przeżyłem ciekawe doświadczenie: kilka minut skręcania się z żenady, opad szczęki i gęsia skórka podczas „Dark Ballet”, a potem może mniej żenadę, bardziej natrętną i smutną myśl „może niech ona już sobie pójdzie…”

Pierwszą płytą, jaką w życiu nabyłem było True Blue 33 lata temu, Madonna fascynuje mnie jako osoba, wiem o niej o wiele więcej niż kiedykolwiek będę potrzebował. Wiem, jak potwornie musiała być wściekła po zakończeniu, mimo tego, że wrzuciła na Insta fotkę z podpisem „Madame X nie słucha złych głosów”. (Być może rzeczywiście popsuł się jej odsłuch, podpowiada złośliwość…) Ten występ zapamiętam jeszcze dłużej, niż ściągnięcie jej ze schodów na BRIT Awards. Ale na BRITs wstała i dośpiewała do końca, prawie bez fałszy, choć wyraźnie roztrzęsiona. Następnego dnia nikt nie pamiętał kto i za co dostał nagrody, wszędzie była Madonna. Tym razem też jest. Ale wolałbym, żeby jej nie było…

*

Gdyby jeszcze nie ta cholerna Islandia.

Madonna, balansując jak australijska wokalistka na patyku, prawie zdołała przekazać to, co chciała. Prawie. Ponieważ zamiast tego prawdopodobnie straciła, powiedzmy, sto milionów dolarów, które pozostaną w kieszeniach osób, które miały pójść na koncerty. Po obejrzeniu tej radosnej twórczości raczej nie pójdą i nie z powodów politycznych.

Godzinkę później Islandczycy, gdy pokazała ich kamera, zwyczajnie wyciągnęli szaliki z flagami Palestyny.

 

 

Całe subtelne manewrowanie Madonny dostało w dupę, że się tak ładnie wyrażę. Trzydzieści lat temu to ona by machała flagami w nadziei, że ją wyrzucą, a najlepiej publicznie aresztują. Teraz Madonna stanowi praktycznie gałąź przemysłu, poprzednia trasa koncertowa zarobiła prawie 170 milionów dolarów, nadchodzi nowa, kupujcie bilety. Próbując jednocześnie promować nowy album, przemycić nielegalną politykę, zaspokoić fanów przegrała praktycznie na każdym froncie. Hatari, pancury bez niczego do stracenia, zachowali się dokładnie tak, jak się spodziewałem. (Zespół przed finałem zrobił na Twitterze sondę z pytaniem, czy mają zostać zdyskwalifikowani za Palestynę, czy za prawa osób LGTB.) Hatari byli na pierwszych stronach od chwili zakwalifikowania się do konkursu, po finałach są tam nadal, chociaż skończyli na miejscu dziesiątym. Dyskwalifikacja w najmniejszym stopniu ich nie obejdzie, chociaż oznaczałaby, że Islandia nie będzie mogła wystąpić w przyszłym roku. Na ile znam do tej pory Islandczyków, nie umrą ze smutku.

Najsławniejsza skandalistka świata prawdopodobnie popełniła największy błąd w swojej karierze, jak bardzo bym nie doceniał jej odwagi. Guardian zatytułował swoje podsumowanie „Madonna była straszliwa – co jeszcze wydarzyło się na Eurowizji?” Zagrała bardzo wysoko, jak ja rok temu. Tak jak ja przegrała, tylko moja przegrana jest prywatna i ma wpływ tylko na mnie i Josa, nie zaszkodziła mojej karierze, bo takowej nie posiadam, nie straciłem stu milionów nawet groszy. Jak po tym występie potoczy się dalsza kariera Madonny ciężko mi ocenić. Z pewnością nie lepiej. Możliwe, że tak samo. Być może zaplanowanie koncertów Madame X Tour w mniejszych „salkach” będzie jedynym powodem, dla którego trasa w ogóle się wyprzeda. Jednego jestem niestety pewien. Nieważne, co chciała osiągnąć – i tak się nie udało.

Obrazek: fan-art