Z uwagi na profil mojego bloga – tzn. część, bo ten bałagan nie posiada profilu – dostaję wiele wiadomości od osób cierpiących na różne choroby umysłowe.
Kiedy mówię „wiele”, naprawdę mam to na myśli. Najczęściej jest to depresja i dwubiegunówka, ale trafiają się schorzenia, o których nigdy w życiu nie słyszałem. Często są to – jesteście – ludzie zdesperowani, dla których stanowię, powiedzmy, przedostatnią deskę ratunku. To znaczy chcę wierzyć, że nie ostatnią. Ponieważ nie jestem w stanie Wam/im pomóc.
Nie jestem ekspertem. Nie jestem lekarzem. Nie posiadam wiedzy, której nie zebrałem już w „Dwubiegunówce dla początkujących”. Nie mam żadnego wykształcenia. Przeczytałem bardzo dużo książek o bipolarze i mam, rzecz jasna, własne doświadczenia, ale siłą rzeczy są one ograniczone. Nie mam pojęcia chociażby o tym, jak wygląda system medyczny w Polsce. Tutaj na pierwsze spotkanie z lekarzem czekałem aż sześć tygodni, a potem w kryzysach mogłem się widywać z panią psychiatrką na przykład codziennie. Wszystkie leki opłaca mi ubezpieczenie. (Firma nawiasem mówiąc musi przeklinać dzień, kiedy się do nich przepisałem. W poprzedniej otwarto szampana.)
Zachodzi problem dodatkowy. Mianowicie przez poprzednie mniej więcej pół roku sam byłem w bardzo złym stanie. Dawałem o tym trochę znać, jak zwykle półgębkiem i podpowiedziami, zamiast bezpośrednio. Ale było naprawdę źle. Nie reaguję na większość leków, na te, które działają reaguję efektami ubocznymi, które uniemożliwiają kurację. Przeciwbólowy tramal, który brałem na uszkodzone plecy zepsuł mi kompletnie sen, a w bipolarze jest bardzo ważne, żeby spać regularnie i dobrze. Co z tego, skoro po wzięciu wagonu diazepamu lub zopiclonu usypiam w pięć minut, budzę się po 4.5 godzinach i 1) czuję się jak lekko podgrzany trup oraz 2) intelektualnie jestem na poziomie rozwielitki, za to mam bardzo dużo czasu na podziwianie egipskich ciemności za oknem? Co można robić o 4:45 rano, kiedy człowiek nie ma siły czytać statusów na Fejsbuku, a w inboksie wiadomość od osoby, która znajduje się na dnie dna?
Kochani – życzę Wam jak najlepiej. Bardzo chcę pomóc. Bardzo, wierzcie mi, całym sercem. Kiedy było Was troje, radziłem sobie – z wyjątkiem własnych kryzysów. Trzydziestu osobom nie pomogę i nie chodzi o to, że za darmo, po prostu nie posiadam żadnej odpowiedniej wiedzy. Rozważam zebranie w e-booka o jakiejś symbolicznej cenie swoich sposobów na walkę z depresją – nie może być darmowy, bo wydawnictwo mi go nie rozprowadzi, ale powiedzmy 9.90 zł – ale to właściwie wszystko, co mogę zrobić. Musiałem porzucić na jakiś czas moderowane forum, bo zacząłem mieć objawy wypalenia, a głupio mieć wypalenie zawodowe w pracy, którą wykonuje się bezpłatnie i na ochotnika.
Wiem, że to, co piszę jest ważne dla wielu ludzi – wiem, bo mi to mówią. Usłyszenie od osób, których nigdy nie widziałem wcześniej na oczy, że uratowałem im życie jest czymś, czego nie zapomnę NIGDY i co wpisałem na swoją listę wściekłego szczęścia. (Nawiasem mówiąc, uważam, że to jeden z moich najważniejszych postów, chociaż kompletnie nie wzbudził zainteresowania, a niesłusznie.) Będę pisać dalej. Poza brakiem snu – dzisiaj mam za sobą 6 godzin i wreszcie czuję się jak żywy człowiek, a nie zombie, to cudne uczucie, nie sądziłem, że kiedyś będę się tak ekscytować faktem, że przespałem sześć godzin – jest dobrze. Zacząłem nareszcie znowu chodzić do kuźni, mózgowie się jakoś trzyma, mruganie zredukowane do jakichś pięciu procent, nie-przepuklina nadal istnieje, ale nie sprawia mi żadnych problemów. Teraz muszę jednak dbać o to, żeby w tym stanie pozostać. E-booka spróbuję napisać, ale z góry uprzedzam, że nie pomoże na wszystkie problemy. Odpowiem w nim na pytanie, zadane mi niedawno – jak to się dzieje, że mimo chorób jestem szczęśliwy. Otóż przede wszystkim BYWAM szczęśliwy. Pracuję nad tym, bo jest to dla mnie najważniejsza rzecz w świecie, jeśli znów pozwolę sobie na to, żeby szczęśliwym nie być, to w pewnym momencie na blogu żadnych notek już nie będzie i tyle.
Ale niestety osobiście już nikomu nie pomogę. Pominąwszy wszystko inne, możliwe, że mógłbym zaszkodzić. 1) Idźcie koniecznie do lekarza, to naprawdę działa. 2) Dbajcie o siebie, przy czym niekoniecznie mam na myśli branie prysznica co rano i chodzenie do pracy, czasami dbaniem o siebie jest jedzenie czegoś, co nie jest mrożoną pizzą i ubranie się w coś, co nie jest szare. 3) Mówcie o tym, co się dzieje osobom w realu, a nie obcemu człowiekowi, który może wyłącznie odpowiedzieć na maila, bo jeśli coś się stanie, moje możliwości reakcji są zerowe. I na koniec 4) IDŹCIE DO LEKARZA.
Ściskam, pozdrawiam, życzę wszystkiego najlepszego i jak najszybszego wyjścia ze złego stanu. W moim przypadku, tak się składa, elementem wychodzenia z depresji jest nieodpowiadanie osobiście na kolejne prośby o pomoc. Pod koniec istnienia mojego oryginalnego profilu na Buniu odpisywanie na takie posty zajmowało mi połowę czasu. Gdybym był zdrowym człowiekiem po studiach psychologicznych, zawodowym terapeutą i zbierał od Was po sto złotych za godzinę, mieszkałbym w domu kapiącym złotem i jeździł BMW. (Nie znoszę BMW.) Ale zamiast tego sam radzę sobie z wyjątkowo obrzydliwą postacią dwubiegunówki, podlaną w poprzednich miesiącach dzięki tramalowi sosem paranoi, brakiem snu i ciągłym fizycznym bólem. To, że plecy są w dużo lepszym stanie, a tramalu nie biorę od dwóch miesięcy nie zmienia faktu, że mój stan jest bardzo delikatny i muszę o niego dbać. Tak, jak Wy o swój.
Zdjęcie na górze zrobił Casper The Friendly Kowal we wtorek. Jestem na nim wściekle szczęśliwy.