Ucieszyłem się, widząc propozycję Piotra Szumlewicza, eksperta OPZZ, dotyczącą wprowadzenia o wiele bardziej progresywnej skali podatkowej, niż ta, którą „cieszymy” się w tej chwili. Ucieszyłem się, ponieważ sam mam dokładnie takie same poglądy. Ku swojemu zdziwieniu odkryłem jednak, że jestem w nich osamotniony. Oto wybór komentarzy:
Bardzo mądra i zasadna propozycja. Tylko dlaczego 95%? Sprawiedliwsze by było okrągłe 100% i zasiłek.
No tak, absolwent filozofii i socjologii. Bezproduktywny darmozjad.
Załóż Pan firmę Panie Szumlewicz. Zobaczymy czy będzie Pan wówczas skłonny oddać 95% swojego wynagrodzenia.W tym kraju muszą wymrzeć pokolenia zainfekowane komuną, aby można było normalnie żyć. Gdy zaczną karać bogatych, przedsiębiorczych i zaradnych, to natychmiast cały kapitał wyjedzie z Polski a bolszewicka i kato-bolszewicka dzicz będzie żarła kartofle ze skwarkami bo związkowcy oczywiście „zawsze się wyżywią”.
Co za megakretyn! Ekspert nie wie, że przy 95% podatku nie zapłaci go NIKT? Co więcej, w grupach lepiej zarabiających (i z reguły lepiej umiejących efektywnie myśleć) nowe podatki na poziomie 50% i więcej wywołałyby masowe działania celem obejścia systemu. Budżet poszedłby z torbami w ciągu pierwszego roku obowiązywania nowych stawek. To proste i oczywiste.
Powaliło go, nic innego. Haruję jak wół po 60 godzin w tygodniu żeby zarabiać te 10-15 tysięcy miesięcznie a ten pan chce, żebym miał połowę tego, za pracę i tak dużo ponad siły? To jakiś żart. Ja rozumiem, że mu chodzi o cwaniaków co nic nie robią i dostają pensję kilkanaście tysięcy złotych, ale chyba zapomniał o ludziach, którzy się zajeżdżają w robocie, żeby zapewnić rodzinie dobry byt.
95% podatku za to, że ktoś dużo zarabia, czyli kara za wysokie zarobki. W Stanach chcieli wprowadzić wysokie podatki dla najbogatszych ale społeczeństwo nie wyraziło na to zgody ponieważ ludzie założyli, że oni sami mogą kiedyś stać się bogaci. I to jest myslenie godne podziwu.
I tak dalej.
Ciężko mi uwierzyć, że wszyscy komentujący co do jednego są prezesami-milionerami. Bo jeśli nie, powinni być mniej wiecej w stanie zrozumieć, o co w tej propozycji naprawdę chodzi. Wiele mówi ostatni komentarz (nawiasem mówiąc, w Stanach kiedyś istniały podatki powyżej 90% i był to okres wyjątkowej prosperity). Otóż społeczeństwo pozwoliło sobie wmówić, że każdy może kiedyś stać się bogaty. Co jest nieprawdą z bardzo prostego powodu: aby 90% społeczeństwa stało się bogate, musielibyśmy wydrukować ogromne ilości pieniędzy, co natychmiast zaowocowałoby gigantyczną inflacją, dzięki której wszystkie wydrukowane papiery stałyby się warte tyle, co wczorajsza gazeta.
Przykładem — nieświadomym — jest komentator, który „haruje po 10-12 godzin dziennie” aby zarabiać 10-15 tysięcy „za pracę ponad siły”. Jeśli praca jest ponad siły, może warto rozważyć pracowanie mniej? (Nie mówiąc już o tym, że nie jest tak, że w tej chwili podatek wynosi 0%, a pan Szumlewicz postuluje 50%, dzięki czemu biedny harujący ponad siły zarobi połowę.) Co powinno być celem życia, naharowanie się jak najwięcej ponad siły? Naprawdę? Może po zastanowieniu dałoby się pracować 8h dziennie, zarobić marne 6-8 tysięcy i dzięki 10 tysiącom kwoty wolnej od podatku jakoś z trudem wyżyć z tych grosideł? Otake Polske walczyliśmy?
Głosowanie na liberałów, którzy chcą podatku liniowego i zmniejszania sumy wolnej od podatku ma sens tylko w dwóch wypadkach. 1) kiedy jesteśmy milionerem lub synem milionera i nie opłaca nam się oddawanie pieniędzy w formie podatków — dotyczy to, powiedzmy, 0.1% społeczeństwa. 2) kiedy mamy realistyczne widoki na zostanie milionerem, małżonkiem/małżonką milionera i myślimy przyszłościowo. I tutaj właśnie następuje dziwaczna dyskrepancja, wskutek której liberałowie w takiej np. Holandii rządzą drugą kadencję z widokami na trzecią — z jakiegoś powodu ich wyborcy nie dysponują inteligencją wymaganą do dokonania trudnego działania matematycznego, jakim jest pomnożenie liczebności kraju, w którym zamieszkują przez 0.1% i rozważenia szans, jakie mają — ze swoją pracą w biurze i domkiem na kredyt — żeby magicznie znaleźć się w tymże 0.1%. W międzyczasie harują za 2 tysiące euro 30.5 godziny w tygodniu (tyle średnio pracuje Holender) i cieszą się jak dzieci, gdy podatki dla najbogatszych spadają, a wraz z nimi zasiłki, bo dzięki temu „budżet oszczędza”.
Pan Szumlewicz doskonale to rozumie, chociaż nie udało mu się tego przekazać w sposób taki, żeby ludzie o mózgach kompletnie wypranych przez liberalny etos „od syna miliardera all the way do miliardera” zrozumieli, co ma na myśli. Nie ma żadnego powodu, żeby prezes jakiejkolwiek firmy zarabiał 1.7 miliona rocznie. Jak powiedział kiedyś odchodzący poseł niderlandzkiej Partii Pracy, powiedzmy, że prezes ma większe potrzeby, w związku ze stresem dużo je, zje więc dwa obiady. No, niech zje trzy. Ale nie zje ich przecież stu. Dlaczego ma zarabiać sto razy więcej? A przecież rozbieżności między zarobkami pracowników i prezesów potrafią być większe, niż stukrotne. Prezesi firm są wymienialni o wiele prościej, niż prawdziwi specjaliści; widać to chociażby po roszadach dokonywanych podczas zmian rządu, gdy prezes PKP staje się prezesem Orlenu, prezes Orlenu zostaje ministrem zdrowia, a minister telekomunikacji prezesem TVP. Każdy z nich dostaje oczywiście sutą odprawę, żeby nie był pokrzywdzony tak okropnym losem. Odprawą dzieli się z pracownikami, bo… a nie, zapomniałem, nie dzieli się, bo i dlaczego. Przecież sobie na nią ZAPRACOWAŁ.
Masowe działania celem obejścia systemu są oczywiście niebezpieczeństwem i dlatego należy zadbać o to, żeby systemu nie dało się obejść. Spółki polskie z siedzibą na Cyprze powinny zacząć podlegać opodatkowaniu takiemu, jakiemu podlegają produkty spoza Unii Europejskiej. Firmy typu Amazon czy Apple, które mają przychód liczony w bilionach, magicznie zamieniający się w skromny milion w momencie płacenia podatków, powinny być karane tak długo, aż przestaną kręcić lody z siedzibą w Irlandii (skoro o tym mowa, być może warto by ukarać Irlandię, o czym zdaje się ostatnio mowa). A jeśli prezes nie może wytrzymać strasznego bólu portfela na myśl o tym, że powyżej miliona rocznie będzie musiał zapłacić podatek 95%, to przecież zawsze może ograniczyć swoje zarobki do miliona rocznie, a za resztę podnieść pensje pracownikom, lub dokonać inwestycji w coś innego, niż trzeci jacht.
To, o czym rozmawiamy — propozycja Szumlewicza — to nie jest populizm, to propozycja radykalnej zmiany systemu, w którym rozwarstwienie zarobków rośnie z roku na rok. Nie doganiamy jeszcze Stanów, w którym właściciele Wal-Martu tarzają się w dziełach sztuki, a pracownicy zarabiają poniżej granicy biedy, ale sądząc po komentarzach pod artykułem Szumlewicza, byłoby to niezwykle mile widziane — zwłaszcza wśród wyborców Nowej Prawicy. Zastanawia mnie jedno. Skąd przekonanie wyborców Nowej Prawicy, że to akurat oni szczęśliwie wylądują wśród 0.1% zarabiających powyżej miliona rocznie?
Zdjęcie: slate.com