Wczoraj obejrzałem TED Talk zatytułowany „Ktoś, kogo kochasz może być sex workerem” (używam terminu angielskiego, bo polskiego nie znam, jeśli ktoś coś w komentarzach, poprawię w poście).

Dzisiaj o poranku przeczytałem zaś rozmowę z eks-pracownicą słynnego Cocomo. (W imieniu kobiet i innych osób „nadających” się do wykorzystania serdecznie dziękuję autorowi za szczegółową informację o wodzie utlenionej w drinku, jakby pewien rodzaj ludzi nie miał wystarczająco dużo pomysłów na to, jak zrobić krzywdę innym. Dobra robota, panie Szymonie. To był sarkazm, gdyby Pan przypadkiem czytał i nie zrozumiał.)

Czytaj dalej

Click here for English version.

Pod spodem wersja angielska na prośbę Joke. W wersji polskiej, zgodnie z ustaleniami, używam zaimków żeńskich.

 

R: Moje pierwsze pytanie – czy możesz wytłumaczyć, co oznacza słowo „genderfluid”?

J: Mogę to wyjaśnić tylko ze swojego punktu widzenia. Myślę, że nie pasuję ani do typowej roli żeńskiej, ani męskiej – jestem gdzieś pośrodku. Identyfikuję się również jako kobieta, ale już mnie nie obchodzi, jeśli ludzie przypisują mi niewłaściwą płeć. Przed operacją piersi miałam z tym problem, ale po… nie obchodzi mnie to. OK, mam to gdzieś, pieprzyć to. Nie obchodzi mnie.

R: Czy mogę spytać o Twoją operację, czy to OK?

J: Chciałam całkowicie usunąć piersi. Nie robiłam tego przez zespół zajmujący się zmianą płci ani „oficjalne kanały”, ponieważ miałam problemy z plecami, szyją i ramionami. Mam za sobą fizjoterapię, ale wybrałam się do lekarza, bo nic nie pomagało. I nagle lekarka zasugerowała operację zmniejszenia piersi. Odpowiedziałam, że jeśli to możliwe, bardzo chciałabym to zrobić. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabym usunąć piersi bez wskazań medycznych. Wysłano mnie do szpitala, ustaliłam datę i spotkałam się z chirurżką. Powiedziała, że może usunąć większość, ale nie wszystko, ponieważ nie chciała tego zrobić. Ale byłam tak zachwycona, że ktoś chce to dla mnie zrobić, więc odparłam, proszę, proszę, niech pani to zrobi! Wysłała list do mojej ubezpieczalni, otrzymała ich aprobatę i ustaliliśmy datę operacji. Później – teraz, ponad rok później, myślę – cholera, może powinnam zaczekać dłużej i znaleźć chirurga, który wykonałby operację tak, jak chciałam. Utyłam, oczywiście, a podczas operacji nie wszystko zostało usunięte, więc ciągle noszę biustonosz – nie, żeby był mi niezbędny, tylko celem „spłaszczenia”. Po operacji utyłam o dziesięć kilo, podrosły mi również piersi, nienawidzę tego. Więc chcę zostać zoperowana drugi raz i usunąć całość.

R: Czyli taki jest Twój wybór?

J: Taki jest mój wybór. Tym razem ubezpieczalnia nie wyraziła zgody [na pokrycie kosztów]. Obawiałam się tego, ponieważ w zeszłym roku również nie otrzymałam zgody. Planuję więc wybrać się za granicę, zabieg będzie o wiele tańszy, niż w Holandii. Nawet w Niemczech jest już taniej. Od mojej operacji – od kiedy nie mam już piersi, lub mam ich część – nie mam już problemów. Tylko w publicznych toaletach mam problemy, ludzie zawsze błędnie osądzają moją płeć, spoglądają na mnie dziwnie i zawsze sugerują, że nie mam prawa używać tej toalety…

R: Czy chodzi o damską, czy męską?

J: Damską. Więc zawsze odpowiadam: ciągle mam prawo tu być. *śmiech* Tak było nawet przed operacją. Ale teraz nadal uważam, że mam prawo tam być, nie uważam [że to mój problem] kiedy ludzie myślą, że weszli do niewłaściwej toalety, czy coś. Nie sprawia mi to kłopotów. To był dla mnie moment, kiedy zaczęłam się nazywać „genderfluid”, bo to jest tak… oscylujesz płynnie pomiędzy płciami („you’re fluid between genders” – R) i podoba mi się to. W sytuacjach towarzyskich jestem traktowana jako kobieta, ale to, czy ludzie używają słowa „ona” czy „on” nie sprawia mi różnicy.

R: Więc jeśli chodzi o zaimki, „on” lub „ona”, czy któryś preferujesz?

J: W życiu codziennym, „ona”. Mam również związki S/M w innymi osobami i wtedy określają mnie „daddy boy” lub „boy”. Dynamicznie. I wtedy pojawia się zaimek „on”.

R: Czyli to zależy od fazy Twojego życia?

J: Dokładnie.

R: Czy Twoja rodzina jakoś zareagowała, czy też nie wiedzą?

J: Nie wiedzą. Wiedzą oczywiście, że miałam operację, ale nie pytają, a ja nie mówię.

R: Domyślam się, że Twoja żona w pełni Cię wspierała.

J: Tak, tak, oczywiście! *śmiech* Gdyby nie to, miałabym wielkie trudności z tą decyzją! Naprawdę wspiera mnie w wielu rzeczach. Tak, jest fantastyczna!

R: Czy jesteś teraz szczęśliwa w swoim ciele?

J: Cóż, z uwagi na tycie nie jestem do końca szczęśliwa. Ale chcę też zrobić drugą operację, kompletnie usunąć piersi.

R: Czy mogę spytać, skąd bierze się Twój przyrost wagi? Czy chodzi o to, że po operacji nie możesz ćwiczyć? Czy są to sprawy hormonalne?

J: Hormonalne. Ciągle mam jajniki. Macicę usunięto mi dawno temu [rak – R]. Ciągle mam jajniki i pięćdziesiąt lat, więc myślę… że to zmiana w moim życiu *śmiech* Ale jem też za dużo węglowodanów. Kilka lat temu zaczęłam dietę i naprawdę pomogło, ale teraz myślę… hm, hm, hm!

R: Wiem, jakie to uczucie! Tak się składa, że wiem, że pracujesz w sex-shopie nastawionym na fetysze – domyślam się, że Twoi współpracownicy nie zareagowali na zmianę, może się mylę?

J: Nie, zupełnie nie.

R: Oraz sama interesujesz się fetyszami… Jakie… pytam z punktu widzenia gender. Czy masz preferencje w temacie strojów? Mam na myśli, że na moim blogu nie znamy się na tym aż tak dobrze. [hohoho – R] Czy istnieją zbliżone stroje damskie i męskie, a jeśli tak, to które wybierasz? [Dopisek: nie chodzi o dominatrix]

J: W sensie produktów fetyszowych? Cóż, w Mister B, gdzie pracuję, skórzane ubiory są w wersjach męskich.

R: Wszystkie?

J: Wszystkie, ponieważ kobiety mają więcej… tyłka i bioder, mężczyźni są bardziej prości, więc generalnie stroje projektowane są dla mężczyzn, ale na życzenie można je dopasować do kobiecej sylwetki. Ogólnie w scenie fetyszowej bardziej lubię ubiory męskie, że tak powiem. To moje osobiste preferencje. Niektórzy genderfluid lubią również gorsety.

R: Czy spotkałaś mężczyzn genderfluid, a jeśli tak, czy czujesz rodzaj wspólnoty? Wiesz, co mam na myśli *śmiech* w sensie chromosomów.

J: *śmiech* Nie wiem! Bo myślę, że mnóstwo ludzi – jak sam powiedziałeś, „jesteś Joke” – każdy jest wyjątkowy w swoim postrzeganiu płci, nawet, jeśli niektórzy tak nie myślą, ale każdy patrzy na siebie we własny, wyjątkowy sposób.

R: To chyba wszystko… dziękuję bardzo!

(Po kliknięciu „czytaj dalej” wersja oryginalna.)

Czytaj dalej

Od zeszłego poniedziałku trwa u mnie hipomania o różnym nasileniu. To oznacza, że 1) mało śpię, 2) bez przerwy myślę o seksie (to się robi naprawdę męczące, osoby nieobeznane z tematem mogą sobie chichotać, ale jeśli człowiek nie może się skupić na NICZYM innym, pojawia się problem), 3) mało jem (nigdy mi się to wcześniej nie zdarzyło) oraz 4) zdarza mi się pisać i mówić rzeczy, które są niewłaściwe w danej sytuacji. I wiem, że mówię rzeczy niewłaściwe, ale nie wiem, które i kiedy. Tak więc reszta notki za paywallem, znaczy, po kliknięciu.

Czytaj dalej

Wspominałem kiedyś, że wiedzy o BDSM NIE nabywamy z “50 twarzy Greya (a wszystkie takie same)”. W międzyczasie nieoceniona Pervocracy wprowadziła mnie i innych czytelników bliżej w świat mhrocznych milionerów i przygłupich sekretarek, informując z detalami, co dokładnie jest nie tak na kolejnych stronach. (Podziwiam, swoją drogą, cierpliwość — mi by się nie chciało.) Grey przede wszystkim łamie wszystkie zasady na temat obopólnej zgody — dopuszcza się porwania (bez zgody), stalkingu (bez zgody), zachowań zakrawających lub zgoła spełniających definicję gwałtu (chyba jasne, że bez zgody), a jesteśmy dopiero w rozdziale 8. Anastazja zaś gnie się jak wiotka lelija, co może mieć związek z tym, że jest dziewicą, której nigdy w życiu nie przydarzyła się nawet masturbacja i zwyczajnie nie wie, że Grey przekracza granice, których przekraczać nie wolno.

Moje pierwsze zetknięcie z BDSM polegało na tym, że spotykałem się przelotnie z pewnym biznesmenem, nazwijmy go Pristian Srey. Człowiekiem uroczym, niezwykle przystojnym, bogatym, dowcipnym, inteligentnym, obwożącym mnie po Warszawie kabrioletem, podrywającym ekspedientki w supermarkecie — wypisz, wymaluj Grey (tylko z innej branży). Pristian zabrał mnie do eleganckiej knajpy, napoił obrzydliwym greckim winem (ale nie w nadmiarze, kulturalnie), potem zabrał swym kabrioletem do domu, zaczął całować, wkładać dłonie pod koszulę (za moim pełnym zezwoleniem), a w pewnym momencie zaczął mocno gryźć. To mnie nieco skonfundowało i zaprotestowałem. Przestał, przeprosił, wróciliśmy do pieszczot lżejszych i wszystko wydawało się bardzo przyjemnie rozwijać, aż w pewnym momencie Srey zarzucił mi pasek na szyję i zacisnął go mocno.

Na ten temat nie rozmawialiśmy. Nie pytał mnie o zdanie, nie sugerował w ogóle nic podobnego, nie wspomniał ani słowem o swoich zainteresowaniach, nie interesowało go, czy je podzielam. Po prostu zaczął mnie dusić paskiem, bo tak mu się spodobało. Na szczęście udało mi się dość łatwo wyplątać (nie nalegał, że tak się wyrażę), ale przeraził mnie zupełnie autentycznie, bo nagle zdałem sobie sprawę, że mogę mieć do czynienia z psychopatą i być może jutro się nie obudzę, bo będę leżał gdzieś w piwnicy lub przysypany liśćmi w charakterze zimnego ciała.

Uciekłem mu z mieszkania, był późny wieczór, ja nie do końca pewien, gdzie się znajduję (obwożono mnie wszakże kabrioletem, a ja, głupi jak Anastazja, zamiast patrzeć, gdzie jadę byłem zajęty podniecaniem się drogim wozem), nie wiedziałem, czy wypuszczą mnie w ogóle ze strzeżonego osiedla (wypuścili), nie wiedziałem, gdzie szukać autobusu, nie miałem pieniędzy na taksówkę… Biznesmen był raczej zirytowany moją reakcją, bo zdaje się uznał, że skoro zabrał mnie do restauracji, to wolno mu zrobić cokolwiek tylko ma ochotę. Ja zaś byłem dodatkowo skonfundowany faktem, że nie mogłem powiedzieć tak do końca szczerze, że zabawa z paskiem mi się nie spodobała i nie wiedziałem, co o sobie w związku z tym myśleć.

Kolejnych doświadczeń nabywałem już wtedy, kiedy chciałem, z osobami, z którymi chciałem i w okolicznościach, które mi pasowały. Nigdy więcej nie przydarzyło mi się spotkanie z psychopatą — być może dlatego, że ich bezbłędnie wyczuwam, ale raczej dlatego, że się z czasem doinformowałem i nauczyłem, czego nigdy nie należy robić, co po pewnym czasie, z kim i gdzie. Oto kilka podstawowych punktów dla początkujących — zaawansowani mogą rzecz jasna ignorować (na własną odpowiedzialność) wszystkie poniższe reguły, ale nie dla nich jest ten post.

0. Tytułem wprowadzenia: B = bondage (wiązanie), D = domination (dominacja), S = sadism (sadyzm), M = masochism (zgadnijcie, co). Warto zwrócić uwagę na brak W (więzienie), P (przemoc), SE (szantaż emocjonalny) i ST (stalking). Nie trzeba lubić wszystkich literek, można tylko niektóre, niektórych zaś wcale albo mniej.

1. Nigdy nie pozwól się związać na pierwszej randce. Nie ma wyjątków, jakkolwiek uroczy, delikatny i przystojny nie byłby Christian Grey. Jeśli jest uroczo i przyjemnie, a on wyjmuje z szuflady sznur i łypie w Twym kierunku zalotnie, odstawiasz wytwornym gestem kieliszek z Chardonnay i prosisz, żeby sznur odłożył. Jeśli nalega, podnosisz z podłogi koronkową bieliznę, przyodziewasz się i oddalasz w nieznanym mu kierunku. Jeśli Pristian uniemożliwia Ci oddalenie się, psikasz mu w oczy gazem pieprzowym i podczas, gdy on się drze i drapie, Ty uciekasz. Wiązanie jest fajne i w ogóle, ale polecam je zostawić w spokoju na tyle długo, ile będziesz potrzebować, aby partnerowi w pełni zaufać. W przypadku jednego z moich współgraczy ten okres trwał cztery lata. Jeśli ważymy 45 kg i mamy 157 kg wzrostu, a partner waży kg 120 i jest z zawodu strongmanem, udanie się na pierwszej randce do jego Czerwonego Pokoju Bólu rozważamy co najmniej pięć razy.

2. Jeśli partner, stały czy przygodny, zasugerował eksplorację swoich tendencji BDSM, a Ty w sumie jesteś chętna/chętny, najpierw je przedyskutujcie i ustalcie, co konkretnie eksploracja oznacza. Dzięki temu unikniecie sytuacji, w której “pobawmy się dzisiaj ostrzej” dla Ciebie oznacza “włożę dziś białe kozaczki” a dla niego “zleję Cię nieizolowanym kablem podłączonym do prądu”. Polecam też zacząć delikatnie, krok po kroku odkrywając nowe rzeczy — nie wszystko musi się wydarzyć natychmiast, a dodatkowo bardziej doświadczony partner nie odstraszy mniej doświadczonego.

3. Ustalcie dwa “bezpieczne słowa” — żółte i czerwone. Dzięki temu, jeśli oczywiście podoba Wam się ten pomysł, możecie przed sobą nawzajem udawać niezadowolenie i przerażenie (“Och, Pristian, przestań uderzać mnie w lewy sutek tym oto zaostrzonym ołówkiem, au!!!”) lecz jeśli Wasze niezadowolenie rzeczywiście przewyższy przyjemność, będziecie w stanie to zakomunikować mówiąc, na przykład, “Grecja” albo “młotek” (coś nie mającego żadnego związku z prowadzoną grą). Nie polecam słów skomplikowanych — jeśli ktoś Cię akurat dusi, wyduszenie z siebie słowa “Konstantynopolitańczykowianeczka” może potrwać odrobinę za długo. Słowo żółte oznacza “w zasadzie mi się podoba, ale nie rób tego aż tak mocno”. Słowo czerwone oznacza “wcale mi się nie podoba i przestań natychmiast”. Partner dominujący MUSI uszanować zdanie partnera pasywnego na ten temat. Nie ma wyjątków, zdań odmiennych ani “ona z pewnością tylko tak udawała, ale naprawdę to chciała”. To ostatnie jest granicą, która dzieli obopólną zabawę od gwałtu.

4. Kneblowanie, podobnie jak wiązanie, nie jest polecane na sam początek. Jeśli już używacie knebla i sznura, polecam ustalić “bezpieczny gest” — z jednym z moich partnerów używałem krzyżowania palców wskazującego i środkowego. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego tak jest.

5. Partner pasywny NIE MUSI się zgodzić na to, czego chce partner dominujący. Dotyczy to absolutnie wszystkiego, od klapsów (osobiście nie lubię) przez łaskotki (nikomu nie wolno mnie łaskotać i nie ma wyjątków) aż do duszenia paskiem przez przystojnych biznesmenów i dołączania osób trzecich. Jeśli partner dominujący domaga się spełniania jego życzeń i nie przyjmuje odmów, to dupa z niego, a nie master. To samo dotyczy relacji w drugą stronę — dom wcale nie musi spełniać życzeń suba, jeśli ten/ta wymaga rzeczy budzących w domie przerażenie/niechęć/obrzydzenie. W sieci spotkałem ludzi, którzy chcieli ode mnie bardzo prostej rzeczy — żebym przyjechał do nich do domu i pobił ich jak najmocniej potrafię. Nie przyjąłem oferty, ponieważ nie miałem na to ochoty. Nie oceniam ich upodobań, ale nie znaczy to, że muszę dopomagać w ich spełnieniu.

6. Warto się upewnić, czy nie ma przeciwwskazań zdrowotnych do niektórych wesołych rzeczy, które przychodzą nam do głowy. Choroby serca, nadciśnienie, ale też drobiazgi typu “ups, zamknąłem Joasię w piwnicy na 12 godzin, bo była niegrzeczną dziewczynką i nagle przypomniałem sobie o jej insulinie”. Wszystko można, ale niektóre rzeczy jednak warto pozostawić w sferze fantazji.

7. Skoro mowa o sferze fantazji, niektóre i niektórzy z nas fantazjują o gwałcie, ale prawdziwy gwałt ma to do siebie, że nie można powiedzieć “Grecja” lub wcisnąć “stop” na pilocie. Dlatego też uważajmy na siebie. Jadąc do nieznajomego biznesmena warto może zapytać go o adres i wysłać ten adres SMSem do zaufanej przyjaciółki, mówiąc mu zupełnie otwarcie “Pristian, wybacz, ale ja cię tak naprawdę nie znam, czy masz coś przeciwko, żebym wysłała twój adres przyjaciółce na wszelki wypadek?” Jeśli ma coś przeciwko, nie jedziemy z nim do domu. Być może boi się włamywaczy, być może stracimy najlepszy seks w życiu, ale być może dzięki temu nie obudzimy się nieżywe w Lasku Kabackim.

8. Ufajmy intuicji. Jeśli nieznajomy budzi w nas dziwne uczucie, że coś jest nie tak, zaufajmy uczuciu. Jeśli ktoś nakłania nas do czegoś, na co nie mamy do końca ochoty, powiedzmy “nie”. Nie pozwalajmy nikomu, nawet przystojnym biznesmenom, zmuszać nas do rzeczy, na które nie mamy ochoty.

9. Czy wspomniałem już, że każdy z partnerów w każdej chwili musi być w stanie odmówić dalszych usług w zakresie BDSM, tak samo, jak w każdej innej formie seksu? Niektórzy spisują kontrakty ze szczegółowo wymienionymi regułami, zrzeczeniem się praw i roszczeń, etc. Newsflash: taki kontrakt nie ma żadnej wartości prawnej. Jeśli ktoś robi Ci coś wbrew Twojej woli, może mieć sto kontraktów na piśmie, w których napisane jest “pozwalam Janowi Kowalskiemu na wkładanie mi surowych warzyw w intymne miejsca”, a mimo to Twoja “Grecja” ciągle oznacza “natychmiast przestań”. I nawet nie dlatego, że mówiąc “warzywo” nie miałaś na myśli selera, na którego masz alergię, albo dlatego, że właściwie wolałabyś rzodkiewki. Dlatego, że chcesz, żeby przestał, a Twoja chęć jest powodem absolutnie wystarczającym.

10. Skoro już Was śmiertelnie nastraszyłem, teraz odpuszczę trochę i zachęcę: bawcie się. Nie traktujcie BDSM śmiertelnie poważnie, bo to okropnie tej grze szkodzi. Bądźcie dla siebie czuli i wyrozumiali — dbajcie o swojego partnera, nieważne, czy to sub, czy dom; zadając ból, czy wiążąc jak baleron na Wielkanoc pilnujcie, czy nie odcinacie dopływu krwi i nie powodujecie szkód nie do naprawienia; odkrywajcie, jak Wasze ciała i mózgi reagują na różne rodzaje stymulacji, kto tych rodzajów powinien dokonywać, kiedy i gdzie. I tak nie unikniecie pomyłek i śmiesznych sytuacji, więc przywyknijcie do tej myśli i przestańcie się przejmować. Najważniejsza reguła rządząca BDSM to ta sama, która powinna rządzić życiem każdego: nie skrzywdź partnera. Jedyna różnica to druga część zdania: nie skrzywdź partnera… ani trochę mocniej, niż ten sobie życzy.

Jeśli przeczytał to ktoś z doświadczeniem, zachęcam do krytyki i dodawania kolejnych punktów, może powstanie druga część.