Apolitycznie

Mam takiego przyjaciela, nazwijmy go Zenio, który ma chłopaka, którego nazwiemy Stefcio.



Stefcio traktuje Zenia, generalnie, per noga. Zenio ma być na każde zawołanie Stefcia, kiedy Stefciowi pasuje, wtedy się widzą, a kiedy nie pasuje, wtedy się nie widzą. Zenio ma dopasowywać swój plan do planów Stefcia, nigdy odwrotnie. Stefcio z przyjaciółmi Zenia wychodzić nie lubi, bo jest mało wychodzący, ale kiedy przyjaciele Stefcia zapraszają go na obiad, Zenio nie jest zapraszany. I tak dalej.



Spytany przeze mnie wczoraj Zenio powiedział mi, że absolutnie sobie wyobraża, że za pięć lat będą nadal razem. I tutaj się uwidacznia pewna różnica: otóż ja wcale sobie nie wyobrażam, że za pięć lat będziemy nadal razem z DJem, mimo tego, że DJ mnie traktuje cokolwiek lepiej, niż Stefcio Zenia.



Jakoś tak mam problem z przywyknięciem z powrotem do idei samego siebie w związku. Kiedy spotykałem się z Wikingiem, ba, kiedy się mu oświadczałem, byłem pełen po brzegi chęci do kompromisów, dorosłości, przedkładania interesu związku nad własny prywatny, mówiłem o nas per „my” (my uważamy, my będziemy, my pojawimy się, etc.) i dostałem dzięki temu elegancko po dupie, bo okazało się, że na te wszystkie kompromisy to miałem iść wyłącznie ja, zaś co do Wikinga, udostępniał mi on jedną półkę w szafie i odrobinę miejsca w łazience i nawet to musiałem sobie wywalczyć zębyma i pazuryma.



Jakiś czas temu pożarliśmy się z DJem o coś, mniejsza, o co, bo była to pierdoła (może to i dobrze, że kłócimy się wyłącznie o drobiazgi, bo to znaczy, że na ważne tematy mamy to samo zdanie…) i bardzo elegancko było widać różnicę w moim podejściu do związku: nie myślałem per „my”, tylko per „ja”, co DJ mi wytknął, kiedy już zaczęliśmy znowu ze sobą rozmawiać. Czy MI to pasuje? Czy JA się z tym dobrze czuję? Czy JA jestem na niego wkurzony? Co JA o tym myślę? Dodatkowo okazało się, że nastąpiła zamiana ról: otóż z Wikingiem to ja dzwoniłem, przepraszałem i łagodziłem, zaś z DJem to on dzwoni, przeprasza i łagodzi, ponieważ gdybyśmy czekali, aż zrobię to ja, to w trakcie oczekiwania umarlibyśmy ze starości.



Martwi mnie nieco myśl, że właśnie w ten sposób Wiking stał się kompletnie skostniałym w swoich obyczajach, niezdolnym do kompromisu i zmiany zdrewniałym tworem: po prostu zależało mu mniej i mniej, był gotów do zmian w coraz mniejszym stopniu, aż elastyczność kompletnie w nim zanikła i już. Droga Kasiu, czy są na to jakieś kremy zwiększające elastyczność? A może wszystkie idealne pary powinny się składać z takiego Zenia i Stefcia i po prostu muszę w pełni zaakceptować swoją stefciowatość i zacząć traktować DJa o wiele gorzej, niż do tej pory?