Przyznam, że na początku zrobiło mi się okropnie głupio — komentujące poprzednią notkę osoby mają 100% racji, że ze skrótu LGTB zostało mi coś jakby duże G, mniejsze L, bardzo małe B i niewidoczne niemal T. Odzwierciedla to niestety strukturę moich znajomych. Ale rzeczywiście (to też z komentarzy) nie pisałem o osobach aseksualnych, pochodzenia azjatyckiego, Romach, muzułmanach, rudowłosych, okularnikach (ileż ja wycierpiałem w podstawówce jako jedyny okularnik…) i tak dalej — chociaż „Zasada jest ta sama, odstajemy od normy, więc niszczymy rodzinę, deprawujemy dzieci, kradniemy IM kobiety i miejsca pracy (dobra, facetów też), skrycie panujemy nad światem, lub też po prostu nie podoba im się nasz ryj” (Jiima Arunsone).
Tymczasem po prawej najnowszy sondaż prezydencki i kompletnie mniejsza o jego rezultat. Przyjrzyjcie się kandydatom. Reprezentują Was? Bo mnie na przykład nie. Wszyscy co do jednego to BHM, z wyjątkiem ewentualnie Jarosława Kaczyńskiego, który może jest homo, może aseksualny, ale z tego powodu niestety nie staje się ani trochę lepszy w roli mojego reprezentanta. Ani jednej kobiety, pal diabli z jakiej opcji. Ani jednego otwartego geja, transa, biseksualisty, aseksualisty, Azjaty, muzułmanina. Jeden niewierzący, który niestety zmienił szyld tyle razy, że nie do końca wierzę nawet w to, że naprawdę nazywa się Palikot. Najbardziej boli chyba ten Miller, bo pokazuje, że wyborcy SLD nie nauczyli się absolutnie niczego przez 20 lat.
W momencie, kiedy rozpoczynamy rozmowę o tym, jak zmienić świat dookoła nas nie wydaje mi się, żeby właściwe było natychmiastowe podnoszenie ręki i mówienie „nie wspomniałeś o rudowłosych, więc foszę się na ciebie”, bo kończymy z tym, co podsumowały Sztuczne Fiołki:
Nie uważam się za wroga ani związków zawodowych, ani osób niepełnosprawnych, ani osób biseksualnych i mam wielką nadzieję, że żadna z tych grup nie postrzega jako wroga mnie. A jednak zdarzają się sytuacje, w których zamiast współpracować dla polepszenia naszej wspólnej rzeczywistości robimy sobie o, tak:
„Marsze te mają na celu promowanie nienaturalnych zachowań seksualnych – przekonują posłowie PiS, Jan Filip Libicki oraz Jacek Tomczak.”
Ciekawe jest to, że pan poseł Libicki jeździ na wózku i walczy o równość dla osób niepełnosprawnych — ale, jak widać, tylko dla niepełnosprawnych, podobnie, jak poseł Godson zwalcza rasizm, ale homofobia to co innego, homofobia jest dobra. Ciekawi mnie, czy Libicki i Godson te same poglądy mieli również zanim zostali posłami i dobrali się do Fruktów (TM)? Skąd ta potrzeba, żeby pozostać tą jedyną mniejszością, która dołączy do grona BHM, podczas gdy pozostałe zostaną Tam, Gdzie Ich Miejsce? Czy ze słusznego w sumie mniemania, że w 0.1% i tak nie zmieści się pozostałe 99.9%, więc miło by było, gdybym chociaż ja, poseł Libicki zdołał jakoś dołączyć?
Szukając wypowiedzi posła Libickiego znalazłem taki oto komentarz z mało przeze mnie odwiedzanego portalu senior.pl:
Zrobiło mi się dziś bardzo przykro. Dlaczego? Bo w polsatowym dzienniku wieczornym obejrzałem sobie „naszego” posła Filipa Libickiego, który wypowiadając się w sprawie ostatniej poznańskiej Parady Równości przyłączył się do poprawnego dziś politycznie chóru głosów sprzeciwiających się demonstrowaniu odmienności.
Wydaje mi się, że przed wyborami pytał na tej grupie czy ma kandydować na posła. I co, tak nas dziś reprezentuje? Czy już zapomniał o ludziach, którzy na ulicy jego samego wytykali palcami? Takie coś przeżył przecież kiedyś każdy z nas i nie podejrzewam, żeby jego akurat miałoby to ominąć. To przykre, że zostanie posłem automatycznie zwalnia z myślenia. Niby wiem, że jest posłem z ramienia PiS, ale przecież nawet on musi sobie zdawać sprawę, że w młodowszechpolskim obrazie świata zamieszkanego przez pięknych i młodych aryjskich blondynów nie bardzo mieszczą się oprócz homoseksualistów również starzy, chorzy i kulawi.
Wspomniany w mojej poprzedniej notce kumpel naprawdę nie jest podłym draniem, który korzystając ze swego majątkowego statusu wśród 100 najbogatszych Polaków lubi się znęcać nad podludźmi. Jest sympatycznym gościem, który nie do końca sobie rozważył pewne fakty, na przykład te, że z uwagi na wykonywany zawód dla pewnej grupy zawsze będzie tym, czym dla innej grupy są Żydzi, a dla jeszcze innej homoseksualiści. Samo bycie BHM nie powoduje, że stajemy się królami świata. Ułatwia, ale nie powoduje. Najprostszą drogą do zostania CEO dużej firmy jest jednakowoż zaczynanie od samego dołu jako syn CEO dużej firmy. Niekoniecznie tej samej, wszak tatusiowie grają w golfa i chodzą na te same imprezy organizowane przez znajomych. Wśród których to znajomych mało jest ludzi takich, jak mój kumpel lub ja. Rzekłbym zgoła, że nie ma ich wcale i wystarczy mi do wysnucia tej opinii risercz ziemkiewiczowski przeprowadzony wśród próby losowej złożonej z mojego kciuka i pluszowego misia Bubu.
Skupiliśmy się na problemie bez żadnej, tak naprawdę, wagi: poprawności politycznej, ograniczającej rzekomo nasze wolności. Poprawność polityczna służy tylko jednemu: unikaniu obrażania innych ludzi bez potrzeby. Marcin, komentator poprzedniej notki, wspomniał na swoim blogu o osobach, które piszą o Krystynie Pawłowicz per „pan poseł”. Marcin uważa, że to „hejt”. Ja piszę o Pawłowicz per „poseł”, czerpiąc perwersyjną przyjemność z faktu, że nazywając ją tak, jak sama sobie tego życzy rozmywam jej płciowość. Czy fakt, że Pawłowicz nienawidzi mnie, daje mi prawo do nienawidzenia Pawłowicz? Owszem, Jezus kazałby mi nadstawić drugi policzek, ale ja nie jestem wyznawcą Jezusa.
A jednak: nie nienawidzę posła Pawłowicz. Nie nienawidzę insektologa Niesiołowskiego, chorągiewki Palikota, kończpanwstyduoszczędzia Millera. Nienawidzę faktu, że nie potrafię odzobaczyć informacji, zgodnie z którą 85 najbogatszych osób na świecie ma tyle majątku, co 3.5 miliarda najbiedniejszych. Odpowiadam na pytanie postawione w tytule: moimi wrogami jest tych 85 osób oraz ci, którzy doprowadzili do stworzenia (a teraz podtrzymują ten stan) pożal się Thorze „prawa” dzięki któremu taka sytuacja zachodzi i jest legalna.
Jakiś czas temu wypisałem się na tydzień z Facebooka. Było temu winne nieduże w sumie zdarzenie: znajomy gej wrzucał sobie na walla klipy z Soczi. Skomentowałem to słowami „watch Pussy Riot being whipped by Cossacks in HD! #boycottsochi” na co znajomy odpisał obrażony „no chyba się nie spodziewasz, że ludzie przestaną oglądać sporty zimowe, bo olimpiada jest w Rosji”. No więc może jestem naiwny, ale tak, spodziewam się. Dopóki nasza walka z systemem ogranicza się do podpisywania petycji na Facebooku (prezydent Ugandy tak się strasznie przejął petycją na Facebooku, że aż prawie się dowiedział, że takowa istnieje!!1!), po czym przechodzimy gładko do picia Coca-Coli (sponsor olimpiady), kupowania urządzeń Samsunga (sponsor olimpiady), wcinania Big Maców (sponsor olimpiady) i postowania słit klipusiów na fejsbuniu, wspieramy reżim Putina i dajemy zupełnie bezpośredni sygnał, że to, co Putin robi jest w porządku. Chcę wierzyć, że mój znajomy nie jest aż tak cyniczny, żeby olewać bojkot tylko dlatego, że Rosja jest daleko, a w Polsce nikt go jeszcze nie aresztuje. Zwracam jednak uwagę, że kiedy już PiS dojdzie do władzy, to się może zmienić — i oczywiście podpiszę wtedy petycję na Facebooku, ale nie sądzę, żeby nowe polskie władze bardzo się tym miały przejąć.
Nie wspierając się na całym froncie wspieramy 0.1 procenta bogatych BHM (którzy mogą rzecz jasna czasami być czarni, czasami być kobietami, a czasami zgoła lesbijkami, choć przyznam, że o transseksualistach nic mi jeszcze nie wiadomo — BHM to stan umysłu i konta). Nie jest ważne, czy mój kumpel dzięki przeczytaniu moich notek bardzo się przejmie i zamiast na Kaczyńskiego zagłosuje na Komorowskiego, który woli uczestniczyć w Paradzie Jamników, niż w Paradzie Równości. Ważne jest to, że mając rzekomo najlepszy ustrój na świecie, demokrację parlamentarną, mamy w wyborach wybór sprowadzający się do dziesięciu nieomal identycznych kandydatów. Jest mi wszystko jedno, czy prezydent będzie się mnie brzydzić jak Komorowski, ignorować uprzejmie moje istnienie skoro już zagłosowałem wzorem Millera, czy też wygadywać na mój temat potworne androny, po czym te androny zwalczać (większość pozostałych). Jestem przekonany, że przedłożoną ustawę o zakazie promocji homoseksualizmu podpisałoby grzecznie co najmniej siedmiu z poniższych kandydatów, zaś pozostali dwaj najpierw zrobiliby sondaż opinii publicznej.
Liczę na to, że pewnego dnia pojawi się na scenie polityk, któremu będzie zależało na tym, żeby „Dom Wszystkich — Polska” rzeczywiście stał się domem WSZYSTKICH — muzułmanów, ateistów, rudowłosych, okularników, gejów, aseksualistów, heteroseksualnych kibiców Legii Warszawa. Jednak mój cynizm podpowiada mi mdląco, że ten polityk z pewnością dawno się już pojawił. Zdążył powiedzieć kilka zdań, po czym pozostali rzucili się na niego i tłukli sejmowymi iPadami tak długo, aż nie pozostało po nim nic oprócz kawałków skrwawionych kości. Gdyby wspomniany wcześniej Jezus wrócił na Ziemię, jak to zdaje się zapowiada Biblia, wsadzonoby go do izolatki w Tworkach (izolatki, żeby jakichś, tfu, cudów nie narobił) zanim zdążyłby powiedzieć „nadstawcie drugi policzek”.