O męskości pisałem już parę razy, ale dzisiaj mam dla Państwa kąsek wyjątkowy — otóż o męskości mówi nam najbardziej męski mężczyzna wśród męskich mężczyzn i najwojowniczejszy wśród najwojowniczejszych, sam Tomasz Terlikowski.
Niesamowitym przeżyciem była wczorajsza debata „Droga wojownika. Oblicza męskości”, w której wraz z Krzysztofem Ziemcem i Jerzym „Jurasem” Wrońskim miałem przyjemność uczestniczyć. Na wielkiej auli, wypełnionej niemal po brzegi, siedzieli sami mężczyźni. I rozmawiali o tym, co znaczy być mężczyzną.
Brzmi heteroseksualnie.
Wniosek, zawarty w tytule, że być mężczyzną to być wojownikiem (ale także mężem i ojcem) został dowiedziony.
W tytule nie widzę nic o mężu i ojcu, ale niech już tam Tomaszkowi będzie.
Ale jakoś nie stało czasu, żeby tam, na sali powiedzieć, o tym, jak i o co walczyć powinien współczesny wojownik.
Cóż za niezwykły przypadek, tyle czasu sięśmy brataliśmy w męskich objęciach wypełnionych niemal po brzegi, że aż nie stało czasu, żeby powiedzieć cokolwiek konkretnego.
Często przywoływaliśmy – i Krzysztof Ziemiec i Jerzy Wroński – przykład powstańców, ale przecież na szczęście współcześnie powstanie zbrojne, na szczęście nam nie grozi, wojowanie musi mieć więc nieco inny charakter. I właśnie na pytanie, jaki powinien on być, spróbuje krótko odpowiedzieć w tym tekście.
To ciekawe, jak strasznie prawica cierpi w związku z brakiem powstań, w których mogłaby bohatersko ginąć. Zapewne stąd bierze się poparcie ustawek kibiców piłkarskich przez polityków PiS — sami by chętnie „po męsku” oberwali po mordzie i dali komuś innemu, lub przynajmniej obejrzeli to w telewizji masując się po kroczu.
Wojownik zawsze walczył o swój dom, rodzinę i religię nierozerwalnie związaną z tradycją.
Oj, nie zawsze walczył o dom, nie zawsze w ogóle miał rodzinę, a jeśli akurat był rzeczywiście wojownikiem to rodzinę widywał nader rzadko. Co do religii, to już się Terlikowskiemu coś chyba zamarzyło, albo może mu się z krucjatami pomyliło. Przy czym to, co się działo podczas krucjat po stronie religijnej ciężko określić mianem walki o swój dom i rodzinę.
Obrona ojczyzny, to przecież zawsze w istocie obrona poszerzonej rodziny i tradycji, z której wyrastamy.
„Przecież zawsze w istocie” służy w tym wypadku jako synonim frazy „a teraz powiem coś kompletnie nie na temat”.
I to się nie zmienia, również obecnie musimy bronić rodziny, tradycji i ojczyzny. Z tym, że obecnie poza zagrożeniami politycznymi czy geopolitycznymi mamy też zagrożenia ideologiczne i światopoglądowe. Walka z nimi jest zatem również istotnym zadaniem wojowników, którzy bez lęku powinni walczyć z ideologią LGBT, z próbami rozmywania tożsamości seksualnej i rozróżnienia ról i zadań kobiety i mężczyzny.
O proszę! I wyszło szydło z worka. Aby być wojownikiem, należy wkładać peniska w waginkę, pilnować kobiet, żeby przypadkiem nie wylazły z kuchni oraz rzucać kamieniami w demonstracje gay pride. Tak tak owieczki moje i baranki, ciężkie i wymagające wielu poświęceń jest życie wojownika Tomaszka. Zaś osoby, które nie wkładają penisków w waginki w ogóle nie mogą być wojownikami, mieć domu, rodziny ani religii.
Wojownik nie może także obojętnie przyglądać się masowemu ludobójstwu, jakie dokonuje się w świecie (przynajmniej 53 miliony osób rocznie jest mordowanych w łonach matek)
Świetnie się składa, że Tomaszek o tym wspomniał, a ileż milionów ludzi jest corocznie mordowanych podczas polucji i męskiej masturbacji! (Dziękuję, @lenistwo :-*) A wszak wszyscy wiemy, że do zakończenia życia ludzkiego (rozpoczynającego się w momencie napoczęcia) prawo powinien mieć wyłącznie Bóg, oraz kat wykonujący karę śmierci.
i nie może zgodzić się na to, by uznać biednych czy chorych za niegodnych życia, a zabicie ich za odpowiednie rozwiązanie sprawy (co postulował choćby Kazimierz Kutz).
Na miejscu Kutza byłbym już po złożeniu pozwu.
Metody tej walki są oczywiście inne. Tu nie chodzi o miecz, ale o słowo, nie tyle o zbrojny opór, ile o odważne, i liczące się z konsekwencjami prawnymi, głoszenie prawdy.
„Prawda” w tym wypadku jest synonimem słowa „pierdolenie”.
Zgoda na to, by uważano nas za wariatów czy oszołomów, czy by ciągano nas po sądach.
No, po tym tekście o Kutzu wojownik Tomciu powinien się rychło znaleźć w sądzie, chociaż jako wariat czy oszołom (cytuję wojownika, proszę mnie nie pozywać panie wojowniku!) liczy zapewne na uniewinnienie.
W tej walce nie zginiemy, ale możemy sporo stracić. Jeśli jednak jej nie podejmiemy, jeśli spokojnie wzruszamy ramionami, to nie mówmy o sobie, że jesteśmy wojownikami.
Bo wojownicy znani są z tego, że gadają straszne głupoty, po czym lądują w sądzie. Po tym się poznaje wojownika — im więcej przeciwko niemu wyroków o kłamstwa i zniesławienia, tym bardziej męski i wojowniczy w obronie swego domu, rodziny i religii.
I nie dziwmy się, że ktoś niszczy świat, w którym się wychowaliśmy, że ktoś odbiera nam dzieci. Gdy takie rzeczy widzieli nasi dziadkowie wzniecali powstania, a nam często brakuje woli, by podnieść głos w obronie normalności…
Tomciu! Ty wznieć szybko powstanie w obronie swoich dzieci które Ci na fejspupku chciano zabrać! Niech pożoga trawi Warszawę, dzielna młodzież (wszechpolska) ginie tysiącami, posoka zalewa oczy strudzone smaganiem słowami na Frondzie wyznawców ideologii LGBT i mordowania osób w łonach matek!
*
Tak się składa, że sam ostatnio rozważałem kwestię męskości i w rezultacie rozważań wyszło mi, że powinienem aspirować do zostania… nie, nie wojownikiem. Królem.
Do bycia królem nie wystarczy posiadanie heteroseksualnego peniska i wkładanie go do waginki, tudzież pisanie felietonów na Frondzie o tym, jak zajebiście się rozmawiało o męskości w sali pełnej mężczyzn. Król posiada więcej cech, przy czym mniej mnie interesują upodobania genitalne króla, a bardziej jego charakter.
Cechą króla winna być rozwaga. Nie jest sztuką posłać sto tysięcy ludzi, aby zginęli na barykadach za moje poglądy. Sztuką jest wygrać wojnę, nie doprowadzając do zdziesiątkowania swojego ludu. Dobry król nie marzy po nocach o powstaniu, w którym mógłby się wykazać niezwykłą, męską odwagą i zostać sławnym wojownikiem. Dobry król myśli nad tym, jak najlepiej wykorzystać czas pokoju i rozbudować swe państwo — parafrazując, dobry król zastaje dom Terlika drewnianym, lecz zostawia murowanym. Rozważny król nie spędza połowy życia na zwalczaniu cudzych związków, lecz skupia się na swoim. Ryzyko podejmuje wtedy, gdy rozwaga podpowiada mu, że jest szansa wygrać; nie rzuca się na czołgi z wrzaskiem „zapolskieeeeeee…!” i drewnianym kozikiem w dłoni.
Kolejną ważną cechą króla jest wierność. Wierność swoim poglądom, lecz przede wszystkim wierność swym obietnicom. Jeśli w treści przysięgi pojawiają się słowa „na całe życie”, król dotrzymuje ich przez całe życie, lub też ich zwyczajnie nie składa. Jeśli pojawiają się trudności (typu seksi manikiurzystka Żaneta lat 24) utrudniające dotrzymania obietnic, król przezwycięża trudności i obietnic dotrzymuje. Życie króla nie jest, niestety, tak proste jak życie wojownika, który musi wyłącznie sprzeciwiać się aborcji i wtykać peniska w waginkę, dlatego też jak mniemam Terlikowski na królestwo się nie porywa.
Do kategorii „wierność” wliczam również „prawdomówność”. Król nie kłamie. Jeśli w jego życiu są rzeczy, do których wolałby się nie przyznawać, król o nich zwyczajnie nie mówi, zamiast wciskać kit, że jest dziewicą wiecznie myślącą jeno o Maryi, aż do rozwodu, podczas którego wychodzi na jaw 18 kochanek. (Nie twierdzę oczywiście, że to casus wojownika Tomasza, śmiem jeno sugerować, że nadzwyczaj wielu konserwatystów propagowanych przez siebie cnót nie uprawia osobiście.)
Król powinien cechować się odwagą. Nie — odwagą straceńczą, odwagą psychopaty, odwagą człowieka niemającego nic do stracenia. Na początek mógłby się cechować odwagą kogoś, kto nie ma nic przeciwko cudzym wyborom i związkom, ponieważ wierzy, że nie wpłyną one na jego życie. Mógłby również rozważyć odważne przyznanie się do popełnionych błędów; nie ma ludzi idealnych, są wyłącznie tacy, którzy mają wyjątkowo dobry PR. Król ma odwagę marzyć (’I have a dream…’) i spełniać swoje marzenia; nie siedzi mamrocząc pod nosem, że byłby takim zajebistym wojownikiem, gdyby mu nie ideologia LGBT oraz rąbek u kiltu nie przeszkadzały.
Ważną cechą króla jest siła. Nie chodzi o siłę mierzoną tym, ilu kibolom się wpierdoliło na ostatniej ustawce, lecz o siłę charakteru. A ta obejmuje wszystko, o czym do tej pory napisałem, bo wcale nie jest łatwo mówić prawdę, być odważnym, rozważnym i wiernym swym obietnicom. Najtrudniej jest przyznawać się do błędów i wpadek — jeszcze trudniej, niż takowych nie popełniać.
*
Tomcio mnie niesamowicie swoimi pierdołami o wojowaniu wkurzył, bo tak się składa, że nawet my homoseksualiści niekiedy miewamy ojców. Heteroseksualnych. Mój na przykład poderwał moją mamę, bo mu się podobała, potem mnie zrobił w jak najbardziej heteroseksualny i nie-invitrualny sposób. Na koniec zaś — gdy okazało się, że mama jest w ciąży — przypomniał sobie o małym drobiazgu, tym mianowicie, że już jedną żonę ma, ma z nią dzieci, rodzina jest bardzo katolicka i żaden rozwód w grę nie wchodzi. Po czym zaoferował mojej mamie pieniądze na aborcję, w tym czasie legalną.
Wszystkie właściwie cechy wojownika wg Tomcia są tu jak najbardziej obecne. Penisek w wagince, bez gumki i hormonów; chęć obrony rodziny przed wydrą, co złośliwie w ciążę zaszła, atakując w ten sposób uświęconą komórkę społeczną; no, może ta kasa na aborcję tak nie do końca wojownicza, ale jak rozumiem nastąpił tu wybór mniejszego zła celem zapobieżenia ZŁU jakim byłby jakże niechrześcijański rozwód. W zasadzie możnaby rzec, że tatuś zachował się rycersko, wszakże chciał za aborcję sam zapłacić! (A jeszcze niemiłosiernie dołożę informację, że pracował dla wojska — męskość i wojowniczość już chyba dalej nie sięga.)
Wyznam szczerze, że swoje ideały męskości buduję w oparciu o postać swojego ojca — a mianowicie staram się wszelkimi siłami nie być do niego podobnym. Nie kłamię; nie tchórzę; nie zdradzam; nie łamię obietnic. Odwagę staram się temperować rozwagą, co czasami nie wychodzi, a wtedy się do tego przyznaję. Mam odwagę marzyć; mam rozwagę, aby marzenia dopasowywać do możliwości oferowanych przez rzeczywistość; mam siłę pracować nad ich realizacją. No, ale żaden ze mnie wojownik — kobiety traktuję jak równorzędnych partnerów, a nie obiekty seksualne, nie siadywam w gronie samych mężczyzn aby dyskutować o męskości (chyba, że liczą się wizyty w barze dla skórzaków?), popieram cywilizację śmierci i ideologię LGTB. Na domiar złego nigdy nie byłem w sądzie z wyjątkiem jednego razu, gdy roznosiłem ulotki jakiejś pizzerii i bezczelnie władowałem się do budynku sądu celem rozwieszenia ich na klamkach. Tomciu nawet by w moją stronę nie splunął, taki jestem w jego oczach niemęski.