Okoliczności

— W innych okolicznościach poślubiłbym cię — mówi tow. Gierek.

Leżymy razem w łóżku, w przerwie seks-randki. Przez pierwszą godzinę niespiesznie zdzieraliśmy z siebie kolejne warstwy ubrań, ciesząc się sobą nawzajem jak najlepszymi prezentami pod choinkę. Teraz nadeszła przerwa na zwyczajne przytulanie przed przejściem do dalszej części. Leżę w jego ramionach czując się jak mały chłopczyk — tow. Gierek ma 202 cm wzrostu i 120 kg wagi — i niespodziewanie zostaję uderzony w brzuch wyznaniem.

Już od dłuższego czasu coś mi szeptało, że Gierek się we mnie zakochał. Nie tak to miało być. To, że seks-partnerzy się we mnie zakochują, jest niestety normalne, nie usiłuję się tu chwalić, bo nie ma czym, sprawia to wyłącznie problemy. Na ogół gdy się to działo natychmiast zrywałem stosunki (ha, ha) z delikwentem, zirytowany tym, że popsuł mi się kolejny i znowu muszę szukać nowego do haremu. Tym razem nie ma haremu, nie ma manii, jestem obrzydliwie stabilny od początku grudnia i wyznanie każe mi podać w wątpliwość moje dotychczasowe przekonanie, że mężczyźni zakochują się nie we mnie, a w hipomanii. Dzięki której błyszczą mi oczy, skóra staje się jakby złocista, uśmiech pełniejszy, a seks niewiarygodnie przyjemny.

Wiem dobrze, o które okoliczności mu chodzi: o te, które grają właśnie w squasha, a o 5 rano wstają do pracy. O okoliczności o imieniu Zbrojmistrz. Gierek o Zbrojmistrzu wie, zresztą Zbrojmistrz o nim także, jest świadom tego, co robię, gdzie i z kim. Przesłał Gierkowi za moim pośrednictwem pozdrowienia. Ten nieco zaskoczony odpowiedział po chwili, że pozdrawia wzajemnie.

Gierek jest, co tu ukrywać, świetnym facetem. Z zawodu nauczyciel angielskiego, muzycznie jesteśmy dopasowani, potrafimy spędzić godzinę rozmawiając o Janet Jackson, po czym płynnie przejść do Prince’a. Dziś słuchamy nowego D’Angelo. Jest inteligentny, w moim typie, bardzo utalentowany w łóżku (jak również na kanapie, pod ścianą i na blacie kuchennym). Ma wielu przyjaciół. Jest biseksualny i jego planem życiowym jest wyszaleć się porządnie, a potem spotkać Tę Jedyną, z którą spłodzi kilkoro ślicznych dzieci. Zupełnie nie ma tu miejsca na ślub ze mną, ba, w ogóle na uczucia wykraczające poza przyjacielskie. Okoliczności nie przewidują takich odstępstw.

A ja? Bardzo go lubię, naprawdę bardzo. Uwielbiam spotykać się z nim na seks, przytulanki i długie rozmowy. Fizycznie jest tak odmienny od Zbrojmistrza, że dużo bardziej by się nie dało, chyba, że byłby kobietą. Daje mi mnóstwo przyjemności, nie tylko seksualnej. Ale do Zbrojmistrza brakuje mu tak wiele, że właściwie nie startuje nawet w tym samym wyścigu. Gdyby Zbrojmistrza nie było… wtedy na pewno bym się zastanowił. Ba, może nawet powiedziałbym „tak”.

Związki otwarte, moim zdaniem, wcale nie są bardziej niebezpieczne niż zamknięte. Święty sakrament małżeński nigdy nie przeszkadzał w zdradach ani kobietom, ani mężczyznom. Każdy może we wtorek być szczęśliwym mężem i ojcem, a w środę spotkać osobę, na której widok trafi go piorun. I mi się to kiedyś zdarzyło. Byłem wtedy z Szacownym jeszcze-nie-eks-Małżonkiem, przyszedłem do pracy, szef przedstawił mnie nowemu pracownikowi, odwróciłem się, spojrzałem w jego oczy, podałem rękę i zakochałem się na śmierć i życie. Na miękkich kolanach jakoś dotarłem do biurka, po kilku minutach wstałem, udałem się do ubikacji i z rozmachem zwymiotowałem. Przez następne dwa tygodnie nie byłem w stanie jeść nic oprócz jogurtu, a kiedy Majid wszedł do naszego pokoju z jakąś sprawą zawodową, jogurt stanął mi w gardle i pobiegłem go zwymiotować. Nie mogłem spać, na siłowni robiłem co dnia nowe rekordy mimo wygłodzenia i niedospania, nie byłem w stanie dotknąć Szacownego. Nigdy nie byłem tak permanentnie zdenerwowany. W końcu wyznałem Szacownemu, co się wydarzyło, dodałem też, że nie planuję z tym nic robić, bo jesteśmy razem na dobre i złe. I zostaliśmy razem. Po kilku tygodniach znowu zacząłem być w stanie coś przełknąć, co nie zmieniło faktu, że kiedy Majid po pół roku odchodził z firmy, aby wyjechać na stałe do Paryża, wszystkie objawy wróciły z nową gwałtownością. Różniliśmy się wszystkim, chociażby tym, że on był pobożnym muzułmaninem, a ja nie do końca. Nigdy nie powiedziałem mu wprost, co czuję, ale na sam koniec przeprowadziliśmy krótką rozmowę dwuznacznikami, z której zrozumiałem, że on nigdy nie pozwoli sobie na bycie gejem, bo nie pozwala mu na to religia. Jedynie to mnie uratowało.

W innych okolicznościach… Gierek może czytał o dwubiegunówce (wiem, bo mi to powiedział), ale nigdy nie widział mnie, jak w stanie manii odbijam się od ścian, zaczynam robić pięć rzeczy naraz i żadnej nie jestem w stanie skończyć, wjeżdżam z rozmachem rowerem w turystę, który ośmielił się iść po drodze, a nie po chodniku, uderzam go tak mocno, że o mało nie spadam z roweru, od kierownicy coś odpada, a ja jadę dalej, nie oglądając się nawet, krzycząc „następny!!!”. Nie widział mnie, jak w depresji koczuję na kanapie, czytając kolejne książki, bo to jedyne, do czego jestem zdolny, aż dopóki nawet czytanie nie odpada i wtedy już tylko leżę na kanapie, wstając wyłącznie wtedy, gdy przypili mnie głód lub potrzeba toalety. Nie widział mnie w stanie zaawansowanej nietrzeźwości, miotanego zmianami nastroju z manii na depresję co kilkanaście minut. Nie wie, jak głęboko w finansowej dupie tkwię ze swoim zasiłkiem, wystarczającym akurat na zapłacenie wszystkich rachunków i zjedzenie czegoś od czasu do czasu, ale już na nowe buty albo spodnie nie. To wszystko i więcej widział Zbrojmistrz; wyciągał mnie z depresji tak strasznej, że siadałem na ziemi na przystanku tramwajowym i odmawiałem wstania; praktycznie niósł do domu, bo nie mogłem ruszać nogami; odwiedzał mnie w szpitalu; wspomagał finansowo, gdy nadchodziły niespodziewane rachunki na 350 euro; przynosił kawę i herbatę, kiedy wstanie przekraczało moje możliwości. Tych okoliczności tow. Gierek nie zna i najprawdopodobniej nigdy nie pozna. Gdyby nie te okoliczności… o Bogowie, skąd ja mam wiedzieć, co by było gdyby nie te okoliczności? Może byłbym wesołym singlem? Może nadal pracowałbym w tej samej firmie? Może niebo byłoby różowe, a trawa niebieska?

Tow. Gierek leży obok i nic nie mówi; jakby czekał na odpowiedź.

— W innych okolicznościach może powiedziałbym „tak” — wzdycham, na głos, chociaż nie planowałem tego powiedzieć.

Nie wiem, co zrobić. Może powinienem z nim zerwać dla jego własnego dobra. Ale skąd ja mam wiedzieć, co jest dla niego dobre? Przecież jest dorosły, ma 32 lata, wie doskonale, na co może liczyć, a na co nie może. Zna okoliczności. Wie, że mieszkam ze Zbrojmistrzem, a do starego mieszkania przyjeżdżam głównie po to, żeby się z nim spotykać. Wie, że jedyne czteroliterowe słowo na „L”, którego wolno mu używać, to „like”. A ja wiem, że chciałby użyć innego, że chciałby więcej, niż może dostać. Wiem też, że więcej nie dostanie. Wiem, bo mi powiedział, że „nigdy nie umawia się z osobami w związku, bo z tego wynikają komplikacje”. No i wynikły. Robi mi się go żal, co jest zupełnie nieseksownym uczuciem.

Pochrapuje; zasnął w moich ramionach. D’Angelo śpiewa „Betray My Heart”. Czuję się, jakbym nagle został postacią w filmie klasy B.

Zdjęcie: troll.me