Rok

Wyborcza zorganizowała akcję o nazwie „Pytania bez tajemnic”. Na początek akcji sondaż i komentarze do niego w wykonaniu profesora Antoniego Sułka. Pyta Agnieszka Kublik.

Polacy potrafią ze sobą rozmawiać o życiu?

Nie bardzo. Kiedyś to się rozmowy o życiu prowadziło często, nawet do rana.

No bo wódka wychodzi z mody 🙁

Jeżeli nie rozmawiamy o najważniejszych sprawach, bo tak traktuję rozmowy o życiu, to o czym?

– Żeby o tym naprawdę rozmawiać, trzeba być gotowym do odsłonięcia się i być ciekawym innych ludzi.

No ale co to są rozmowy o życiu? Czy rozmowa o życiu to rozmowa o kredycie mieszkaniowym? Posiadaniu dziecka? O piętnastu marszach napierdalających się po mordach celem godnego uczczenia Święta Niepodległości?

30-40 proc. przyznaje, że nigdy nie zadaje sobie pytań: „kim jestem?”, „jak żyć?”. Czyli pytań o sens życia w ogóle. Pytań fundamentalnych. […] Wielu Polaków przyznało się, że żyje w ogromnym pośpiechu, ale po zastanowieniu się okazało się, że nie wiedzą, po co się tak spieszą. Czyli tak się spieszą, że nie mają czasu zastanowić się, po co to robią. Po prostu przyjęli, że uczestniczą w jakimś wyścigu, że coś im ucieknie, że gdzieś nie zdążą. Ale dokąd biegną i co chcą osiągnąć? O tym już nie myślą.

Kocham pana, panie Sułku!

Ale pani Agnieszka wie lepiej, jakie jest najfundamentalniejsiejsze z pytań:

Pytanie o istnienie Boga jest zawsze aktualne. W Polsce zadaje je sobie połowa. Tylko?

– 20 proc. zastanawia się nad tym często, 37 proc. rzadko, 37 proc. – nigdy. Ale to nie jest pytanie dnia codziennego. Jeśli ktoś chciałby na co dzień rozważać kwestię istnienia Boga, powinien się zamknąć w klasztorze i nic innego nie robić.

Całe szczęście, że odpowiedź profesora Sułka brzmi właśnie tak, bo już się miałem zapłakać w desperacji. „Pytanie o istnienie Boga jest zawsze aktualne” w świecie, w którym Polacy nie mają czasu zapytać samych siebie o to, kim są i po co żyją?

Co to znaczy rozmawiać o życiu? Dla mnie rozmowa o życiu, to strasznie nieostre pojęcie. Życie to życie, jak mawiają filozofowie z grupy Opus. (Dokładnie mawiają, „Żywe to życie”, ale nie czepiajmy się szczegółów.) Czy rozmowa o kredycie w banku, o stażu w prywatnej firmie lub o zakupach na kolację nie jest rozmową o życiu? Życie przecież składa się z pracy, kredytu i zakupów w tym samym stopniu, co z wpatrywania się we własny pępek i debat o Ojczyźnie i Bogu.

O życiu rozumianym jako sprawy fundamentalne rozmawiałem ostatnio wiele z lekarzami i terapeutami, ale też ze znajomymi, z których wielu strasznie zazdrości mi kuźni. Nie dlatego akurat, że jest to kuźnia, że łażę z brudem za paznokciami, wielką naszywką BLACKSMITH na kurtce i oparzeniami na rękach, tylko dlatego, że kocham kuźnię ogromną miłością i wiem na pewno, że kowalstwo jest tym, co chcę robić. Nie wiem, czy mi się uda i w jakim stopniu; nie wiem, czy pewnego dnia nie zapadnę na jakieś schorzenie wykluczające dalszą pracę; ale wiem, że kocham tę robotę całym sobą. Tymczasem ludzie w moim otoczeniu bardzo często pracują gdzieś dlatego, że w sumie jak już zaczęli to głupio zmieniać, zwłaszcza podczas kryzysu; wartości moralne wynoszą z tego, co im powiedzieli rodzice, nigdy nie zadając sobie pytań „a właściwie dlaczego tak jest”; ubierają się w to, co wszyscy; oglądają to, co wszyscy; ogólnie robią to, co wszyscy i wielu z nich trwa w takim marazmie dopóki nie nadejdzie wypalenie zawodowe, załamanie, rozwód lub inne wydarzenie, które w końcu zatrzęsie fundamentami ich życia.

*

Właśnie mija rok od kiedy po raz ostatni wyszedłem ze starej pracy, zdałem kartę wstępu, dotarłem do domu o godzinie 15 i zdałem sobie sprawę, że nie czeka na mnie nic i nikt. Byłem wtedy singlem, miałem kasę i nie miałem żadnych pomysłów na to, co ze sobą robić. Nie mogłem pracować jako grafik, bo próby odpalenia Ilustratora zupełnie dosłownie powodowały u mnie mdłości. Niczego innego wcześniej nie robiłem, więc nie miałem niczego, do czego mógłbym wrócić. Tak więc najpierw skończyłem inne posiadane w domu używki, po czym wieczór spędziłem w ulubionym barze, zalewając się w trupa i NIE rozmawiając o życiu. Nie wiedziałem nawet, czym to życie miałoby być. Ogólnie średnio chciało mi się żyć i nastrój miałem raczej dekadencko-nihilistyczny.

Rok później używki są wyłącznie bladym wspomnieniem — potrzebne mi były wtedy, kiedy nie znałem sposobu na życie; kiedy ten sposób znalazłem, przestałem mieć czas na głupoty. Pić w ogóle mi nie wolno, ale niespecjalnie mnie to martwi, bo nie mam robaka do zalewania. Sposób na życie znalazłem; realizacja może nastręczyć wielu trudności, ale mam cel i planuję go osiągnąć. Mam ukochanego mężczyznę. Mam ukochane miasto (żeby tylko mniej tu padało…) Nie mam kasy, nie mam etatu i nie mam pewności jutra. Ale rok temu czułem, że egzystuję; teraz czuję, że żyję. W międzyczasie musiałem sobie zadać bardzo dużo pytań. Czy były to pytania o życie? Głównie. Czy zastanawiałem się nad istnieniem Boga? Katolickiego akurat nie.

Co jest najważniejsze w moim życiu? To pytanie zadałem sobie i odpowiedziałem na nie z wielką łatwością — osoby, które kocham. Moja rodzina, mój mężczyzna, moi przyjaciele. Czy jestem dobrym człowiekiem? Uważam, że jestem (chociaż osoby, definiujące moralność za pomocą posiadania prawicowych poglądów, wiary w Jezusa i ilości partnerów seksualnych z pewnością by się nie zgodziły). Dlaczego powinienem pomagać innym? O to samego siebie nie pytam, po prostu staram się pomagać bez powodu. Czy czuję się samotny? Czasami tak, a czasami nie, przy czym w obu tych wypadkach nie muszę siebie o to pytać, bo uczucia mają to do siebie, że czują się same z siebie, niepytane. Czy jest ktoś, kto mnie kocha? Wiem, że jest. Czy moje życie ma sens? A czy w ogóle czyjekolwiek ma? To pytanie wydaje mi się głupie — spytałbym raczej, co jest sensem mojego życia. Sensem mojego życia jest przeżyć je tak, żebym umierając nie myślał w panice: czemu nie spróbowałem zrobić tego, co naprawdę chciałem i czemu częściej nie mówiłem ukochanym osobom, że je kocham. Zaskoczy Was to być może, ale prawie nikt nie myśli na łożu śmierci „cholera, czemuż nie spędziłem więcej czasu w biurze?” lub „cóż za szkoda, że nie zdążyłem zapłacić na czas podatków”.

A czy Wy zadajecie sobie pytania o życie? Które — i jak na nie odpowiadacie?