Z uwagi na to, że frekwencja wydaje się jakby niska 😉 pozwalam sobie — korzystając ze statusu celebryty na tournee — przenieść spotkanie. W sobotę o 14 zacznie się (nie wiemy jeszcze gdzie) manifestacja organizowana przez akcję „Miłość nie wyklucza” oraz TransFuzję, KPH i SOFę pod hasłem „Mamy dość! Żądamy ustawy o związkach partnerskich”. Będziemy tam razem ze Zbrojmistrzem, a po zakończeniu manifestacji będziemy zapewne w nastroju, aby usiąść gdzieś i napić się czegoś chłodnego 🙂
Miejsce manifestacji MNW obiecuje podać jutro, będę zawiadamiać na bieżąco.
Ewentualne osoby, które nie miały okazji zajrzeć dzisiaj do blogaska, nie powiadomiły mnie, że przybędą i pojawiły się w Resorcie bardzo przepraszam za swoją nieobecność i obiecuję postawić im dowolnie wybrany napój w sobotę po manifestacji. Zamiast napoju można również dać mi klapsa, ale nie mogę obiecywać, że mi się to nie spodoba i nie zażądam jeszcze jednego 🙂
Kochani i kochane, widzę, że tak teoretycznie to byliście chętni do spotkania, ale w praktyce to nie do końca 🙂 Toteż zawiadamiam uprzejmie, że jeśli do jutra do godziny 16 nikt nie napisze w komentarzach, że się definitywnie pojawi, to niestety nie będzie mnie w Resorcie — wybaczcie egoizm, ale mam tylko parę dni dla rodziny. Natomiast zdecydowanie spotkacie mnie na manifestacji pt. „Mamy dość! Żądamy ustawy o związkach partnerskich!” 7 lipca, w sobotę, o godzinie 14. Przyjdę wraz ze Zbrojmistrzem. Będę musiał go nauczyć skandowania po polsku, ale myślę, że warto 🙂
Jeśli ktoś w komentarzach wpisze, że z pewnością przybędzie jutro, to ja również przybędę, tak więc idea spotkania nie jest bynajmniej zarzucona 🙂
*
Kochani i kochane, wybaczcie, odkrywam, że wyraz „zajęty” daje się stopniować powyżej stopnia najwyższego 🙂 Co byście powiedzieli na tę niedzielę o 18? Warszawa z pewnością, na miejsce jeszcze nie mam pomysłu i uaktualnię wpis jutro, jak na jakiś wpadnę. Miejsce wygląda na fotkach genialnie, zowie się Resort i mieści przy Placu Teatralnym, ul. Bielańska 1. http://www.gastronauci.pl/pl/18191-resort-warszawa
*
A poza tym, Zbrojmistrz też przybywa, w przyszły czwartek, ale nie jestem tak okrutny, żeby go Wam rzucić na pożarcie… niemniej jednak jeśli zobaczycie na warszawskiej ulicy czerwono-irokezowego pancura pokrytego tatuażami i brodato-wąsatego siwiejącego rudzielca wyglądającego jak z filmu fantasy, to będziemy zdecydowanie my i obiecuję, że na pozdrowienia odpowiemy… 🙂
Chwilowo nie mam dostępu do kuźni i nie mogę praktykować, ponieważ nadal wlecze się za mną resztka cholernej grypy (oby słoneczny rydwan Boga-Słońca zmiażdżył jej zbielałe kości) toteż z czystych nudów zamiast tego teoretyzuję. Obie panie mają rację. Bohater zwraca uwagę na kwestię wychowania w dzieciństwie — „dziecko, źle kółko narysowałaś, talentu artystycznego to ty nie masz” potrafi spowodować, że przez dziesięciolecia nie weźmiemy do ręki pędzla, bo przecież nie mamy talentu. Paul zwraca uwagę na to, że nauczenie się na gitarze dwóch piosenek i granie ich w kółko nie spowoduje rozwoju artystycznego — do tego celu musimy grać dokładnie to, czego nie umiemy, mimo, że przyjemniej rzecz jasna chwalić się umiejętnościami już nabytymi i powtarzać to, co daje nam nagrodę — udaje się za każdym razem.
W moim przypadku do wyniesionego z dzieciństwa „dziecko, ty jesteś delikatny i wrażliwy” oraz do własnogłownie dokonanego odkrycia, że należy trenować rzeczy, których się nie umie, dołącza się rzecz trzecia — motywacja, lub jej brak. W kuźni motywację posiadam i z premedytacją trenuję to, co mi nie idzie, po czym biorę się za rzeczy nowe — posiadam długoterminowy plan, żelazną (…) konsekwencję oraz umiejętność skupienia się jak laser na tym, czego chcę. Nie posiadam tej motywacji na przykład w muzyce — lubię nagrywać, pisać i śpiewać, ale nie chce mi się pracować nad tym, żeby stać się lepszym, ba — nie chce mi się poprawiać błędów i fałszy.
Jest bardzo wiele rzeczy, które w zasadzie mógłbym robić. Odkryliśmy to z panią psycholożką podczas outplacementu. Mógłbym — z moją osobowością, talentami i umiejętnościami — zostać (po nauce, rzecz jasna, nie natychmiast!): architektem, fighterem MMA, budowlańcem, pirotechnikiem, producentem muzycznym, trenerem na siłowni, finansistą, coachem/psychologiem, etc. Niestety żadna z tych rzeczy nie interesuje mnie wystarczająco. Są to wszystko zawody, które mógłbym wykonywać w zasadzie. W zasadzie mnie nie nudzą, w zasadzie są interesujące, w zasadzie mi się podobają. Ale nie aż tak, żeby mi się od razu chciało.
Bohater Pozytywny pisze:
Wniosek o PRACOWITOŚCI wypływa też z książki „Talent nie istnieje” Artura Króla. W skrócie – konkretne, intensywne ćwiczenia uczynią z nas mistrza w dowolnej dziedzinie. Coś w tym jest. I niewątpliwie wiąże się to z pracowitością i konsekwencją i oczywiście po pierwsze z wyznaczeniem celu.
Zgodzę się z tym, dodając jednak dla porządku, że pracowitość i konsekwencja to są akurat pewne talenty. Nie każdy jest równo pracowity i konsekwentny. Są osoby, które sobie postanowią, że będą grały na gitarze i co dnia siedzą 2-3 godziny i trenują grę, aż się nauczą (nawet, jeśli im to nie sprawia wielkiej przyjemności). Są osoby takie, jak ja, które kupują gitarę, bawią się nią dwa dni, po czym odstawiają w kąt i co jakiś czas czują lekkie wyrzuty sumienia, że gitara się kurzy. Historia, rzecz jasna, jest autentyczna. Pomysł, że zostanę gitarzystą, sprawiał mi wiele przyjemności, ale ćwiczenia już nie do końca. Motywacji starczyło na jakieś trzy dni, po czym się skończyła i nie wróciła już nigdy.
Podobnie było z kolczugą, dzięki której poznałem Zbrojmistrza. Zbrojmistrz sprawia mi wiele przyjemności i dzięki temu od nieomal pół roku spotykamy się bardzo często, a jeśli nie widzimy się w realu, to rozmawiamy online. Dłubanie kolczugi natomiast przyjemności mi nie sprawia — jest to czynność, którą potrafię wykonywać, podobnie jak zmywanie, ale podobnie jak zmywanie nie jest to czynność, do której bym się zabierał co dnia na kilka godzin celem praktykowania i stania się w niej najlepszym. Podoba mi się rzecz jasna wizja Raya — słynnego twórcy kolczug, podobnie jak Raya — słynnego gitarzysty, ale nie pociąga mnie ta wizja aż tak, żeby od razu pracować nad jej realizacją.
Jak to jest z Wami, drodzy czytelnicy? Umiecie się skupić na wizji i praktykujecie, men, praktykujecie aż dotrzecie do Carnegie Hall? Jeśli umiecie — czy na dowolnej wizji, np. postanawiacie się nauczyć łaciny i siedzicie nad nią tak długo, aż będziecie w stanie w każdej restauracji płynnie zamawiać pięciodaniowy obiad po łacinie? Czy, jak ja, macie wizji wiele, ale tylko jedna pociąga aż tak, że rzeczywiście umiecie się postarać o jej realizację?
…w zasadzie to jestem zajęty umieraniem na grypę, ale mam przed sobą ładny certyfikat na papierze czerpanym, na którym napisano, że zdałem test z języka i znajomości kultury Niderlandów. Moja znajomość języka jak się okazuje jest zgoła na poziomie B1, czyli upper intermediate. (Wyższy średni?)