Doradca ds. makretyngu doradza: Newslettery (i trochę Twitter)

Przerwa techniczna w zasadzie trwa nadal, ale dzisiaj rano mnie ogromnie uszczęśliwiono i muszę się podzielić.

Gdy byłem dzieckiem, mama wpajała we mnie twardo zasadę: siedź grzecznie w kątku, znajdą cię i pochwalą. No to siedziałem. Pierwszy raz odnotowałem ze zdziwieniem, że muszę chyba źle siedzieć – bo nie ośmieliłbym się poddać słów rodzicielki w wątpliwość – gdy tą metodą straciłem szansę na plakat Majki Jeżowskiej. Od tego czasu minęły trzy dekady, a ja nadal się uczę, często na błędach. Najchętniej na cudzych. Jednak uwagi poniżej to samo gęste, zastosujcie się do wszystkich i $ukce$ jest gwarantowany!

 

Guru

Cały ten wpis wziął się stąd, że pewien guru marketingu zamieścił na swojej stronie ofertę: zasubskrybuj njusleter, a dana Ci będzie darmowa książka pod tytułem Pitu-Pitu 101. Zasubskrybowałem, bo książka mnie zaciekawiła. Przeczytałem w ciągu dwóch godzin, bo była krótka. Następnie wydałem własny piniondz, niewielki, na nabycie wersji pełnej na Amazągu. Po czym otrzymałem od guru pierwszego maila, gdzie zachęcał do dołączenia do swojego kursu online.

Następnego rana miałem już drugiego maila, zachęcającego do nabycia pakietu czegoś. Wieczorem guru zaprosił mnie do strefy VIP, oczywiście płatnej. Gdy kolejnego poranka odkryłem, że czeka czwarty mail w ciągu 48 godzin, nie czytałem go już wcale, tylko od razu zjechałem do „wypisz się z newslettera”. Guru w każdym mailu na końcu powtarza, że jest wielce otwarty na pytania i krytykę. Napisałem do niego: szanowny panie, przeczytałem z wielkim zainteresowaniem książkę, niemniej jednak wypisałem się z newslettera, bo cztery w ciągu trzech dni to dla mnie za wiele. (Nie wiem, jak zapchany inbox ma guru, ja staram się nie dopuścić do rozrostu własnego powyżej 10 nieprzeczytanych i cztery są bardzo zauważalne, ale mu tego nie pisałem, bo co go obchodzi moje życie prywatne…)

I wtedy dostałem lekcję biznesu. Guru otóż odpisał.

Cóż, jeśli masz problem z tym, że ktoś ci chce za dużo pomóc, to rzeczywiście mój newsletter nie jest dla ciebie.

Lekcja 1: zawsze obrażaj osoby, które nie rozumieją Twojego geniuszu. Ale tak elegancko, pasywnie-agresywnie, aby okazać swój profesjonalizm. Niech zrozumieją swój błąd i przeproszą.

Guru ma na swojej stronie dużo więcej sprzedawalnych produktów niż darmowy newsletter. Książki, kursy, można go też wynająć jako ekspierda. Mógł mi odpisać „dziękuję za zwrócenie uwagi, rozumiem, miłego dnia”. Mógł mi nie odpisać ani słowem. Zamiast tego strzelił focha. Owszem, przydałby mi się ktoś do reklamowania moich usług pisarskich, ale tym kimś nie będzie ów guru.

Kupna jego książki nie uważam za pieniądze zmarnowane, bo jest tam dużo szczegółowych objaśnień różnych takich algorytmów, ale w jednym momencie brwi pojechały mi w górę tak wysoko, że musiałem ich potem szukać na karku. Pan guru zachęca otóż do dodawania jakże ostatnio popularnych pop-upów, które zasłaniają treść i nie pozwalają niczego przeczytać dopóki nie podasz emaila i nie zapiszesz się na newsletter. Na pop-upy klnę za każdym razem, ale pan guru poszedł dalej: pop-up ma nie mieć przycisku zamknij, zasłaniać całą stronę i dopóki czytelnik się nie zapisze, to niczego nie przeczyta. Dzięki temu pan guru powiększył sobie dziesięciokrotnie bazę subskrybentów.

Powyższy przykład stanowi błąd, bo pop-up da się zamknąć.

Powiem tak. Gdybym zamiast znaleźć zdanie „oferta: książka za darmo po kliknięciu tutaj” przeczytał te same słowa na stronie zasłoniętej niezamykalnym pop-upem, nastąpiłyby dwie rzeczy: 1) nie przeczytałbym jego książki, oraz 2) nie zapisałbym się na newslettera. Zamknąłbym po prostu taba. Na świecie jest bardzo dużo internetów.

Pisarka Anne R. Allen kiedyś z ciekawości spędziła trochę czasu na stronie, która uparcie zasłaniała jej treść, klikając w kolejne newslettery i wpisując adresy typu „dupadupa@yahoomail.com”. Po dziesiątym się poddała.

Lekcja 2: pomiędzy siedzeniem w kątku a byciem aroganckim ekspierdem nie istnieją żadne inne opcje!

Przy okazji, acz niechcący, guru potwierdził coś, co sobie wbijam w głowę od dawna. Nigdy nie okazuj, że traktujesz negatywny feedback osobiście. Albo coś w nim jest konstruktywnego i wtedy warto się przynajmniej zastanowić, albo nie ma w nim nic ponad „meh ble lol” i wtedy nie ma się w ogóle nad czym zastanawiać, albo są to bluzgi i można je ewentualnie gdzieś zgłosić. Idealnie by było po prostu umieć w ogóle nie traktować takich rzeczy osobiście i wznieść się ponad, ale ludzie, którzy umieją aż tak nadmuchać sobie ego zostają prezydentami Stanów Zjednoczonych. Nie życzę takiego losu żadnemu z moich czytelników.

Gdyby nie guru, za przydatną krytykę dziękowałbym i zapamiętywał osoby, które zadały sobie najwięcej trudu, by tej krytyki udzielić. Cóż za błąd!

(Znowu zamacham do Izabeli, dzięki której drugą książkę przepisałem w całości już dwa razy, teraz jest trzeci, przy okazji książka naturalnie podzieliła się na trylogię, ja niechcący zrobiłem mnóstwo researchu odczuwając przy tym ogromną przyjemność, wywaliłem dużo niepotrzebnych wątków. Chyba nikt mnie wcześniej nie zjechał tak dokładnie, jak Izabela, z taką ilością szczegółów i poświęconego na to czasu i uwagi. Jestem jej ogromnie wdzięczny (co nie znaczy, że zgadzam się ze wszystkim i dostosowałem się do wszystkich uwag – to byłaby odmiana siedzenia w kątku). Mam nadzieję, że kiedy kolejna wersja będzie się nadawać do lektury uda mi się namówić Izabelę na porównanie jej z poprzednią. W tym akapicie nie ma ani kropki sarkazmu.

Dodam tutaj prędko disclaimer. Nie od pierwszej chwili czułem takową wdzięczność. Najpierw zrobiło mi się trochę niedobrze i zamknąłem maila. Dzień potem przeczytałem go porządnie. Zrobiłem sobie notatki. Po kilku minutach wpadł mi do głowy pierwszy pomysł. Po godzinie kolejny. A potem wysłałem podziękowania. Szczere.)

 

Marketing samego siebie najlepiej prowadzić stając innym na głowie, coby się nie wynurzyli

Oczywiście nie należy generalizować, bo wszystkie generalizacje to brednie, ale większość znanych mi twórców nie ma żadnych oporów przed propagowaniem cudzych produkcji. Swoje chowają, siadają na nich w kątku i czekają, aż ktoś zauważy. Tym sposobem ja przez długi czas reklamowałem Josa, Jos – mnie i całkiem nam to nieźle chyba wychodziło. Ale to na ogół miało miejsce przy spotkaniach twarzą w twarz, ewentualnie mailem w mail. W tej chwili przygotowując się do wydania książki mam świadomość, że w zeszłym roku Bowker, czyli instytucja amerykańska, wydał 1.6 miliona numerów ISBN. Bowker, jako instytucja amerykańska, zareklamował to jako „1.6 miliona wydanych książek”. Jest to na szczęście głupota, bo z samego faktu pobrania ISBN nie wynika jego natychmiastowe zastosowanie. (W Holandii im więcej nabędziesz, tym mniej zapłacisz, ja planuję zacząć od bloku stu numerów, ale nie wydam od tego stu książek.) To 1.6 miliona to żarty, panie. Prawdziwa liczba to jedynie milion.

I teraz wyobraźmy sobie milion ludzi, którzy siedzą w swoich kącikach i czekają, aż ich ktoś odkryje…

Jasnym jest, że należy Zbudować Bazę Subskrybentów. Poniżej dowiecie się, jak to zrobić najlepiej! Kompletnie za darmo!

OK, przez chwilę na poważnie…

Najlepszą udzieloną mi w dziedzinie self-marketingu poradą jest stosowanie złotej reguły: jeśli coś denerwuje mnie, to jest szansa, że zastosowanie tej techniki przeze mnie zdenerwuje innych. Oto krótki spis rzeczy, które mnie denerwują:

  1. Otrzymywanie dwóch newsletterów od tej samej osoby/organizacji dziennie
  2. Udzielanie osobistej odpowiedzi pod postacią focha
  3. Zakładanie, że jeśli ktoś nie chce mojego produktu, to jest po prostu głupi, albo trzeba mu zareklamować produkt jeszcze kilkadziesiąt razy

Newslettery to w ogóle mój ulubiony temat.

Teraz się to zmieniło, być może ma na to wpływ prawo unijne, ale kiedyś dostawałem newslettery od różnych firm, klikałem „unsubscribe” i lądowałem na stronie:

WPISZ SWÓJ ADRES EMAIL

Wpisywałem, chociaż link miał w sobie kod i firma doskonale wiedziała, jak brzmi mój email, ale istniała nadzieja, że się pomylę.

CZY CHCESZ ODSUBSKRYBOWAĆ NEWSLETTERA "Parówki Z Indyka" WIEDZĄC, ŻE BYĆ MOŻE NIGDY WIĘCEJ NIE POZNASZ SEKRETÓW NASZYCH PARÓWEK?

Tak.

A MOŻE W TAKIM RAZIE CHCESZ ZASUBSKRYBOWAĆ DOWOLNY Z PONIŻSZYCH:
(spis 10 newsletterów o boczku i kiełbasach, wszystkie domyślnie zaznaczone jako „tak”)?

Klik, klik, zgrzyt zębów, klik.

CZY NA PEWNO JESTEŚ PEWNY?

Czy to jest Windows 3.1 i komenda format c:/?

A GDYBYŚMY ZASUGEROWALI SPECJALNY KOD ZNIŻKOWY?

Błagam…

OK. ZA CHWILĘ OTRZYMASZ MAILA. KLIKNIJ W LINK POTWIERDZAJĄCY, ŻE NIE CHCESZ JUŻ OD NAS DOSTAWAĆ MAILI.

Przychodzi email. Klik. Sekundę potem pinga kolejny email:

DROGI %firstname% %lastname%, PRZYKRO NAM, ŻE PORZUCIŁEŚ NASZEGO NEWSLETTERA "Parówki Z Indyka". 
MOŻE ROZWAŻYSZ ZMIANĘ ZDANIA? KLIKNIJ TUTAJ, ABY ZASUBSKRYBOWAĆ PONOWNIE...

Lekcja 3 jest prosta. Jeśli osoba prosi, żeby przestać jej wysyłać emaile, właściwą reakcją jest wysyłanie jej kolejnych emaili aż się złamie i przestanie prosić – lub chociaż zapomni kliknąć po raz piąty i wtedy MAMY KLIENTA. Niech wie, gdzie jego miejsce! (Poniżej parówek z indyka.) (Nb. parówki z indyka są bardzo dobre, ale to nie znaczy, że chcę o nich czytać…)

 

Jak się wyróżnić

Poniżej kilka przydatnych i darmowych (kliknij tutaj aby zasubskrybować mój newsletter…) sposobów na wyróżnienie się wśród masy miliona autorów.

Przede wszystkim, koniecznie wysyłaj jak najwięcej newsletterów. Przez cały czas. Ludzie są głupi, nie umieją czytać, mają za krótką pamięć. Niech nigdy nie zapomną Twojego nazwiska! Jeśli nie przeczytają pierwszego maila, przeczytają drugi, jak nie, to trzeci, w końcu się złamią i zamówią. Buduj tekst tak: najpierw akapit sugerujący, że czytelnik i tak nie rozumie, co piszesz. Drugi – jeśli czytelnik kliknie tutaj i zapłaci (tu suma), zrozumie wszystkie sekrety wszechświata. Na koniec – oczywiście jeśli czytelnik jest zbyt głupi by skorzystać z oferty jest Ci bardzo przykro, ale z chęcią przyjmiesz dowolne podpowiedzi i na każdego maila odpiszesz osobiście. W ten sposób gwarantujesz sobie rozpoznawalność. Ja na przykład długo nie zapomnę nazwiska tego guru.

Przykład właściwej odpowiedzi powyżej najlepiej sobie zapisz i korzystaj w pełni za darmo, chyba, że guru Cię pozwie i zażąda miliona dolarów za straty. W razie czego to nie moja wina. Było się zapisać na mój newsletter, gdzie udzielałem osiem razy dziennie kursów z niebycia pozywanymi przez gurów.

Dodaj automatycznie do swojej bazy danych wszystkie kontakty ze swojej skrzynki, nieważne czy firmowe, prywatne, eksów, kumpli z czasów liceum. Każdy z nich MUSI chcieć się dowiedzieć, co u Ciebie nowego! Najlepiej kilka razy dziennie. To działa fantastycznie, gdy przedtem nie wymieniłeś z tą osobą ani słowa przez dziesięć lat oraz zaoszczędza Ci czasu na udawanie, że pamiętasz kto to jest i zadawanie pytań typu „a co u Ciebie nowego”.

Jeśli już komuś coś dałeś za „darmo” i ten ktoś to przyjął, niech pamięta, że nie ma rzeczy darmowych, przypominaj tej osobie o tym CAŁY CZAS. A jeśli grzecznie poprosi o zaprzestanie, daj upust pasywnej agresji. Przecież nie po to dałeś komuś coś za darmo, żeby teraz Ci nie dawał pieniędzy!

Pop-upy uniemożliwiające lekturę bez podania emaila są świetne, bo adblock na nie nie działa. Patrz powyżej. (Aha, powtarzaj te same informacje w innej formie po kilka razy, coby głąby pojęły.) Najlepiej rąbnąć pop-upa, jak rzecze guru, który zasłoni całą treść artykułu i nie da się zamknąć. Tak zachęcona czytelniczka natychmiast poda emaila, z pewnością prawdziwego, bo nasz pop-up wygląda tak profesjonalnie (i jest tak inny od wszystkich innych pop-upów), że czytelniczka po prostu musi pałać dogłębnym pragnieniem przeczytania naszego artykułu. Którego nie widzi ani słowa, bo zasłania go pop-up, ale przecież skoro artykuł jest nasz, to ona powinna wiedzieć, że jest super ciekawy nawet bez znajomości tytułu. Jeśli nie wie, to znaczy, że nie jest naszym targetem, gdy my chcemy po prostu pomóc.

Tutaj pozdrowienia dla Agory, która zasłania połowę każdego artykułu tekstem informującym, że przyjmuję ich warunki reklamowe nawet jeśli nie zamknę bannera, po prostu za pomocą samego faktu znajdowania się na stronie. Kiedy uparty czytelnik kliknie w opcje i się wypisze, należy mu banner pokazać ponownie. I jeszcze raz. I jeszcze raz… Pod spodem bannera warto dodać drugi, na cały ekran, sugerujący prenumeratę. Agoro, pomyśl o trzecim i czwartym, dwa są dobre dla byle amatorów.

Ciągle pisz tylko o swoim produkcie. Kontekst nie jest ważny. „Ojej, przykro mi, że Twoja babcia ma raka. Może kupisz jej kolczyki z mojej kolekcji?” „Cześć, dawno się nie widziałyśmy, śliczna słitfocia, wiesz co by Ci pasowało do kształtu twarzy? Kolczyki z mojej kolekcji!” „Gratuluję synka! Będzie świetnie wyglądać z kolczykami z mojej kolekcji!” Gdy już nikt nie będzie się do nas chciał odzywać, należy zdwoić wysiłki, bo pewnie po prostu za mało razy o tym wspomnieliśmy. Osoby, które się do nas nie odzywają są albo zazdrosne, albo nie umieją czytać. Powtarzaj czynności aż do skutku. A jeśli już ktoś coś kupi, podwój ilość wiadomości i maili – znalazłaś bogatą frajerkę!

Kiedy ktoś zaznajomi się z Tobą na Twitterze, natychmiast wyślij automatyczną prywatną wiadomość z podziękowaniami. To w ogóle nie wygląda jak stalking. Dla maksymalnego wykorzystania Twojego czasu i talentu dodaj w wiadomości linki do sprzedawanych przez siebie produktów. A potem tylko sprawdzaj rosnący stan konta! (To zachowanie pozwoliło mi wyłowić kilku soszjal medja gurów, których zablokowałem i ich wiadomości zgłosiłem jako spam. Być może taki był ich cel.)

Skoro już o Twitterze, jasnym jest, że istnieje tylko po to, żebyś mógł perorować do tłumu. Innych albo zablokuj, albo po prostu ignoruj. Ważne są Twoje słowa, które ubogacają i objaśniają, inni muszą widzieć, żeś geniuszem, a #mygeniusze nie będziemy się zniżać do poziomu motłochu. Nie ma powodu, żeby odpisywać albo wdawać się w interakcje z jakimiś luzerami, co nawet nie znają znaczenia słów „influenzer” oraz „ęterprenełur”. W ogóle dopisuj sobie „influenzer” wszędzie, nawet, jeśli na Twitterze obserwuje Cię tylko mama. Będziesz wyglądać poważniej i szybko zgromadzisz tysiące fanów.

Przydatne wyrazy kluczowe: „social media guru, PR and marketing specialist, market analyst, influencer, entrepreneur, CEO, my book 'Get Rich Quick’ available at 99% discount now for only $79”. Och! Zapomniałbym! Kup fałszywych followersów na Twitterze. To się natychmiast zwróci, albowiem pokażesz swoim prawdziwym 18 followersom, że 100 tysięcy botów nie może się mylić. Odświeżaj sobie regularnie stan konta i fapuj do każdych nowych 79 dolarów. Może nie będzie to rzecz częsta, ale dzięki wstrzemięźliwości uzyskasz więcej czas na tweetowanie i newslettery.

Tweetuj cytaty z samej siebie. Któż mógłby być mądrzejszy? Jeśli nie będziesz ciągle cytować samej siebie, ludzie nie odkryją Twojego geniuszu. Nie tweetuj w ogóle niczego innego, żeby sobie nie psuć marki. W newsletterach zbieraj wszystkie najlepsze cytaty, na Twitterze łatwo takie rzeczy przeoczyć. W przypadku pisarzy dobrze jest walnąć co jakiś czas błąd ortograficzny, to bardzo przykuwa uwagę czytelników, a przecież należy się wyróżnić.

Dziękuję i zapraszam do zasubskrybowania mojego newslettera celem otrzymania darmowego cytatu ze mnie!

 

PS. Guru bardzo się przydał, bo bez niego nie napisałbym notki. Widzicie? $ukce$! Warto było zasubskrybować. Podziękowałbym, ale już wiem, że to marnowanie czasu.

PS2. Wszystkie opisane powyżej rzeczy wydarzyły się naprawdę, chociaż pewne dane zmieniłem. Ale tym razem nie po to, by chronić osobę przed rozpoznaniem, tylko dlatego, że sama się świetnie reklamuje i moja pomoc nie jest jej potrzebna.