Gdyby

Rozmawiałem ostatnio ze swoją dwubiegunową kumpelą i doszliśmy do zgodnego wniosku: choroba zabiera nas w naprawdę zajebiste miejsca, po czym maksymalnie utrudnia cieszenie się nimi.

Zgodnie z obrazkiem powyżej: bipolar jest chorobą, która jest bardzo niejednoznaczna. Mało jest ludzi, którzy cieszą się depresją, rakiem, cukrzycą lub stwardnieniem rozsianym. Tymczasem ChAD potrafi naprawdę uprzyjemnić życie, zmienić je na lepsze, doprowadzić nas na szczyty, a potem powalić kopniakiem i przysypać gruzem. W rezultacie, owszem, jesteśmy na szczycie, ale z uwagi na pokrywający nas gruz nie mamy jak wbić chorągwi i odtrąbić zwycięstwa.

Rozważania na temat „co by było gdyby” są o tyle utrudnione, że nie mam pod ręką drugiego Raya, który nie ma dwubiegunówki i z którym można porównać, ale mniej więcej wiem, jaki jestem bez hipomanii, jej radosnych pomysłów i straceńczej odwagi. Tak więc mniej-więcej próbuję sobie wyobrazić życie Raya bez dwubiegunówki i wychodzi mi coś takiego:

*

Nazywam się X. To X oznacza moje normalne polskie imię i nazwisko. Nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy, by je zmieniać na inne. Po co miałbym to robić? X to takie samo nazwisko, jak każde inne, nawet jeśli w podstawówce chłopcy przezywali mnie za nie i naigrywali się okrutnie. Teraz już dawno z podstawówki wyrosłem. Było, minęło.

Skończyłem matematykę na Politechnice Warszawskiej. Już na piątym roku miałem zaklepaną pracę w banku. Nie lubię nosić krawatów, ale pogodziłem się z tym, że trzeba. Zarabiam fajne pieniądze wciskając babciom kredyty. Nie zawracam sobie głowy skrupułami, bo przecież jakoś zarabiać muszę. Spłacam własny kredyt, nieduży, mój bank dał mi preferencyjne warunki, a jeszcze ponegocjowałem trochę. Oczywiście w złotówkach. Nie brałem kredytu we frankach, bo nie jestem impulsywny i studiowałem matematykę, pamiętam świetnie rachunek prawdopodobieństwa. Dzięki temu spoglądam z góry na tych głupków frankowiczów. Ileż ja im tych kredytów nawciskałem… Prowizje szły, że ho ho. Żaden nie pomyślał, jak to możliwe, że nie ma zdolności kredytowej w złotówkach, a we frankach ma. Niektórzy ludzie sami się skazują na biedę.

Jeżdżę beżowym Fordem. Pasuje do mnie idealnie. Nikt mi go nie zazdrości, nikt mi go nie ukradnie (mam nadzieję). Nie obnoszę się z pieniędzmi, bo nie przepadam za ostentacją. Z tego też powodu nigdy nie zrobiłem sobie żadnego durnego tatuażu czy kolczyka, tacy ludzie w ogóle nie myślą, jak będą wyglądać na starość. Od piętnastu lat chodzę do tej samej fryzjerki i mam tę samą fryzurę, trochę dłuższa na górze, krótka z tyłu. Siwizna nawet mi się podoba, dodaje mi powagi, a na moim stanowisku to przydatne. Oczywiście chodzę elegancko ogolony i pachnę dobrą wodą kolońską, styl życia zobowiązuje. Mam coacha, spotykam się z nim raz na dwa tygodnie. Jeden z tych znanych. Drogi, ale wierzcie mi, to się sprawdza.

Mieszkam na Żoliborzu, bo mnie stać. Mam duże, dwupoziomowe mieszkanie, kominek, jacuzzi. Od paru lat jestem samotny. Wcześniej miałem faceta (nie mówcie mojej Mamie), ale jakoś tak się rozpadło. Przywykłem. Nie bardzo się odnajduję w tzw. środowisku, nie chadzam po lokalach. Jeszcze ktoś podpatrzy. Mama już nawet nie pyta o żonę i dzieci, przywykła. Babcia pytała, ale umarła i mam spokój. A jak patrzę dookoła… tu rozwód, tu choroba, tu zdrada. Niepotrzebne mi to. Mam czytelnię, w niej pięć tysięcy książek, system stereo z głośnikami po całym domu. Czasami zapraszam znajomych, ale szczerze mówiąc nie mam ich zbyt wielu, głównie koledzy z pracy. Jakoś nie umiem nawiązywać znajomości. Trudno, nie ma obowiązku umieć.

Co weekend jestem na obiedzie u Mamy. Dostaję zawsze coś na wynos, nie, żeby mnie nie było stać, po prostu Mama lubi dla mnie gotować. Czasami zjadam, czasami wyrzucam. Odwdzięczam się głównie finansowo, plazma, blu-ray, takie tam. Pół kuchni jej sfinansowałem. Rozmawiamy o niczym. O pracy, telewizji, polityce. Głosuję oczywiście na PO, od samego ich początku. Nie obawiam się specjalnie wygranej PiS. Co mi niby zrobią? Dopóki nie zamkną mojego banku, jestem bezpieczny. Ustawa o związkach i tym podobne pierdolanse w ogóle mnie nie ciekawią. A wychowywaniu dzieci przez pary homo jestem przeciwny. Dziecko powinno mieć pełną rodzinę. Z mamą i tatą. Ja nie miałem i bardzo tego żałuję.

Mam kolegę w Amsterdamie, kiedyś usiłował mnie naciągnąć na wyjazd. Pojechałem z ciekawości na parę dni. I co ja tam mam niby robić? No stoją prostytutki w oknach, a po ulicach łażą śniadzi panowie i proponują „heroin, cocaine, ecstasy”. Już się rozpędziłem brać jakieś podejrzane substancje. Wystarczy mi dobra whisky. Butelka starcza na parę miesięcy. Kumpel pytał, czy paliłem zioło, odpowiedziałem mu, że takie gówna są dla śmieci bez ambicji. Wiem, że ludzie u mnie w pracy wciągają koks. Jeśli nadejdzie moment, że będę musiał wziąć – bo ja wiem, prezes zaproponuje – to się dowiem, jak to smakuje. Na razie takiego momentu nie ma. Dragi są dla przegranych ludzi.

Piszę czasami coś tam do szuflady. Nie wiersze, skąd. Opowiadania. Czasami sam się zastanawiam, skąd mi takie rzeczy przychodzą do głowy. Na wszelki wypadek zapisuję na zaszyfrowanym dysku, żeby nikt tego nie znalazł. Ludzkość poradzi sobie bez mojej prozy. Zresztą nie mam żadnej ambicji wydawania czegokolwiek. Blog? A co ja bym tam pisał? „Poniedziałek, poszedłem do pracy, wtorek, poszedłem do pracy”? Bezsens.

Poznałem kiedyś faceta, Ray się nazywał, śmiesznie, co? Grafik, teraz się bierze za kowalstwo. Sympatyczny i całkiem niebrzydki, oprócz tych tatuaży, głupi jakiś, prawie cały wydziarany. Powiedziałem mu, że w życiu dobrej pracy nie znajdzie, śmiał się ze mnie. Teraz kowalem będzie. Niektórym to odbija. Niech jeszcze zacznie strzelać z łuku. Szczerze mówiąc, nie rozumiem takich ludzi. Niektórzy są biedni na swoje własne życzenie. Wcisnąłem mu kredyt, który będzie resztę życia spłacać, powiedział, że mi wierzy, bo jestem jego doradcą finansowym. Dobre, co? Ciekawe, czy tacy ludzie się czasami zastanawiają „na czym doradca finansowy zarabia najwięcej pieniędzy”. A, i muzykę robi, bo komponuje to John Williams. Nikt tego słuchać nie chce, ale Ray mówi, że ma natchnienie i musi. Szkoda, że nie ma natchnienia poczytać warunki kredytu. Z drugiej strony kto wie, czego się po takim gościu spodziewać, przyjdzie mi do biura i szumu narobi. Niech nie czyta.

W zeszłym roku pojechałem na wakacje do jakiejś takiej małej miejscowości, Nowy Jar, albo Stary Dół, coś takiego, nie pamiętam. Chciałem ciszy i spokoju, siedzieć sobie i słuchać, jak las szumi. To właścicielka się do mnie doczepiła i gada. I jeszcze mi chce zdjęcia córki pokazywać. Naprawdę, niektórym ludziom demencja wchodzi już po czterdziestce. O, czekajcie, pudełka z dietetycznym żarciem przyszły, odbiorę i wracam.

Jestem. Zacząłem tyć ostatnio, wiek i te rzeczy. Nie stać mnie na tycie, mam za dużo garniturów w tym rozmiarze, przecież nie będę ze wszystkimi lecieć do krawca. Więc jestem na diecie. Mama się krzywi, że drogo i niedobre. Niedobre owszem czasami jest, ale jak mi seler albo brukselka nie smakuje, to siadam przed lustrem i jem. Trzeba mieć dyscyplinę wewnętrzną. Na siłownię mi się nie chce, sterydy mnie nie kręcą. Anyway, wakacje. W tym roku nigdzie nie pojechałem. Lubię swoją pracę. Jedyny problem to ten, że nie mogę się zdecydować, czy lepiej wygląda, jak jestem zawsze w pracy, czy powinienem ten urlop jednak wziąć.

Palę cygara, przyznam się bez bicia, mam taką fantazję. Oczywiście nie te tanie gówna, prawdziwe kubańskie. Szklaneczka whisky, cygaro, człowiek czuje, że żyje. Szczerze mówiąc, nie podoba mi się zapach, ale za to image. Nie planuję do końca życia wciskać kredytów ćwokom, którzy wierzą mi na słowo i nie czytają umów, mam większe aspiracje. Powolutku podgryzam swoją szefową, tu półsłówko, tam mrugnięcie, raz się zdziwię, raz uśmiechnę, największy kamień się w końcu obluzuje i spadnie. A ja zajmę jego miejsce.

Aspiracje w życiu? Będziecie się śmiać, ale planuję zostać prezesem polskiego oddziału banku. Mam taki zwyczaj, że robię plany jak prezentacje w Powerpoincie, punkt pierwszy, drugi, trzeci i tak dalej. I odhaczam to, co zrobione. Jak się za coś wezmę, to kończę. Żadnego zakładania startupów, żadnego ryzyka, interesują mnie wyłącznie pewne inwestycje z ustalonym poziomem zysku.

Marzenia? A bo ja wiem… Chciałbym mieć duży dom w lesie, święty spokój, żadnych sąsiadów. Płot pod wysokim napięciem i psy. Nie lubię nieproszonych gości.

Największe obawy? Właściwie mam tylko jedną: że mnie jakiś psychol albo pijak za kółkiem zabije. W Polsce to jest możliwe o każdej porze i w każdym miejscu. Chorób się nie boję, nic się mnie nie ima, do dentysty chodzę wyłącznie na usuwanie kamienia i wybielanie, oczy dawno zoperowałem, ubezpieczenie mam najlepsze, jakie może być. Dom ubezpieczony, samochód ubezpieczony, backup w chmurze. Gdyby mi ukradli wszystko z domu, do gołych ścian, żal byłoby mi wyłącznie książek, bo niektóre są nie do odkupienia. Chociażby pierwsze wydanie „Władcy Pierścieni” i „Kubusia Puchatka”. Każdy ma hobby, moim są książki.

Dobra, znudziło mi się, idę zobaczyć, co mi przysłali w pudełkach. Trzymajcie kciuki, żeby nie było cholernego selera.

Zdjęcie: humoar.com