Koniec

Właściwie nie jest ważne, która opcja zwycięży w dzisiejszym brytyjskim referendum. Uruchomiony został proces, który już się raczej nie zatrzyma – chyba, że nastąpi cud, jakiego nie potrafię przewidzieć. Unia Europejska zmierza ku rozpadowi.

Nie – upadkowi. Nie – „Unii dwóch prędkości”. Przewidziałem to jakieś trzy lata temu, kiedy z Casperem The Friendly Kowalem siedzieliśmy u niego w kanciapie i naprawialiśmy świat. Z tego też powodu zmieniłem obywatelstwo: nie uśmiecha mi się pomysł odesłania do 33 1/3 RP. A te pomysły się pojawią. Nie pamiętam, kto słusznie zauważył, że gdy Polacy mówią „imigranci”, mają na myśli „ciapatych”, a gdy Brytyjczycy mówią „imigranci” mają na myśli Polaków. Według danych z 2015, Polaków było w UK 790 tysięcy, wyprzedzali nieznacznie Hindusi, których było 793 tysiące. Tyle, że Hindusi w Wielkiej Brytanii stanowią rzecz normalną – już w połowie XIX wieku było ich tam czterdzieści tysięcy. Polacy przybywają gromadnie od dwunastu lat, a gdyby mi się chciało szukać dokładniej, z pewnością okazałoby się, że już Hindusów wyprzedzili.

Jeśli nastąpi Brexit, coś się zmieni – nie podejmuję się przewidywać, co. Ale jeśli Brexit nie nastąpi, również coś się zmieni. Siły nacjonalistyczno-prawicowe dochodzą do władzy właściwie wszędzie. W Austrii nacjonalistyczny prezydent przegrał raptem 30 tysiącami głosów. Holenderskie sondaże mogę skomentować tylko „jezujezunieczyt”. We Francji Le Pen. Wydaje mi się, że Niemcy odrobiły lekcję z historii i nacjonaliści do władzy nie dojdą, ale kto wie – Żelazna Merkel w końcu musi komuś ustąpić miejsca, a jak widać w Austrii ludzie nie mają zbyt długiej pamięci.

Moje przewidywania parę lat temu wyglądały mniej więcej tak: gdy nacjonaliści dojdą do władzy, zacznie się rozpad Unii. Na początek odetnie się kraje niepotrzebne, irytujące i zasysające kasę: Polska, Węgry, Grecja, Rumunia. Republiki post-sowieckie nie zostaną łatwo odpuszczone, dopóki w Rosji władają Putin i jego przydupasy. Wielka Brytania się obrazi. Francja i Niemcy też, bo nie będą widziały powodów do wkładania pieniędzy w rozwój innych krajów. Holendrzy będą naciskać na „mini-Unię” – Benelux, Niemcy, Austrię i Francję. Ponieważ przewiduję, że rządy w Polsce nie zmienią się przez bardzo długi czas – po coś ta ustawa antyterrorystyczna została uchwalona – w momencie zakręcenia kurka z pieniędzmi Kaczkodan uchwali ustawę o opuszczeniu siedliska genderu i eutanazji, żaden Trybunał Konstytucyjny mu nie przeszkodzi, a Dudopis podpisze, jak podpisuje wszystko, co mu podtykają. Wrócą wizy, własne waluty, podatki handlowe. Zakończy się wolny przepływ ludzi – z wyjątkiem mini-Unii.

Holandia nie zagłosowała w referendum przeciw umowie handlowej z Ukrainą. Zagłosowała przeciwko Polsce (bardzo popularnej w mediach ostatnio), post-Sowietom i innym Turkom. Nikt tu nie ma ochoty bawić się dalej w wysyłanie uprzejmych not zawiadamiających o lekkim zaniepokojeniu aktualną sytuacją. Przeciętny Holender nie do końca odróżnia Słowenię od Słowacji, Polskę od Węgier, Ukrainę od Chorwacji. Wie tylko to, że Wilders, prowadzący w sondażach, za wszelkie zło obwinia imigrantów. Patrzcie państwo – zupełnie jak w Polsce, z tą różnicą, że w Holandii imigranci są, a w Polsce ich nie ma (wyjąwszy Ukraińców, którzy są bardzo przydatni do sprzątania oraz właścicieli kebabów, bo przecież Młodzież Wszechpolska też musi coś jeść). Generalnie imigrantów dzieli się na dobrych i niedobrych. Dobrzy są na przykład polscy stolarze, murarze, spawacze, przydają się, są tani, szybcy i sprawni. Co prawda niekiedy pracują de facto niewolniczo, ale co to przeciętnego van der Plaata obchodzi. Źli są wszyscy o imieniu Mohamed, Muhammad i tak dalej, więc gdy identyczne CV wysyłają Mohamed i Maarten, zupełnym przypadkiem Mohamed nie zostaje przyjęty do pracy, a Maarten tak. Z uwagi na brak pracy nasz Mohamed otrzymuje zasiłek, dzięki czemu Wilders może opowiadać krew w żyłach mrożące historie o imigrantach (niekiedy urodzonych w Holandii i mieszkających tu całe życie) zabierających Nasz Socjal. A ludzie, którzy przez długi czas nie są w stanie załapać się do żadnej pracy z wyjątkiem sprzątania śmieci na dworcu popadają w desperację, depresję, tracą zdolność do dalszych poszukiwań, wzrasta wśród nich przestępczość – dokładnie tego potrzeba nacjonalistom.

Na nadchodzących zmianach wygrają dwie grupy. Po pierwsze primo – Rosja, Chiny, Indie i Stany Zjednoczone, bo rozsypane fragmenty Unii nie będą dla nich stanowić żadnej konkurencji. Po drugie primo – nacjonalizmy różnego rodzaju, neofaszyści, „patrioci”. Ataki na imigrantów już się zdarzają, nawet w krajach, w których nie ma ani jednego imigranta (Polska), a co dopiero w Wielkiej Brytanii. Ot, przykład – jeden z wielu. Będzie ich więcej.

Wiecie, jak się rozwiązał Wielki Kryzys w latach 1929-1933? Za pomocą produkcji broni i późniejszej wojny światowej. Generalnie kryzysy rozwiązywało się tak, że rozpętywało się wojnę, a potem potrzebna była odbudowa, mniej było ludzi zdolnych do pracy (bo zginęli), prywatne majątki zostały rozkradzione. Przez Wielki Kryzys do władzy doszedł Hitler, bo był Niepokorny i nie krępowała go Poprawność Polityczna, więc Mówił Jak Jest. W Stanach wdrożono New Deal, czyli de facto socjalizm, od którego Amerykanie jeszcze kilka lat temu odżegnywali się jak mogli, dopóki millenialsi nie odkryli, że nie są w stanie spłacić kredytów zaciągniętych na edukację. (Dlatego Bernie Sanders zdobył w ciągu roku zainteresowanie ludzi – pięć lat temu wyśmianoby go jako oszalałego lewaka, teraz słucha się go uważnie – choć i tak nominację dostaje ostatecznie Clinton, ale nie założę się, kto te wybory wygra). W Polsce wprowadzono interwencjonizm państwowy, bardzo aktualnie niepopularny bo #zauszstartup, lata 1935-1939 były najbliższe autentycznemu komunizmowi w polskiej historii. Jeśli się mylę, proszę o opieprz w komentarzach.

Tak więc spodziewam się wszystkiego najgorszego i zastanawiam się tylko, czy najpierw zabije nas globalne ocieplenie, wojna światowa (Kim co rano fapuje do zdjęcia czerwonego przycisku), upadek systemów emerytalnych czy zwyczajny głód. [Edit: lub kryzys energetyczny, dziękuję Emilii za przypomnienie na Buniu] Dobrze już było. Teraz będzie tylko gorzej, a referendum w Anglii za kilka-kilkanaście lat zostanie ogłoszone oficjalnym końcem ery posthistorycznej.