Michał Boni zachował się „jak ciota” „lecąc z tym do mediów” (to cytaty z fanów Krula), zamiast jak Prawdziwy Mężczyzna oddać z piąchy. JKM jest prawdziwym mężczyzną, dlatego wybrał sobie jako cel ataku znanego boksera Boniego, a nie na przykład tancerza klasycznego Pudziana lub fryzjera w żabociku Saletę. Po dokonaniu męskiego aktu JKM udał się na Facebunia, gdzie napisał różne brednie, m. in. „Zrobiłem to w miejscu dyskretnym, w saloniku MSZ, w obecności kilkunastu osób na poziomie – by oszczędzić p. Boniemu wstydu publicznego”.
To, że media określają JKM mianem „polityka” jest dla mnie równie zadziwiające, jak określanie Chazana mianem „lekarza”. Bo rzecz w tym właśnie, że JKM nie jest politykiem. Od dawna czekam, aż rozpocznie się rewolucja i wczoraj mnie olśniło, że właśnie się rozpoczęła. Tak naprawdę rozpoczęła się może już wtedy, gdy do Sejmu weszła Anna Grodzka. JKM jest jej kolejnym etapem.
Rewolucja ma zasięg światowy. Nie bez powodu we Francji triumfy odnosi Marine Le Pen, w Anglii — Nigel Farage, a w Holandii — Geert Wilders. Od jakichś 10-15 lat widać wyraźnie, że zawodowi politycy, banksterzy, korporacje i prawnicy zbudowali sobie wygodny systemik, dzięki któremu 0.1% na górze się bogaci, a 99.9% poniżej zapierdala. Kryzys rozpoczęty w 2005 roku nie dotknął wcale WSZYSTKICH, dotknął wyłącznie biedniejszych — w zależności od kraju dowalając mocniej klasie średniej lub niższej. Najbogatsi, dzięki premiom, wykupom banków z pieniędzy podatników, zwolnieniom podatkowym wzbogacili się bardziej. Zdenerwowani wyborcy udali się do urn i zagłosowali inaczej niż poprzednio, po czym odkryli, że… nic się nie zmieniło.
Część ludzi zareagowała na to marazmem i przestała głosować. Część twardo głosuje na „lewicę” i „prawicę”, licząc, że coś się zmieni. Część jednak — w Holandii prawie 20%! — uznała, że ma to wszystko w dupie i zagłosuje na kogoś, kto wygląda, jakby miał rozwalić system. Wyborcom polskim nie chodzi przecież o to, żeby Korwin został prawdziwym monarchą i latał dookoła Sejmu z buławą, waląc nią każdego, kto się napatoczy. Wyborcom Twojego Ruchu Palikota Europy Plus Kwaśniewskiego wcześniej, a Nowej Królewskiej Prawicy teraz chodzi o to, żeby się wreszcie pozbyć tych cholernych Kaczyńskich, Tusków, Millerów, Ziobrów, Gowinów i innych przygrubych, spoconych panów w drogich garniturkach, którzy spożywają eleganckie obiady zaprawiane kurwami w restauracjach, na które przeciętnego wyborcy nie będzie stać nigdy. Nie chodzi o to, żeby — o czym bredzi Korwin — zapanowała anarchia i znikły podatki. Chodzi o to, że tak długo wmawiano nam, że zawodowi politycy wiedzą, co z tymi podatkami zrobić, tylko po to, żeby potem pokazać nam, że w rzeczywistości chodziło o obiadki, cygarka, Mercedesy i garniaki, że mamy tego serdecznie dosyć. A z każdym miesiącem kryzysu będziemy mieć dosyć bardziej.
W tej chwili właśnie jest moment bardzo niebezpieczny — moment, na jakim do władzy wyrósł Hitler. JKM premierem nie zostanie, bo gada zbyt wiele durnot i nawet ludzie zdesperowani, żeby pozbyć się „starego układu” nie poprą kogoś w tak oczywisty sposób zagubionego w zakątkach własnego mózgu. Większe niebezpieczeństwo stanowią Farage i Wilders — partia tego ostatniego aktualnie ma te same notowania, co partia rządząca VVD (koalicjant PvdA, Partia Pracy, ma 1/3 głosów, które dostał w wyborach, co ma pewien związek z tym, że Partia Pracy nie powinna realizować programu liberalnego ekonomicznie celem dalszego ubogacania banków i korporacji). Natomiast jeśli skupić się na Polsce, jeśli jutro pojawi się na scenie politycznej multimilioner (z czegoś trzeba kampanię sfinansować, a idiotyczny system polityczny, skonstruowany przez Millerów i im podobnych, blokuje młode inicjatywy i promuje stare) z mnóstwem charyzmy i zacznie głosić hasła o obalaniu systemu, likwidacji emerytur ubeckich, odbieraniu pieniędzy Kościołowi i Kulczykowi i oddawaniu ich młodym rodzinom z dziećmi, po wyborach będziecie mieli nowego premiera. Który swoje obietnice będzie musiał jakoś sfinansować. Bo jeśli tego nie zrobi, może mu nie starczyć policji na blokowanie łysych chłopców z koktajlami Mołotowa.
Rewolucji będzie bardzo trudno zapobiec. To znaczy, ja mam bardzo dobry (moim zdaniem) pomysł — wprowadzenie światowej stawki podatkowej, bez ulg, stref wolnych od podatku i rajów podatkowych — 90% powyżej miliona dolarów rocznie. Tyle, że trudno mi uwierzyć, żeby bogaci mieli się na to zgodzić, a tak się dziwnie składa, że to właśnie bogaci mają pieniądze na prawników, lobbystów i kupowanie ustaw. Co jeszcze jakiś czas podziała — może rok, może pięć, może dwadzieścia — aż pewnego dnia pani Walton obudzi się bardzo zdziwiona faktem, że w jej sypialni znajdują się zamaskowani panowie z karabinami maszynowymi. Nie umiem niestety powiedzieć, kim będą. Być może będą to przedstawiciele Głosu Ludu (TM). Być może będzie to straż przyboczna Korwina-Mikkego. Słowa JKM o tym, że różnice zdań powinno się załatwiać przemocą padają na podatny grunt — grunt złożony z milionów ludzi, żyjących często poniżej granicy ubóstwa, słuchających, jak panowie w garniturkach motywują kolejne cięcia w zapomogach, opiece społecznej, opowiadających, że niestety nowe emerytury będą troszkę niższe, tak o 70% niż stare, a wiek emerytalny niestety trzeba podnieść, cóż poczniemy… co jest niestety prawdą, tyle, że brzmi niezwykle wręcz fatalnie, gdy Giertych prycha „nie róbmy z Polski takiego bieda-kraju”. Całkiem niedługo może nadejść czas, kiedy będziemy wspominali z nostalgią, jak to polityków TYLKO się policzkowało.
Bez zdjęcia, bo nie będę sobie żadnego z tych indywiduów na bloga wrzucać.