Wpis dedykuję osobom, które uważają, że depresja jest modna i chorzy mają ją z wyboru.
*
Basia, lat 32, pracuje w księgowości.
Co rano, gdy dzwoni budzik, Basia czeka w niepewności. Czy wreszcie poczuje ciężar w każdej kończynie, uniemożliwiający jej wyjście z łóżka? Nie. Jest energiczna i gotowa wskoczyć pod prysznic… nie, nie, prysznic jest niemodny, w ten sposób nigdy nie będzie wyglądać jak Greta, ale mama nauczyła Basię, że higiena jest ważna. Mama, staromodna, zniszczyła Basi życie. Ręka Basi odruchowo wyciąga się po szampon i żel pod prysznic, które zamawia w Internecie, żeby nikt nie wiedział o jej uzależnieniu. Nie, dzisiaj nie, mówi sobie Basia, stojąc nieruchomo pod prysznicem, próbując opanować uśmiech rozkoszy towarzyszącej jej przy myciu. Jeśli nie umyję włosów, tylko je zmoczę, będą wyglądać prawie jak brudne… Nie umie jednak się oprzeć i znów wychodzi z łazienki z umytymi, gładkimi włosami, pachnąc świeżością. Piotr, którego szklanka z pigułkami stoi na stole jak wyrzut sumienia, znowu będzie ją musiał zapewniać, że nie podoba mu się taka jaka jest, nawet z umytymi włosami. Basia walczy z posiadaniem libido, zżerana brakiem poczucia winy.
Bezmyślnie, Basia zjada śniadanie (wstydliwe, niechore jedzenie – sałatka z ciecierzycą, kawa bez kofeiny), przeglądając magazyn Z Życia Gwiazd. Tym razem pismo – modne – ma tylko siedem stron, pozostałe puste, wydawnictwo lubi się chwalić tym, że redaktorzy, graficy, nawet paparazzi mają zbyt silną depresję. No ładnie, myśli z pewnym potępieniem spoglądając na stronę trzecią, Gołowską znowu sfotografowano, jak się uśmiecha. Pewni ludzie nie mają wstydu… po czym Basia przypomina sobie, że sama ciągle ma tendencję do uśmiechania się. Musi spędzić więcej czasu przed lustrem, trenując ból w oczach, wykrzywioną cierpieniem twarz. Zrobi to po pracy, decyduje. Dopiero w autobusie zdaje sobie sprawę, że znowu będzie w pracy na czas. Czemu ludzie muszą ją ciągle osądzać? Ci nieliczni, którzy zwlekli się z łóżka o tej porze gapią się na swoje kolana albo za okno, udają, że nie widzą jej wysportowanej sylwetki, zniszczonej jogą i siłownią. Starając się ukryć, co robi Basia szybko przebiega okiem artykuł o tym, jakie objawy są najmodniejsze w tym miesiącu, rozważając, czy jakieś zdoła symulować. Z obiecanych dziesięciu są tylko cztery, reszta strony jest pusta. I tak w tym miesiącu wygrał Glamour, bo jedynym, co pojawiło się w wydaniu był tytuł i niemrawe przeprosiny za brak treści.
Greta i Iwona przychodzą spóźnione o ponad godzinę. Basia mierzy je zazdrosnym spojrzeniem. Iwona na nowych lekach utyła o piętnaście kilo w sześć miesięcy, żadne ubrania na nią nie wchodzą, kiedy chwali się umęczonym głosem, że kupiła najtańszą szmatę w używaku, bo niczego innego nie jest warta, Basię skręca zawiść i wstyd. Znowu zapomniała obciąć metki z nowej bluzki. Jej wstydliwe uzależnienia cieszą ją tak, że ciężko jej ukryć radość przed innymi. Odkrywa, że znowu się głupio uśmiecha i szybko próbuje przywrócić tradycyjny, zbolały wyraz twarzy, ale za późno, Greta zauważyła i spogląda bez potępienia. Gdyby chociaż potępiła…!
Włosy Grety wyglądają fantastycznie, jak zlepiony brudem mop. Basia rozważa noszenie czapki, żeby jej pachnące loki nie rzucały się w oczy. Kilka razy prawie odważyła się ogolić głowę, ale w ostatniej chwili jej ręka z maszynką zatrzymywała się kilka centymetrów za daleko. Może dzisiaj, myśli Basia z nadzieją. Może uwierzą, że też mam depresję i przestaną się na mnie patrzeć, komentując z opóźnieniem wymuszonym przez prawdziwą depresję.
– Mój nowy antydepresant… powoduje… zaparcie – mówi Greta.
– Co ty powiesz – odpowiada płasko Iwona po standardowych dwóch minutach. – Mój biegunkę. A i tak tyję.
– Wyglądasz super! – woła radośnie Basia, znowu się zapominając. Greta i Iwona powoli zwracają na nią obolałe oczy. – Przepraszam…
– To twoja wina, że taka jesteś – wzdycha Iwona. – Ale nie wszyscy możemy być… chorzy. Musisz nieść swój krzyż. Czy próbowałaś się nie modlić? Jezus mógłby na Ciebie… – Wzdycha ciężko. – Zesłać depresję… gdybyś się częściej nie modliła.
– Pewnie znowu uprawiała jogę – mamrocze Greta. Basia zapisuje długopisem na ręce „mamrotać”, próbując opanować triumfalny uśmiech. W końcu się nauczy. – I znowu jadła… sałatkę. O… się cieszy. Widać po niej, ciągle o siebie dba.
– Nie! – upiera się Basia, nie zawstydzona własnymi kłamstwami. – Wcale nie jadłam sałatki! Tylko wypiłam cztery kawy, nawet z tłustym mlekiem zamiast chudego! A wieczorem będzie pizza! Nienawidzę siebie! Wczoraj miałam myśl samobójczą!
– Jedna myśl nie czyni z ciebie… człowieka. Gdybyś naprawdę była… jak normalni ludzie, to byś się tak nie cieszyła – mamrocze Greta. – No… trudno. Widzimy, że się nie starasz. Może nigdy ci się nie uda – pociesza. Widać po niej, że wiele ją kosztuje każde zdanie.
– Może kiedyś – pociesza ją płasko Iwona, po czym wraca do gapienia się bezmyślnie w ekran i klikania w Psychobooka, kiedy Basia patrzy na arkusz kalkulacyjny i modli się o siłę, żeby się nim nie zająć. Zagląda na Dołograma, Kim Kardashian znowu od sześciu miesięcy nie wrzuciła selfika. Ta to wszystko umie. Basia próbuje zmusić się do obgryzania paznokci zamiast uprawiania pracy, ale to takie nudne, siedzieć i nic nie robić… Rozgląda się – Iwona i Greta gapią się w ekrany, Maciek w telefon, Janka nie ma wcale, bo jest w szpitalu. Szczęściarz, próbował sobie podciąć żyły. Basia też by chciała, ale coś ją powstrzymuje, mimo odwoływania wizyt u terapeuty. Może nie zauważą, że pracuje, dyrektor od pięciu tygodni nie przychodzi, w razie czego można zwalić wypełniony arkusz na koleżanki…
– Idę na terapię – mówi wyzywająco. – Muszę wyjść w trakcie lunchu.
– I tak wrócisz na czas – odpowiada powoli Greta. – A przedtem tam… dotrzesz. Już ja cię znam. Ale lubimy cię, jaką jesteś – dorzuca, próbując się uśmiechnąć.
Iwona nie mówi nic, nie ma już siły nawet się odezwać. Basię aż skręca z zawiści. Może terapeuta coś pomoże…
*
– Więc mówi pani, że w pracy uprawiają brak mobbingu – wzdycha terapeuta, któremu zajęło dziesięć minut skupienie na niej obolałego wzroku. – Tolerują brak tabletek, pani wagę, tę… radość życia.
– Właśnie – przyświadcza żwawo Basia, zapominając się po raz kolejny, po czym wymusza z siebie ciężkie westchnienie. – Czy mógłby mi pan przepisać jakieś takie tabletki, dzięki którym czułabym się gorzej?
– Może by pani poczytała o Polsce w gazetach…
– Próbowałam, ale nie pomaga.
– No tak. Pani nawet aborcji nie chce mieć, dobrze pamiętam? Miałem zajrzeć w pani notatki, ale wie pani, jak człowiek ma depresję, to siły nie ma, zapomina…
– Ja też zapominam! Nawet o mamrotaniu musiałam sobie zapisać!
Terapeuta patrzy na Basię ciężkim wzrokiem. Basia znów się rumieni. Za dużo powiedziała, nie, za szybko, co za wstyd. Dobrze, że depresja Piotra jest za ciężka, bo by od niej odszedł, a Basia tak bardzo potrzebuje braku akceptacji…
– No nic – mówi terapeuta, kiedy upływa ich godzina. – Nie chce pani pić, odżywiać się niezdrowo, ciągle pani ćwiczy, co ja mogę… poradzić. Może jednak pani spróbuje coś z tym… niesmacznym uśmiechem zrobić. W sklepach sprzedają teraz sztuczny sklejacz do włosów, mogłaby pani się mniej rzucać w oczy, dwie godziny zajmuje, do pracy by się pani mogła spóźnić…
– Myślałam o czapce – przerywa Basia i wstyd znów ją zalewa. Depresanci nie przerywają. Iwona to ma dobrze, ciągle wygląda na zbolałą, ledwie się rusza, a Basię kosztuje tak wiele udawanie, że nie pracuje, nie lubi ćwiczyć, nie odżywia się zdrowo. Ale co poradzi, kiedy taka już jest…? Terapeuta doradza jej, żeby siebie znienawidziła taką, jaką jest, ale Basia się nie wstydzi. Za dużo jest w niej pozytywnych rzeczy – energia, uśmiech, nawet śmiech (!). Lubi oglądać seriale komediowe z lat 90., kiedy nieposiadanie depresji było jeszcze może nie tyle modne, co akceptowalne. Robi to w tajemnicy przez Piotrem, udając, że tępo gapi się w telefon, ale czasami wymsknie jej się chichocik…
– Czapka – wzdycha terapeuta. – Pani myśli, że nikt nie zauważy… – Przerywa, zmęczony. Przerywać, ale tylko sobie, nie innym, myśli Basia, żałując, że nie ma długopisu. Problem w tym, że o depresji nikt nie pisze artykułów, bo jest naturalna, poza tym nikt nie ma siły. O jej problemie jest trochę, na ogół anonimowe listy. Wszyscy jej niby nie żałują, chcieliby zaszkodzić, ale albo doradzają nieuprawianie ćwiczeń, bycie brudną, niedocieranie do pracy, albo po prostu oparcie się niemodnej tendencji do uśmiechania i ukrywanie swego problemu. Jak to zrobić? Jak normalni ludzie potrafią tak ciągle wcinać fast food i nie uprawiać ćwiczeń…?
– Gołowska się uśmiechnęła publicznie – mówi Basia z potępieniem. – Na zdjęciu widziałam.
Terapeuta powoli obraca głowę w kierunku zegara. Basię ciągnie do pracy, stara się nie patrzeć na zegar. Może zdoła się spóźnić z powrotem. – Gołowska nie powinna być dla pani żadnym wzorem. Niech pani wytrzyma jeszcze pięć minut, dopiero kwadrans spóźnienia.
– Nie, ja mówię, że ona wstydu nie ma… Aktorka w końcu…
– Pani nie jest aktorką i też się uśmiecha. Musimy nie kończyć, następny w kolejce czeka.
– Ktoś znany? – pyta Basia, żeby zyskać chociaż minutę spóźnienia.
– Nie mogę udzielać informacji o innych pacjentach. – Terapeuta wyciąga z biurka butelkę whisky i pije prosto z butelki. Basia opuszcza wzrok i próbuje nie myśleć o swojej wodzie mineralnej wlanej do butelki po wódce Piotra. Ale wstyd. Nawet pić na umór nie umie, mimo, że alkohol jest depresantem, ciągle myśli o herbacie miętowej bez cukru.
*
Wychodząc, Basia próbuje powłóczyć nogami i patrzeć w podłogę, ale nie umie powstrzymać ciekawości. W poczekalni siedzi szczupły, muskularny mężczyzna, od razu widać, że też nie bierze antydepresantów. Uśmiecha się do niej i Basia odwzajemnia uśmiech, zanim oboje zdadzą sobie sprawę, że to błąd i zmuszą się do ponurego spoglądania pod nogi. Ciekawe, czy można dostać depresji z powodu nieposiadania depresji, myśli Basia z nadzieją. Wtedy ktoś by mi mógł przepisać pigułki. Najlepiej mirtazepinę, od niej można dostać nadwagi takiej, że ho ho, nawet Greta by zazdrościła, a jeszcze się śpi za długo… Wracając do pracy zbyt szybkim krokiem Basia nie zauważa zbolałych, niepotępiających oczu – jest zajęta rozważaniem zamówienia nielegalnej mirtazepiny z Internetu. Nawet jeśli prześlą jej pigułki z cukru, będzie mogła wreszcie kupić pudełko na leki, takie, jakie ma Piotr, podzielone na przegródki „rano, w południe, po południu, wieczorem”, siedem dni w tygodniu. Mogłaby je postawić na biurku i pozostali przestaliby rzucać na nią te ciężkie spojrzenia, które próbowała trenować w lustrze. A może tik-taki?
– Już wróciłaś – mówi Janek tępo.
Basia rumieni się, obrzucając wzrokiem pusty pokój. – Ale trochę się spóźniłam. – Przerywać! – O całe… – Spogląda na zegarek i na jej twarz wypływa uśmiech. – Osiem… minut…
– Greta już nie wróci… musi wrócić do łóżka. Ja w ogóle nie wyszedłem – dodaje Janek. – Nic nie jadłem.
– Jak ty to robisz, że jesteś taki gruby…?
– Wiesz co, nieważne, czy jesz niezdrowo czy nie, od litu człowiek tyle tyje, że…
Basia przestaje słuchać, owładnięta nadzieją. Lit. To pierwiastek. Powinien być łatwy do kupienia. Może nawet zdoła wziąć za dużo i wtedy będzie naprawdę porządnie chora? Będzie mogła jeść sałatki i pić herbatę miętową, a i tak się roztyje? Ach, mieć chociaż pięć kilo nadwagi… Janek coś nadal mamrocze. Basia patrzy na niego nienawistnie, ale zaczyna znów słuchać.
– Powinnaś spróbować nie ćwiczyć – kontynuuje Janek. – Jeść więcej niezdrowego jedzenia, pizza, cheeseburgery, pić dużo alkoholu…
– Ale ja nie lubię – odpowiada Basia radośnie.
– Znowu się cieszysz jak niegłupia do kilograma sera. Nie to nie, nie będziesz mieć nadwagi… – W jego głosie pojawia się lekka irytacja, Janek ma tyle szczęścia, że ma dwubiegunówkę. Tylko w manii zaczyna się zachowywać jak Basia, ale potem wydaje wszystkie zarobki na ładne rzeczy aż zmaksuje kartę kredytową, a Basię powstrzymuje poczucie winy wyniesione z dzieciństwa. Terapeuta poradził, żeby sobie co rano wymyślała różne sposoby, na jakie rodzina ją wykorzystywała i dręczyła, ale Basia bez notatek nie pamięta, a skleroza to żadna choroba i nie chcą jej przepisać tabletek.
Naprawdę próbowała nie uprawiać jogi o wschodzie słońca, dzisiaj się udało, ale jutro o poranku znowu będzie musiała z sobą walczyć, a potem ten szampon, ciągła udręka… Jestem taka zmęczona, myśli z radosną nadzieją, ale to nieprawda. Chowa przed Piotrem sałatki, bo znowu ją oskarży o trucie się naturalnymi składnikami. Między nimi jest już wystarczająco nieźle od kiedy głupio się przyznała, że jej piwo to w rzeczywistości herbata miętowa, tylko wlana w inną butelkę. Te jego westchnienia… starała się je naśladować, ale nawet tego nie umie.
– A jeśli mam niskie poczucie własnej wartości…? Czy to się liczy?
– Nie musisz – wzdycha Janek. – Lubimy cię, jaką jesteś. – W jego głosie słychać zmęczenie i niechęć. Basia kurczy się z zażenowania. Ach, być nielubianą…
Bliska roześmiania się ze szczęścia, chowa się za biurkiem. Czemu nie może być taka, jak inni? Przecież się stara. Ostatnio wmusiła w siebie hot doga z majonezem, chociaż było jej potem okropnie niedobrze i nie mogła się oprzeć pokusie, żeby pouprawiać jogging. To jej własna wina. Po prostu za mało próbuje i o tym wie. Zamiast słuchać Nicka Cave’a sięga po stare płyty Kylie Minogue, nawet czasami się zapomina i tańczy, dopóki Piotr nie poprosi ją, żeby nie robiła takiego hałasu, bo okropnie boli go głowa, spał tylko piętnaście godzin i niechcący się umył. A gdyby tak z nią zerwał? Mogłaby być porządnie nieszczęśliwa. Ale on tylko mruczy, że ją kocha i przewraca się na drugi bok. W ogóle jej nie pomaga.
Dosyć tego, decyduje Basia. Od dzisiaj zero sałatek, zero ćwiczeń… natychmiast przed oczyma staje jej kusząca wizja tajnej siłowni, ukrytej w piwnicy, gdzie depresanci nie docierają, bo nie mają siły. Nie, nie pójdzie. Tym razem nie pójdzie. Co najmniej do jutra. Może czas wrócić do grupy Anonimowych Niedepresantów? Pracowała nad krokiem drugim, „uwierzyliśmy, że siła słabsza od nas może odebrać nam tzw. zdrowie”, ale jej sponsorka się wykruszyła, wróciła do biegania i jazdy na rowerze, a tak dobrze im szło odwoływanie spotkań! Spotkań, myśli Basia, zmartwiała. To jej kolej odwołać spotkanie z siostrą! Prawie zapomniała. Wbija w telefon alarm, żeby nie zapomnieć o zrobieniu tego w otwartej chwili. Basia nic nie poradzi na to, że tęskni za martwą twarzą Olki, za zazdrosnym patrzeniem, jak Olka zwisa z krzesła, ubrana w coś w rodzaju wora po ziemniakach, włosy w strąkach, zero makijażu. Cholera! Nawet nie zauważyła, kiedy się umalowała! Wyskakuje zza biurka i biegnie do toalety, żeby zmyć toto z twarzy – no właśnie, znowu biegnie! Jej życie jest takie trudne, ciągłe próby walczenia z sobą, udawania kogoś, kim nie jest, wszystko w imię mody i akceptacji przez społeczeństwo.
Gdyby chociaż umiała się znienawidzić, ale nawet do tego się nie nadaje, myśli z natrętną radością.
Czas wrócić na mityngi. Znowu będzie siedziała sama w salce, bo pozostali nie dotrą, są już dalej w krokach – „poprosiliśmy siłę słabszą, żeby odebrała nam siłę i tzw. zalety”. Nie zasłużyłam na to, myśli gniewnie, po czym znowu spada na nią brak poczucia winy. Powinna wierzyć, że zasłużyła, dzisiaj się już nawet przez moment udało.
Życie bez depresji jest straszne, myśli Basia, patrząc, jak Iwona bardziej wpełza, niż wchodzi do pokoju. Musi mieć wyjątkowo dobrane leki.
Na powyższym zdjęciu wcale nie mam depresji, ale staram się wyglądać modnie. Udało się?