No więc (nie zaczyna się…) irytuje mnie niewiele osób, bo jestem człowiekiem spokojnym i raczej łagodnym.
Nie irytuje mnie Terlikowski (nawet mimo jego najnowszego bon-mociku: „Aborcja w późnym stadium polega na wywołaniu porodu i odłożeniu dziecka, by zmarło”). Domaganie się od Terlikowskiego, żeby przestał gadać takie rzeczy, jest domaganiem się od papieża, żeby Watykan błogosławił małżeństwa par jednopłciowych, domaganiem się od Rydzyka, żeby zaznajomił się ze sztuką nowoczesną i zaczął ją chwalić w Radyju, domaganiem się od Madonny, żeby ubrała się w skromny golf i długą spódnicę, ścięła włosy jak to przystoi osobie w jej wieku i zaczęła prowadzić skromne życie pustelnicy. Bessęsu i już. Astromaria nie zacznie pochwalać GMO, a jeśli zacznie, nikt nie uwierzy, że robi to poważnie. Jarosław Kaczyński nie wyściska Tuska, a jeśli to zrobi, wszyscy pomyślą, że znowu bierze silne lekarstwa. Irytowanie się Kaczyńskim, który wygłasza androny jest tym samym, co irytowanie się, że wiatr wieje. Nic nie zmienimy, a nerwy sobie zszarpiemy kompletnie niepotrzebnie.
Nie irytują mnie osoby zwyczajnie głupie z powodu podobnego powyższemu — wymaganie intelektualnej głębi od osoby o głębi płaskiego talerza źle świadczy raczej o nas, niż o owej osobie. Są ludzie, którzy NIE SĄ w stanie wyrosnąć umysłowo ponad bezkrytyczne powtarzanie zasłyszanych andronów i już. Stereotypy są takim ludziom niezwykle potrzebne, bo przyjęcie do wiadomości, że ludzie różnią się od siebie jest dla nich nieomal niewykonalne. Ten rodzaj osób często podpisuje się nickami typu „normalny”, „katolik” lub „prawdziwypolak” i czyni to z dumą.
Nie irytują mnie ludzie, którzy mają poglądy inne od moich, ale potrafią o nich dyskutować. Ba, tych lubię najbardziej, zwłaszcza, jeśli są w stanie przyznać się do błędu. Chcę wierzyć, że sam do nich należę. Nie znaczy to, że jestem chorągiewką, która zmienia poglądy w zależności od tego, skąd wiatr zawieje. Ale jeśli udowodni mi się ponad wszelką wątpliwość, że się mylę, przepraszam i przyjmuję punkt widzenia rozmówcy za swój — aż dopóki kolejny rozmówca nie udowodni mi, że poprzedni się mylił.
Irytują mnie na ogół osoby podobne Raczkowi z poprzedniej notce. Nie da się odmówić mu inteligencji i oskarżyć o płyciznę intelektualną — a jednak gada straszliwe androny. Wiem, skąd się one wzięły; wzięły się one z ustawienia samego siebie w pozycji Większości, Która Ma Rację. Tyle, że ja po pierwsze primo nie wierzę w istnienie Większości, Która Ma Rację, a po drugie primo w szczególności nie widzę w niej Raczka.
Członkowie Większości, Która Ma Rację, na ogół ulegają wewnętrznym sprzecznościom. Czym innym jest, jeśli heteroseksualny biały mężczyzna chwali system premiujący heteroseksualnych białych mężczyzn. Czym innym jest, gdy robi to kobieta, gej lub osoba ciemnoskóra. Kobieta, wmawiająca mi, że szklany sufit nie istnieje; gej, opowiadający o tym, czym się charakteryzuje Prawdziwy Mężczyzna; Arabka, chwaląca prawo zakazujące jej prowadzenia samochodu; wyborczyni Korwina; wszystkie te osoby niezmiernie mnie irytują, ponieważ straszliwie szkodzą. Nie, nie sobie. Innym.
Nie mogę przejść bez zgrzytania zębami obok celebrytki, która radośnie opowiada, jak to nie jest RZECZ JASNA feministką, ponieważ JAK WSZYSCY WIEMY feministki są włochate i nienawidzą mężczyzn, a ona przecież lubi gotować dla swojego Misia. Nie trawię ministry, odpowiadającej bez mrugnięcia okiem na pytanie „kiedy znajduje pani czas na prasowanie dla męża?”. Otwiera mi się w kieszeni otwieracz do konserw, gdy Raczek opowiada o tym, kto jest prawdziwym mężczyzną (Raczek), a kto nie jest (osoby nieposiadające cech Raczka), bo mam o nim lepsze zdanie i wolałbym usłyszeć raczej „a czy naprawdę są cechy osobowości przynależne mężczyznom i kobietom i czy jesteście państwo pewni, że te rzekomo męskie są lepsze?”. Naprawdę, ja wiem, że Raczek, pani przedsiębiorca członek Dominika Staniewicz i Doda przeleźli jakoś przez ten płot oddzielający mniejszości od fruktów, ale czy naprawdę właściwym zachowaniem jest załatanie dziury i spalenie mapy, żeby nikt jej przypadkiem nie znalazł? Nie moglibyśmy tego cholernego płotu, bo ja wiem, przewrócić?
Bardzo jest niewiele truizmów, które są prawdziwe dla KAŻDEJ jednostki ludzkiej. Owszem, źle jest zabijać, torturować, kraść, kłamać i ogólnie robić bliźniemu co Tobie niemiłe. A jednak robimy to co dnia, w majestacie prawa, chociażby w Hiszpanii, gdzie ludzie pracują za darmo, bo mają ciągle nadzieję, że szefostwo im zapłaci, a w międzyczasie przymierają głodem — ale na szczęście priorytety są zachowane, więc banki dostały 40 miliardów euro, oj, będą premie dla prezesów. W Rzymie, gdzie papież błogosławi Rebekę Kadagę, która zobowiązała się przeprowadzić przez ugandyjski parlament prawo, karzące seks między osobami tej samej płci karą dożywocia, a to jeżeli nie uda się przeprowadzić wersji z karą śmierci. O ile w Hiszpanii jak wiadomo sami komuniści i bezbożnicy, o tyle chyba nawet Terlikowski nie oskarży o to samo papieża. Więc jak to jest z tym, że Wszyscy Przecież Wiemy, Że? Czy na pewno Wszyscy Wiemy, że seks pozamałżeński jest zły? Czy na pewno Wszyscy Wiemy, że nie chcielibyśmy, aby nasze dzieci miały wielu partnerów? (Z komentarzy do którejś z poprzednich notek, nie wymyśliłem sobie tego.) Wszyscy Wiemy, że oczywiście nie jesteśmy homofobami, ale lepiej, żeby nasze dzieci były hetero… a jeśli już muszą być homo, to z pewnością Wszyscy Wiemy, że adopcja w Polsce jest nierealna, bo społeczeństwo nie jest na to gotowe, hę?
No i właśnie to mnie irytuje, co zapewne da się poznać po tonie ostatnich akapitów 🙂
Czy udało mi się kogoś z Was zirytować? Jeśli nie, powiedzcie, co irytuje Was.