Wiele ostatnio myślałem na temat pojęcia wyboru i tego, jakie wybory podejmujemy, dlaczego i jak przekładają się one na konsekwencje w naszym życiu. Zaczęło się, kiedy moja przyjaciółka wrzuciła na Facebooka status: „Jedynym ograniczeniem jest Twoja wyobraźnia! …i pieniądze! …i zdrowie! …i inni ludzie!” Zaśmiałem się, ale zostało mi to w głowie i nie pozwalało o sobie zapomnieć.
Przypomniałem sobie o jej statusie, kiedy dostałem odpowiedź na list wysłany do niderlandzkiego urzędu ds. pracy i przychodów w sprawie zasiłku mieszkaniowego dla osób dotkniętych nagłym wypadkiem losowym, np. chorobą. Odpowiedź była odmowna, czego się poniekąd spodziewałem, zaskoczyło mnie natomiast uzasadnienie. Uzasadnienie szło mniej więcej tak: 1) wziąłem kredyt powyżej 100% wartości mieszkania, co było moim własnym wyborem; 2) zakładając firmę nie ubezpieczyłem się od utraty płynności finansowej, co było moim własnym wyborem. W związku z tymi dwoma powodami odmawia mi się zasiłku. Sugestia, dodana przez urząd zupełnie za darmo, brzmi: sprzedać mieszkanie i kupić tańsze.
Nie do końca zgodziłbym się ze stwierdzeniem, że te rzeczy były moim wyborem. Punkt pierwszy opiera się na założeniu, że ja rozumiałem specyfikę i zawiłości kredytów hipotecznych, przewidywałem globalny kryzys i opierając się na tym dokonałem świadomego wyboru wzięcia kredytu powyżej wartości mieszkania. Rzeczywistość wyglądała, rzecz jasna, nieco inaczej. Kiedy kupowałem apartament, agent nieruchomości zapewnił mnie, że po 5-6 latach sprzedam go z zyskiem, bank nie miał żadnych oporów przed daniem mi kredytu, żadna z tych instytucji nie miała też problemu z przyjęciem swojej prowizji, która ostateczną sumę kredytu rzecz jasna zwiększyła. Żadna z nich również nie przewidywała kryzysu. Natomiast tylko bank otrzymał dofinansowanie od rządu, kiedy już pojawiła się taka potrzeba; ja dofinansowania nie dostałem.
Punkt drugi ignoruje kompletnie specyfikę choroby, którą jest bipolar. Osoba w stanie hipomanii nie dokonuje wyborów tak samo, jak osoba poza tym stanem. Nie twierdzę tutaj, że należy mnie ubezwłasnowolnić i odebrać możliwość dokonywania wyborów, ani — że bipolar jest usprawiedliwieniem dla wszelkich wybryków, finansowych i innych. Zwracam tylko uwagę, że określenie „mój wybór” znowu zostało użyte troszkę na wyrost. Kiedy zakładałem firmę, wiedziałem NA PEWNO, że odniosę wielki sukces, że nie potrzebuję żadnej pomocy, że sprzyjają mi bogowie i że będzie trzeba pracować ciężko, ale na końcu tęczy czeka kufer pełen złota. Nie wiedziałem, że zamiast tego pewnego dnia obudzę się w depresji; nie rozważałem takiej możliwości ani przez minutę. Tak się nie mogło stać. Umysł w hipomanii pewnych rzeczy nie ogarnia. Ale ja to wiem teraz, a nie wtedy, kiedy był czas na ubezpieczanie kredytu.
Dodana za darmo sugestia wzbudza we mnie po połowie rechocik (lubię wszakże czarny humor), po połowie zaś chęć odpisania urzędowi nieco nieuprzejmie. W Amsterdamie w tej chwili nie da się sprzedać mieszkania, chyba, że zaniży się jego cenę o 20-30%. Jeśli to zrobię, będę mógł rzecz jasna kupić tańsze mieszkanie, dzięki czemu będę miał nadal taki sam kredyt, tylko jeszcze bardziej niezabezpieczony wartością nieruchomości. Urząd raczy sobie robić liberalne jaja, proszę szacownego urzędu, i ja rozumiem, że urząd ma dzisiaj PMS i muchy w nosie, ale to nie powód, żeby się urząd natrząsał z chorego.
*
Rzecz jasna, kiedy myślę o podejmowaniu wyborów, nie myślę tylko o urzędach i swoim kredycie (choć przyznam, że temat ten regularnie pojawia się w mych rozważaniach o naturze wszechrzeczy). Bardzo często wybór jest pozorny, podejmowany za nas przez prawników i bankierów, polityków, czy rodziców. Matka skrzypaczki Vanessy-Mae, Pamela, dokonywała za córkę WSZYSTKICH wyborów, włącznie z tym, że Vanessa-Mae miała zakaz krojenia własnoręcznie chleba (bo jeszcze się zatnie). Matka powiedziała jej też „kocham cię, bo jesteś moją córką, ale nigdy nie będziesz dla mnie wyjątkowa jeśli nie będziesz grać na skrzypcach”. Vanessa-Mae zerwała kontrakt menadżerski z matką w wieku lat 21, w nadziei, że uda jej się przywrócić kontaktom z matką pozory normalności. Niestety, zamiast tego Pamela zerwała z córką wszelkie kontakty i nigdy więcej się do niej nie odezwała. Kto tu dokonał wyboru i jakiego? Kto kogo za to obwinia?
W bardzo ciekawym TED Talk Sheena Iyengar opowiada o „Sztuce wyboru”. Nie będę cytować jej wykładu, bo cały jest wart obejrzenia (lub chociaż przeczytania). Pamiętam doświadczenie podobne do opisanego przez Sheenę; wizytę w MediaMarkt celem wybrania telewizora. Powitało mnie dwieście telewizorów w różnych cenach, różnej wielkości, z różnymi rodzajami ekranu, różnymi opcjami teletekstu, zmywania naczyń, pompowania opon w samochodzie i przyrządzania sushi. Rozejrzałem się i poczułem… nie, nie wolność i zachwyt na myśl o wyborze, jaki mi dano. Przerażenie. Kiedy do wyboru są 3-4 opcje, w miarę łatwo jest wybrać, choć ryzykujemy, że żadna nam się nie spodoba. Optymalną opcją wydaje mi się 10, które zawężamy do 2-3 według kryterium ceny/rozmiaru/jakie nam odpowiada. 200 jest liczbą, z której nie jesteśmy w stanie dokonać optymalnego wyboru, zwłaszcza w przypadku czegoś takiego, jak telewizory. Nie możemy ich dowolnie przestawiać, ustawiać obok siebie i porównywać ekranów. Możemy ewentualnie — jak ja — bezładnie biegać po salonie MediaMarkt, czując w głowie mętlik, zapisać sobie losowo wybrane pięć modeli, po czym wrócić do domu, odkryć, że jeden z nich jest w internecie o wiele tańszy i go nabyć.
Było to pięć lat temu, a ja nadal nie wiem, czy to był dobry wybór. Gdy kupowałem mieszkanie w 2008, wydawało mi się to dobrym wyborem. Gdy zakładałem firmę, miałem poczucie, że dokonuję wyboru zgoła najlepszego z możliwych. Z drugiej strony, kariera grafika komputerowego przydarzyła mi się niejako przypadkowo; poznałem właściwą osobę we właściwym momencie i osoba ta skierowała mnie w jakimś tam kierunku. Kowalstwo jest wyborem z miłości, pragnienia i żądzy. Przez pięć lat studiów przebrnąłem w dużym stopniu znudzony jak norka. Nauka kowalstwa — ostatnio, kurs spawania — ekscytuje mnie bardziej, niż cokolwiek kiedykolwiek wcześniej. Mieszkanie w Amsterdamie, zamiast w Warszawie, cieszy mnie potrójnie, gdy czytam o wysokości zasiłku jaki otrzymałbym w Polsce (561 zł) i o ostatnich wyczynach Sejmu. Wyborów dokonałem, ograniczony wyłącznie swoją wyobraźnią! …i pieniędzmi! …i stanem zdrowia! …i przez innych ludzi! Wiele z nich teraz bym zmienił; wieloma będę się chwalić (zapewne) do końca życia. Wiele widniejących na horyzoncie zrzuciłbym z wielką przyjemnością na kogoś innego.