Google Alert podesłał mi artykuł (a raczej SLAJDY) pt. „Jak to jest randkować z kimś, gdy mamy chorobę dwubiegunową”. Mam dużo szczęścia, pomyślałem przeglądając. Po przerwie wybrane cytaty oraz moje wielce głębokie przemyślenia.
Mam to za sobą. Kiedy spotykaliśmy się z DJem – początek bloga opisuje te czasy – generalnie były imprezy, zabawa, kluby, dragi, alkohol, nieprzespane noce. Aż dopóki nie zacząłem niedomagać. Depresja, jak się okazało, była dla niego nieatrakcyjna. Niemożność spożywania różnych substancji, zarywania nocy, czasami niemożność wydłubania się w ogóle z domu… Nie taki towar zamawiał, więc go zwrócił. Przy czym transakcja nie opłaciła mi się podwójnie, bo gdy mnie zostawiał był mi winien dużo kasy.
Od diagnozy miałem (i mam) wyłącznie Josa, niemniej jednak powyższe dotyczy również mnie. Z tym, że on sobie radzi ze wszystkim, co mój umysł wyczynia, ja natomiast nie. To ja nienawidzę swoich skoków nastrojów, swojej nieprzewidywalności, zagubienia, niemożności przewidzenia, jak się będę czuł za tydzień. Jos podchodzi do tego wszystkiego z filozoficznym spokojem. Jak będzie dobrze, to będzie dobrze, jak będzie źle, to będzie źle.
Kiedy jakiś czas temu terapeutka oględnymi słowami powiedziała mi, że w moim przypadku już nigdy może nie być na stałe dobrze, wreszcie spłynął na mnie jakiś rodzaj akceptacji. I really can’t help it. Nie chodzi o to, że się za mało staram, nie biorę proszków zawsze co do minuty o tej samej godzinie… robię bowiem WSZYSTKO, co polecają lekarze, poradniki i inni chorzy. Ale postać bipolara, która mi się przydarzyła – ultra-ultra-rapid cycling połączony z bardzo wysoką wrażliwością na skutki uboczne leków – ma moje wysiłki w dupie. Informacja, że tak po prostu jest i będzie pomaga mi w zapamiętaniu, że to nie moja wina. Bo wiecie, ja tu tak uczenie piszę książki, pomagam, podpowiadam, ale samemu własnych rad słuchać najtrudniej. Jestem idealny? To widocznie powinienem być idealniejszy.
Jos w takich chwilach wzrusza ramionami i pyta, czy chcę herbaty.
Nie obchodzi mnie, jak to zabrzmi, ale osobom z dwubiegunówką serdecznie polecam związek otwarty. Na forum, które moderuję wielokrotnie czytałem zrozpaczone wyznania i prośby o pomoc pochodzące od osób, które są religijne, przysięgały małżonkom wierność po grób, po czym przydarzyła się im hiperseksualność. Jedną z cech chorób psychicznych jest ta, że niekiedy NAPRAWDĘ nie mamy nad sobą kontroli (patrz punkt poprzedni). Przed hospitalizacją umawiałem się na seks codziennie – i Jos też nie narzekał na brak zainteresowania. Później usiłowałem obliczyć, ilu nowych panów poznałem przez te kilka tygodni (generalnie nie lubię pojedynczych randek, jeśli mi się podoba, powtarzam czynności) i do tej pory nie wiem, czy sześciu, czy siedmiu. Bardzo głęboko współczuję pani, która napisała zdanie na obrazku. To nie jej wina, ale zaakceptowanie tego może jej zająć resztę życia.
W moim wypadku odpada oczywiście ciąża, ale nadal zdarza mi się zamartwiać, że Jos mnie zostawi. Pomógł dopiero ślub. Kiedy w którejś kolejnej fali depresji słuchałem, jak czarny głos w głowie powtarza: powinien odejść, niszczysz mu życie, jesteś dla niego beznadziejny – nagle spojrzałem na obrączkę i przypomniałem sobie: ten człowiek zna mnie prawie pięć lat i wziął ze mną ślub. To wskazuje dość jednoznacznie, że nie przygotowuje się do rozstania. Co nie zmienia oczywiście tego, że kiedy w ostatnich tygodniach było ze mną bardzo źle, czarny głos powrócił ze swoimi wizjami. Oraz tego, że Jos w tej chwili pochrapuje obok mnie na kanapie.
Na samym początku naszej znajomości Jos powiedział mi, że nie rozumie aluzji. Tak ma, nie rozumie i już. Trzeba mu wszystko mówić wprost. Zacząłem stosować zasadę i sprawdziła się rewelacyjnie. Od tego czasu rozmawiamy o wszystkim i zawsze. Oczywiście on nie wie, jak to jest być mną, ale rozumie, że czasami muszę być sam, a czasami wprost przeciwnie i nie ma to żadnego związku z tym, co on robi lub mówi. To jedna z jego ogromnych zalet, które doceniam co dnia. Nie próbuje mnie naprawiać, nie obraża się (jak dawniej DJ i Wiking), że go nie zabawiam konwersacją, że nie łazimy po imprezach. Dostosowuje się do każdej sytuacji, ponieważ o każdej rozmawiamy. Nauczyłem się, że można mu ufać zawsze i w każdej sprawie. Obawiam się, że bez tego rodzaju pełnej komunikacji para z obrazka powyżej nie będzie szczęśliwa.
Ja też, ja też. Moje emocje czasami mają związek z tym, co się dzieje w rzeczywistości, a czasami nie i okropnie mnie to niekiedy boli. Pominę już to, że miałem w zeszłym tygodniu być w Polsce, ale nie byłem, bo mózg pierdział, ale przed wyjazdem mieliśmy z Josem iść na kolację. Nie poszliśmy. Nadal nie mam odwagi zaproponować daty, bo w ostatnich tygodniach miałem skoki (głównie między depresją, a epizodem mieszanym) kilka razy dziennie. Ciężko na mnie polegać i nic na to nie mogę poradzić. Czasami ktoś mnie bardzo potrzebuje, albo jest w Amsterdamie tylko przez dwa dni, czy po prostu chce pogadać. Zdarza się, że mogę pomóc, ale częściej, niestety – że nie. Nie jestem z tym szczęśliwy.
Wybrałem tylko niektóre cytaty, bo inne się albo do mnie nie stosują, albo powtarzają w innej formie. Można mieć dwubiegunówkę i być w szczęśliwym związku. Jest to cholernie trudne. Ale czy związki, w których obie osoby są idealnie zdrowe są łatwe? Jak powtarzam do znudzenia, pamiętaj, szukając tej wyjątkowej osoby, że wystarczy Ci jedna (nie dotyczy poliamorii). Mam za sobą wiele nieudanych związków, krótszych i dłuższych, które w tej chwili liczą się wyłącznie jako doświadczenia, które mnie ukształtowały i przygotowały na Josa. Mój krąg przyjaciół, znajomych i tak dalej uległ przemianie po mojej diagnozie, to prawda, jest tych ludzi wokół mnie mniej, niż kiedyś. Jest mi z tym bardzo dobrze, ponieważ ci, którzy zostali są wspaniali i jeśli to prawda, że to, jacy są moi przyjaciele jest najlepszym opisem mnie samego, to muszę być naprawdę zajebisty.
A tak w ogóle, to poznałem Josa tylko dlatego, że byłem w najpiękniejszym wykwicie hipomanii, więc gdyby nie dwubiegunówka, nie siedziałby teraz obok mnie, nie zadawałby WTEM pytania „co u siebie?” i nie był rozkosznie niedospany. Moje życie jest naprawdę wspaniałe, z wyjątkiem oczywiście chwil, kiedy jest straszne.